środa, 10 października 2012

ROZDZIAŁ II


ROZDZIAŁ II
~~~
Katherine
Wstałam leniwie z łóżka nakładając na siebie koszulę Arthura. Wczorajsza noc była wspaniała, naprawdę. Może i nie kochałam go tak jak Stefana, ale wiedziałam, że wieczność z nim może przynieść mi wiele pożytku. W końcu to niezniszczalny wampir, który na dodatek jest we mnie szczerze zakochany. Oh, jakie to słodkie, że ktoś jeszcze, prócz Elenki i Damona wierzy w prawdziwą miłość… Właśnie, musiałabym ich odwiedzić… Hm… Może natknę się na Stefana? O czym ja, do cholery myślę? Przecież on i tak mnie nie kocha, a poza tym mam Arthura…
Zeszłam powoli do kuchni. Ujrzałam tam Arthura, który rozwiązywał krzyżówki. Właśnie w takich chwilach w mojej głowie rodzi się pytanie „Do czego to doszło? Katherine Peterova związała się z nudziarzem? Świat schodzi na psy…”. Nie rozumiem samej siebie. No, ale tak. Przecież to żadna nowość. Podeszłam do wampira przyciągając go do siebie i skradając krótki, łapczywy pocałunek. Arth uśmiechnął się do mnie promiennie zatracając się w moich oczach. Usiadłam mu na kolanach oplatając jego szyję rękoma. Niezniszczalny zachichotał krótko, po czym ponownie na krótko wpił się w moje usta.
-Co dzisiaj będziemy robić?- spytałam słodko.
-A na co masz ochotę?- zaciekawił się.
-Hm… Mam ochotę na wiele rzeczy…- wymruczałam mu do ucha powoli rozpinając guziki koszuli.
-To bardzo kusząca propozycja, Katherino, ale- zatrzymał ruchy moich dłoni.- mamy mały problem. Przybędzie do nas moja bardzo zaufana powierniczka, Veronica. Prosiła mię o spotkanie. Niegrzecznie było odmówić.- powiadomił mnie.
-Veronica? Ta wiedźma?- spytałam podburzona.- Czego ona tu chce?
-Nie złość się, kwiecie różany.- uspokajał mnie.- Veronica to bardzo dobra kobieta. Z prostej przyczyny chce tylko wpaść i porozmawiać, jak za starych, dobrych lat.- dodał spokojnie.
-Szybko sobie o tobie przypomniała!- wysyczałam wściekła.
-Katherino, dlaczegóż się złościsz?- nie rozumiał mego zachowania.
-Czy jej przyjazd ma jakikolwiek związek z Alishą?- krótko, zwięźle i na temat.
-Skąd w twojej głowie zgromadziły się takie myśli?- wielce się zdziwił.- Nie zataiłbym przed tobą tak istotnej prawdy, serce me najdroższe.- wyszeptał mi do ucha.
-Naprawdę?- chciałam się upewnić.
-Doprawdy, Katherino.- potwierdził.- Nie wiem nic o jakichkolwiek zamiarach Veronicy dotyczących mej martwej małżonki.- dodał, przez co nieco się rozluźniłam, jednak mimo wszystko nie opuściły mnie złe przeczucia.
-Arthurze, będę musiała niedługo wyjść. Na momencik. Załatwić kilka spraw…- mruknęłam.
-Oczywiście, rozumiem.- odparł całując mnie w policzek.
Szybko poderwałam się z jego kolan, po czym pobiegłam do garderoby. Nałożyłam na siebie czarny, obcisły top oraz czarne jeans’y i trampki w tym samym kolorze. Zrobiłam sobie lekki makijaż, przejrzałam się w lustrze, rozczesałam włosy i opuściłam dom.
Musiałam udać się do Eleny, aby dowiedzieć się czegoś o Alishy i jej jeszcze niekontynuowanym „zmartwychwstaniu”. Chciałam z niej wycisnąć, czy Arthur nadal planuje przywrócić ją do żywych…
Momentalnie znalazłam się przed pensjonatem Salvatore’ ów. Jej, nie pomyślałam, że kiedykolwiek mi go zabraknie. Weszłam jak gdyby nigdy nic do środka. Po części naśladowałam Elenę. W salonie, na kanapie siedział nie kto inny jak Stefan. Obrócił się na chwilę w moją stronę mierząc mnie wzrokiem, po czym ponownie się odwrócił. Kontynuował przerwaną przed chwilą czynność- picie tequili. Niby miałam wejść już po schodach i zacząć szukać Eleny (która miała za pewne wiele informacji na temat Alishy), ale w ostatnim momencie odwróciłam się na pięcie i ruszyłam w kierunku Stefana.
-Tęskniłam za tobą, Stefanie…- wyszeptałam z bólem naśladując Elenę.
Podeszłam do Stefana siadając mu na kolanach i zaczynając namiętnie całować. Jak mi go brakowało… Mojego Stefana… Jego idealnych warg i słodkich pocałunków… Jak strasznie żałuję tego co zrobiłam… Jak mogłam go zostawić? Dlaczego to zrobiłam? Moglibyśmy być na wieczność razem…
Zaskoczony wampir pogłębił pocałunek. Objął mnie w talii i przyciągnął do siebie. Wplotłam palce w jego włosy, lecz w tym oto momencie, w wampirzym tempie znaleźliśmy się pod ścianą, do której zostałam przyduszona przez „mojego ukochanego księcia z bajki”. Zabijał mnie wzrokiem. Jego ucisk był naprawdę silny. Spojrzał mi głęboko w oczy.
-Katherina.- wysyczał jadowicie jeszcze mocniej przygniatając mnie do ściany.
-Stefanie, nie złość się. Naprawdę się stęskniłam…- wymruczałam kusząco (ten spojrzał na mnie zdziwiony).- Wystarczy jedno słowo, jeden gest i mogę być twoja… Na zawsze razem…- kusiłam go dalej, przy czym wykorzystałam chwilę jego ogłupienia i uwolniłam się z ucisku. Teraz to ja jego przyciskałam do ściany, powoli rozpinając mu koszulę i całując szyję.- Nie protestuj. Przecież oboje się kochamy, Stefan. Nie zmienisz tego…- wymruczałam.
Wampir w końcu się poddał. Momentalnie przygniótł mnie do siebie i z niepohamowanym pożądaniem zaczął rozpinać mi koszulę. Całował przy tym zachłannie moją szyję jak i piersi. Przechodziły mnie przyjemne dreszcze. Z moich ust mimowolnie wydawały się jęki. W końcu wpił się w moje usta. Czułam wszystko to co on- to nieokiełznane pożądanie, namiętność, tęsknotę i dzikie pragnienie mnie. Wiedziałam, że nigdy nie przestał mnie kochać. Nadal coś do mnie czuł. Jego tęsknota przemawiała przez każdy wykonywany ruchu. Całował mnie wręcz nachalnie. Zaczął odpinać guzik moich spodni, po czym szybko je ściągał. Siódme niebo. Zdarłam z niego całkowicie koszulę, a następnie i ja ściągnęłam mu spodnie jak i bokserki. Odpiął moją bieliznę rzucając ją w kąt pokoju. W jednej chwili znaleźliśmy się na kanapie. Jego wargi pieściły moje ciało, a ja jęczałam z rozkoszy. Tak bardzo mi tego brakowało… Kiedy wszedł we mnie, odpłynęłam. Wbiłam paznokcie w jego plecy. To co przeżywałam było wprost niedopisania. Zimny pot oblewał moje ciało. Wszystko co widziałam zlewało się w jedno. Nie istniało nic oprócz naszej dwójki.
Nieoczekiwanie jednak usłyszeliśmy jak ktoś wszedł do domu. Powolne kroki zbliżały się w naszym kierunku. W końcu ta osoba zatrzymała się. Skołowany Stefan oderwał się ode mnie spoglądając w stronę nowoprzybyłego gościa. Podniosłam lekko ku górze głowę i dostrzegłam niezwykle przystojną postać- Damona. Starszy Salvatore lustrował mnie i Stefana spojrzeniem. Próbował poukładać sobie to co przed chwilą zobaczył. Nie spanikował. Zachował zdrowy rozsądek i wszystko sobie przeanalizował. Posłał mi diaboliczny uśmieszek piorunując mnie wzrokiem.
-Katherine.- stwierdził jednoznacznie przyglądając się mi i Stefanowi.
-Wielki odkrywco, skoro już zdołałeś to rozgryźć, to może zostawisz nas na moment SAMYCH?!- warknęłam z lekka poirytowana.
-Jasne.- odparł z cieniem sarkazmu udając się do kuchni.
Boże… Dlaczego ja to zrobiłam? Co mi strzeliło do głowy?! Przecież mam Arthura! Gdyby on się dowiedział… Nie! Cały plan poszedłby na marne! Nigdy nie byłabym bezpieczna! Znienawidziłby mnie! Cholera jasna, czemu kochałam się ze Stefanem?!
Wraz ze Stefanem zaczęliśmy pospiesznie się ubierać. Młodszy Salvatore widząc mój przerażony wzrok wyszeptał „Arthur się nie dowie. To zostanie między nami.”. Kamień spadł mi z serca. Posłałam mu wdzięczne spojrzenie. Gdy się ubrałam podeszłam do niego całując go w policzek. Tęskniłam za nim. Doprawdy. Może to prawda? Może faktycznie „stara miłość nie rdzewieje?”. Nieważne. To się nie może powtórzyć. Zachowałam się jak dziwka. Cholera… Arth nie może się o tym dowiedzieć- nigdy. To był tylko jeden mały odskok w bok. Nic wielkiego.
Gdy się ubrałam podążyłam z gracją, jak gdyby nigdy nic do kuchni, gdzie czekał Damon. Posłał mi swój szyderczy uśmiech, jednak w pełni go zignorowałam. Zlustrowałam go spojrzeniem. Był naprawdę bardzo przystojny. Przystojniejszy od Stefana. W dodatku zrobił się taki niegrzeczny… Nie doceniałam tego co mam. Nie doceniałam, że oni obaj mnie kochali. Damon oddałby za mnie życie, a ja się nim tylko bawiłam… Próbował mnie uwolnić, przez tyle lat karmił się nadzieją… Kochał mnie nad życie, a teraz tak samo mnie znienawidził… Stefan również kochał mnie do szaleństwa, ale pogodził się jakoś z moim odejściem… Ah… A ja go nadal tak cholernie kocham…
Zaraz, co ja sobie w ogóle myślę?! Stefan to przeszłość, Damon tak samo, a prawdziwa miłość nie istnieje. Jestem z Arthurem i tego powinnam się ściśle trzymać.
-No, Katherino, widzę, że miłość do Stefana nie przeminęła.- zaśmiał się drwiąco.
-Przestań, bo za moment nie ręczę za siebie i skręcę ci kark.- warknęłam ostro.
-Katherina, nie unoś się. Za chwilę żyłka ci pęknie.- szydził sobie ze mnie.- Lepiej mów od razu, o co chodzi.- przeszedł do sedna sprawy.
-O Elenę.- odparłam szybko, a mu mina zżęła.
~~~
Damon
Kiedy wszedłem do pensjonatu i usłyszałem te jęki i dyszenie, od razu zrozumiałem, że coś jest nie tak. W salonie ujrzałem Stefana i… Niby Elenę. Już chciałem zacząć wrzeszczeć, strzaskać mu mordę i wyrzucić dziewczynę z domu, ale zachowałem zdrowy rozsądek i przyjrzałem im się dokładniej. Kobieta miała lokowane włosy, a na palcu, którego paznokieć wbijał się w plecy mojego brata, nie widać było obrączki. Zrozumiałem, że to Katherine.
Niby miałem ją gdzieś i na swój sposób jej nienawidziłem, ale zabolało mnie to, że pomimo wszystko ciągle, uparcie czuje coś do Stefana. A może nawet go kocha…? Przez nią zmarnowałem lata życia. Cały czas myślałem, że uda mi się ją uwolnić, że jeszcze kiedyś będziemy razem… Opłakiwałem ją, a moje serce zamiast się uleczyć, krwawiło coraz mocniej. Zamknąłem się w sobie. Nie chciałem okazywać jaki jestem rozdarty… Jak bardzo jej pragnę… Nie chciałem być słaby. Tłumiłem w sobie wszystkie emocje stając się niby zadufanym w sobie egoistą… Kimś złym. Potem, gdy wyszło na jaw, że cały czas żyła… Nie potrafię tego wyrazić… Na początku byłem wielce uradowany- wieczność z moją księżniczką nocy. Ale gdy dowiedziałem się jak bardzo pragnie Stefana… Kiedy usłyszałem te wszystkie podłe, próżne słowa… Zacząłem ją nienawidzić za wszystko co mi zrobiła- za to, że przez cały czas bawiła się moimi uczuciami…
I nienawidzę jej do teraz. Nie wiem, czy kiedykolwiek to się zmieni. Mimo wszystko boli mnie, gdy widzę jak Stefan baraszkuje z Katherine, której poświęciłem ponad wiek egzystowania… Nie okazuję tego, ale w takich chwilach mam ochotę trzasnąć nią o ścianę, urwać głowę, wbić kołek w serce i po prostu zabić. Nie kocham jej. Mam Elenę. To ją miłuję nad życie. Jednak Kath wyrządziła mi krzywdę, którą trudno jest udźwignąć…
Teraz staje przede mną jak gdyby nigdy nic, a ja szydzę sobie z niej jak zawsze. Mówi mi, że chodzi o Elenę, a ja nie mogę dowierzyć w to co usłyszałem. O co chodzi tej małej zdzirze?
-O Elenę? Żartujesz sobie ze mnie, prawda?- prychnąłem.
-Nie, nie żartuję.- zachowała stoicki spokój.- Chcę z nią porozmawiać. Wiesz może, gdzie ona jest?- starała się być bardzo uprzejma.
-Jesteś skończoną kretynką, Katherina.- wysyczałem nienawistnie.- Po co ci ona?
-Bo muszę dowiedzieć się kilku istotnych faktów, o których TY GŁUPCZE nie masz bladego pojęcia.- zrobiła grymaśną minę.
-Niby czemu mam ci powiedzieć, hm? Bo jesteś skończoną dziwką, która zdradziła swojego chłopaka ze swoim byłym?!- puściły mi nerwy.
-Pieprz się, Salvatore!- warknęła popychając mnie na blat, po czym wbiła leżącą opodal drewniany, stary widelec w plecy.
-Szmata.- wydukałem wściekle.
Podniosłem się momentalnie przygniatając ją do ściany. Rozwaliłem krzesło i wbiłem jego „nogę” w jej brzuch. Ta zaczęła wić się z bólu. W tym czasie wyciągnąłem sobie widelec z pleców i wbiłem go w ramię wampirzycy. Kobieta zawyła z bólu. Dobrze jej tak było. Po co ze mną zadzierała? Nienawidzę tej dziwki. Pieprzona szmata. Cieszyłbym się, jakby skonała. A może by ją tak zabić?
Kiedy przymierzałem się do tego czynu, ktoś wszedł do domu. Owy „ktosiek” stanął w wejściu do kuchni. Elena. Patrzyła zszokowana to na mnie, to na Katherine. Posłała mi pytające spojrzenie. W chwili mojej nieuwagi Peterova zamieniła się pozycjami, tak, że tym razem to ja byłem przygniatany do ściany. Wbiła kołek jakieś trzy milimetry niżej od mojego serca. Ryknąłem głośno z bólu. Gdy chciałem zrobić coś tej szmacie, Elena odepchnęła ją ode mnie, tak, że przeleciała przez całą kuchnię. Moja żona wyjęła z mojego ciała drewno, po czym spojrzała się nam nie rozżalona. Obróciła się w kierunku Kath, która śmiała się szyderczo.
-No ładnie, Damon.- zaklaskała.- Żoneczka ratuje cię z opresji, huh?- drwiła ze mnie.
-Idiotka.- warknąłem odrywając się od ściany zmierzając w kierunku Kath, lecz zatrzymała mnie Elena, która potrząsnęła mną dość mocno.
-Nie warto.- szepnęła Elena, po czym puściła mnie patrząc się na tę dziwkę.- Po co tu przyszłaś?
-Do ciebie. Chciałam z tobą porozmawiać, ale twój mężulek komplikował sprawę.- wyjaśniła z cieniem sarkazmu.
-Damon?- Elena domagała się wyjaśnienia sprawy.
-No co? Wpierw przespała się ze Stefanem, a potem jak gdyby nigdy nic chce z tobą porozmawiać. To chore! Pieprzona dziwka!- wrzasnąłem poirytowany.
-Elena- zwróciła się do niej Kath.- chciałam z tobą pogadać o Arthurze. A dokładniej o… Jego PRZESZŁOŚCI.- dodała z naciskiem na ostatnie słowo spoglądając na Elenę znacząco.
-Ah…- żona zrozumiała.- Damon, zostaw nas same.- zwróciła się do mnie.
-Żartujesz?- prychnąłem.
-Nie, nie żartuję, Damon.- spojrzała na mnie bardzo znacząco.
-W razie co, piszcz jak dziewczynka. Bez obawy, usłyszę cię, kochanie.- rzuciłem sarkastycznie, jednak kiedy zauważyłem podenerwowaną minę Eleny zmieniłem tok rozmowy.- Albo po prostu walnij nią o ścianę i wbij jej kołek, najlepiej w serce.- posłałem Katherine diaboliczny uśmiech, który poprzedziła nienawistnym spojrzeniem. Opuściłem dom.
~~~
Elena
Kiedy zobaczyłam to co działo się pomiędzy Damonem a Katherine wielce się zdziwiłam. Musiałam to jakoś załagodzić. Ale co z tego, skoro po chwili znowuż czekał mnie szok? Katherine chciała porozmawiać- ze mną! I to jeszcze o Arthurze! Wow, no tego nigdy bym się nie spodziewała!
Poszłyśmy więc do salonu. Obie rozsiadłyśmy się na kanapie. Siedziałyśmy przez dłuższą chwilę w milczeniu patrząc w jeden punkt.
-Eleno, powiedz mi coś na temat Alishy i tej całej jego przyjaciółeczki, Veronicy. Proszę…- przerwała ciszę Kath.
-Czemu niby miałabym to zrobić? Przed chwilą właśnie go zdradziłaś z swoim eks chłopakiem! I ty go kochasz?!- wrzasnęłam poirytowana.
-To był tylko jeden odskok w bok!- poderwała się z miejsca.- A ty? Panna świętobliwa Elenka Gilbert? Ciągle wierna Damonowi, taa? A powiedziałaś mu o tym jak przed pierwszym przyjazdem Flori całowałaś się ze Stefanem na spacerze w lesie? Hm?- wytknęła mi.
-Skąd ty o tym…- zatkało mnie.
-Mam oczy dookoła głowy, Eleno.- spojrzała na mnie znacząco.- Wiem więcej, niż ci się wydaje.- dodała tajemniczo.
-Dobrze, więc co chcesz wiedzieć?- zmiękłam. W tej chwili zrobiłabym dosłownie wszystko, byleby zmienić temat.
-Chcę więc wiedzieć o co chodzi z tym przywróceniem Alishy do świata żywych i czy Arth nadal ma zamiar to zrobić…?- powiedziała.
-A nie wiesz? Niby masz oczy dookoła głowy?- zadrwiłam z wampirzycy, która gdy posłała mi groźne spojrzenie postanowiłam zmienić swój ton.- No wiesz… Alisha to wielka miłość Arthura. Kochał ją nad życie, a ona jego. Była bardzo dobra, taka krucha, delikatna… Ale jego wróg zabił ją w ich starciu, wieki temu. Jakiś czas temu, gdy on… Zadłużył się we mnie- przełknęłam głośno ślinę, gdy zobaczyłam potworny grymas na twarzy Kath- Alisha zaczęła nawiedzać go w snach… Mówiła, że nie jestem dla niego, że go zranię, że nigdy nie będziemy razem… Ona nawiedziła go w snach pierwszy raz od czasu jej śmierci. Arthur postanowił, że zrobi wszystko, aby przywrócić ją do żywych. Udał się do Veronicy. Mieli zrobić to razem, ale… Wtedy pojawiłaś się ty i akcja została jakby wstrzymana.- opowiedziałam jej skrótowo.
-Bo wiesz, ta cała Veronica przyjeżdża dzisiaj do Arthura… Czy to może mieć związek ze sprawą Alishy?- spytała mnie zaniepokojona.
-Nie chcę cię martwić, ale myślę, że jak najbardziej tak…- wyszeptałam cicho.
-Wiedziałam…- wymruczała pod nosem sama do siebie.- A i Eleno?- zwróciła się do mnie.
-Tak?
-Nasze relacje nie są najlepsze i wiem, że pewnie uważasz mnie za dziwkę, ale nie wiesz jak to jest. Nie mam wyboru. Muszę robić coś wbrew sobie. Staraj się nie narobić sobie wrogów, bo… Przeszłość wkrótce by cię dopadła. Mnie goni cały czas, a przy Arthurze jestem bezpieczna. Jeśli schrzaniłabyś coś teraz, w przyszłości straciłabyś wszystko… Może nawet nie mogłabyś być z tym, którego kochasz? Ja nie mogłam i nie mogę. To jest wieczna ucieczka. Walka na śmierć i życie.- zwierzyła mi się.- Może kiedyś to pojmiesz…- westchnęła cicho.
-Katherine? Dziękuję.- wampirzyca spojrzała na mnie zdziwiona.- Arthur nie dowie się o… O tym co tu zaszło…- musiałam to zrobić, no! Zrobiło mi się jej żal.
-Dziękuję.- posłała mi wdzięczny uśmiech, po czym wybiegła z rezydencji.
Zostałam sama z natłokiem tysiąca myśli. Nie chciałam kryć jej zdrady, ale nie mogłam wydać jej Arthurowi… On jest taki szczęśliwy… W sumie to zaczęłam ją z lekka rozumieć. Ona kocha Stefana, ale nie może z nim być. Musi stale uciekać. Wbrew pozorom Katherine pragnie jego bezpieczeństwa. Niby zimna z niej suka, ale trzeba postarać się zrozumieć każdego. Wiem, że pozory mylą. Na początku myliłam się co do Damona. Gdy go poznałam bliżej, zrozumiałam, że jednak się myliłam i to bardzo. Peterova miała też rację, gdy mówiła, abym nie narobiła sobie wrogów. Skoro mam spędzić spokojnie wieczność, warto mieć każdego po swojej stronie. Nawet ją. Szczególnie ją. Moją potomkinię.
Moje rozmyślania przerwał dotyk czyjś warg, które muskały mą szyję. Obróciłam lekko głowę, przy czym zatopiłam swój wzrok w nieskazitelnie niebieskich oczach mego ukochanego męża. Ten wpił się w moje usta skradając krótki, ale łapczywy pocałunek. Gdy oderwałam się od wampira, ujrzałam na jego twarzy smutek. Zdziwiło mnie to. Pogłaskałam go delikatnie po policzku.
-Coś się stało, Damonie?- spytałam zmartwiona.
-Nie wiem, czy wiesz, ale nie oddaliłem się na tyle, żeby nie słyszeć  twojej rozmowy z Katherine.- odparł uśmiechając się kwaśno, jednak ja cały czas miałam uniesione do góry brwi.- Całowałaś się ze Stefanem, prawda?- zamurowało mnie.- Czyli prawda…- warknął sam do siebie.
-Damon, to nie tak. Usiądź.- poklepałam miejsce na kanapie, na które po chwili spoczął mój mąż.- To było jeszcze przed naszym ślubem. Pamiętasz dzień, w którym Florence przyjechała do nas po raz pierwszy?- przytaknął powoli głową.- Ja wróciłam wtedy ze spaceru z Stefanem. Opowiedział mi o tobie i Florence. Byłam mu wdzięczna. Chciałam mu podziękować szybkim całusem w policzek, o który aż prosiły się jego oczy, ale on obrócił momentalnie głowę tak, że nasze usta spotkały się. Byłam ogłupiona. Nie wiedziałam, co mam robić. Poczułam się jak dawna Elena… Kiedy jednak włożył dłoń pod moją bluzkę ocknęłam się. Tego było za wiele. Oderwałam się od niego wymierzając mu siarczysty cios w policzek. Odskoczyłam od niego jak oparzona. Przeprosiłam go za ten czyn, ale siadły mi nerwy. Powiedziałam, że to nie powinno się stać, że kocham ciebie, Damon. On to zrozumiał.- opowiedziałam mu.
-Ah, tak…- mruknął niezadowolony.
-Damon, przepraszam… Nie chciałam tego.- przeprosiłam.- Ale nie uwierzę, że nie pocałowałeś się z Florence. W końcu raz was już widziałam. Wtedy, na polanie, gdy zobaczyłeś niby mnie, czyli Kath i Stefana.- burknęłam.
-Masz rację, Eleno. Nie powinienem cię posądzać. Przepraszam.- pocałował mnie przelotnie w usta.- Nie oglądajmy się za siebie. Najważniejsze, że jesteśmy razem.- dodał uśmiechając się szczerze.
-Lubię cię, wiesz?- zaczął Damon. Oboje zachichotaliśmy.
-Ja chyba jednak lubię ciebie bardziej.- odparłam śmiejąc się.
-A jak bardzo?- wymruczał mi kusząco do ucha.
-Bardzo, bardzo…- wydukałam w przerwie między pocałunkami.
-Bardzo, bardzo?- drążył dalej.
-Bardzo, bardzo, bardzo…- ciągnęłam powoli.
-Skoro aż tak bardzo, to pewnie wybaczysz mi to, iż zaraz zaniosę cię do sypialni, gdzie zostaniesz ze mną sam na sam?- zaśmialiśmy się oboje.
-Może…?- udałam, że się namyślam.
Wtedy jednak Damon wziął mnie na ręce i w wampirzym tempie zaniósł do sypialni, gdzie spędziliśmy urocze chwile.
~~~
Arthur
Spoczywałem w salonie, na kanapie popijając trunek. Tryskało ze mnie niepojęte szczęście, gdyż na nowo odnalazłem sens życia. Bardzo miłuję Katherine. Raduję się niezmiernie, iż możemy być razem. Ta kobieta doprowadza mnie do szaleństwa. Z nią ma egzystencja nabiera barw. Nie da się przy niej ulec nudzie. „Żyć nie umierać”, jak to się powiada w dzisiejszych czasach.
Nie mam prawa, by być z Eleną, do której mam wielką słabość. Jej osoba jest wprost fascynująca. Pod wieloma względami przypomina mi mą kochaną małżonkę- do każdego jest ciągle taka dobra… Panienka Salvatore jest naprawdę intrygującą osobowością. Jeszcze nigdy nie spotkałem kogoś takiego…
Oczywiste, kocham Katherine. Wyglądem jest niemal identyczna, jak i najdroższa Elena, lecz jej charakter diametralnie się różni. To jej kompletne przeciwieństwo, jednak nie da się jej nie kochać.
Natomiast nigdy nie wyzbędę się z serca wspomnień najukochańszej Alishy, miłości mego życia. To ona sprawiła, iż postanowiłem być dobry. Ma egzystencja nabrała jasnych barw, dzięki tej niezwykłej kobiecie. Pokochałem ją od pierwszego wejrzenia. Wszystko w niej było idealne. To moja „księżniczka z bajki”. Zawsze tak było…
Moje rozmyślania przerwało głośne pukanie i dzwonienie do drzwi, na przemian. Wstałem zdziwiony z kanapy podchodząc do drzwi, które po chwili otworzyłem. Ujrzałem stojącą w progu Veronicę, która była wyraźnie podenerwowana. Wskazałem ręką, aby weszła do środka. Ta nerwowo wkroczyła do domu. Bawiła się dłońmi w geście lęku. Coś mi tu nie grało, ale co?
-Veronico, dlaczegóż to jesteś tak podenerwowana? Czy miało miejsce jakieś okropne zdarzenie?- spytałem zaniepokojony.
-Arthurze, bo… Widzisz, pamiętasz jak zadzwoniłeś do mnie, abym nie wskrzeszała Alishy?- pokiwałem twierdząco głową.- Widzisz… Było troszeczkę za późno…- czekała na moją reakcję, jednak mnie totalnie zamurowało.- Powiedziałam, że rozumiem, ale… Akurat wtedy zakończyłam odprawiać rytuał i… No… Alisha się obudziła… Były z nią małe problemy, bo miała straszne luki w pamięci… Ale rozwiązałam tą sprawę… I… Ona uparła się, że chce cię zobaczyć…- dokończyło szybko, a mi mina zżęła.
-Czy ty chcesz mi powiedzieć, że…- zacząłem ogłupiony.
-Witaj, Arthurze.- przerwała mi postać szczupłej blondynki, stającej w progu drzwi.
Alisha.
~~~
Caroline
Buszowałam właśnie z Rebbekah i naszą nową znajomą Cassandrą po sklepach. Trzy blond muszkieterki. Fajnie to musi wyglądać. Wiem, że to dziwne, iż chodzę z Bekkah po mieście, ale ona jest siostrą mojego chłopaka. Poza tym zyskuje przy bliższym poznaniu. Cassie też jest bardzo sympatyczną osobą. Jest śmiertelniczką, ale wie o wampirach i tym podobnych rzeczach. Sześć lat temu, przez dwa lata chodziła z Finnem. Teraz ma dwadzieścia pięć lat. Zakochała się w nim jako radosna dziewiętnastolatka. Fin też nią nie wzgardził. Byli dość udaną parą. Potem jednak coś zaczęło się między nimi psuć. Postawili na przyjaźń. Od tamtego czasu przyjaźnią się, jednak co jakiś czas dają sobie szansę, która i tak kończy się niepowodzeniem. Rozstają się i wracają do siebie. Dziwne, ale prawdziwe. Cassandra jest naprawdę świetną dziewczyną! Bardzo się zaprzyjaźniłyśmy. Że też wcześniej jej nie poznałam… Jak to możliwe? Ma w sobie tyle energii i tyle pomysłów… Z nią nie idzie się nudzić. Spędzamy ze sobą ostatnio wiele czasu. Zwierzam jej się, wygłupiamy się… Dogaduję się z nią nawet lepiej niż z Bonnie! To głupie, ale z nikim mi się jeszcze tak dobrze nie rozmawiało. Zaniedbuję troszkę przez to Elenę, ale ona jest cudowna! Razem robimy tyle śmiesznych głupot…
Jak już wspomniałam, Cassie jest (tak jak ja i Bekkah) blondynką. Równamy się wzrostem. Ma szczupłą figurę i widoczne, seksowne, kobiece kształty. Oczy są niczym szmaragdy- tak niepowtarzalnie zielone… Dzisiaj włosy ma zawiązane gumką w kok. W uszy wpięła sobie fioletowe kolczyki z symbolem anarchistów. Na szyi zwisa jej srebrny naszyjnik z identycznym znakiem jak w kolczykach. Prezentuje się w jasnej, sięgającej do łokci, letniej, jeans’owej „kurteczce”. Koszulka jest jakby fioletowa, z znakiem czaszki z diamentów. Spodenki również są jasne. Na nogach widnieją fioletowe vansy. Paznokcie u dłoni pomalowane ma również na fioletowo. Przez prawą rękę przewiesiła sobie czarną torebkę. Wygląda zniewalająco. Nic dodać, nic ująć.
Cassie znalazła mi śliczną, żółtą sukienkę na ramiączkach, którą postanowiła mi zafundować. Nie chciałam się zgodzić, ale ona uparła się, że to taki skromny prezent od niej. Nie chciałam pozostać jej dłużna, więc ja zafundowałam jej buty na obcasie, wykonane z zamszowego, granatowego materiału. Nasz mały akt przyjaźni.
Wymieniłyśmy się również, wszystkie trzy bransoletkami. Bekkah nie chciała czuć się pominięta. Próbowała wkręcić się między naszą dwójkę. Nie chciałyśmy jej wyganiać, bo… Zrobiło nam się jej żal .Wbrew pozorom ona jest naprawdę samotna, a poza tym, jakby nie patrzeć, potrafi być sympatyczna… Więc postanowiłyśmy spróbować pogłębić z nią nasze relacje. Kto wie? Może jej też jest potrzebna przyjaciółka od serca?
Po zakupach udałyśmy się nad jezioro. Umówiłyśmy się tam z naszymi nowymi znajomymi- Samanthą, Anabell, Lilianą, Joshuą i Billem. Mieliśmy mieć tam ognisko. Wszystko było już przygotowane. Oczywiście nie zabrakło alkoholu. Było tego całkiem sporo. Do upieczenia mieliśmy kiełbaski, bekon, ziemniaczki i oczywiście pianki. Mm, pychota.
Nim zdążyłam się zorientować, ktoś objął mnie w talii łapczywie całując mą szyję. Klaus. Odwróciłam się w jego stronę delikatnie muskając jego wargi. Ten uśmiechnął się promiennie.
-Co to? Kolejna impreza z głupimi śmiertelnikami?- zaszydził szepcząc.
-Oni nie są głupi. To moi znajomi, a wśród nich są przyjaciele.- zirytowałam się.- Sami byliśmy kiedyś ludźmi. Pamiętasz to jeszcze?
-Hm… Pomyślmy…- udawał namyślenie.- Nie chcę pamiętać. Ludzie są tępi i głupi, tacy… Naiwni. Jak ty możesz się z nimi spotykać?- wysyczał przez zęby.
-Jeśli nie chcesz się ze mną pokłócić, lepiej się zamknij. Bo nie wiem czy wiesz, ale gdyby nie moi ludzcy rodzice nie byłoby mnie dzisiaj na świecie. I wiesz co? Jeszcze niedawno sama byłam człowiekiem, więc daruj sobie! Po stokroć wolałabym być człowiekiem, niż nędznym demonem!- moje najskrytsze myśli ujrzały światło dzienne.
-Co ty chcesz mi powiedzieć, hm?!- zdenerwował się, jednak rozmowa dalej toczyła się szeptem.- Że ci żałośni ludzie są lepsi?! Czegoś warci?! Że ja, ty, że my… Jesteśmy tylko nędznymi, nic nie wartymi demonami?! Jesteś tak samo głupia jak ci prostacy! W co ty wierzysz?! W ich oddanie do końca życia?!- zagalopował się, lecz nie zauważył tego.
-Jestem głupia? Tak jak ci „prostacy”?- głos mi się załamał. Zranił mnie.- Wiesz, żałuję, żałuję jak cholera, że zerwałam z Tylerem, dla takiego pieprzonego gnojka jak ty!- warknęłam przez łzy.
Poderwałam się z miejsca wyrywając się z ucisku pierwotnego. Mknęłam pomiędzy drzewami gdzieś daleko. Gdzieś, gdzie przez chwilę będę mogła pobyć sama. Muszę to wszystko sobie poukładać…
~~~
Florence
Popchnęłam drzwi, przez co zadzwonił dzwoneczek wiszący nad nimi. Weszłam radosna do sklepu monopolowego, za którego ladą stał Cristian. Ah… To naprawdę słodki chłopak, a dzisiejsza noc należy do moich ulubionych. Podeszłam do niego skradając mu przelotny pocałunek w usta. Ten oddał go bez entuzjazmu. Chyba nie był w najlepszym humorze. Można powiedzieć, że na jego twarzy ujrzałam zamyślenie, przemieszane z rozpaczą. Coś się stało?
-Hej… Wszystko w porządku?- martwiłam się o niego.
-Tak…- odparł, ale ugryzł się w język spoglądając na mnie.- Nie, nic nie jest w porządku.- zamurowało mnie.- Florence, naprawdę nie chcę, abyś myślała, że cię wykorzystałem, ale… Bez urazy, byłem pijany… Jesteś śliczną, inteligentną kobietą, lecz to na Elenie mi zależy. Pierwszy raz, kiedy tylko ją ujrzałem poczułem między nami chemię… Bardzo cię przepraszam… Nie chciałem cię zranić…- wyznał skruszony, ale pewny swoich słów.
-Elena? Serio?!- nie mogłam uwierzyć w to co słyszę.- Ty głupku, Elena ma męża! Nie liczę, że specjalnie się tobą zainteresuje!- warknęłam wściekła, gdyż coś we mnie pękło.
-Co? Ma… Męża?- zatkało go.
-Tak, idioto! Ma męża! Najcudowniejszego mężczyznę na Ziemi! Nigdy nie spojrzy na ciebie tak, jak na niego!- wrzasnęłam łamiącym się głosem.
Cristian nic nie odpowiedział, tylko podparł się skołowany rękami o blat. Nie mogłam na niego patrzeć. Myślałam, że jest inny! Przespał się ze mną, bo się upił! Co za idiota! Nie zawahałam się podejść bliżej niego. Wymierzyłam mu mocny, siarczysty cios w policzek tak, że głowa odchyliła mu się do tyłu o jakieś sześćdziesiąt stopni. Opuściłam sklep w milczeniu. Nie mogłam na niego patrzeć. Po moich policzkach spłynęły słone łzy. Bolało mnie to, co przed chwilą usłyszałam. Może i nie kochałam go, ale podobał mi się. Zraniło mnie to, że zakochał się w Elenie. Czuję się taka nikomu nie potrzebna, samotna, nie kochana… Jestem aż taka zła? Co ja komu takiego zrobiłam, że nie mogę być kochaną?
Biegłam jak najdalej od małego sklepiku monopolowego tyle, ile sił miałam w nogach. Nagle zatrzymałam się uderzając o coś z wielką siłą. Uniosłam głowę lekko ku górze, przy czym ujrzałam przystojną twarz niebieskookiego bruneta. Był niezwykle umięśniony. Jego serdeczny uśmiech sprawił, że poczułam się cholernie miło. http://www.philippalmer.net/wp-content/uploads/2010/01/tomwelling.jpg Poczułam, że się rumienię. Wpływał na mnie tak kojąco…
-Przepraszam, zagapiłam się…- wydukałam zawstydzona.
-Nie szkodzi.- odparł jak zwykle miłym tonem.- Ktoś zrobił pani krzywdę?- spytał zatroskany.
-Nie, ja… Nieważne.- przymusiłam się do lekkiego uśmiechu.
-Jeśli ktoś, coś pani zrobił może mi pani powiedzieć. Zrobię z tym porządek.- zachęcał mnie.
-Nie, naprawdę. Nikt mi nic nie zrobił. To… Ten „płacz” to z mojej lekkomyślności… Nic wielkiego.- tłumaczyłam się.- A poza tym, niech mi pan uwierzy, potrafię radzić sobie z kimś kto szkodzi mi lub moim bliskim.- dodałam tajemniczo.
-Nie wątpię.- zachichotał nie zdając sobie sprawy z tego kim jestem.- Jestem Clark. Clark Kent.- przedstawił się całując mą dłoń (ponownie się zarumieniłam).
-Florence Harris.- odparłam zauroczona nowo poznanym mężczyzną.
-Wie pani…-zaczął.
-Po prostu Florence.- wtrąciłam, na co on zachichotał.
-Okej, więc Florence, nie chciałbym się narzucać, ale może wypilibyśmy kawę? Dopiero co przybyłem do miasteczka. Chciałbym bliżej poznać okolicę.- posłał mi spojrzenie pełne nadziei.
-Pewnie. Nie mam nic przeciwko.- zgodziłam się uprzejmie.- Jeśli pan…
-Clark.- wtrącił, na co zachichotaliśmy.
-Clark, jeśli chciałbyś mogę pokazać ci pensjonat moich przyjaciół, do których przyjechałam. Jakbyś nie miał gdzie nocować, to wiesz, śmiało możesz wpadać.- uśmiechnęłam się do niego szczerze.
-Z miłą chęcią.- odparł miło.
Podążaliśmy ramię w ramię drogą prowadzącą do pensjonatu. Clark bardzo mi się spodobał. Jest taki przystojny i bije od niego tak wielka dobroć i miłość…
~~~
Elena i Damon leżeli w sypialni przykryci jedynie cienką, białą kołderką wtuleni w siebie. Co po chwilę skradali sobie łapczywe buziaki patrząc sobie głęboko w oczy. Zachowywali się jak nastolatki. Nie potrafili nacieszyć się sobą. Dziewczyna położyła głowę na ramię wampira jeżdżąc mu palcem wskazującym po jego nagim torsie. Salvatore gładził włosy małżonki. Milczeli. To była jednak tego rodzaju cisza, która jest piękna. Oni nie potrzebowali słów. Ważne, że mogli spędzać ze sobą czas, patrzeć sobie w oczy myśląc „Jak ja cię kocham…”. To piękniejsze niż tysiące rzuconych na wiatr „kocham cię”.
Ktoś w końcu jednak musiał tę ciszę przerwać. Tak zawsze jest.
-Damon…- zaczęła Elena.- Nie raz zastanawiam się, dlaczego w ogóle mnie pokochałeś… Właśnie MNIE. Szarą myszkę Elenę Gilbert. Dlaczego?- spytała otwarcie.
-Mogę wiedzieć, o co ci chodzi?- nie rozumiał.
-Wiesz… Gdybym wyglądała jak na przykład Caroline nie spojrzałbyś na mnie. Nie wiedziałbyś, że istnieję. Wiem, że to głupie, ale… Nie daje mi chwilami spokoju to, że kochałeś kiedyś osobę, która wygląda identycznie jak ja. Czasem zdaje mi się, że… No…- bała się powiedzieć.
-Że zakochałem się w tobie, bo wyglądasz tak jak Katherine?- dokończył za nią.
-Tak…- westchnęła zawstydzona dopiero teraz zdając sobie sprawę, że nie potrzebnie poruszyła ten temat.
-Księżniczko, nie podoba mi się, że tak myślisz.- burknął pod nosem.- Wiesz… Na początku… To było co innego. Nie rozróżniałem was. Ale potem… Zdałem sobie sprawę, że jesteście zupełnie inne. Nawet z wyglądu.- Elena posłała mu zdziwione spojrzenie.- Nie patrz się tak na mnie. Chociażby sposób w jaki się uśmiechasz lub w jaki spoglądasz na ludzi jest inny. Wszystko w tobie jest inne. Wbrew pozorom cholernie różnisz się od Kath. I nie jesteś tak podłą suką jak ona. Nigdy nie snuj się tym, że jesteś jej sobowtórem. To dla mnie nieistotne.- pocałował ją w czoło.
Leżeli tak w milczeniu, przytuleni do siebie do momentu, w którym usłyszeli jak jakieś osoby wchodzą do domu. Małżonkowie spojrzeli na siebie porozumiewawczo naciągając na siebie pierwsze lepsze ubrania, po czym zeszli na dół. Wparowali do salonu, gdzie siedziała Florence z jakimś typem. Pili Burbona śmiejąc się z jakiś głupot. Damon przyjrzał się mężczyźnie. Znał go. Był tego niemal pewien. Zlustrował go spojrzeniem. Wiedział. Wiedział kto to. Na samą myśl zrobiło mu się niedobrze. Nienawidził tego kolesia.
-Clark.- wysyczał zaciskając dłonie w pięści.
Mężczyzna odwrócił się spoglądając w stronę wampira. Wytężył ze zdziwienia oczy. Poderwał się z miejsca lustrując gospodarza spojrzeniem. Atmosfera stała się bardzo napięta. Florence i Elena stały z boku obserwując ze zdziwieniem całą sytuację.
-Damon.- ton Clarka też nie był zbyt przyjazny.
-Co ty tu robisz? Znowu będziesz usiłował mnie zabić, kryptończyku?- spojrzał na nowoprzybyłego nienawistnie.
-Nie miałem tego w planach. Mogą one się jednak zmienić.- uśmiechnął się tajemniczo.
-W moim domu? To niekulturalne „super bohaterze”  nachodzić kogoś i wbijać mu kołek w serce.- warknął Damon.
-Mam ważniejsze sprawy na głowie, niż użeranie się z jakimś pieprzonym wampirem.- podniósł ton.
-O, czyżby? Pieprzony wampir?- Salvatore szykował się do ataku.
-STOP!- krzyknęły obie kobiety.- Kim ty właściwie jesteś, Clark?- spytała Florence.
-Nie…- zaczął Kent.
-Ten picuś? Hm… Pomyślmy… Tę bajeczkę niech opowie ci innym razem, bo teraz musi już wyjść. Natychmiast.- Damon wyprosił Clarka z domu.
-Do zobaczenia, Florence.- rzucił na odchodne.
Cisza gromadziła się tym razem w gwałtowną, silną burzę. Atmosfera stała się nie do zniesienia. W pewnym momencie zadzwonił jednak telefon Eleny. Wampirzyca korzystając z okazji opuściła posiadłość, by móc porozmawiać w spokoju z dzwoniącą Alice.
-Co ty właściwie robisz, co?!- burza się rozpoczęła.- Dlaczego go wyrzuciłeś?! O co tu w ogóle chodzi?! Skąd ty go znasz?!- Florence nie  mogła pohamować złości.
-Nie krzycz!- warknął Damon.- Po prostu nie cierpię kolesia. Miałem z nim mały zator w przeszłości.- burknął.
RETROSPEKCJA
30 lat wstecz, Smallville
Gładziłem jej dłoń opuszkami palców, na co ona delikatnie się rumieniła. Biła od niej niepowtarzalna dobroć. Nie spotkałem się jeszcze z tak wspaniałą osobą. Mieliśmy ze sobą bardzo dobre kontakty. Mógłbym spędzać z nią całe dnie. Dosłownie. Mógłbym, gdyby nie On…- Clark Kent.
Clark Kent- szaleńczo zakochany w Lanie chłopak. Dowiedziałem się o nim wielu interesujących rzeczy. To kryptończyk. Miejscowy super bohater, który utrzymuje swą prawdziwą naturę w tajemnicy przed ludźmi. Jest dobry. Niewyobrażalnie. Uratuje każdego i brzydzi się wszystkim, i wszystkimi złymi.
Nie cierpiał mnie od pierwszego wejrzenia. Wyczuł, że nie jestem normalny. Ja jednak nic sobie z tego nie robiłem.
Siedzieliśmy z Laną na ławeczce wpatrując się w niebo pełne gwiazd. Księżyc pojawił się w pełni. Nieziemski widok. Patrzeliśmy tak na ten cudny widok w milczeniu. W końcu nie wytrzymałem i spojrzałem się na nią. Była taka piękna…
-Jesteś niesamowita, wiesz?- nie kontrolowałem swoich słów tym samym przerywając ciszę.
-Przestań.- zarumieniła się słodko.
Ponownie spojrzałem w niebo. Lana także. Moje oczy ujrzały „spadającą gwiazdę”, która mknęła przez niebo. Niesamowity widok. Dech zaparło mi w piersi. Powinienem mieć życzenie. Jednak w tym momencie nie miałem innego życzenia, jak tylko „być jak najbliżej niej”.
-Pomyślałaś życzenie?- spytałem szepcząc.
-Tak.- odparła uśmiechając się promiennie.
Nasze twarze obróciły się do siebie, przy czym nasze oczy spotkały się. Spojrzałem zachłannie na jej usta. Nie mogłem się powstrzymać. Ująłem jej drobniutką twarzyczkę w dłonie wpijając się w jej usta. Dziewczyna odwzajemniła pocałunek z równym zaangażowaniem. Poczułem się w końcu szczęśliwy.
-Pytałeś mnie, czy pomyślałam życzenie.- spytała, kiedy oderwaliśmy się od siebie, na co twierdząco przytaknąłem głową.- Właśnie się spełniło.- wyszeptała spoglądając mi głęboko w oczy.
Nigdy w życiu nie czułem się lepiej. Właśnie miałem ponownie ująć jej twarzyczkę w dłonie i zatopić się w jej ustach, gdy nagle usłyszeliśmy czyjś krzyk „On jest wampirem, Lano! Nie rób tego, proszę cię!”. Odwróciłem się w stronę tego faceta. Oczywiste- Clark Kent. Któżby inny mógł zepsuć tak wspaniałą chwilę?
Poderwałem się z miejsca podchodząc do chłopaka patrząc na niego nienawistnie.
-A ty co, kryptończyku? Skąd niby to wiesz?- wysyczałem wściekły.
-Mam swoje źródła informacji, krwiopijco. Nie pozwolę ci jej skrzywdzić. Jej, ani żadnego innego człowieka.- powiedział, po czym momentalnie (jak mi się zdawało) zatopił drewniany kołek w moim sercu.
Nie mogłem się ruszyć. Sparaliżowało mnie. Zacząłem się dusić, po czym upadłem na ziemię. Kręciło mi się w głowie, a obraz przed oczami rozmazał się. Usłyszałem tylko histeryczny krzyk Lany, która podbiegła do mnie, opadając na moje ciało. Całowała mnie po policzkach szepcząc, bym nie odchodził, bym nie umierał.
-Chodźmy, Lano- Clark próbował ją ode mnie odciągnąć.- On jest wampirem! Demonem! Zabija innych!- podniósł ton.
-Guzik mnie to obchodzi!- wrzasnęła przez łzy.- Przynajmniej wiem kim on jest, w porównaniu do ciebie! Kłamco!- chrztu siła się łzami.- Zabiłeś go… Zabiłeś! Wynoś się stąd! Już!- wrzeszczała.
-Lano, ja cię…- zaczął.
-Nie! Wynoś się stąd!- nie dała mu dokończyć.
Zrozpaczony Clark usunął się w cień, w las, a Lana leżała na mym ciele opłakując mnie.
~~~
-Kiedy jednak wyjęła mi kołek, okazało się, że był on wbity w żyłę, milimetr od serca. Dlatego też żyję i mam się świetnie!- dokończył swą opowiastkę Damon.
-Ale on mi się podoba! Dlaczego mam brać pod uwagę twoją przeszłość?!- Florence nie rozumiała Damona.
-Bo on nienawidzi wampirów! Nie możesz z nim być!- podszedł do  kobiety brutalnie ujmując jej twarz patrząc jej groźnie w oczy.- Nie możesz, słyszysz!
-Będę robić co mi się żywnie podoba! Mam prawo być szczęśliwa!- wrzasnęła poirytowana.
Damon zawahał się przez moment, lecz nie czekając długo wpił się w usta dziewczyny. Ta była kompletnie zszokowana jego postępkiem, jednak odwzajemniła pocałunek. Damon oderwał się od wampirzycy patrząc jej głęboko w oczy.
-Nie chcę byś cierpiała. Odpuść sobie go, rozumiesz?- wyszeptał cicho, nie zdając sobie sprawy z tego, że to wszystko obserwuje Elena, która stanęła w progu drzwi.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz