środa, 10 października 2012

ROZDZIAŁ IV



Dziękuję kochanej Kasi, która projektuje mi stroje do rozdziałów ^^ Założyła blogahttp://damon-elena-delena-forever.bloog.pl/ . Zachęcam do jego czytania ^_^ Buziaki!
ROZDZIAŁ IV
Elena i Damon dojechali na lotnisko. Wzięli walizki zmierzając szybkim krokiem do wnętrza budynku. Damon lustrował spojrzeniem Elenę, która roześmiała się lekko.
-Co mi się tak przyglądasz?- spytała rozproszona.
-Zaskakujesz mnie.- odparł bez wahania.
-Doprawdy?- zachichotała.
-Zmieniłaś się.-ciągnął dalej badawczo jej się przyglądając.
-Kochanie, ja się nigdy nie zmieniłam. Ty po prostu nie poznałeś mnie do końca.- Damon uniósł do góry brew.
-Ah, tak? To czego mogę się jeszcze po tobie spodziewać? Może masz zamiar podpalić mi włosy?- prychnął rozbawiony własnymi słowami.
-Może? Właśnie o to chodzi, że nigdy nie wiesz, czego się po mnie spodziewać.- Damon spojrzał na nią zaintrygowany.
-Codziennie odkrywam cię na nowo…- mruknął bardziej do siebie niż do niej.
Wbiegli do centrum lotniskowego patrząc na tablicę z informacjami o odlotach. Ujrzeli, że samolot do: New Yorku- odleciał 30 min. temu, a do Los Angeles- 3min. wcześniej. Ich uwagę zwróciła Bułgaria. Odlot miał nastąpić za… 6 minut. Elena spojrzała ukradkiem na Damona. Wymienili porozumiewawcze spojrzenia, po czym małżonka krzyknęła „Pospiesz się!”. Oboje w wampirzym tempie kupili bilety. Wszędzie panował straszny chaos. Pełno ludzi, hałas… Elena na moment przystanęła. Spostrzegła, iż obok niej nie ma Damona. Z tego wszystkiego go zgubiła.
Rozglądała się dookoła. Nigdzie go nie widziała. Obok niej przechodziła pewna kobieta, która lekko ją przetrąciła. Rzuciła na odchodne krótkie „przepraszam panią”, po czym zaczęła się oddalać. W tym momencie jednak do nozdrzy Eleny dostał się kuszący zapach krwi osobniczki. Zapach esencji wypełnił ją całą. Dotarło do niej, że jest bardzo głodna. Wszystko zaczęło dziać się jak w zwolnionym tempie. Salvatore’ówna przechyliła lekko głowę obserwując oddalającą się postać. Zaczęła tracić kontrolę. Powoli zmierzała w kierunku nieznajomej. W tej chwili nie myślała. Kierowała się instynktem- instynktem mordercy. Ta kobieta stała się dla niej ofiarą, którą pragnie dopaść w swoje sidła. Jej oczy zaczęły powoli przybierać czerwony kolor, a na twarzy raczyły pojawiać się ciemne, uwypuklone żyły. Kły zaczęły się znacznie wydłużać. Dotknęła językiem jednego z nich- to jeszcze bardziej nakręciło ją do pokarmienia się. Jej uszy słyszały przerażone krzyki ludzi, lecz nie docierało to do jej rozumu. Kiedy ofiara odwróciła się i spostrzegła za sobą Elenę, zaczęła wrzeszczeć i szybko uciekać. Wtedy dla Salvatore’ówny rozpoczęła się zabawa i prawdziwe polowanie. Momentalnie zablokowała jej głowę, którą lekko pochyliła. Uśmiechnęła się niecnie przyglądając się kobiecie, która mało co nie upadła na ziemię. Kiedy już Elena miała zatopić mleczne kły w tętnicy brunetki, ktoś chwycił ją za ramiona i odwrócił ku sobie potrząsając nią dość mocno. To Damon.
-Maya, skarbie, koniec już tego przedstawienia.- zaczął do niej przemawiać w dwuznaczny sposób, próbował ją „przywrócić” do normalności. Mówił do niej Maya, aby nikt niczego się nie domyślił.- Już tyle razy demonstrowałaś te swoje sztuczki, mogłabyś chociaż raz odpuścić, hm?- Elena zaczęła odzyskiwać świadomość i spojrzała się na niego zdziwiona.- Oh, proszę państwa! Proszę się nie bać! Maya to aktorka, pokazuje takie przedstawienia na lotniskach lub stacjach kolejowych z nadzieją na uznanie publiki. Wielkie brawa!- ludzie stanęli oniemieli, lecz po chwili zaczęli jej klaskać i uśmiechać się do niej z podziwem.- Dziękujemy! A teraz niech państwo wybaczą, ale za moment mamy odlot.- rzucił na odchodne ciągnąc za sobą przerażoną Elenę.
-Potem porozmawiamy- szepnął do niej na ucho- A teraz spieszmy się, bo odleci nam samolot!- dodał, znajdując się w wampirzym tempie przy kontroli biletów. Dali kobiecie świstki, po czym momentalnie znaleźli się w samolocie. Usiedli zdyszani na miejsca zapinając pasy. Po chwili samolot ruszył. Oboje milczeli. Stewardessa przyjęła zlecenie, po czym przyniosła parze butelkę wina i dwa kieliszki. Kiedy już troszkę odetchnęli, Damon spojrzał się zatroskany na Elenę.
-To może teraz opowiesz mi, co się stało?- zachęcił małżonkę do rozmowy.
-Damon nie wiem… Nie wiem. Po prostu. To stało się tak nagle… Nie kontrolowałam się. To jest wręcz straszne…- odparła na jednym wydechu tak cicho, jak tylko mogła.
-Kiedy ostatnio się żywiłaś?- zaczynało robić się „niebezpiecznie”.
-Czy to aż takie istotne? Może kilka dni temu, może tydzień… Co za różnica?- nie chciała się przyznać, jednak przy „może tydzień” zniżyła ton głosiku, przez co Damon zorientował się co jest grane.
-Elena, tydzień czasu? Wiesz co może się stać? Lecimy w samolocie pełnym ludzi, nie pomyślałaś, że może stać im się krzywda?- nie krzyczał na nią, lecz spokojnym i opanowanym tonem głosu jej tłumaczył.
-Wiem, egoistka ze mnie.- burknęła.
-Nie, nie egoistka… Po prostu musisz pogodzić się z tym, że taka jest twoja natura, a poza tym… Myślałem, że już się z tym uporaliśmy? Z twoim żywieniem?- sprawa zrobiła się podejrzana.
-No powiedzmy…- odszepnęła stremowana.
-O czymś nie wiem?- Damon chciał znać prawdę.
-Po prostu… Nie raz robię sobie dłuższe przerwy i no… Wtedy głód staje się silniejszy…- wyszeptała zawstydzona.
-Wypij to wino.- nakazał jej cicho, a ona wykonała jego polecenie. Damon wyciągnął z jednej „przenośnej” torby torebkę krwi. Szybko otwarł ją i wlał do kieliszka. Puste opakowanie wsadził z powrotem do torby. Elena popatrzyła na niego spanikowana.
-Damon, nie! Nie mogę! Nie tu, nie teraz!- wysyczała cicho przez zaciśnięte zęby.
-Elena, musisz! Musisz to zrobić! Chyba, że chcesz zabić niewinnego człowieka? Proszę bardzo!- jego oczy powiększyły się, a ton zrobił się bardziej zajadły i uporczywy.
Elena popatrzyła się na niego przepełniona różnymi uczuciami. Chciała dopiąć swego, ale wiedziała, że Damon ma rację. Mogła kogoś skrzywdzić. Niechętnie zerknęła na kieliszek. Do jej nozdrzy dostał się ten przeklęty, ale zarazem słodki aromat krwi. Jej oczy momentalnie zmieniły barwę, a na twarzy pojawiły się zgrubione żyłki. Momentalnie pochłonęła zawartość kieliszka. Spojrzała na Damona pochylając lekko głowę. Ten wyciągnął drugą saszetkę i na ponów wlał jej zawartość do szklanej rzeczy. Elena wypiła kolejną dawkę krwi, po czym włączyła zdrowy rozsądek. Oddała Damonowi kieliszek odwracając wzrok. Czuła się lepiej. I to o wiele. Jednak brzydziła się do tego przyznać. Ciągle nie mogła pogodzić się z tym, że to właśnie jest cena za nieśmiertelność- krew. Zakryła oczy dłońmi. Nie chciała płakać. Pragnęła tylko chwili spokoju. Damon objął ją ramieniem całując jej szyję.
-Damon, jesteśmy w samolocie. Opanuj się.- zaczęła chichotać.
-Ale ja cię kocham. Dlaczego mam to ukrywać?- dalej całował jej szyję schodząc do dekoltu.
-Damon, ludzie się na nas gapią.- zakryła usta, aby nie parsknąć śmiechem, kiedy napotkała wzrok jakiegoś sąsiedniego starszego małżeństwa siedzącego opodal nich.
-Przeszkadza ci to?- nie dawał za wygraną.
-Taak, Damon! Przeszkadza!- wrzasnęła na niego karcąc go spojrzeniem, iż pod wpływem jego pocałunków cicho jęknęła, co nie uszło uwadze jej „kochanej” widowni.
-Nie bądź taka…- wymruczał wkładając dłoń pod jej bluzkę i łaskotając ją tak, iż śmiała się niewyobrażalnie.
Nie mogła pohamować śmiechu, a Damon świetnie się przy tym bawił. Bardzo chciał jej poprawić humor i chyba mu się to udało. Lubił, kiedy Elena była taka radosna i spontaniczna, dlatego też pragnął, aby takie chwile zdarzały się częściej i trwały dłużej.
Wtem jednak usłyszeli za sobą dość głośne i jednoznaczne odchrząkiwanie. Oboje odwrócili się i spojrzeli na stojącą obok nich stewardessę. Uśmiechała się do nich sztucznie. Para natychmiast poprawiła się, na pozór poważniejąc. Kobieta teraz jakby uśmiechnęła się serdeczniej, lecz nie dawała tego po sobie poznać. Udawała, że mrozi ich spojrzeniem.
-Proszę państwa, doszły mnie słuchy, że zakłócają państwo lot pozostałym pasażerom. Proszę więc o ciszę, aby inni mogli czuć się w naszym samolocie komfortowo. Dziękuję bardzo.- wygłosiła przemowę karcącą.- Poczekajcie z tym do przyjazdu do hotelu, albo zróbcie to w łazience, ale broń boże na widoku państwa Bunch. Zlinczowali by was, chyba.- rzuciła na odchodne, na jednym wydechu, chichocząc przy tym lekko.
Damon i Elena spojrzeli to na siebie, to na odchodzącą stewardessę, to na zamożnych Bunch’ów, po czym wybuchli niepohamowanym śmiechem. Dziewczyna uderzyła go łokciem w rękę, niby to „mrożąc go spojrzeniem”, jednak i oczy, i usta iskrzyły radością.
-Wiesz co? Przez ciebie dostaliśmy pouczenie! Państwo Bunch nas zlinczują i co zrobimy, hm?- nie mogła powstrzymać się od śmiechu.
-Ja mogę być linczowany, ale nie ty, Elenko.- pocałował ją w szyję.- A poza tym, droga pani stewardessa kazała nam zrobić to w łazience, nieprawdaż? Dlaczego nie stosujesz się do jej nakazów, hm? Nieładnie, nieładnie…- wymruczał kusząco.
-Daj spokój, Damon.- odepchnęła go lekko.
-No weź… Nie powiesz mi, że nie chcesz…- kusił ją dalej.- Poza tym kolejne ekstremalne wspomnienie do kolekcji z cyklu wieczności… Nie kusi cię to? Ani trochę?- nie odpuszczał.
-Ohhh, dalej, chodź, idziemy.- uległa mu.
Kiedy szli do łazienki napotkali mrożące spojrzenia siwowłosych Bunch’ów. Elena miała ochotę roznieć śmiechem samolot, ale opanowała się. Damon zaciągnął ją do łazienki, gdzie zakluczyli się. Usadowił małżonkę na umywalce. Ta oplotła nogi wokół jego bioder rozpinając mu koszulę. On ściągał jej spodnie. Kiedy ich spojrzenia napotkały się, kobieta zachichotała.
-Jesteś niemożliwy, szanowny panie Salvatore, wiesz?- po jej ciele przechodziły przyjemne dreszcze rozkoszy.
-Wiem. I to we mnie kochasz.- wpił się w jej usta, przyciągając ją mocno do siebie.
Całował ją po szyi, a potem schodził niżej i niżej, na dekolt. Pieścił jej piersi, przez co z jej ust zaczęły wydobywać się ciche pojękiwania. Damona bardzo to zadowoliło. Uwielbiał tak na nią działać. Wtedy czuł, że naprawdę go pożądała. Przyciągnął ją mocniej do siebie całując jej brzuch. Ponownie przeniósł wargi na jej szyję, po czym spojrzał jej w oczy i wpił się w jej usta tonąc w słodkim pocałunku. Dziewczyna wplotła palce w jego kruczoczarne włosy bardziej rozchylając usta, by pogłębić pocałunek. Damon w tym czasie wszedł w Elenę, która w tym momencie zaczęła głośno jęczeć. I z ust Damona wypadały różne dźwięki.  Chłopak doprowadzał ją do białej gorączki. Było im ze sobą tak dobrze… Małżonek poruszał się coraz płynniej i szybciej.
Nagle dobiegło ich głośne, wręcz natarczywe pukanie do drzwi. Małżonkowie spojrzeli się na siebie, lecz po chwili zignorowali sprawę i ponownie zatonęli w dzikim pocałunku. Ponownie rozległo się pukanie. Elena oderwała się od Damona zerkając ukradkiem w stronę drzwi.
-Kto tam?- naiwne pytanie.
-Ktoś, kto pilnie musi skorzystać z toalety! Proszę się pospieszyć! Siedzi tam już pani chyba z dziesięć minut!- wrzeszczała jakaś starsza kobieta.
-Chwileczkę…- rzuciła piskliwie Elena, która zakryła sobie usta, aby nie wybuchnąć śmiechem.
Para oderwała się od siebie szybko nakładając na siebie ubrania. Elena poprawiła uczesanie, tak jak i Damon. Kiedy doszli już do miarowego ładu postanowili, że czas już wyjść.
-Damon- szepnęła Elena.- Wyjdź drugi. Nie chcę narobić sobie wstydu.- zachichotała cichutko.
-Okej, okej, wychodź już.- ponaglił ją.
Elena wyszła uśmiechając się przepraszająco do kobiety. Jednak kiedy poznała jej starą, pomarszczoną twarz- zamarła. Pani Bunch wręcz zabijała ją spojrzeniem. Dziewczyna nie wiedziała, co powiedzieć, zrobić. Nie była w najlepszej sytuacji.
-Przepraszam panią, że to tak długo trwało.- rzuciła szybko, wymijając kobietę, która uśmiechnęła się do niej złośliwie.
-Ależ oczywiście, wybaczam.- odparła z ironią.
Wtem z toalety wyszedł i Damon. Gdy kobieta go ujrzała wytrzeszczyła w popłochu oczy do tego stopnia, że chłopak myślał, iż staruszka dostała zawału. Salvatore udał głupka. Spojrzał na Bunch’ównę uśmiechając się do niej przepraszająco, naśladując Elenę.
-Przepraszam panią, że to tak długo trwało.- tak jakby zacytował Elenę i z niby „przepraszającym” uśmieszkiem opuścił toaletę.
Usłyszał, jak staruszka szepnęła do siebie „Matko Boska, Przenajświętsza panienko, do czegóż to dochodzi, aby młodzi współżyli ze sobą w toalecie publicznej, w samolocie?”, po czym pokręciła z dezaprobatą głową i z ciężkim oddechem weszła do ubikacji.
Elena siedziała już na miejscu. Gdy wrócił i Damon, dziewczyna wybuchła niepohamowanym śmiechem. Spojrzała się na niego z rozbawieniem, po czym wypiła zawartość kieliszka z winem.
-Wypiłam dzisiaj stanowczo za dużo.- parsknęła.- Ale jak sobie pomyślę, jak ta kobieta na nas spojrzała…- nie dokończyła, iż wybuchła śmiechem.
-Taa i jeszcze zostawiłaś mnie z tą starą snobką  samego. Rozumiesz, jakie to traumatyczne przeżycie?- również zachichotał.
Właśnie w tym momencie pani Bunch przeszła obok pary. Przystanęła i spiorunowała chłopaka spojrzeniem. Podeszła do niego wymierzając mu cios w policzek. Damon spojrzał się na nią ogłupiały i lekko speszony.
-Wypraszam sobie młodzieńcze te głupie doga duszki! Skoro uważasz mnie za starą snobkę, chociaż zachowaj to dla siebie! Cóż to za pokolenie, które nie ma wcale szacunku do drugiej osoby?!- siwowłosa staruszka ubrana w bardzo drogie, markowe ciuchy bardzo się zdenerwowała.
-Liliano, nie zwracaj na nich uwagi. Usiądź, niedługo lądujemy.- odezwał się jej mąż siedzący obok.
-Oh, Haroldzie…- westchnęła ciężko do małżonka, obok którego natychmiast usiadła.
Wszyscy ludzie ucichli i spoglądali to na starsze małżeństwo, to na Salvatore’ów. Damon myślał, że zaraz spali się ze wstydu. Pierwszy raz w życiu spoliczkowała go emerytka! I to jeszcze publicznie! Czuł się głupio. Przebywanie z Eleną troszkę go zmieniło i wyrzuty sumienia stały się ciut głośniejsze. Miał ochotę zapaść się pod ziemię. Kiedy w samolocie znowu dało słyszeć się rozmowy, Elena nie wytrzymała i parsknęła śmiechem.
-Nigdy w życiu nie puszczę cię na popitkę, a w szczególności z Christianem. Głupiejesz po prostu.- Damon czuł się „dogłębnie urażony” postawą żony.
-Hej, to nie moja wina! Nikt nie kazał ci przygadywać tej biednej pani!- Elena cały czas głupkowała.
Damon upił trochę wina, po czym zaczął czytać gazetę. Przez resztę lotu nie odzywał się do Eleny, która z tego wszystkiego przysnęła. Chłopak uwielbiał obserwować, jak śpi. Nie wiedział, dlaczego. Po prostu, kochał w niej wtedy tą cholerną niewinność.
Kiedy wylądowali pochylił się lekko ku niej całując ją czule po szyi. Szeptał jej do ucha, aby się obudziła. Gdy dziewczyna się obudziła migiem opuścili wnętrze sprzętu lotniczego. Elena okręciła się na palcach, niczym baletnica rozkładając ręce ku niebu. Zaczerpnęła świeżego powietrza. Po chwili zbliżyła się do Damona, któremu uwiesiła się na szyję. Wpiła się w jego miękkie usta. Oderwała się od niego śmiejąc się radośnie.
-Jesteśmy w Bułgarii, rozumiesz? I wreszcie wysiedliśmy z tego okropnego samolotu!- znowu się zaśmiała.
-Wiesz co? To pierwsza klasa, a tobie jeszcze źle?- prychnął przekręcając oczami.
Elena uniosła ku górze brwi odchodząc od chłopaka. Znowuż zawirowała jak baletnica krzycząc głośne „Bułgaaaariaa!”. Damon uśmiechnął się diabolicznie pod nosem podchodząc do małżonki. Objął ją od tyłu w pasie całując po szyi.
-Wiesz, jesteśmy w tak pięknym mieście, tak uroczą nocą… Może przeszlibyśmy się na plażę, hm? Popodziwiamy urok Morza Czarnego…- szeptał jej kusząco do ucha.
-A wiesz, że chętnie?- rozmarzyła się, po czym zadzwoniła po taksówkę.
Para po chwili dotarła nad brzeg Morza Czarnego. Elena ściągnęła buty biegnąc po piasku boso. Woda morska oblewała jej stopy, a ona biegła coraz szybciej i szybciej. Damon dorównał jej kroku. Stanął przed nią, objął ją w talii i wpił się w jej usta. Gdy oderwali się od siebie spojrzeli sobie w oczy z wielkimi iskiereczkami w oczach. Byli szczęśliwi. I to szło dostrzec na pierwszy rzut oka.
-Wiesz że Cię kocham?- wyszeptał jej Damon do ucha.
-Wiem. Ale ja ciebie kocham równie mocno, a może nawet i mocniej?- wpiła się w jego usta.
Para spędziła uroczą noc na plaży. Zasnęli wtuleni w siebie na piasku, gdzie oblewały ich morskie fale. Półksiężyc oświetlał im tę urokliwą noc, a gwiazdy pozwoliły odpłynąć w świat marzeń.
~~~
Elena podniosła otwarła powieki. Zobaczyła rozciągające się nad nią bezchmurne niebo. Słońce oświetlało jej twarz. Ogłupiała podniosła się lekko podpierając się na rękach. Obróciła głowę w lewą stronę. Zobaczyła pełno ludzi. Słyszała też hałasy, lecz nie była wstanie na dłużej się na tym skupić, gdyż czuła się, jakby zaraz miała odpaść jej głowa. Ktoś popukał ją palcem po plecach. Odwróciła głowę, jednak nikogo nie ujrzała. Wróciła więc do swojej poprzedniej pozycji i wtedy o mało co nie podskoczyła. Obok niej kicał uśmiechnięty od ucha do ucha Damon. Dziewczyna odetchnęła ciężko kładąc się na powrót na piasek. Przecierała oczy dłońmi. Była totalnie wygłupiona- wypiła zdecydowanie za dużo.
-Możesz mi powiedzieć, co ja do cholery robię na plaży?- nie starała się być miła, po prostu chciała odświeżyć sobie tę okropną pustkę w głowie.
-Nie pamiętasz? Oh, daj spokój skarbie. Tak upojnych chwil nie da się zapomnieć…- wymruczał Damon, który położył się obok niej.
-Powiesz mi?- nie miała nawet chęci na niego krzyczeć lub drażnić się z nim. Ten ból stał się zbyt silny.
-Zaciągnęłaś mnie na małą wyprawę. Powiedziałem, że zrobię dla ciebie wszystko, więc zrobiłem to, o co mnie prosiłaś.- pocałował ją w szyję.
-Ah…- Elena klepnęła się dłonią w czoło przypominając sobie wszystko.
-Tego chyba nie da się zapomnieć, hmm?- na to Elena roześmiała się.
-Nie, nie da. Masz rację, tego bólu głowy nie zapomnę nigdy.- Damon prychnął przekręcając teatralnie oczami.
-Tak to jest, jak baluje się z Christiankiem, zamiast spędzać czas z swym małżonkiem.- dostał kuksańca w ramię.
-Tak, i wiesz co? Było wspaniale, tak bardzo, bardzo, bardzo wspaniale… Na kochanka to by się nadawał. Całuje wprost… Ah… Tego nie da się opisać słowami, to po prostu…- Dziewczyna chciała rozdrażnić Damona, lecz ten przerwał jej wypowiedź łapczywym pocałunkiem, który mógł trwać wieczność.- … To po prostu wciąż nie może równać się z TYM.- dokończyła, kiedy oderwali się od siebie.
-I to chciałem usłyszeć.- uśmiechnął się triumfalnie.- Ale wiesz co…? Nie myślałem, że tak to wszystko przyjmiesz, że… Uciekniesz w rozrywkę… Że będziesz chciała od tego uciec…- markotał niepewnie.
-Damon, wielu rzeczy jeszcze o mnie nie wiesz. Nie chciałbyś wiedzieć jaka byłam… Przed wypadkiem rodziców.- odparła zadziornie.
-Hej, przed mężem nie powinno się mieć tajemnic! Księżniczko, masz coś do ukrycia? Powinienem spodziewać się ukrytego kochanka za łóżkiem, kiedy wrócimy do domu?- Elena prychnęła.
-Naprawdę chcesz to wiedzieć?- wytrzeszczyła oczy. Ten patrzył na nią wyczekująco.- No okej…
RETROSPEKCJA
Elena Gilbert jako szesnastolatka; Mystic Falls.
-Elena!- krzyknęła piskliwie dziewczyna.
-Aaa, Miranda!- wrzasnęłam piskliwym głosikiem rzucając się w ramiona przyjaciółki.
Uwielbiałam spędzać z nią czas. To naprawdę mega świetna osoba. Wstyd mi się do tego przyznać, ale chwilami wolałam bardziej spędzać czas z nią, niż z Bonnie. A co mi tam! Raz się żyje, a taka przyjaciółka nie trafia się na co dzień! Nikt mnie nie rozumiał tak, jak ona. Wyczuwała mój nastrój na kilometr. Wystarczyło jedno spojrzenie, jeden gest, jeden nieprzemyślany ruch i już mnie przejrzała. Ona była wprost wyjątkowa! Poza tym z nią zawsze mogłam się wyszaleć. Bonnie… Bonnie to typ bardziej porządnej osoby. Lubiła dobrą zabawę, lecz… Nie taką jak ja z Mirandą. My od zawsze darzyłyśmy zamiłowaniem szaleństwo, alkohol i małą dawkę marihuany. Wiem, że to nieprawdopodobne, ale taka jest prawda. Poza tym, moja mama darzyła ją niezmiernym zamiłowaniem, gdyż blondynka nosiła jej imię. My i nasza ekipa: Matt, Jimmy, Alexander, Mike, Josh, i Jonathan oraz Tish, Noah i Avril. Nie byliśmy jakimiś ćpunami. Po prostu, raz na jakiś czas zdarzyło nam się zabalować- i to na zwiększonych obrotach. Bonnie trzymała się z dala od nich, ale ja nie pogardziłam tym towarzystwem. Staliśmy się jak rodzina. Cieszyłam się również bardzo z tego, że miałam Jimmy’ego u boku. Mój niegrzeczny chłopczyk… Jak ja go kochałam…
-Chodź, wypijemy troszkę!- zaczęła ciągnąć mnie w kierunku ekipy.
Mój Jimmy. Kiedy go zobaczyłam serce zabiło mi szybciej. Minęło tyle czasu, a on wciąż działał na mnie tak samo. Przy nim mogłam spędzić wieczność. Miałam ochotę wtulić się w tę jego czarną, mięciutką bluzę, zostać otuloną jego ramionami i zostać w takiej pozie na zawsze. Zamiast tego po prostu podeszłam wpijając się w jego usta i uwieszając na szyi. Kiedy oderwaliśmy się od siebie dojrzałam na jego twarzy radosny uśmiech. Zaśmiałam się na powrót wpijając się w jego usta.
-Tęskniłam…- wymruczałam w przerwie między pocałunkiem.
-Ja bardziej…- odparł rozmarzony patrząc się w moje oczy i odgarniając kosmyk włosów z mego czoła (kochałam w nim ten cholerny romantyzm, wrażliwość i namiętność, oraz niezależność zarazem!).
-Nie sądzę.- zachichotałam lekko muskając jego wargi.- Potem pójdziemy do mnie, hm? Chciałabym mieć cię przez chwilę dla siebie…- kusiłam go.
-Grayson chyba nie będzie zbyt szczęśliwy…- prychnęłam przekręcając teatralnie oczami.
-Kochanie, jestem jego córeczką. Taką ukochaną. Wybaczy mi każde posunięcie…- na powrót wpiłam się w jego usta.
-Każde?- mruczał przyciągając mnie bliżej siebie.
-Ej, wy, zakochańcy, pijecie, czy gruchacie sobie do ucha?- zawołał za nami Mike.
-Hah, idziemy już, idziemy!- zaśmialiśmy się ruszając w kierunku znajomych.
Ci rozpalili już ognisko. Alexander wziął gitarę, po czym zaczął na niej grać i śpiewać „Czerwony jak cegła” (Dżem) http://www.youtube.com/watch?v=WLSJCeS3Xv4 . Piliśmy tequilę tańcząc w rytm muzyki. Śpiewaliśmy głośno „Czerwony jak cegła, rozgrzany jak piec, muszę mieć, muszę ją mieć!”. Nie wytrzymałam ze śmiechu, kiedy Jimmy zaczął mi to śpiewać patrząc się prosto w oczy. Zawiesiłam mu się na szyi poruszając się płynnie zgodnie z rytmem muzyki. Kątem oka spostrzegłam jak Miranda siedzi obok Alexandra, wtulona w jego ramię, kołysząca się do melodii. Wiedziałam, że on jej się podoba. W sumie co się dziwić? Przystojny, długowłosy blondyn, o pięknych, bardzo jasno-niebieskich oczach, niczym jak niebiosa; rockowo-bluesowy styl, piękny głos; niezależność, wolność i rozrywkowy tryb życia. Facet marzeń, szczególnie dla Mirandy. Miranda nie gardziła urodą http://media.tumblr.com/tumblr_m8xl3j6u1i1qe78t3.jpg . Ładna, zgrabna blondynka, która lubiła zaszaleć http://www.flickr.com/photos/77463059@N08/6946993604/ . Problem tkwił jedynie w tym, że różnił ich gust muzycznych, ona- zawzięta fanka rapu, on- wierny fan i współtwórca muzyki rockowej i bluesowej. Mirandzie nawet spodobała się muzyka, której słuchał jej obiekt westchnień. Alexander nie za bardzo popierał fascynację Mirandy rapem, ale cóż… Wiem, że to dziwne, lecz inne, przeczące sobie zainteresowania potrafią poróżnić człowieka.
Po dzikich tańcach, piciu i namiętnych pocałunkach wzięliśmy się za palenie marihuany. Josh z Mattem załatwili nam tego troszkę. Śmiałam się jak głupia. Marihuana odurzała do tego stopnia, że nie kontrolowałam tego co mówię i co robię.
Potem zagraliśmy w butelkę. Pytania, które sobie zadawaliśmy były idiotyczne.
-Elena, ile razy kochałaś się z Jimmym?- wypaliła Avril z nieukrywanym śmiechem.
-Pozostawię to bez komentarza.- prychnęłam.
-Aaa, ściągasz bluzeczkę, kotku!- musiałam ściągnąć moją ukochaną bluzę.
-Są cycki, jest impreza, kocie!- wrzasnęła Miranda dając mi kuksańca w bok.
-Haha, no wiadomo! W blasku mojej zajebistości to ty możesz się jedynie poopalać, bejbe!- zaśmiałam się dając jej słodziutkiego, przyjacielskiego buziaczka w policzek.
Miranda totalnie zgłupiała. Marihuana jej nie służyła, ani trochę. Tylko pogarszała sytuację. Gdyby tylko mogła, paradowałaby nago przed Alexandrem! Specjalnie nie odpowiadała na pytania. Siedziała już prawie w samej bieliźnie. Chciało mi się śmiać. Po prostu. Usadowiła się naprzeciwko blondyna, prężąc się przy nim. Chłopak niby nie zwracał na nią uwagi, a jednak „ślinka mu ciekła”, kiedy na nią patrzył. Zabawnie to wyglądało. I to bardzo.
-To my będziemy się już zbierać- zaoponował Jimmy, który wziął mnie na ręce.
-Już? Żartujesz?- prychnął Matt.
-Mamy coś jeszcze do załatwienia. To do jutra!- pożegnał się z wszystkimi, ja również, po czym ruszyliśmy w kierunku mego domu.
Trzymaliśmy się za ręce idąc powolnym krokiem w kierunku domu. Milczeliśmy. Po prostu cieszyliśmy się sobą. Nie musieliśmy rozmawiać. Wystarczyło, że mieliśmy się przy sobie. I to była piękna miłość, taka bezwzględna. Mogliśmy nie odzywać się do siebie miesiącami, ale wystarczyło jedno spojrzenie, jeden ruch, jeden malutki gest, aby poczuć się szczęśliwym i spełnionym. Jimmy to facet moich marzeń. Nie przypuszczałam, że istnieje ktoś tak doskonały, kto byłby do tego stopnia zawładnąć mym ciałem, duszą i rozumem.
Kiedy dotarliśmy pod mój dom, Jimmy raptownie się zatrzymał. Ja również przystanęłam. Chyba wiedziałam, o co mu chodzi. Z moich ust wydobył się mimowolny chichot.
-O co chodzi?- po prostu chciałam się upewnić.
-Wiesz, wolałbym nie narażać się panu Graysonowi. To trochę… Ryzykowne.- zaśmialiśmy się oboje.
-Więc, Jimmy? Zamierzasz mnie tu zostawić? Samą?- spytałam niewinnie.
-Właśnie w tym problem, że nie. Mam wielką ochotę pośpiewać ci kołysanki na „dobranoc”.- prychnęłam przekręcając teatralnie oczami.
-Więc co zamierzasz zrobić?- zaczynałam się we wszystkim gubić.
-Zobaczysz. Teraz idź do domu, a ja… O północy znajdę się przy tobie.- zaintrygował mnie. Zaczął powoli odchodzić w stronę furtki.
-Ale co ty chcesz zrobić?- zżerała mnie ciekawość.
-Wszystkiego dowiesz się w swoim czasie, Eleno.- krzyknął zatrzaskując za sobą uliczkę.
Weszłam do domu. Ściągnęłam ostrożnie trampki zmierzając do salonu, gdzie siedzieli Miranda, Grayson i Jeremmy. Moja kochana rodzinka. W takich chwilach, kiedy na nich spoglądałam, naprawdę byłam wdzięczna losowi, że mam tak cudowną rodzinę, jak oni. Nawet nie myślałam o tym, że jestem adoptowana. Miałam poczucie, że jestem jedną z nich, że w pełni należę do tej rodziny, do tego domu, do nich.
Podeszłam do mamy i taty dając im buziaki w policzek. Jeremmyego uściskałam. Nie mogłam się powstrzymać. Mój kochany braciszek tak szybko dorósł… Chwilami zastanawiałam się, gdzie podział się ten dawny, malutki chłopczyk, którego nosiłam na barana lub kryłam jego wybryki przed rodzicami? Nie nadążałam za nim. Z dnia na dzień stawał się coraz to bardziej dorosły, mężny. I tak cholernie przypominał mi Graysona…
Posłałam im promienny uśmiech opadając zmęczona na kanapę. Dzisiejszy dzień był świetny. Zresztą, tak jak zawsze. Moi kochani wariaci… Jak ja uwielbiałam spędzać z nimi czas…
-Czy ja czuję od ciebie papierosy, córeczko?- spytała mama podejrzliwie z ironicznym zdrobnieniem.
-Oj, daj spokój. Wiesz, że ja NIE PALĘ. To Josh i Alexander. Wiesz, to nałogowi palacze. Przesiąkłam tym zapachem po prostu.- mruknęłam kłamiąc.
-A zapach tequili? To skąd się wziął, hm?- tym razem do akcji wkroczył tata.
-A, tak, wypiłam łyczka. Na rozluźnienie.- znowu skłamałam, przecież byłam nieźle wstawiona, ledwo trzymałam się na nogach.
-Taa, właśnie widzę tego twojego „łyczka”.- prychnął Jeremmy.
-Nie bierz ze mnie przykładu, Jer.- zaśmiałam się.- Idę na górę. Dobranoc!- krzyknęłam i już mnie nie było.
Do północy zostało z jakieś pół godziny. Nie wiedziałam, czy Jimmy faktycznie przyjdzie, czy też nie, ale postanowiłam się przyszykować. Wzięłam szybki, gorący prysznic, po czym ubrałam seksowną, czerwoną bieliznę. Włosy polokowałam i perfekcyjnie rozczesałam. Popsikałam się „playboy’em” i umyłam zęby. Weszłam na powrót do sypialni rzucając się na łóżko. Usłyszałam czyjeś kroki. No nie, pewnie mama idzie mnie skontrolować. Szybko przykryłam się kołdrą udając, że śpię. Drzwi uchyliły się. „Eleno, śpisz?” spytała dla kontroli Miranda. Ja nie odezwałam się. Chciałam, aby myślała, że już usnęłam. Kobieta zachichotała cichutko opuszczając pokój. Wstałam jak oparzona z łóżka. Ponownie poprawiłam uczesanie. Mimo wszystko chciałam wyglądać perfekcyjnie. Do północy zostały dwie minuty, a jego jak nie było, tak nie było. Zaczęłam tracić nadzieję, że w ogóle się pojawi.
Wtem rozległo się pukanie w okno. Popatrzyłam w jego stronę, a tam ujrzałam Jimmy’ego. Moje zdziwienie nie znało granic. Otworzyłam je i ujrzałam mojego ukochanego, który z drabiny (która była zdecydowanie za krótka) zaczął wspinać się poprzez parapety. Ledwo się trzymał. Wskoczył szybko do środka, a ja zamknęłam za nim okno. Włączyłam lampkę nocną śmiejąc się niebywale.
-Mogłeś zrobić sobie krzywdę, Jimmy. Wiesz, że nie przeżyłabym tego.- podeszłam do niego całując go krótko i łapczywie w usta.
-Ale było warto…- mruknął bardziej do siebie spoglądając na moją bieliznę i twarz.- Poza tym, wiesz, że dla ciebie wszystko, Eleno.- teraz to on mnie pocałował. Jak ja to kochałam…
-Mój ty nieuleczalny romantyku… Z dnia na dzień zaskakujesz mnie coraz to bardziej…- wymruczałam z uśmieszkiem w przerwach między pocałunkami.
-Lubię cię zaskakiwać, wiesz?- zachichotaliśmy.
-Zauważyłam.- przyciągnął mnie mocniej do siebie. Rzuciliśmy się na łóżko.- Jak ja ciebie kocham, ty mój głupcze!- zaśmiałam się, kiedy zaczął całować moje piersi.
-Ja ciebie bardziej, głupiutka!- ponownie wpił się w moje usta. Spędziliśmy bardzo urocze chwile, po czym zasnęłam wtulona w jego tors.
~~~
-A co było potem?- spytał zaintrygowany Damon.
-O świcie uciekł przez okno. Grayson nie wybaczyłby mu, gdyby tknął jego córeczkę.- zaśmiali się.
-Niezłe z ciebie ziółko, Eleno Salvatore.- dziewczyna prychnęła przekręcając oczami.
-Po prostu, nie znasz mnie od tej drugiej strony. I tyle.- skradłam mu łapczywy pocałunek.
-Jesteś niesamowita.- szepnął.
-A właśnie! Ty nic nie opowiadałeś mi o Tobie… I Florence. Stale tylko ja muszę gadać. Także może ty się wyspowiadasz, królewiczu?- spojrzała na niego zaintrygowana.
-Dobrze, postaram ci się mniej więcej coś opowiedzieć, ale teraz chodźmy. Bo tłum ludzi nas zgniecie.- puścił do niej oczko, po czym podnieśli się ruszając w kierunku centrum wielkiej Bułgarii.
Elena nie darowałaby sobie jednak, gdyby chodziła po mieście w tak zaniedbanych ciuchach, w których aktualnie była. Całe od piasku i wody ubrania. Nie mogła tego przeżyć. Weszła do najbliższego sklepu. Kupiła sobie strój http://urstyle.pl/styl/Kajusia2000/stylizacja/bugaria/ , w który natychmiast się przebrała. Nie mogła dłużej tkwić w tym zapiaszczonym „czymś”. Dziewczyna zaciągnęła również Damona do fryzjera. Fryzjerka polokowała jej włosy i ładnie je rozczesała. Tylko tyle chciała. Salvatore’ ówna zapłaciła jej, po czym wraz z mężem opuściła salon.
Zaczęli zwiedzać miasto. Robili sobie głupawe zdjęcia i robili wielkie zakupy w sklepach. Raj dla Eleny. Florence uzależniła ją od zakupów. To wprost straszne, co się z nią stało. Dziewczyna obiecała sobie, że kiedyś odegra się za to na Harris’ównie. Właśnie! Przypomniało jej się o Harrisównie. Spojrzała z diabolicznym uśmiechem na Damona, który zerknął na nią zdziwiony.
-O co chodzi?- spytał unosząc do góry brew.
-Miałeś mi opowiedzieć coś o tobie i Florence. Tak więc słucham. Ja opowiedziałam ci coś o mnie i Jimmym. Teraz twoja kolej.- ujęła go pod ramię.
-Ehh…- westchnął znużony.- Co mam ci powiedzieć?
RETROSPEKCJA
1917, San Francisco, Damon Salvatore i Florence Harris
Siedziałem w kącie w restauracji „Ambrozja” rodziców Harris’ówny. Obserwowałem tę dziewczynę już z jakieś bite trzy godziny. Chyba nigdy w życiu nie wypiłem więcej kaw. Florence wyglądała dzisiaj tak uroczo… Miała na sobie taką uroczą bluzeczkę z krasnoludkiem z jakieś bajki, na białym tle, z niebieskimi ¾ rękawkami. Jej nogi idealnie podkreślały ciemno-niebieskie wydzierane, w miarę przyległe jeansy. Widoczne były czarne tenisówki. Nie mogłem oderwać od niej wzroku. Roznosiła kawy, ciasta, obiady… A ja podziwiałem każdy jej ruch- to, jak się poruszała, jak przynosiła jedzenie, jak się uśmiechała i jak chwilami patrzyła się na mnie wielce zdziwiona z uniesionymi do góry brwiami. Super, uznała mnie za dziwaka.
W końcu wyszła zza lady rzucając różowy fartuch w białe groszki w kąt. Zmierzała w moim kierunku. Byłem nią wprost zafascynowany. Patrzyłem się w jej postać jak zahipnotyzowany. Nawet nie spostrzegłem, kiedy znalazła się przy mnie. Stanęła na wprost mnie przenikając mnie spojrzeniem. Nie wiem, jak można było nie kochać tych cudownych oczu. Poznałem ją dopiero kilka dni temu, ale czuję, jakbym znał ją wieki.
-Co ty w ogóle robisz, co?- jej ton głosu nie brzmiał zbyt milutko, ale mimo wszystko brzmienie jej głosu sprawiło, że moje serce wielce się uradowało. To dziwne… Czyżby Damon Salvatore miał uczucia? Czy to tylko chwilowa fascynacja?
-Nie mam co robić. Nie wolno mi siedzieć w restauracji popijając kawę? Dzisiaj po prostu tak spędzam dzień.- udawałem, jakby sobie coś uroiła.
-To dlaczego cały czas się na mnie patrzysz? Staje się to z lekka irytujące.- burknęła podenerwowana.
-Ja? Patrzę się na ciebie? Proszę cię, kotku, może i jesteś ładna, ale nie tylko ty istniejesz na tym świecie. Masz strasznie wielkie ego, skarbie.- puściłem do niej oczko biorąc łyka kawy. Lubiłem patrzeć, jak się na mnie złości. „Co się w ogóle ze mną dzieje?”- przemknęło mi przez myśl.
-Ja? Ja mam wielkie ego?- nie wierzyła w to co słyszy, a na dodatek chyba bardzo się wkurzyła.
Kiedy popijałem moją kawkę, w tym momencie Florence chwyciła ją unosząc spodek do góry, tak iż kawa polała się na moją koszulę. Odskoczyłem. Oparzyła mnie, a na dodatek byłem cały mokry! Spojrzałem na nią zdenerwowany, ta jednak wydawała się nie wyrażać żadnych emocji. Miała ręce założone na krzyż, lecz jej oczy aż iskrzyły z ubawienia.
-Co to miało być?! Co ty robisz?! Do cholery jasnej, to moja ulubiona koszula!- spojrzałem na poplamioną koszulę, krzywiąc twarz w pół grymasie.
-To kara za robienie ze mnie idiotki.- odpysknęła złośliwie.
-Wiesz co… Szkoda mi na ciebie czasu.- wysyczałem podenerwowany, wychodząc z restauracji.
Laska miała tupet. I to jaki! Co ona sobie wyobrażała? Miałem ochotę rozwalić wszystko, co stało mi na drodze. Moja ulubiona koszula! Cholera! Usłyszałem za sobą głos dziewczyny „Damon, stój, proszę!”. Nie wiem czemu, ale zatrzymałem się od niechcenia. Odwróciłem się do niej na pięcie naciągając brwi. O co jej chodzi? Nie rozumiem jej. Jest chyba najbardziej skomplikowaną kobietą, jaką w życiu spotkałem.
-Damon, przepraszam. Zareagowałam zbyt emocjonalnie. Naprawdę nie chciałam…- przepraszała mnie wręcz nachalnie. Znowu utonąłem w jej spojrzeniu. Jakże mógłbym się na nią długo gniewać?
-To moja ulubiona koszula.- burknąłem tylko niezadowolony.
-Chodź, wyczyszczę ci to. Proszę…- pociągnęła mnie w kierunku restauracji.
Weszliśmy na zaplecze, gdzie było pełno kartonów. Ściągnąłem koszulę, kiedy weszła Florence niosąca wodę i szczotkę do czyszczenia. Nagle spojrzała na mnie, a raczej na mój tors. Zamurowało ją. Gapiła się tak przez dłuższą chwilę. Niekontrolowanie uśmiechnąłem się triumfalnie. Wiedziałem, że nie będzie potrafiła mi się oprzeć. W końcu jednak dziewczyna doszła do siebie. Potrząsnęła z dezaprobatą głową zbliżając się do mnie.
-Daj tę koszulę, zaraz ją doczyszczę.- rzuciłem jej ubranie, które zaczęła natychmiastowo czyścić.
Przyglądałem jej się. Była spięta. Podenerwowana. Słyszałem, jak bije jej serce- bardzo szybko, nawet zbyt szybko. Zdziwiło mnie to. Nie możliwe, że aż tak zadziałał na nią mój urok osobisty. Postanowiłem troszkę ją uspokoić, a może i doprowadzić do obłędu. Podszedłem do niej od tyłu chwytając ją w talii i przyciągając ją mocno do siebie. Z jej ust wyrwało się piskliwe „Au!”. Zbliżyłem usta do jej ucha. Czułem ,jak po jej ciele przebiega dreszcz. Usatysfakcjonowało mnie to.
-Nie bądź taka spięta. Nie przejmuj się. Po prostu jestem trochę… Impulsywny. Nie chciałem tak ciebie potraktować. To jak? Wybaczysz?- szeptałem jej do ucha z szczerą skruchą (nadal nie rozumiałem, co się ze mną dzieje).
-To nie chodzi o ciebie… Ja… Zachowałam się jak idiotka… Po prostu wydawało mi się, że cały czas się na mnie patrzysz i… zirytowałam się…- przestała na moment czyścić mi koszulę, położyła dłoń na czole.
-Nie zachowałaś się jak idiotka.- szeptałem jej do ucha.- Kotku… Wyjawić ci sekret?- wiedziałem, że to poprawi jej samopoczucie.- Patrzyłem się na ciebie jak zaklęty, bo cholernie mi się podobasz, wiesz?- Florence zachichotała.
-Żartujesz? Znamy się zaledwie kilka dni. A ja już wpadłam ci w oko?- prychnęła przewracając oczami (chwilami naprawdę przypominała mnie, nawet pod względem impulsywności).
-A wierzysz w przeznaczenie? Taką miłość od pierwszego wejrzenia?- spytałem szepcząc jej do ucha, po czym puściłem ją, wziąłem koszulę, puściłem do niej oczko i opuściłem restaurację pozostawiając ją samą z myślami.
~~~
-Wow. Ty to potrafisz działać na kobiety.- zaklaskała Eleny.
-Nie śmiej się. To było bardzo emocjonalne uczucie. Ale i tak nie może równać się z tym uczuciem, które łączy nas.- dziewczyna zaśmiała się.
Para przechadzała się po chodniku trzymając się za ręce. Zupełnie jak nastolatki. Elena na myśl o tym pokiwała z dezaprobatą głową. Byli małżeństwem, a wciąż zachowywali się jak przeciętna para. To wprost magiczne. Faktycznie, uczucie, które ich połączyło jest wyjątkowe i niezastąpione. Oboje o tym wiedzieli i czuli to.
Salvatore’ówna przetrąciła przez przypadek ramieniem jakąś kobietę. Elena natychmiast zatrzymała się rzucając szybkie, ale szczere „Przepraszam panią, najmocniej!”. Kobieta spojrzała w stronę dziewczyny i… Zamarła w bezruchu. Przyglądała się nastolatce jak jakiemuś duchowi. Wytrzeszczyła w popłochu oczy. Uchyliła lekko usta, które natychmiast zasłoniła dłonią. Ani Elena, ani Damon nie mieli pojęcia, o co chodzi owej nieznajomej.
-Wyglądasz zupełnie jak…- wydukała z siebie kobieta, lecz ugryzła się w język.- Nie, to niemożliwe.- burknęła pod nosem odwracając się na pięcie i idąc przed siebie.
-Chwileczkę!- Elena podbiegła do niej truchcikiem stając naprzeciw niej.- Wyglądam zupełnie, jak…? Jak kto?- Salvatore’ówna oczekiwała odpowiedzi.
-Jak Katherine… Katherine Pierce…- nieznajoma lustrowała ją spojrzeniem.
-Zna pani Katherine?- spytał oszołomiony Damon.
-Zaraz… Czy wy…? Czy wy ją znacie?- tak jakby ponowiła pytanie Damona.
-Tak. Aż za dobrze.- burknął niechętnie Damon.
-Tak się składa, że… Ja też ją znam. Co prawda nie z tej najlepszej strony, ale…- przypatrzyła się jeszcze przez moment Elenie.- Dobry Boże… Ty jesteś jej sobowtórem…- wyszeptała jakby bardziej do siebie.
-Kim pani w ogóle jest?!- dziewczyna nie wytrzymała tej całej „szopki”.
-Jestem Khloe Hestih. Jestem najstarszą córką Isobel Flemming.- odpowiedziała, a wszystkim zżęła mina.
-Czy pani ojcem jest…?- dziewczyna nie mogła tego wypowiedzieć.
-Nie. Moim ojcem nie jest John Gilbert. Mój ojciec to Steven Blourler.- odparła cicho.- Za to ty jesteś córką Johna Gilberta. I… Mojej matki.- wyszeptała cicho, jakby bardziej do siebie.
-O mój Boże… Ty jesteś moją…Moją…-Elena nie mogła się wysłowić.
-Siostrą przyrodnią. Tak.- dokończyła.- Chodźmy do mnie, porozmawiamy na spokojnie.
Kobieta poprowadziła parę do mieszkania wynajętego w centrum Bułgarii. Kazała im się rozgościć. Zaparzyła im wodę na kawę, po czym podała im ją w eleganckich filiżaneczkach. Wystrój mieszkanka miała bardzo wytworny, wręcz można byłoby powiedzieć, klasyczny. Stary wystrój mebli. Wszystko to, co otaczało ich dookoła przypominało coś w rodzaju małego, bogatego domku z czasów renesansu. Elenę zafascynowało to miejsce. Poczuła się tu jak… W domu.
Kobieta przyglądała się parze z zaciekawieniem. Stwierdziła, że Elena i Damon naprawdę do siebie pasują. Nie musieli nic robić, nic mówić, ale właśnie ONA potrafiła wyczuć, że są parą idealną. Cieszyła się, że jej, jak się okazało przyrodnia siostra znalazła tak idealnego mężczyznę, a w sumie rzeczy to wampira. ONA wyczuwała, że nie są śmiertelnikami. Potrafiła zagłębić się w najskrytsze zakamarki ich umysłu, dowiedzieć się o nich wszystkiego. Ale postanowiła, że tego nie zrobi. Przynajmniej na razie. Już teraz młodzi traktują ją jak jakąś psychopatkę, a co dopiero byłoby, gdyby dowiedzieli się, kim jest? Khloe obiecała sobie w myślach, że postara im się wyjawić jak najmniej. Jest wiele rzeczy, o których nawet im się nie śni, a przede wszystkim o tym, czym się narodziła. Ma w sobie geny Peterovej i doskonale o tym wiedziała. Co prawda, to nie jej dane było być sobowtórem, ale ona miała inną misję do spełnienia. Gdyby jej przyrodnia siostra dowiedziała się o jej tożsamości… Zapewne urwałaby z nią wszelkie kontakty. Nie powinna wiedzieć o tych i owych rzeczach. Dla jej własnego dobra.
Damon przyjrzał się siedzącej naprzeciw niego Khloe. Ona i Elena były do siebie bardzo podobne. Identyczny kolor oczu i kształt noska. Nawet nie różniły się odcieniem cery. Obie szczupłe, o tak bystrym spojrzeniu… Faktycznie, na pierwszy rzut oka można było stwierdzić, że to siostry. Salvatore osobiście nie powiedziałby, że nie mają wspólnego ojca. Khloe bardzo przypominała mu Elenę. Nie była dużo starsza od jego małżonki. Może zaledwie kilka lat? Ale… W jej oczach było coś takiego, że Damon nie mógł oderwać od nich wzroku. Czaiło się w nich coś silnego, niepowtarzalnego… Coś takiego, że nie można było im się oprzeć. Wyczuwał jakąś tajemniczą energię u siostry dziewczyny.
A Elena? Elena natomiast siedziała w milczeniu próbując tłumić łzy. Przez tyle lat miała siostrę, o której nie miała pojęcia? O której Isobel jej nie powiedziała? Oni mieli drugą córkę! Salvatore’ównę interesowało tylko to, kto ją wychowywał. Nic więcej. Jeśli matka z Johnem… Nie darowałaby im tego. Sprawiłoby jej to tak wielki zawód… I choć Isobel już nie żyje, to nie zmienia faktu, że za takie coś, Elena chowałaby urazę do końca życia.
-Tak więc…- zaczęła Khloe.- Jak już ci powiedziałam, w trochę niekomfortowej sytuacji, jestem córką Isobel i Stevena, co oznacza, że jesteśmy siostrami przyrodnimi…- ciągnęła rozmowę rozpoczętą na chodniku.
-Przejdźmy do rzeczy. Ja jestem Elena, to jest mój mąż Damon Salvatore. A teraz ty powiedz coś konkretnego. Czyli kto cię wychowywał i ile masz lat? W jakim stopniu okłamała mnie Isobel?- Elena nawet nie próbowała być miła. Po prostu pragnęła, aby ten koszmar w końcu się skończył.
-Więc… Mam dwadzieścia pięć lat…- odpowiadała na pytania dziewczyny.
-Zaraz, zaraz… Dwadzieścia pięć? Żartujesz, prawda? Przecież Isobel urodziła mnie, gdy miała szesnaście lat! Nie mogła cię urodzić w wieku dziesięciu lat!- wrzasnęła podenerwowana Elena.
-Nie wiem, co naopowiadała ci Isobel, lecz to mnie urodziła w wieku szesnastu lat. Wtedy była szaleńczo zakochana w Stevenie, który jak już ci mówiłam jest moim biologicznym ojcem. Zaszła w ciążę. Nie chciała mnie. Miała zamiar usunąć ciążę… Hehe… Tak, kochana mama…- zaśmiała się szyderczo, zamyślając się na chwilę.- Wracając… Steven jej na to nie pozwolił. Mamusia nie wiedziała, co ma zrobić. Zerwała z Blourlerem. Poza tym… Nie chciała takiego kłopotu, jak dzieci. Nawet ich nie lubiła. Gdy więc przyszłam na świat, postanowiła oddać mnie do domu dziecka. Jednak do akcji ponownie wkroczył mój tato. Nie pozwolił jej na to. Isobel zarzekła się, że nie będzie wychowywała „jakiegoś tam smarkacza”. Steven więc odebrał jej prawa rodzicielskie. Do dwunastego roku życia wychowywał mnie sam. Potem poznał pewną kobietę, Jane, którą poślubił. Ja bardzo ją polubiłam. Stała się dla mnie matką, której nie miałam… Ja natomiast dziesięć lat później wyszłam za Thomasa, z którym mam trzyletniego synka Zane’a.- uśmiechnęła się na myśl o swoim mężu i synku.- Jeśli chodzi o ciebie… Ojciec opowiadał mi, że wiedział tylko tyle, iż pięć lat po moich narodzinach poznała Johna Gilberta. Namiętny, kochliwy romans, który… Rok później przyniósł im w prezencie ciebie. Oboje nie chcieli dzieci, więc… Sama wiesz, jak to się skończyło.- dokończyła ściśle historię.
-Ona cały czas mnie okłamywała?- Elena była wprost zdruzgotana.
-Przykro mi, ale… Sama wiesz, jaka jest Isobel.- Khloe starała się jakoś podnieść Elenę na duchu.
-A raczej była.- mruknęła cicho.
-Co?- Khloe była zaskoczona.
-Nic nie wiesz, hm? Ona…- Salvatore’ówna ugryzła się w język. Przecież (według niej) Khloe nie wiedziała nic o wampirach.- Popełniła samobójstwo.- wyszeptała ledwo co dosłyszalnie.
-Dobry Boże…- westchnęła cicho Khloe zatykając sobie usta dłonią.- Czemu? Dlaczego? Jak to możliwe?- nie mogła dojść do ładu, miała łzy w oczach.
-Zżerały ją wyrzuty sumienia.- odparła beznamiętnie.
-Kiedyś…- zaczęła kobieta.- Kiedyś przyjechała tutaj, do Bułgarii… Chciała odbudować ze mną relacje, nadrobić stracony czas…- zachichotała nerwowo, wręcz jakby mówiła o czymś, w co sama nie wierzy.- Ale ja tylko spojrzałam jej w oczy sycząc, że jej nienawidzę. Kazałam jej się stąd wynieść. Widziałam ją tylko raz… Raz!- Khloe była wręcz roztrzęsiona.
-Ona nie jest tego warta. Nie płacz, Khloe.- Damon uśmiechnął się do kobiety lekko.
-Wiem, ale… Mimo wszystko, to moja matka.- uśmiechnęła się do niego kwaśno.
Elena spojrzała się wymownie na Damona, który na to opuścił salon zmierzając do kuchni. Dziewczyna usiadła na sofie, obok siostry przytulając ją. Oparła głowę o jej ramię zmuszając się do uśmiechu, choć tak naprawdę sama nie czuła się lepiej od Khloe. W głębi serca bardzo boli ją to, że Isobel już nie ma, że nigdy jej nie zobaczy. Ale i tak przez całe życie jej nie widziała, a kiedy zobaczyła… Chciała, aby zniknęła. Już sama nie wiedziała, co było by lepsze. Pragnęła o tym zapomnieć, puścić daleko w niepamięć, a tymczasem… Musi do tego powrócić i przyjąć to do świadomości.
Kiedy Elena wtuliła się do Khloe, w kobiecie przeszedł ognisto-zimny prąd. Całkowicie straciła nad sobą panowanie. Zerknęła ukradkiem na Elenę. Jej aura nie była normalna. Widziała aurę Salvatoreówny, a nad nią… Kolejną, zieloną powłokę. To było bardzo dziwne. Zupełnie, jakby w dziewczynie czaiły się dwie osoby. Coś tu nie gra zaalarmowała intuicja Khloe.
-Kurczę, coś słabo się czuję… Kręci mi się w głowie…- wydukała słabo Elena, która po chwili oderwała się od siostry kładąc się na kanapę.
-Coś ci jest? Jesteś chora?- Khloe zaczynała się co raz to bardziej niepokoić.
-Nie, to raczej nie możliwe.- zaśmiała się głupawo Elena (przez wzgląd na wampirzyzm nie chorowała).
-Damonie! Elenie coś się stało!- zawołała przerażona kobieta, drogiego Salvatorea.
Do pokoju wbiegł zszokowany Damon. Usiadł obok Eleny na sofie przyglądając jej się badawczo, z troską. Odgarnął kosmyk włosów z jej czoła spoglądając na oczy dziewczyny. Stwierdził, że zmizerniała. I to było widoczne. Dość bardzo.
Khloe przyjrzała im się ponownie. Po raz kolejny przyznała sobie w duchu, że jej intuicja jest nieomylna. Oni są wprost dla siebie stworzeni. Gdy Damon tak siedział przy Elenie, rozczulał się na nią… Coś ukuło ją w sercu. Wprost nie mogła się doczekać, gdy Thomas i jej kochany Zane wrócą od teściowej. Pragnęła w końcu mieć ich przy sobie, a nie trzysta kilometrów dalej…
Wracając… Khloe skrywała w sobie tajemnicę, której nie mogła wyjawić. Szczególnie nie własnej siostrze i jej mężowi- wampirom. To byłby największy błąd w jej życiu. Musiała zachowywać pozory normalności, kolejnej, przeciętnej śmiertelniczki, którą niestety nie była.
Spojrzała ponownie na Elenę i na jej nietypową aurę. Zerknęła w oczy swej siostrze, a wtedy przed jej oczami ukazała się wizja.- Wpierw ujrzała strasznie zakrwawione niemowlę. Potem małą dziewczynkę w fioletowej bluzce, o dwóch długich, grubych warkoczach. Strasznie niewinne, słodkie maleństwo, które miało w oku nietypowy błysk. Kolejny obraz to widok nastoletniej, a może młodej dorosłej kobiety. Piękna- długie, czarne włosy i zabójczo piękne oczy, o tak nieskazitelnym, błękitnym kolorze oczu, niczym lapis lazuli; w niebieskiej koszuli w niebiesko-różowe kraty, w czarnym podkoszulku. Obwieszona była naszyjnikami. Stała oparta o motocykl, który naprawiał Damon. Następnie podbiegła do nich Elena, ściskając dziewczynę mocno. A potem… Dostrzegła ciemność, po czym wróciła do rzeczywistości.
Para patrzyła się na Khloe jak na wariatkę. Pytali się jej chyba od dwóch minut, co jej jest, lecz nie odpowiedziała ani słowem. To przez tę wizję. Kobieta musiała coś wymyślić. Popatrzyła na nich zmieszana.
-Przepraszam, ja…- zacięła się wymyślając.- Śmierć Isobel wstrząsnęła mną… A gdy zobaczyłam, że coś ci się stało… Przestraszyłam się, wybaczcie.- pisnęła cichutko.
Elena posłała kobiecie wyrozumiały uśmieszek. W końcu to jej siostra, co zaczęło do niej docierać. Też wiele przeszła. Również nie miała przy sobie biologicznej matki. Isobel jej nie kochała, tak samo jak Eleny. Dziewczyna postanowiła okazać jej trochę zrozumienia i uczucia. W sumie rzeczy to cieszyła się, że nie jest sama, że… Ma siostrę. To takie dziwne uczucie, po dziewiętnastu latach życia dowiedzieć się, że ma się kogoś tak bliskiego w rodzinie… I to w dodatku w Bułgarii! Nigdy w życiu nie spodziewała się, że spotka ją tak szczęśliwa chwila w życiu. Gdyby jej się bliżej przyjrzeć, Elena zauważała w niej podobieństwo. To takie nieprawdopodobne… Spotkać swoją przyrodnią siostrę, której się w ogóle nie znało w biały dzień, na ulicy na wakacjach w Bułgarii. Salvatore’ówna zaśmiała się w myślach Lepiej, niż w serialu. Każdy zasługiwał na szczęście i na szansę. Elena postanowiła nie przepuszczać takiej okazji. Skoro odnalazła siostrę będzie starała się utrzymywać z nią jak najbliższy kontakt.
Myśli dziewczyny zakłóciły jednak nasilające się zawroty głowy. Damon ujął jedną ręką jej dłoń, a drugą dłonią głaskał jej policzek. Widział, że coś się z nią działo. Coś niedobrego. Już wcześniej spostrzegł u niej jakieś zmiany, ale nie chciał nic mówić. Myślał, że sobie coś uroił. Teraz to jednak przestało być śmieszne. Czuł w kościach, że problemy dopiero nadchodzą i to wielkimi krokami.
-Może zostaniecie przez jakiś czas u mnie?- zaoferowała się Khloe.- Thomas z Zane’em przyjadą dopiero za tydzień. Są u teściowej, trzysta kilometrów stąd, na wsi.- dodała pospiesznie.
-Czemu nie? Jeśli to dla ciebie nie problem, chętnie tu zostaniemy.- Elena zmusiła się do uśmiechu.
Jednak po dosłownych pięciu sekundach, Elena poderwała się z kanapy, po czym w wampirzym tempie znalazła się w toalecie. Zaniepokojeni Damon i Khloe stali pod drzwiami łazienki. Salvatore’ówna długo nie wychodziła, lecz w końcu drzwi otwarły się, a w nich ukazała się smukła, wyczerpana postać brązowookiej. Posłała im blady uśmiech, opierając się o framugę drzwi.
-Powiem wam, że za cholerę nie wiem, dlaczego, ale czuję się gorzej, niż gdy zjadłam cały tort w jakieś piętnaście minut, bez przerwy.- ogłosiła jednoznacznie, po czym Damon i Khloe wymienili zaniepokojone spojrzenia.
-Niedobrze… Oj, niedobrze…- wymamrotała Khloe obserwując wyczerpaną postać Eleny.
__________________________________________________________________
 Siemankoo! <3 Moi kochani, z powodu ograniczeń jakie występują na bloog.pl przeniosłam się na blogspota :-) Mam nadzieję, że to nie sprawi wam dużej różnicy i nadal będziecie czytać mego bloga ^^ Aaa i nie przejmujcie się szablonem :) W weekend ten problemik powinien zostać rozwiązany ^^ Notki powinny pojawiać się co tydzień ;-) 
 Aaa, oto siostra Eleny:
Zaskoczyłam Was? ;> Jak myślicie, kim może być? Co może zrobić? Co może być Elenie? Jakieś pomysły ? ^_^

Buziaki! 
Wasza Polaa ^_^