sobota, 1 czerwca 2013

INFORMACJE.

Witajcie moje wierne czytelniczki. Wiem, że na tym blogu zawalam na całej lini, ale ostatnio nie mogę się zdobyć, by dalej na niego pisać. Nie mówię, że go zawieszam, bo obiecałam sobie, że nigdy tego nie zrobię, lecz nie wiem, kiedy pojawi się NN tutaj. Stawiam na czas do dwóch tygodni.

Tymczasem na moim nowym blogu www.because-of-you-i-am-afraid.blogspot.com pojawiła się NN i mam nadzieję, że zajrzycie. :*
To tyle.

Aaa i wesołego dnia dziecka :D

Buziaki :*

wtorek, 16 kwietnia 2013

Nowe opowiadanie :-)

Witajcie kochane! :) Chciałabym oficjalnie zaprosić Was na moje opowiadanie na http:// www.because-of-you-i-am-afraid.blogspot.com :)
Ściskam mocno :*

ZAPRASZAM NA NOWE OPOWIADANIE :)

Witajcie kochane! Chciałabym oficjalnie zaprosić Was na mojego nowego bloga, gdzie pojawił się już prolog :* --> www.because-of-you-i-am-afraid.blogspot.com  :-)
Pozdrawiam! *.*

niedziela, 24 marca 2013

ROZDZIAŁ VIII



 ROZDZIAŁ VIII
~Elena~

Elena nie mogła zasnąć. Leżała godzinami wpatrując się w sufit. Czuła, że życie wymyka jej się spod kontroli. Dopiero teraz dotarło do niej, jak poważna jest sytuacja. Nosi w sobie dziecko, które robi z nią co chce. Nawet nie zorientowała się, kiedy sprawy zabrnęły tak daleko. Niebawem zostanie matką, o czym już dawno przestała marzyć. Niby zawsze pragnęła założyć rodzinę, lecz czy aby na pewno teraz? Jednego była pewna- urodzi to dziecko, choćby sama miała umrzeć. Jej wątpliwości tyczyły się natomiast tego, czy jest na tyle odpowiedzialna, by zostać mamą i jakie będzie dziecko? Wampirem? Pół wampirem, pół człowiekiem? A może człowiekiem z nadnaturalnymi mocami?
To, co nie dawało jej spokoju tej nocy, to świadomość, iż zabiła niewinnego człowieka. Przypuszczała, że ten dzień nadejdzie prędzej, czy później, lecz nadal nie mogła znieść tego poczucia winy i bólu, który zabijał ją od środka. Ten chłopak mógł mieć wspaniałą rodzinę i świetlaną przyszłość, a ona? Ona mu to wszystko odebrała, pozbawiła go życia. Myślała, że nic gorszego nie może ją spotkać. Nie chciała tak więcej egzystować. Na samo wspomnienie o tym nieszczęsnym incydencie robiło jej się niedobrze. W takich momentach przypominała sobie Anioła Śmierci, który dał jej wybór. Mogła postawić na ostateczne odejście z tego świata, jednak dla Damona zawróciła. Dziwiło ją, że dzieciątko nie odeszło wraz z jej człowieczeństwem. Może Starsi chcieli ją ukarać i sprawić, by przez dziecię cierpiała męki? Dlaczego to musi być takie trudne?
Dziewczyna ze smutkiem stwierdziła, że emocje stają się zbyt silne i nie daje sobie z nimi rady. Głowa lada moment, a eksplodowałaby od kotła myśli, serce natomiast ciągle krwawiło. Nie potrafiła sobie z sobą poradzić. Czuła, że wariuje. Chciała być silna, lecz nie umiała.
Spojrzała na słodko śpiącego Damona. Uśmiechnęła się smutno. Kochała go nad życie. Wiedziała, że sprawia brunetowi nie lada problem. Cały czas musiał ją wspierać, martwić się i opiekować. Nie była wystarczająco twarda i wreszcie nadszedł czas, by to zmienić.
Wstała z łóżka i po cichutku skradła się do toalety. Stanęła przed lustrem patrząc sobie w twarz. Decyzja, którą podjęła nie należała do najłatwiejszych i najprzyjemniejszych, ale skoro miała urodzić to dziecko i sama psychicznie znieść wszystko, co przez nie przejdzie, musiała zrobić jedno. Zamknęła oczy i skupiła się na sobie, na swoich uczuciach i całym, cholernym cierpieniu. Po chwili zrobiła to- wyłączyła człowieczeństwo.
Przechyliła lekko głowę uśmiechając się złośliwie. Wreszcie poczuła się wolna. Zupełnie jakby cały świat leżał u jej stóp. Nie obchodziło ją nic, poza własnym tyłkiem. Przejrzała się w lustrze, obracając dookoła. Ucieszyła się jak mała dziewczynka. Brak uczuć pozwolił jej funkcjonować.
Wróciła, jak gdyby nigdy nic do łóżka  zapadając w błogi sen. Nie mogła doczekać się jutra.
~Sen~
Przystanek autobusowy. Zima. Wszędzie pusto. Nawet nie przejeżdżały samochody, czy hałaśliwe ciężarówki. Zupełnie nikt. Tylko białe śnieżynki tańcowały w powietrzu.
Przez ulicę szła tylko jedna osoba. Ubrana w czarną, długą, wijącą się suknię. Jej lokowane, ciemne włosy falowały pod wpływem szybkiego kroku i lekkiego wietrzyku. Minę miała obojętną. Nie zważała na nic. Deptała bosymi stopami po chłodnym, mokrym śniegu i wcale tego nie czuła.
Kiedy miała minąć budkę na przystanku, wyłoniła się z niej mała dziewczynka. Ubrana w czerwony płaszczyk i czarne spodnie. Na nóżkach połyskiwały ciemne lakierki. Włoski splecione w warkoczyk sprawiały, że maleńka wyglądała uroczo. Mleczna cera idealnie współgrała z lazurowymi oczkami dziewczęcia.
-Stój- wydobyło się stanowcze słowo z ust małej.
Nie zwracająca dotychczas na nic uwagi, brunetka zatrzymała się. Zirytowana, ale i zaciekawiona spojrzała na dziewuszkę, która była tak słodka, że aż ją schrupać.
Kobieta podeszła bliżej małoletniej osoby. Splotła ręce na piersiach unosząc jedną brew ku górze.
-Coś się stało? Zabłądziłaś?- wykrzesała pozbawionym uczuć tonem.- Tu nikt nie bywa. Nie jest to odpowiednie miejsce dla ciebie.- dodała lustrując dziewczynkę spojrzeniem.
-Nie jest ci zimno?- spytała ignorując wypowiedź rozmówczyni.
Kobieta spojrzała zdziwiona na małą brunetkę. Zerknęła na swój ubiór, po czym pokiwała przecząco głową.
-Skąd ten pomysł? Pogoda jest idealna. Może tylko tobie jest zimno? Może coś ci jest?- mruknęła apatycznie.
-Chodzisz boso po śniegu. Nabawisz się przez to choroby.- skwitowała spoglądając z rozżaleniem na towarzyszkę.
-Nic mi nie będzie. Dam sobie radę.- wysyczała przez zaciśnięte zęby.
Wtem maleńka podbiegła do brunetki, objęła ją w pasie i przytuliła mocno. Kobieta wydawała się być zszokowana takowym zachowaniem. Poczuła coś dziwnego w sercu. Zupełnie, jakby zrobiło jej się… Miło? Przez moment poczuła doskwierający chłód, który wydawał się nie do zniesienia.
-Wróć ze mną, proszę. Tam, gdzie jest ciepło.- wyszeptała błagalnie, ale i kochająco.
Znowu cios. Kolejny raz poczuła to ciepło w sercu i otaczający ją chłód. Nie rozumiała, jak to możliwe. Potrząsnęła z dezaprobatą głową, odpychając od siebie maleńką. Zmroziła ją gniewnym spojrzeniem.
-Wracaj już lepiej do domu. Nie ma tu dla Ciebie miejsca.- warknęła kobieta, po czym ruszyła hardo przed siebie.
Mała istotka patrzyła na odchodzącą kobietę, a w jej oczkach zakręciły się łzy.
~Damon~
 
Salvatore powoli uniósł powieki. Ujrzał puste miejsce obok siebie, na łóżku. Zaspany zamknął oczy, lecz gdy dotarło do niego, że nie ma tu Eleny, pospiesznie je otworzył. Podniósł się do pozycji siedzącej. Rozejrzał się uważnie po pomieszczeniu, ale nie dostrzegł ukochanej. Zdziwiony wstał z łóżka, wciągając czarne jeansy. Zapinając pasek schodził po schodach. Na moment przystanął. Usłyszał głosy, które dobiegały z kuchni. Coraz bardziej zaintrygowany skierował się do pomieszczenia. A tam?
Elena, w pofalowanych włosach z ciemno-różowymi pasemkami. Stała oparta o blat w czerwonej sukience i wysokich, czarnych szpilkach. Piła krew z woreczka i śmiała się wraz z Stefanem, z jakiś historyjek. Damon oparł się o framugę drzwi, oglądając ten niecodzienny widok. Coś mu tu nie pasowało. Salvatore’ówna w takim dobrym humorze?  Na dodatek przeprowadziła u siebie taką metamorfozę (ładną, co prawda) ?
-Damon- zwróciła się do bruneta- no ile można spać? Przecież wczoraj wcale cię nie wymęczyłam.- puściła mu oczko.
Sprośne żarty?
Salvatore uśmiechnął się wywracając oczami.
-Eleno…- zaczął z zakłopotaniem.
Jedna brew dziewczyny powędrowała ku górze. Na jej twarzy cały czas tkwił mały, zadziorny uśmieszek.
-Widzisz, rozmawiałem wczoraj z Florence. Może tak zrobilibyśmy jej niespodziankę i do niej wpadli, hm?- zaproponował niecierpliwie wyczekując odpowiedzi.
-Ah, Harrisówna! Tak, rozumiem, stęskniłeś się.- zacmokała chichocząc przy tym.- Możemy do niej wpaść, skoro aż tak ci na tym zależy.- na jej twarzy pojawił się łobuzerski uśmieszek.
-To świetnie, księżniczko. Florence na pewno dozna szoku, jak dowie się, że będziemy mieli dziecko.- skwitował wesoło.
-Tak, z pewnością.- Elena buchnęła śmiechem.- Nogi się pod nią ugną, uwierz.- nadal się śmiała.
Damon nie wiedział, że żonie chodzi o zazdrość Florence z powodu dziecka. Nadal nie potrafił oswoić się z nietypowym zachowaniem dziewczyny.
Kobieta wyrzuciła pusty woreczek do kosza. Klasnęła w ręce uśmiechając się diabolicznie. Pewnym krokiem ruszyła w kierunku korytarza, gdzie narzuciła na siebie skórzaną kurtkę z ćwiekami. Poprawiła makijaż. Jeszcze raz posmarowała usta czerwoną pomadką. Wzięła torebkę i gdy miała już wychodzić, usłyszała za sobą głos małżonka.
-Wybierasz się gdzieś?- spytał zaniepokojony.
-Oh, Damon, wyluzuj. Wychodzę. Mam do załatwienia kilka spraw.- machnęła ręką, po czym opuściła rezydencję.
Brunet czuł się totalnie skołowany. Takie zachowanie było nie w jej stylu. Nie pasowało do niej. Nigdy nie robiła takich cyrków.
Z zamyśleniem wszedł do kuchni spoglądając na Stefana, z którego dobry nastrój wręcz tryskał. Po zobaczeniu radosnej miny brata, zmrużył oczy. Splótł ręce na klatce piersiowej, przyglądając się młodszemu Salvatoreowi.
-Co się tu działo, jak ja spałem?- wypalił nagle.
Stefan zerknął na Damona i wzruszył ramionami. Zaczął sączyć krew z torebki, czego by się po nim nie spodziewał. Doznał jeszcze większego szoku. Nie mógł powstrzymać się od uniesienia brwi ku górze.
-Chodzi ci o Elenę? Nie mam pojęcia.- mruknął po chwili.- Myślałem, że to ty jej tak dogodziłeś, braciszku.- puścił do niego oczko.
-Nie udław się tą krwią, zwierzaczku. Taka rozkosz nie jest pisana tobie.- warknął z ironią zabierając mu woreczek, po czym wysączył z niego zawartość do końca.
Brunet wszedł do salonu, nalewając sobie whiskey. Miał chwilę do przemyśleń. Otóż niezmiernie dziwiło go zachowanie Eleny, a do tego martwił się o nią i o dziecko. W życiu nie pomyślałby, że zostanie ojcem. Na tę wzmiankę uśmiechnął się sam do siebie. Musi z kimś to uczcić, a z kimże by innym, jak Alaricem Saltzmanem?
 ~Elena~ 

Dziewczyna czuła się znakomicie po wyłączeniu uczuć. Nie musiała się niczym martwić. Wszystko stało się obojętne, zupełnie, jakby jej życie było jedną wielką zabawą. Przedtem miała ciągle jakieś pohamowania, ten pieprzony zdrowy rozsądek. A teraz? Cały świat stał przed nią otworem. Mogła robić, co jej się żywnie podoba. Wiedziała, że teraz da sobie radę ze wszystkim. Czuła się lepsza, silniejsza. Decyzja o wyłączeniu człowieczeństwa była zdecydowanie najlepszą, jaką podjęła.
Dzisiaj zamierzała naprawić kilka błędów i zacząć żyć pełnią życia. Podążyła więc do miejsca, które kiedyś było dla niej, niczym drugi dom. Do miejsca, gdzie nabrała dystansu i nauczyła się radzić sobie z problemami. Do miejsca, które otworzyło przed nią nowe możliwości. Agencja Modelek.
Ta placówka nie kojarzyła jej się źle, pomimo tego, iż Fabian nieźle namieszał w jej życiu. Spiskował ze Stefanem, przez niego kłóciła się z Damonem… Ale cóż, teraz to nie miało dla niej żadnego znaczenia. Fabian to tylko pracodawca. Po przemianie, kiedy zrezygnowała z pracy u niego, wielokrotnie telefonował i nakłaniał ją do powrotu, lecz nie chciała. Powiedział, że zawsze może wrócić do Agencji, co zapamiętała. Snuła interesujące plany wobec swojej przyszłości w tym miejscu. Ciąża nie powinna stanowić żadnych przeszkód w pracy. Wręcz przeciwnie.
Kobieta przekroczyła próg Agencji. Kiedy sekretarka ujrzała postać Salvatoreówny, aż wstrzymała oddech. Po chwili wstała i uśmiechnęła się promiennie klaszcząc w ręce. Elena miała ochotę wymierzyć jej cios, za tak nonsensowne zachowanie. Według niej, głupota ludzka nie zna granic.
-Pan Fabian u siebie, pani Eleno.- rzuciła szybko siadając z zadowoleniem na miejsce.
Nie odpowiedziała. Posłała jej tylko złośliwy uśmieszek. Pewnym krokiem poszła na górę. Stanęła przed gabinetem szanownego szefunia. Prychnęła głośno. Ciekawiło ją, czy choć trochę się zmienił. Obiecała sobie, że po podjęciu ponownej współpracy nie da sobą manipulować i na pewno nie będzie wykorzystywana. Ta praca ma ją spełnić, a nie przytłoczyć.
Nawet nie zapukała. Jak gdyby nigdy nic otworzyła drzwi. Fabian podpisywał jakieś dokumenty. Po jego podpuchniętych oczach szło stwierdzić, że jest bardzo zmęczony. Całe to dyrektorowanie z pewnością go przerosło. Nie zauważył obecności Eleny. Zirytowana z hukiem pchnęła drzwi, które się zatrzasnęły. Splotła ręce na piersiach lustrując pracodawcę spojrzeniem. Ten podniósł do góry głowę. Gdy ujrzał kobietę, o mało, a nie eksplodował ze szczęścia. Uśmiechnął się promiennie, wstał, chwycił za włosy, lecz po chwili opanował się. Spojrzał na dziewczynę z niezmiernym zadowoleniem.
-Elena. Jak miło znowu cię widzieć.- przywitał się szczerze.
-Daj sobie spokój, przejdźmy do konkretów.- mruknęła znużona usadawiając się w fotelu.- Byłabym zainteresowana współpracą z tobą.- rzekła, czym totalnie uradowała szefa.
-Eleno, to wspaniale! Właśnie zamierzałem do ciebie telefonować! Agencja przechodzi kryzys…  Tylko z tobą firma dobrze prosperowała, a teraz? Wszystko to zaczyna mnie przerastać. Ja…- opowiadał o kłopotach firmowych.
-Wiem o kryzysie.- przerwała mu nagle.- Po prostu, chcę tu pracować, a przy okazji… Może uda wyciągnąć się Agencję na prostą.- dodała z szelmowskim uśmieszkiem.
-Eleno, ratujesz mi życie.- odetchnął z ulgą.
-Nie ciesz się na zapas. Nie wiesz, co chce ci zaoferować.- mężczyzna spojrzał na nią zaciekawiony.- Wszystko zapewne było by banalnie proste i przewidywalne, tylko że jest jeden, mały, tyci szczególik. Otóż jestem w ciąży.- oznajmiła, a facetowi mina zżęła.- Wiedziałam, że to na pewno cię nie zadowoli, ale pomyśl. Na razie nie widać brzucha, więc mogłabym normalnie pozować. A potem? Miałbyś z tego same zyski. Ciężarna kobieta. Zdjęcia do gazet i programów, które opowiadają o macierzyństwie. Ponadto, podpisałoby się kontrakt z jakąś marką, która ma w trendach tuniki i inne ubrania, też dla ciężarnych kobiet. Następne dochody.- na twarzy Fabiana błąkał się łobuzerski uśmieszek.
-Masz rację- odparł po chwili zamyślenia.- Wtedy wyciągnęlibyśmy Agencję z kryzysu, nie wspominając już o zyskach.- dokończył uradowany.
-Wyjeżdżam na weekend do San Francisco, więc widzimy się w poniedziałek o 10.00.- postanowiła za Fabiana, który spojrzał na nią z zrezygnowaniem.
-Okej, niech ci będzie.- zaśmiał się.
-Będę się zbierać.- mruknęła i gdy miała wstawać przypomniało jej się coś.- A… i jeszcze jedno.- w tym momencie pociągła Fabiana za koszulę tak mocno, że prawie by się udusił. Spojrzała mu w oczy.- Zapamiętaj sobie, nie waż się mieszać w moje życie prywatne i nie waż się swatać mnie ze Stefanem. A jeśli mimo moich słów zacząłbyś to robić, pamiętaj- zabiję cię w mig oka. Rozumiesz?- zauroczyła go. Wystraszony pokiwał twierdząco głową.
Dziewczyna uśmiechnęła się szeroko ukazując przy tym swe śnieżnobiałe ząbki. Na tym jednak zabawa nie miała się skończyć. Poczuła, że intensywnie doskwiera jej głód. Pogładziła brzuszek spoglądając na Fabiana. Jej twarz pokryły sine żyły, a oczy zaszły czerwienią. Po chwili wbiła kły w tętnicę mężczyzny, który aż zwijał się z bólu. Ona jednak brutalnie wysysała z niego krew. Pragnienie było zbyt wielkie, a karmienie się to wielka przyjemność. Po dłuższej chwili oderwała się od niego. Twarz wróciła do normalności. Otarła twarz z krwi. Uniosła podbródek szefa, który bliski był omdlenia. Zmusiła go do spojrzenia jej w oczy
-Zapomnij, że się tobą karmiłam. Po rozmowie wyszłam. Skaleczyłeś się o drut.- zauroczyła go.
Wzięła torebkę i wyszła z pomieszczenia. Wyprostowała się i z szelmowskim uśmieszkiem zeszła na parter. Tam sekretarka patrzyła na nią wyczekująco, jak na cud Boży. Elena jednak totalnie ją zignorowała. Opuściła Agencję z nowymi ambicjami. Nigdy w życiu nie czuła się lepiej, a prawdę mówiąc nie miała ochoty wracać do domu i jechać do Harrisówny- jeszcze nie. Tam, w San Francisco będzie się zapewne strasznie nudzić. Nie chciała marnować takiego pięknego dnia.
Przechadzała się ulicami Mystic Falls. Obserwowała uważnie ludzi. Coraz bardziej zaczynała widzieć w nich wszystkie niedoskonałości, takie jak słabość, kruchość i naiwność. Dziwiła się sobie, że mogła mieć dla nich tyle litości.
Zauważyła jakiegoś chłopaka, który siedział na schodach, przy zamkniętym sklepem. Zamyślony wypalał papierosa. Poodzierana jeansowa kurtka i równie poodzierane jeansowe spodnie oraz glany dawały świetny efekt. Długie, ciemne włosy sięgały mu za ramiona. Elena nadal była głodna, a właściwie to nie miała co ze sobą zrobić. Postanowiła, że podejdzie do niego.
Tak też zrobiła. Usiadła na schodach, obok zasmuconego nastolatka, który zlustrował ją spojrzeniem. Po chwili spuścił głowę w geście obojętności. Wyciągnął paczkę szlug w kierunku dziewczyny.
-Chcesz?- nastolatka wzięła fajkę.
Co prawda nigdy nie paliła, gdyż nieprzyjemny zapach dymu ją odstraszał. Ale co tam, w końcu raz się żyje. Ma wieczność na takie eksperymenty i wreszcie brak wewnętrznych zahamowań. Włożyła szlugę do ust, a chłopak zapalił zapalniczką. Wpierw wzięła bucha, lecz potem postanowiła się zaciągnąć. Czuła przechodzący przez gardło dym, przez co miała ochotę kaszleć. Cudem udało powstrzymać jej się ten nagły wybuch i to na całe szczęście. Nie miała zamiaru zbłaźnić się przed człowiekiem.
Kątem oka zauważyła, że brunet jej się przygląda swymi zielonymi oczami. Wyglądała seksownie. Nic dziwnego, że na nią patrzył.
-Co tutaj robisz?- zagadał nagle.
Elena wypuściła dym.
-Siedzę i myślę, co robić w taki dzień, zanim pojadę z moim... partnerem do jego byłej.- mruknęła nie ujawniając statusu małżeństwa.- A ty?- spytała, choć wcale nie miała ochoty.
-Zostałem ojcem, moja dziewczyna znalazła sobie jakiegoś bogatego typa i właśnie zastanawiam się, co takiego zrobiłem, że moja matka mnie nienawidzi.- odparł chłodno zapalając kolejną szlugę.
Nie odpowiedziała. Fakt, chłopaczyna znajdował się w nieciekawej sytuacji, ale co ją to obchodziło?
Ponownie się zaciągnęła.
-Olivier jestem.- przedstawił się.
-Elena.- również się przedstawiła.
Siedzieli tak w milczeniu. Dziewczyna wypaliła papierosa, a po chwili i chłopak. Wtedy zaklął pod nosem.
-Skończyły mi się.- burknął zirytowany.
-Chodź, kupię ci.- momentalnie wstała patrząc na niego wyczekująco.
Olivier poszedł w jej ślady. Lada moment znaleźli się w sklepie.
~Damon~

Salvatore siedział w dawnej posiadłości Gilbertów, gdzie obecnie mieszka Alaric z dziewczyną Alice i jej małą córeczką, Natalie. Kobietek aktualnie nie było w domu, więc mieli całą posiadłość dla siebie. Oczywiście, siedzieli na kanapie z whiskey, jak za starych, dobrych czasów. Troszkę już wypili, jednak dobry humor ich nie opuszczał. Damon opowiedział przyjacielowi o ciąży Eleny, na co bardzo się ucieszył. Potem Saltzman zaczął mu się żalić. Twierdził, że kocha Alice i maleńką, lecz nie jest w stanie temu wszystkiemu podołać. Rodzicielstwo go przerosło, a ciągła rutyna zaczęła dawać mu się we znaki. Gdy brunet tak tego słuchał, wyobrażał sobie siebie jako ojca, którego również przerosną obowiązki. Wystraszył się nie na żarty. Takie życie w ciągłej depresji nie było dla niego. Czy to aby nie za duży cios?
-O, stary… Idiota ze mnie. Nie powinienem ci tego mówić. W końcu sam zostaniesz tatuśkiem.- jęknął popijając whiskey.
-Tak… Będziemy chodzić oboje na spacery i zmieniać pieluszki.- prychnął wywracając oczami.- A właśnie, widziałeś się dzisiaj może z Eleną?- spytał znienacka.
Pokiwał przecząco głową.
-Zachowuje się jakoś… Dziwnie. Jak nie ona.- mruknął popijając alkohol.
Alaric zamyślił się na chwilę. Po chwili wzruszył ramionami.
-Gadałeś z nią?- wyrwało mu się.
-Gdybym z nią gadał, nie pytałbym ciebie o powód jej zachowania.- wywrócił oczami, po czym wziął łyka whiskey.
-Może u ciężarnych wampirów też występują hormony?- zasugerował Alaric sam się z tego śmiejąc.
-Uwierz, że ucieszyłbym się, gdyby tylko chodziło o to…-westchnął ciężko spoglądając na zegarek.- Cholera, trochę się zasiedziałem, a jeszcze mamy jechać do Florence.- poderwał się z kanapy na równe nogi.
-Florence? Do twojej byłej?- Rick zaśmiał się.- Zabierasz tam Elenę? I jedziesz po pijaku?- nadal się śmiał.
-Rick, stary, przecież dobrze wiesz, że ja zawsze jeżdżę po pijaku.- puścił do niego oczko, po czym opuścił dom.
Wsiadł w samochód i chwilę później znalazł się już przed rezydencją. Wkroczył do niej raźnym krokiem wołając żonę, lecz nikt mu nie odpowiadał. Zajrzał do kuchni, salonu, lecz żadnych śladów. Postanowił skierować się na górę. Zajrzał do ich sypialni, lecz tam też jej nie było. Zmrużył oczy. Gdy chciał zejść z powrotem na parter, zatrzymał go Stefan. Zerknął na niego z ciekawością, lecz Damon odepchnął go, pragnąc znaleźć Elenę.
-Z tego co wiem, jeszcze nie wróciła.- wypalił Stefek, przez co brunet na moment zatrzymał się.
Pokiwał twierdząco głową, na znak, że zrozumiał. Zbiegł po schodach dzwoniąc do dziewczyny, która nie odbierała komórki. Przeklął pod nosem. Gdzie ona się podziała?
~Elena~

Dziewczyna siedziała z Olivierem w klubie. Sączyła drinka obserwując uważnie  barmana. Miała ochotę go zabić. Wyglądał jak jakiś alfąs i uwodził kobiety, które w większości wyglądały, według Eleny, jak dziwki.
Olivier zapijał smutki w Burbonie. Cóż, nie mogła zaprzeczyć, był całkiem przystojny. Swoją drogą, dzięki niemu zaczęła palić papierosy, co bardzo jej się podobało. Fakt, jest ciężarna, ale nie wiadomo, czym będzie to dziecko. Człowiekiem? Wampirem? Pół człowiekiem, pół wampirem?  Poza tym, Elena teraz nie miała uczuć. Myślała, że skoro Anioł Śmierci i Starsi nie odebrali życia jej dziecku, to papierosy mu nie zaszkodzą.
-Olivier, przestań już pić, chodź, zatańczymy i pójdziemy na papierosa, hm?- pociągnęła go za rękaw.
Chłopak westchnął ciężko, po czym podniósł się z miejsca. Elena wyciągnęła go na parkiet. Tańczyli do jakiegoś dyskotekowego hitu. Tancerzem również był świetnym. Jego dłonie błądziły po jej plecach, potem obrócił ją tyłem do siebie i kołysali się wtuleni do siebie. Bardzo przyjemne i upojne chwile.
Po tańcu kobieta zajęła swoje miejsce. Usłyszała wibrowanie komórki. Wyciągnęła ją i mimowolnie jęknęła- Damon. Zastanawiała się, czy odebrać, czy może zignorować połączenie, lecz postanowiła zamienić z nim kilka słów. Odebrała popijając drinka.
E- Czego?- warknęła ozięble.
D- Elena, gdzie ty jesteś? Wiesz, że musimy zaraz jechać.- w jego głosie usłyszała wyrzut.
E-Musimy? Ja nic nie muszę, kochany.- prychnęła zamawiając tequilę.
D- Elena, co to za hałas? Gdzie ty jesteś?- zirytował się.
E- Jestem, gdzie mi się podoba. Nie martw się, wrócę przed dobranocką.- warknęła rozłączając się.
Po wyłączeniu uczuć to ciągłe kontrolowanie Damona zaczynało ją irytować. Nie musiała się nikomu tłumaczyć. Życie stało przed nią otworem i żaden mężuś nie mógł jej tego zepsuć. Ale skoro już miała jechać do tej całej Harrisówny, to dobrze by było wyjść stąd wcześniej. Wolała nie przebywać tam za długo. W końcu w poniedziałek zaczynała pracę. Powrót do Agencji bardzo ją nakręcił. Otworzyło się przed nią tak wiele możliwości…
Wypiła zamówioną tequilę, po czym wyszła z Olivierem na papierosa. Oczywiste było, że się nim pożywi. Naprawdę zgłodniała. Przez moment poczuła coś jakby kopnięcie w brzuchu. Dziecko. Czas działać.
~Damon~

Siedział na kanapie pijąc whisky. Denerwował się o Elenę. Zachowywała się dziś nienormalnie. W sumie nie miał nic przeciwko jej spontaniczności, lecz coś mu tu nie pasowało. Odnosiła się do niego chamsko i chłodno. Czyżby tak źle na nią wpływał? Zaśmiał się pod nosem. Nie, to nie możliwe. Chyba nie jest aż takim draniem. Był ciekaw, co robiła przez ten cały dzień. I chyba lada moment miał się dowiedzieć.
Drzwi od rezydencji otworzyły się. Elena pewnym krokiem weszła do środka. Ujrzała siedzącego męża sączącego trunek. Usiadła naprzeciw mężczyzny uśmiechając się do niego łobuzersko.
-I jak ci minął dzień?- zagadał z złośliwym uśmieszkiem.
Dziewczyna parsknęła śmiechem.
-Całkiem miło.- odparła nadal się uśmiechając.- A teraz możemy już jechać, do tej twojej Flori.- dodała patrząc na niego wyczekująco.
-Okej.- odparł podnosząc się z kanapy.
Elena zagrodziła mu drogę. Musnęła jego wargi swoimi, po czym spojrzała mu w oczy.
-Wiem, że zżera cię ciekawość, kochanie.- wymruczała seksownie.
-Papierosy.- mruknął, lecz gdy napotkał zdziwione spojrzenie małżonki rozwinął wypowiedź.- Księżniczko, czuję dym. Czyżbyś paliła?
Nie otrzymał odpowiedzi, tylko mały chichot. Lada moment znaleźli się w samochodzie. Całą drogę spędzili w milczeniu, gdyż Elena zasnęła.
***
Dotarli do San Francisco. Znajdowali się przed piękną willą pani Harris. Elena wysiadła z auta. Zaspana przeciągła ręce ziewając długo. Jej uwagę przykuł uroczy dom, do którego zaraz mieli wejść. Nieźle się małpa dorobiła- przeleciało jej przez głowę.
-Ciekawe, kiedy my w takim zamieszkamy.- rzuciła Damonowi znaczące spojrzenie.
-Jedno twoje słowo, a już możemy zmieniać domek.- odparł kusząco brunet.
Lenka podeszła do niego. Zawiesiła mu się na szyi, po czym wpiła się w jego usta. Nikt nie był w stanie mu dorównać, przyznała to sama przed sobą. Pogładziła policzek mężczyzny, uśmiechając się lekko.
-Słowo.- wyszeptała, na co ten zaśmiał się lekko.
-Zgoda. Uwolnimy się od Stefanka.- wymruczał jej do ucha.
Zachichotała odrywając się od faceta. Damon nacisnął przycisk, dzięki któremu w willi rozległ się dźwięk dzwonka, lecz nikt się nie pojawiał. Elenie zaczynało się niecierpliwić. Stąpała z nogi na nogę. Facet zerknął na nią z cwanym uśmieszkiem.
-Przyznaj się. Paliłaś.- w odpowiedzi usłyszał tylko prychnięcie.
Cóż, otworzył drzwi przekraczając próg rezydencji. Byli tu już kiedyś, lecz Harrisówna przeprowadziła tu wielki remont. Zresztą, ona co rusz wprowadza zmiany. Nawoływał ją, lecz nikt nie odpowiadał. Elena rozsiadła się na białej, skórzanej kanapie w salonie. Wlała sobie wina w kieliszek, które stało na stoliku.
Mężczyzna poszedł natomiast do sypialni kobiety. Zapukał szybko trzy razy i gdy popchnął drzwi, doznał szoku.
Harrisówna leżała w szlafroczku, z Clarkiem Kentem u boku. Damon na początku nie wiedział, jak zareagować. Kobieta zauważyła go i nie zdołała nic wykrzesać, oprócz „o”. Salvatore trzasnął drzwiami zbiegając na dół. Wszedł do salonu, gdzie zastał rozgoszczoną Elenę, z szlugą w dłoni i winem w drugiej.
-Elena, dziecko!- wrzasnął, lecz ona nie zareagowała.- To może mu zaszkodzić.- dodał zirytowany.
-Ma mocną główkę, po tatusiu, kochanie.- zacmokała ignorując męża.
Wyrwał jej papierosa i zagasił go. Spotkał się z gniewnym spojrzeniem Salvatore’ówny.
-Damon!- usłyszeli głos Florence.
Wykorzystując chwilę nieuwagi Damona, Elena wyciągnęła i zapaliła kolejną fajkę.
Rudowłosa zbiegła szybko po schodach, a za nią Kent zapinający koszulę. Kiedy Salvatoreówna ujrzała ten widok parsknęła śmiechem.
-A to cyrk.- zachichotała zaciągając się.
-Damon, ja… My…- dukała nie wiedząc, co powiedzieć.- Spotykamy się.- wykrzesała, czym wcale nie zdziwiła swojego byłego.
-Uwierz, nie zaskoczyło mnie to.- warknął spoglądając na Clarka.
-Nie możesz jej tego zabronić.- wtrącił się super-bohater.
Damon prychnął.
-Na nikogo lepszego cię nie stać? Mój brat jest wolny, chcesz do niego numer?- zmroził ją spojrzeniem.
-Przestań.- nakazała lekko podenerwowana.- Elena, ty palisz?- zwróciła się do kobiety, która wypuszczała kółeczka z dymu.
-Elena, dziecko!- krzyknął Damon wyrywając jej papierosa.
-Co?- zdziwiła się Florence.
-Elena jest w ciąży, Rudzielcu.- wysyczał ze złością.
Salvatore’ówna jak gdyby nigdy nic zapiła następną szlugę. Przyglądała się całej tej scence z niemałym rozbawieniem.
-I pali?- fuknęła Florence.
-Co?- nie dotarło do niego, lecz po chwili odwrócił się do żony.- Elena, do cholery!- wrzasnął, lecz nie zrobiło to na niej większego wrażenia.
-Oh, przestań. To w połowie wampir. Nic mu nie będzie.- machnęła lekceważąco dłonią.
Wdech.
Wydech.
Damon ledwo powstrzymał się od wybuchu.
-Powinnaś bardziej o siebie dbać.- mruknął.
-Tak, masz rację. Pójdę się przespać. W razie czego obudź mnie w niedzielę, w poniedziałek idę do Agencji.- rzuciła kierując się w stronę schodów.
-Że co? Przesłyszałem się?- nie mógł uwierzyć w to, co słyszy.
-Ah, zapomniałam ci powiedzieć. Wracam do pracy. Super, nie?- skierowała się w kierunku schodów.
-Elena- wtrąciła Flori- wyłączyłaś uczucia?- spytała zaniepokojona.
Na moment nastała grobowa cisza. Wszyscy skierowali wzrok na dziewczynę, która splotła ręce na piersiach. W głowie Damona pojawiła się żaróweczka. Właśnie to mu nie pasowało. Ta obojętność i nonszalancja z jej strony. To wręcz oczywiste, że wyłączyła uczucia. Brunet podszedł do żony kładąc jej dłonie na ramionach. Uciekała wzrokiem. Złapał ją za podbródek tak, że w końcu ich oczy spotkały się.
-Elena, wyłączyłaś uczucia?- starał się być spokojny.
-Tak.- odparła obojętnie.- I co z tego? Teraz przynajmniej czuję, że żyję. Nie jestem tak cholernie słaba i nie odczuwam tych głupich wyrzutów sumienia. Tak jest dobrze, rozumiesz?- powiedziała, po czym skierowała się na piętro.
Damon odprowadził kobietę wzrokiem, po czym opuścił powieki. Po chwili uniósł je, kierując wzrok na sufit.
-Boże, ty mnie tak karzesz? Muszę to wszystko znosić? Zakochaną Flori i jej alfąsa Kenta, a na dodatek Elenę w ciąży, która wyłączyła uczucia?- westchnął ciężko przenosząc wzrok na Florence.
-Jeśli ten laluś opuści dom, to możemy pogadać.- rzekł rozsiadając się w salonie i popijając whiskey.
Czuł, że kłopoty dopiero przed nim.
__________________________________________________________________
No siema :D Przepraszam was, że notka znowu nie w terminie, ale jakoś nie miałam jak się do tego zabrać. 
Jak widzicie, Elena podobnie jak w serialu wyłączyła uczucia. Cóż, komplikacje muszą być. Mogę wam powiedzieć, że będzie śmiesznie i tragicznie zarazem. :D Mam małą wizję Nowej Eleny, ale cicho :D 
Hm... Poważnie zastanawiam się nad nowym blogiem. Ale mam kilka pomysłów, i nie wiem, który z nich nadaje się do zrealizowania.
Nie obiecuję, kiedy pojawi się nowa notka. Możecie tu zajrzeć za dwa, trzy tygodnie, chociaż ci, co chcieli być powiadamiani na pewno będą.
Właściwie, ilu was, moich wiernych czytelników tutaj jest? :D Chciałabym mniej więcej wiedzieć, więc jakbyście mogli, zostawicie komentarze ;)

Buziakiii *.*