ROZDZIAŁ II
~~~
Katherine
Wstałam leniwie z łóżka nakładając na
siebie koszulę Arthura. Wczorajsza noc była wspaniała, naprawdę. Może i nie
kochałam go tak jak Stefana, ale wiedziałam, że wieczność z nim może przynieść
mi wiele pożytku. W końcu to niezniszczalny wampir, który na dodatek jest we
mnie szczerze zakochany. Oh, jakie to słodkie, że ktoś jeszcze, prócz Elenki i
Damona wierzy w prawdziwą miłość… Właśnie, musiałabym ich odwiedzić… Hm… Może
natknę się na Stefana? O czym ja, do cholery myślę? Przecież on i tak mnie nie
kocha, a poza tym mam Arthura…
Zeszłam powoli do kuchni. Ujrzałam tam
Arthura, który rozwiązywał krzyżówki. Właśnie w takich chwilach w mojej głowie
rodzi się pytanie „Do czego to doszło? Katherine Peterova związała się z
nudziarzem? Świat schodzi na psy…”. Nie rozumiem samej siebie. No, ale tak.
Przecież to żadna nowość. Podeszłam do wampira przyciągając go do siebie i
skradając krótki, łapczywy pocałunek. Arth uśmiechnął się do mnie promiennie
zatracając się w moich oczach. Usiadłam mu na kolanach oplatając jego szyję
rękoma. Niezniszczalny zachichotał krótko, po czym ponownie na krótko wpił się
w moje usta.
-Co dzisiaj będziemy robić?- spytałam
słodko.
-A na co masz ochotę?- zaciekawił się.
-Hm… Mam ochotę na wiele rzeczy…-
wymruczałam mu do ucha powoli rozpinając guziki koszuli.
-To bardzo kusząca propozycja,
Katherino, ale- zatrzymał ruchy moich dłoni.- mamy mały problem. Przybędzie do
nas moja bardzo zaufana powierniczka, Veronica. Prosiła mię o spotkanie.
Niegrzecznie było odmówić.- powiadomił mnie.
-Veronica? Ta wiedźma?- spytałam
podburzona.- Czego ona tu chce?
-Nie złość się, kwiecie różany.-
uspokajał mnie.- Veronica to bardzo dobra kobieta. Z prostej przyczyny chce
tylko wpaść i porozmawiać, jak za starych, dobrych lat.- dodał spokojnie.
-Szybko sobie o tobie przypomniała!-
wysyczałam wściekła.
-Katherino, dlaczegóż się złościsz?- nie
rozumiał mego zachowania.
-Czy jej przyjazd ma jakikolwiek związek
z Alishą?- krótko, zwięźle i na temat.
-Skąd w twojej głowie zgromadziły się
takie myśli?- wielce się zdziwił.- Nie zataiłbym przed tobą tak istotnej
prawdy, serce me najdroższe.- wyszeptał mi do ucha.
-Naprawdę?- chciałam się upewnić.
-Doprawdy, Katherino.- potwierdził.- Nie
wiem nic o jakichkolwiek zamiarach Veronicy dotyczących mej martwej małżonki.-
dodał, przez co nieco się rozluźniłam, jednak mimo wszystko nie opuściły mnie
złe przeczucia.
-Arthurze, będę musiała niedługo wyjść.
Na momencik. Załatwić kilka spraw…- mruknęłam.
-Oczywiście, rozumiem.- odparł całując
mnie w policzek.
Szybko poderwałam się z jego kolan, po
czym pobiegłam do garderoby. Nałożyłam na siebie czarny, obcisły top oraz
czarne jeans’y i trampki w tym samym kolorze. Zrobiłam sobie lekki makijaż,
przejrzałam się w lustrze, rozczesałam włosy i opuściłam dom.
Musiałam udać się do Eleny, aby
dowiedzieć się czegoś o Alishy i jej jeszcze niekontynuowanym
„zmartwychwstaniu”. Chciałam z niej wycisnąć, czy Arthur nadal planuje
przywrócić ją do żywych…
Momentalnie znalazłam się przed
pensjonatem Salvatore’ ów. Jej, nie pomyślałam, że kiedykolwiek mi go
zabraknie. Weszłam jak gdyby nigdy nic do środka. Po części naśladowałam Elenę.
W salonie, na kanapie siedział nie kto inny jak Stefan. Obrócił się na chwilę w
moją stronę mierząc mnie wzrokiem, po czym ponownie się odwrócił. Kontynuował przerwaną
przed chwilą czynność- picie tequili. Niby miałam wejść już po schodach i
zacząć szukać Eleny (która miała za pewne wiele informacji na temat Alishy),
ale w ostatnim momencie odwróciłam się na pięcie i ruszyłam w kierunku Stefana.
-Tęskniłam za tobą, Stefanie…-
wyszeptałam z bólem naśladując Elenę.
Podeszłam do Stefana siadając mu na
kolanach i zaczynając namiętnie całować. Jak mi go brakowało… Mojego Stefana…
Jego idealnych warg i słodkich pocałunków… Jak strasznie żałuję tego co
zrobiłam… Jak mogłam go zostawić? Dlaczego to zrobiłam? Moglibyśmy być na
wieczność razem…
Zaskoczony wampir pogłębił pocałunek.
Objął mnie w talii i przyciągnął do siebie. Wplotłam palce w jego włosy, lecz w
tym oto momencie, w wampirzym tempie znaleźliśmy się pod ścianą, do której
zostałam przyduszona przez „mojego ukochanego księcia z bajki”. Zabijał mnie
wzrokiem. Jego ucisk był naprawdę silny. Spojrzał mi głęboko w oczy.
-Katherina.- wysyczał jadowicie jeszcze
mocniej przygniatając mnie do ściany.
-Stefanie, nie złość się. Naprawdę się
stęskniłam…- wymruczałam kusząco (ten spojrzał na mnie zdziwiony).- Wystarczy
jedno słowo, jeden gest i mogę być twoja… Na zawsze razem…- kusiłam go dalej,
przy czym wykorzystałam chwilę jego ogłupienia i uwolniłam się z ucisku. Teraz
to ja jego przyciskałam do ściany, powoli rozpinając mu koszulę i całując
szyję.- Nie protestuj. Przecież oboje się kochamy, Stefan. Nie zmienisz tego…-
wymruczałam.
Wampir w końcu się poddał. Momentalnie
przygniótł mnie do siebie i z niepohamowanym pożądaniem zaczął rozpinać mi
koszulę. Całował przy tym zachłannie moją szyję jak i piersi. Przechodziły mnie
przyjemne dreszcze. Z moich ust mimowolnie wydawały się jęki. W końcu wpił się
w moje usta. Czułam wszystko to co on- to nieokiełznane pożądanie, namiętność,
tęsknotę i dzikie pragnienie mnie. Wiedziałam, że nigdy nie przestał mnie
kochać. Nadal coś do mnie czuł. Jego tęsknota przemawiała przez każdy
wykonywany ruchu. Całował mnie wręcz nachalnie. Zaczął odpinać guzik moich
spodni, po czym szybko je ściągał. Siódme niebo. Zdarłam z niego całkowicie
koszulę, a następnie i ja ściągnęłam mu spodnie jak i bokserki. Odpiął moją
bieliznę rzucając ją w kąt pokoju. W jednej chwili znaleźliśmy się na kanapie.
Jego wargi pieściły moje ciało, a ja jęczałam z rozkoszy. Tak bardzo mi tego
brakowało… Kiedy wszedł we mnie, odpłynęłam. Wbiłam paznokcie w jego plecy. To
co przeżywałam było wprost niedopisania. Zimny pot oblewał moje ciało. Wszystko
co widziałam zlewało się w jedno. Nie istniało nic oprócz naszej dwójki.
Nieoczekiwanie jednak usłyszeliśmy jak
ktoś wszedł do domu. Powolne kroki zbliżały się w naszym kierunku. W końcu ta
osoba zatrzymała się. Skołowany Stefan oderwał się ode mnie spoglądając w
stronę nowoprzybyłego gościa. Podniosłam lekko ku górze głowę i dostrzegłam
niezwykle przystojną postać- Damona. Starszy Salvatore lustrował mnie i Stefana
spojrzeniem. Próbował poukładać sobie to co przed chwilą zobaczył. Nie
spanikował. Zachował zdrowy rozsądek i wszystko sobie przeanalizował. Posłał mi
diaboliczny uśmieszek piorunując mnie wzrokiem.
-Katherine.- stwierdził jednoznacznie
przyglądając się mi i Stefanowi.
-Wielki odkrywco, skoro już zdołałeś to
rozgryźć, to może zostawisz nas na moment SAMYCH?!- warknęłam z lekka
poirytowana.
-Jasne.- odparł z cieniem sarkazmu udając
się do kuchni.
Boże… Dlaczego ja to zrobiłam? Co mi
strzeliło do głowy?! Przecież mam Arthura! Gdyby on się dowiedział… Nie! Cały
plan poszedłby na marne! Nigdy nie byłabym bezpieczna! Znienawidziłby mnie!
Cholera jasna, czemu kochałam się ze Stefanem?!
Wraz ze Stefanem zaczęliśmy pospiesznie
się ubierać. Młodszy Salvatore widząc mój przerażony wzrok wyszeptał „Arthur
się nie dowie. To zostanie między nami.”. Kamień spadł mi z serca. Posłałam mu
wdzięczne spojrzenie. Gdy się ubrałam podeszłam do niego całując go w policzek.
Tęskniłam za nim. Doprawdy. Może to prawda? Może faktycznie „stara miłość nie
rdzewieje?”. Nieważne. To się nie może powtórzyć. Zachowałam się jak dziwka.
Cholera… Arth nie może się o tym dowiedzieć- nigdy. To był tylko jeden mały odskok
w bok. Nic wielkiego.
Gdy się ubrałam podążyłam z gracją, jak
gdyby nigdy nic do kuchni, gdzie czekał Damon. Posłał mi swój szyderczy
uśmiech, jednak w pełni go zignorowałam. Zlustrowałam go spojrzeniem. Był
naprawdę bardzo przystojny. Przystojniejszy od Stefana. W dodatku zrobił się
taki niegrzeczny… Nie doceniałam tego co mam. Nie doceniałam, że oni obaj mnie
kochali. Damon oddałby za mnie życie, a ja się nim tylko bawiłam… Próbował mnie
uwolnić, przez tyle lat karmił się nadzieją… Kochał mnie nad życie, a teraz tak
samo mnie znienawidził… Stefan również kochał mnie do szaleństwa, ale pogodził
się jakoś z moim odejściem… Ah… A ja go nadal tak cholernie kocham…
Zaraz, co ja sobie w ogóle myślę?!
Stefan to przeszłość, Damon tak samo, a prawdziwa miłość nie istnieje. Jestem z
Arthurem i tego powinnam się ściśle trzymać.
-No, Katherino, widzę, że miłość do
Stefana nie przeminęła.- zaśmiał się drwiąco.
-Przestań, bo za moment nie ręczę za
siebie i skręcę ci kark.- warknęłam ostro.
-Katherina, nie unoś się. Za chwilę
żyłka ci pęknie.- szydził sobie ze mnie.- Lepiej mów od razu, o co chodzi.-
przeszedł do sedna sprawy.
-O Elenę.- odparłam szybko, a mu mina
zżęła.
~~~
Damon
Kiedy wszedłem do pensjonatu i
usłyszałem te jęki i dyszenie, od razu zrozumiałem, że coś jest nie tak. W
salonie ujrzałem Stefana i… Niby Elenę. Już chciałem zacząć wrzeszczeć,
strzaskać mu mordę i wyrzucić dziewczynę z domu, ale zachowałem zdrowy rozsądek
i przyjrzałem im się dokładniej. Kobieta miała lokowane włosy, a na palcu,
którego paznokieć wbijał się w plecy mojego brata, nie widać było obrączki.
Zrozumiałem, że to Katherine.
Niby miałem ją gdzieś i na swój sposób
jej nienawidziłem, ale zabolało mnie to, że pomimo wszystko ciągle, uparcie
czuje coś do Stefana. A może nawet go kocha…? Przez nią zmarnowałem lata życia.
Cały czas myślałem, że uda mi się ją uwolnić, że jeszcze kiedyś będziemy razem…
Opłakiwałem ją, a moje serce zamiast się uleczyć, krwawiło coraz mocniej.
Zamknąłem się w sobie. Nie chciałem okazywać jaki jestem rozdarty… Jak bardzo
jej pragnę… Nie chciałem być słaby. Tłumiłem w sobie wszystkie emocje stając
się niby zadufanym w sobie egoistą… Kimś złym. Potem, gdy wyszło na jaw, że
cały czas żyła… Nie potrafię tego wyrazić… Na początku byłem wielce uradowany-
wieczność z moją księżniczką nocy. Ale gdy dowiedziałem się jak bardzo pragnie
Stefana… Kiedy usłyszałem te wszystkie podłe, próżne słowa… Zacząłem ją
nienawidzić za wszystko co mi zrobiła- za to, że przez cały czas bawiła się
moimi uczuciami…
I nienawidzę jej do teraz. Nie wiem, czy
kiedykolwiek to się zmieni. Mimo wszystko boli mnie, gdy widzę jak Stefan
baraszkuje z Katherine, której poświęciłem ponad wiek egzystowania… Nie okazuję
tego, ale w takich chwilach mam ochotę trzasnąć nią o ścianę, urwać głowę, wbić
kołek w serce i po prostu zabić. Nie kocham jej. Mam Elenę. To ją miłuję nad
życie. Jednak Kath wyrządziła mi krzywdę, którą trudno jest udźwignąć…
Teraz staje przede mną jak gdyby nigdy
nic, a ja szydzę sobie z niej jak zawsze. Mówi mi, że chodzi o Elenę, a ja nie
mogę dowierzyć w to co usłyszałem. O co chodzi tej małej zdzirze?
-O Elenę? Żartujesz sobie ze mnie,
prawda?- prychnąłem.
-Nie, nie żartuję.- zachowała stoicki
spokój.- Chcę z nią porozmawiać. Wiesz może, gdzie ona jest?- starała się być
bardzo uprzejma.
-Jesteś skończoną kretynką, Katherina.-
wysyczałem nienawistnie.- Po co ci ona?
-Bo muszę dowiedzieć się kilku istotnych
faktów, o których TY GŁUPCZE nie masz bladego pojęcia.- zrobiła grymaśną minę.
-Niby czemu mam ci powiedzieć, hm? Bo
jesteś skończoną dziwką, która zdradziła swojego chłopaka ze swoim byłym?!-
puściły mi nerwy.
-Pieprz się, Salvatore!- warknęła
popychając mnie na blat, po czym wbiła leżącą opodal drewniany, stary widelec w
plecy.
-Szmata.- wydukałem wściekle.
Podniosłem się momentalnie przygniatając
ją do ściany. Rozwaliłem krzesło i wbiłem jego „nogę” w jej brzuch. Ta zaczęła
wić się z bólu. W tym czasie wyciągnąłem sobie widelec z pleców i wbiłem go w
ramię wampirzycy. Kobieta zawyła z bólu. Dobrze jej tak było. Po co ze mną zadzierała?
Nienawidzę tej dziwki. Pieprzona szmata. Cieszyłbym się, jakby skonała. A może
by ją tak zabić?
Kiedy przymierzałem się do tego czynu,
ktoś wszedł do domu. Owy „ktosiek” stanął w wejściu do kuchni. Elena. Patrzyła
zszokowana to na mnie, to na Katherine. Posłała mi pytające spojrzenie. W
chwili mojej nieuwagi Peterova zamieniła się pozycjami, tak, że tym razem to ja
byłem przygniatany do ściany. Wbiła kołek jakieś trzy milimetry niżej od mojego
serca. Ryknąłem głośno z bólu. Gdy chciałem zrobić coś tej szmacie, Elena
odepchnęła ją ode mnie, tak, że przeleciała przez całą kuchnię. Moja żona
wyjęła z mojego ciała drewno, po czym spojrzała się nam nie rozżalona. Obróciła
się w kierunku Kath, która śmiała się szyderczo.
-No ładnie, Damon.- zaklaskała.-
Żoneczka ratuje cię z opresji, huh?- drwiła ze mnie.
-Idiotka.- warknąłem odrywając się od
ściany zmierzając w kierunku Kath, lecz zatrzymała mnie Elena, która
potrząsnęła mną dość mocno.
-Nie warto.- szepnęła Elena, po czym
puściła mnie patrząc się na tę dziwkę.- Po co tu przyszłaś?
-Do ciebie. Chciałam z tobą porozmawiać,
ale twój mężulek komplikował sprawę.- wyjaśniła z cieniem sarkazmu.
-Damon?- Elena domagała się wyjaśnienia
sprawy.
-No co? Wpierw przespała się ze
Stefanem, a potem jak gdyby nigdy nic chce z tobą porozmawiać. To chore!
Pieprzona dziwka!- wrzasnąłem poirytowany.
-Elena- zwróciła się do niej Kath.-
chciałam z tobą pogadać o Arthurze. A dokładniej o… Jego PRZESZŁOŚCI.- dodała z
naciskiem na ostatnie słowo spoglądając na Elenę znacząco.
-Ah…- żona zrozumiała.- Damon, zostaw
nas same.- zwróciła się do mnie.
-Żartujesz?- prychnąłem.
-Nie, nie żartuję, Damon.- spojrzała na
mnie bardzo znacząco.
-W razie co, piszcz jak dziewczynka. Bez
obawy, usłyszę cię, kochanie.- rzuciłem sarkastycznie, jednak kiedy zauważyłem
podenerwowaną minę Eleny zmieniłem tok rozmowy.- Albo po prostu walnij nią o
ścianę i wbij jej kołek, najlepiej w serce.- posłałem Katherine diaboliczny
uśmiech, który poprzedziła nienawistnym spojrzeniem. Opuściłem dom.
~~~
Elena
Kiedy zobaczyłam to co działo się
pomiędzy Damonem a Katherine wielce się zdziwiłam. Musiałam to jakoś
załagodzić. Ale co z tego, skoro po chwili znowuż czekał mnie szok? Katherine
chciała porozmawiać- ze mną! I to jeszcze o Arthurze! Wow, no tego nigdy bym się
nie spodziewała!
Poszłyśmy więc do salonu. Obie
rozsiadłyśmy się na kanapie. Siedziałyśmy przez dłuższą chwilę w milczeniu
patrząc w jeden punkt.
-Eleno, powiedz mi coś na temat Alishy i
tej całej jego przyjaciółeczki, Veronicy. Proszę…- przerwała ciszę Kath.
-Czemu niby miałabym to zrobić? Przed
chwilą właśnie go zdradziłaś z swoim eks chłopakiem! I ty go kochasz?!-
wrzasnęłam poirytowana.
-To był tylko jeden odskok w bok!-
poderwała się z miejsca.- A ty? Panna świętobliwa Elenka Gilbert? Ciągle wierna
Damonowi, taa? A powiedziałaś mu o tym jak przed pierwszym przyjazdem Flori
całowałaś się ze Stefanem na spacerze w lesie? Hm?- wytknęła mi.
-Skąd ty o tym…- zatkało mnie.
-Mam oczy dookoła głowy, Eleno.-
spojrzała na mnie znacząco.- Wiem więcej, niż ci się wydaje.- dodała
tajemniczo.
-Dobrze, więc co chcesz wiedzieć?-
zmiękłam. W tej chwili zrobiłabym dosłownie wszystko, byleby zmienić temat.
-Chcę więc wiedzieć o co chodzi z tym
przywróceniem Alishy do świata żywych i czy Arth nadal ma zamiar to zrobić…?-
powiedziała.
-A nie wiesz? Niby masz oczy dookoła
głowy?- zadrwiłam z wampirzycy, która gdy posłała mi groźne spojrzenie
postanowiłam zmienić swój ton.- No wiesz… Alisha to wielka miłość Arthura.
Kochał ją nad życie, a ona jego. Była bardzo dobra, taka krucha, delikatna… Ale
jego wróg zabił ją w ich starciu, wieki temu. Jakiś czas temu, gdy on… Zadłużył
się we mnie- przełknęłam głośno ślinę, gdy zobaczyłam potworny grymas na twarzy
Kath- Alisha zaczęła nawiedzać go w snach… Mówiła, że nie jestem dla niego, że
go zranię, że nigdy nie będziemy razem… Ona nawiedziła go w snach pierwszy raz
od czasu jej śmierci. Arthur postanowił, że zrobi wszystko, aby przywrócić ją
do żywych. Udał się do Veronicy. Mieli zrobić to razem, ale… Wtedy pojawiłaś
się ty i akcja została jakby wstrzymana.- opowiedziałam jej skrótowo.
-Bo wiesz, ta cała Veronica przyjeżdża
dzisiaj do Arthura… Czy to może mieć związek ze sprawą Alishy?- spytała mnie
zaniepokojona.
-Nie chcę cię martwić, ale myślę, że jak
najbardziej tak…- wyszeptałam cicho.
-Wiedziałam…- wymruczała pod nosem sama
do siebie.- A i Eleno?- zwróciła się do mnie.
-Tak?
-Nasze relacje nie są najlepsze i wiem,
że pewnie uważasz mnie za dziwkę, ale nie wiesz jak to jest. Nie mam wyboru.
Muszę robić coś wbrew sobie. Staraj się nie narobić sobie wrogów, bo…
Przeszłość wkrótce by cię dopadła. Mnie goni cały czas, a przy Arthurze jestem
bezpieczna. Jeśli schrzaniłabyś coś teraz, w przyszłości straciłabyś wszystko…
Może nawet nie mogłabyś być z tym, którego kochasz? Ja nie mogłam i nie mogę.
To jest wieczna ucieczka. Walka na śmierć i życie.- zwierzyła mi się.- Może
kiedyś to pojmiesz…- westchnęła cicho.
-Katherine? Dziękuję.- wampirzyca
spojrzała na mnie zdziwiona.- Arthur nie dowie się o… O tym co tu zaszło…-
musiałam to zrobić, no! Zrobiło mi się jej żal.
-Dziękuję.- posłała mi wdzięczny
uśmiech, po czym wybiegła z rezydencji.
Zostałam sama z natłokiem tysiąca myśli.
Nie chciałam kryć jej zdrady, ale nie mogłam wydać jej Arthurowi… On jest taki
szczęśliwy… W sumie to zaczęłam ją z lekka rozumieć. Ona kocha Stefana, ale nie
może z nim być. Musi stale uciekać. Wbrew pozorom Katherine pragnie jego
bezpieczeństwa. Niby zimna z niej suka, ale trzeba postarać się zrozumieć
każdego. Wiem, że pozory mylą. Na początku myliłam się co do Damona. Gdy go
poznałam bliżej, zrozumiałam, że jednak się myliłam i to bardzo. Peterova miała
też rację, gdy mówiła, abym nie narobiła sobie wrogów. Skoro mam spędzić
spokojnie wieczność, warto mieć każdego po swojej stronie. Nawet ją.
Szczególnie ją. Moją potomkinię.
Moje rozmyślania przerwał dotyk czyjś
warg, które muskały mą szyję. Obróciłam lekko głowę, przy czym zatopiłam swój
wzrok w nieskazitelnie niebieskich oczach mego ukochanego męża. Ten wpił się w
moje usta skradając krótki, ale łapczywy pocałunek. Gdy oderwałam się od
wampira, ujrzałam na jego twarzy smutek. Zdziwiło mnie to. Pogłaskałam go
delikatnie po policzku.
-Coś się stało, Damonie?- spytałam
zmartwiona.
-Nie wiem, czy wiesz, ale nie oddaliłem
się na tyle, żeby nie słyszeć twojej
rozmowy z Katherine.- odparł uśmiechając się kwaśno, jednak ja cały czas miałam
uniesione do góry brwi.- Całowałaś się ze Stefanem, prawda?- zamurowało mnie.-
Czyli prawda…- warknął sam do siebie.
-Damon, to nie tak. Usiądź.- poklepałam
miejsce na kanapie, na które po chwili spoczął mój mąż.- To było jeszcze przed
naszym ślubem. Pamiętasz dzień, w którym Florence przyjechała do nas po raz
pierwszy?- przytaknął powoli głową.- Ja wróciłam wtedy ze spaceru z Stefanem. Opowiedział
mi o tobie i Florence. Byłam mu wdzięczna. Chciałam mu podziękować szybkim
całusem w policzek, o który aż prosiły się jego oczy, ale on obrócił
momentalnie głowę tak, że nasze usta spotkały się. Byłam ogłupiona. Nie
wiedziałam, co mam robić. Poczułam się jak dawna Elena… Kiedy jednak włożył
dłoń pod moją bluzkę ocknęłam się. Tego było za wiele. Oderwałam się od niego
wymierzając mu siarczysty cios w policzek. Odskoczyłam od niego jak oparzona.
Przeprosiłam go za ten czyn, ale siadły mi nerwy. Powiedziałam, że to nie
powinno się stać, że kocham ciebie, Damon. On to zrozumiał.- opowiedziałam mu.
-Ah, tak…- mruknął niezadowolony.
-Damon, przepraszam… Nie chciałam tego.-
przeprosiłam.- Ale nie uwierzę, że nie pocałowałeś się z Florence. W końcu raz
was już widziałam. Wtedy, na polanie, gdy zobaczyłeś niby mnie, czyli Kath i
Stefana.- burknęłam.
-Masz rację, Eleno. Nie powinienem cię
posądzać. Przepraszam.- pocałował mnie przelotnie w usta.- Nie oglądajmy się za
siebie. Najważniejsze, że jesteśmy razem.- dodał uśmiechając się szczerze.
-Lubię cię, wiesz?- zaczął Damon. Oboje
zachichotaliśmy.
-Ja chyba jednak lubię ciebie bardziej.-
odparłam śmiejąc się.
-A jak bardzo?- wymruczał mi kusząco do
ucha.
-Bardzo, bardzo…- wydukałam w przerwie
między pocałunkami.
-Bardzo, bardzo?- drążył dalej.
-Bardzo, bardzo, bardzo…- ciągnęłam
powoli.
-Skoro aż tak bardzo, to pewnie
wybaczysz mi to, iż zaraz zaniosę cię do sypialni, gdzie zostaniesz ze mną sam
na sam?- zaśmialiśmy się oboje.
-Może…?- udałam, że się namyślam.
Wtedy jednak Damon wziął mnie na ręce i
w wampirzym tempie zaniósł do sypialni, gdzie spędziliśmy urocze chwile.
~~~
Arthur
Spoczywałem w salonie, na kanapie
popijając trunek. Tryskało ze mnie niepojęte szczęście, gdyż na nowo odnalazłem
sens życia. Bardzo miłuję Katherine. Raduję się niezmiernie, iż możemy być
razem. Ta kobieta doprowadza mnie do szaleństwa. Z nią ma egzystencja nabiera
barw. Nie da się przy niej ulec nudzie. „Żyć nie umierać”, jak to się powiada w
dzisiejszych czasach.
Nie mam prawa, by być z Eleną, do której
mam wielką słabość. Jej osoba jest wprost fascynująca. Pod wieloma względami
przypomina mi mą kochaną małżonkę- do każdego jest ciągle taka dobra… Panienka
Salvatore jest naprawdę intrygującą osobowością. Jeszcze nigdy nie spotkałem
kogoś takiego…
Oczywiste, kocham Katherine. Wyglądem jest
niemal identyczna, jak i najdroższa Elena, lecz jej charakter diametralnie się
różni. To jej kompletne przeciwieństwo, jednak nie da się jej nie kochać.
Natomiast nigdy nie wyzbędę się z serca
wspomnień najukochańszej Alishy, miłości mego życia. To ona sprawiła, iż
postanowiłem być dobry. Ma egzystencja nabrała jasnych barw, dzięki tej
niezwykłej kobiecie. Pokochałem ją od pierwszego wejrzenia. Wszystko w niej
było idealne. To moja „księżniczka z bajki”. Zawsze tak było…
Moje rozmyślania przerwało głośne
pukanie i dzwonienie do drzwi, na przemian. Wstałem zdziwiony z kanapy
podchodząc do drzwi, które po chwili otworzyłem. Ujrzałem stojącą w progu
Veronicę, która była wyraźnie podenerwowana. Wskazałem ręką, aby weszła do
środka. Ta nerwowo wkroczyła do domu. Bawiła się dłońmi w geście lęku. Coś mi
tu nie grało, ale co?
-Veronico, dlaczegóż to jesteś tak
podenerwowana? Czy miało miejsce jakieś okropne zdarzenie?- spytałem
zaniepokojony.
-Arthurze, bo… Widzisz, pamiętasz jak
zadzwoniłeś do mnie, abym nie wskrzeszała Alishy?- pokiwałem twierdząco głową.-
Widzisz… Było troszeczkę za późno…- czekała na moją reakcję, jednak mnie
totalnie zamurowało.- Powiedziałam, że rozumiem, ale… Akurat wtedy zakończyłam
odprawiać rytuał i… No… Alisha się obudziła… Były z nią małe problemy, bo miała
straszne luki w pamięci… Ale rozwiązałam tą sprawę… I… Ona uparła się, że chce
cię zobaczyć…- dokończyło szybko, a mi mina zżęła.
-Czy ty chcesz mi powiedzieć, że…-
zacząłem ogłupiony.
-Witaj, Arthurze.- przerwała mi postać
szczupłej blondynki, stającej w progu drzwi.
Alisha.
~~~
Caroline
Buszowałam właśnie z Rebbekah i naszą
nową znajomą Cassandrą po sklepach. Trzy blond muszkieterki. Fajnie to musi
wyglądać. Wiem, że to dziwne, iż chodzę z Bekkah po mieście, ale ona jest
siostrą mojego chłopaka. Poza tym zyskuje przy bliższym poznaniu. Cassie też
jest bardzo sympatyczną osobą. Jest śmiertelniczką, ale wie o wampirach i tym
podobnych rzeczach. Sześć lat temu, przez dwa lata chodziła z Finnem. Teraz ma
dwadzieścia pięć lat. Zakochała się w nim jako radosna dziewiętnastolatka. Fin
też nią nie wzgardził. Byli dość udaną parą. Potem jednak coś zaczęło się
między nimi psuć. Postawili na przyjaźń. Od tamtego czasu przyjaźnią się,
jednak co jakiś czas dają sobie szansę, która i tak kończy się niepowodzeniem.
Rozstają się i wracają do siebie. Dziwne, ale prawdziwe. Cassandra jest
naprawdę świetną dziewczyną! Bardzo się zaprzyjaźniłyśmy. Że też wcześniej jej
nie poznałam… Jak to możliwe? Ma w sobie tyle energii i tyle pomysłów… Z nią
nie idzie się nudzić. Spędzamy ze sobą ostatnio wiele czasu. Zwierzam jej się,
wygłupiamy się… Dogaduję się z nią nawet lepiej niż z Bonnie! To głupie, ale z
nikim mi się jeszcze tak dobrze nie rozmawiało. Zaniedbuję troszkę przez to
Elenę, ale ona jest cudowna! Razem robimy tyle śmiesznych głupot…
Jak już wspomniałam, Cassie jest (tak
jak ja i Bekkah) blondynką. Równamy się wzrostem. Ma szczupłą figurę i
widoczne, seksowne, kobiece kształty. Oczy są niczym szmaragdy- tak
niepowtarzalnie zielone… Dzisiaj włosy ma zawiązane gumką w kok. W uszy wpięła
sobie fioletowe kolczyki z symbolem anarchistów. Na szyi zwisa jej srebrny
naszyjnik z identycznym znakiem jak w kolczykach. Prezentuje się w jasnej,
sięgającej do łokci, letniej, jeans’owej „kurteczce”. Koszulka jest jakby
fioletowa, z znakiem czaszki z diamentów. Spodenki również są jasne. Na nogach
widnieją fioletowe vansy. Paznokcie u dłoni pomalowane ma również na fioletowo.
Przez prawą rękę przewiesiła sobie czarną torebkę. Wygląda zniewalająco. Nic
dodać, nic ująć.
Cassie znalazła mi śliczną, żółtą
sukienkę na ramiączkach, którą postanowiła mi zafundować. Nie chciałam się
zgodzić, ale ona uparła się, że to taki skromny prezent od niej. Nie chciałam
pozostać jej dłużna, więc ja zafundowałam jej buty na obcasie, wykonane z
zamszowego, granatowego materiału. Nasz mały akt przyjaźni.
Wymieniłyśmy się również, wszystkie trzy
bransoletkami. Bekkah nie chciała czuć się pominięta. Próbowała wkręcić się
między naszą dwójkę. Nie chciałyśmy jej wyganiać, bo… Zrobiło nam się jej żal
.Wbrew pozorom ona jest naprawdę samotna, a poza tym, jakby nie patrzeć,
potrafi być sympatyczna… Więc postanowiłyśmy spróbować pogłębić z nią nasze
relacje. Kto wie? Może jej też jest potrzebna przyjaciółka od serca?
Po zakupach udałyśmy się nad jezioro.
Umówiłyśmy się tam z naszymi nowymi znajomymi- Samanthą, Anabell, Lilianą,
Joshuą i Billem. Mieliśmy mieć tam ognisko. Wszystko było już przygotowane.
Oczywiście nie zabrakło alkoholu. Było tego całkiem sporo. Do upieczenia
mieliśmy kiełbaski, bekon, ziemniaczki i oczywiście pianki. Mm, pychota.
Nim zdążyłam się zorientować, ktoś objął
mnie w talii łapczywie całując mą szyję. Klaus. Odwróciłam się w jego stronę
delikatnie muskając jego wargi. Ten uśmiechnął się promiennie.
-Co to? Kolejna impreza z głupimi
śmiertelnikami?- zaszydził szepcząc.
-Oni nie są głupi. To moi znajomi, a
wśród nich są przyjaciele.- zirytowałam się.- Sami byliśmy kiedyś ludźmi.
Pamiętasz to jeszcze?
-Hm… Pomyślmy…- udawał namyślenie.- Nie
chcę pamiętać. Ludzie są tępi i głupi, tacy… Naiwni. Jak ty możesz się z nimi
spotykać?- wysyczał przez zęby.
-Jeśli nie chcesz się ze mną pokłócić,
lepiej się zamknij. Bo nie wiem czy wiesz, ale gdyby nie moi ludzcy rodzice nie
byłoby mnie dzisiaj na świecie. I wiesz co? Jeszcze niedawno sama byłam
człowiekiem, więc daruj sobie! Po stokroć wolałabym być człowiekiem, niż
nędznym demonem!- moje najskrytsze myśli ujrzały światło dzienne.
-Co ty chcesz mi powiedzieć, hm?!-
zdenerwował się, jednak rozmowa dalej toczyła się szeptem.- Że ci żałośni
ludzie są lepsi?! Czegoś warci?! Że ja, ty, że my… Jesteśmy tylko nędznymi, nic
nie wartymi demonami?! Jesteś tak samo głupia jak ci prostacy! W co ty
wierzysz?! W ich oddanie do końca życia?!- zagalopował się, lecz nie zauważył
tego.
-Jestem głupia? Tak jak ci „prostacy”?-
głos mi się załamał. Zranił mnie.- Wiesz, żałuję, żałuję jak cholera, że
zerwałam z Tylerem, dla takiego pieprzonego gnojka jak ty!- warknęłam przez
łzy.
Poderwałam się z miejsca wyrywając się z
ucisku pierwotnego. Mknęłam pomiędzy drzewami gdzieś daleko. Gdzieś, gdzie
przez chwilę będę mogła pobyć sama. Muszę to wszystko sobie poukładać…
~~~
Florence
Popchnęłam drzwi, przez co zadzwonił
dzwoneczek wiszący nad nimi. Weszłam radosna do sklepu monopolowego, za którego
ladą stał Cristian. Ah… To naprawdę słodki chłopak, a dzisiejsza noc należy do
moich ulubionych. Podeszłam do niego skradając mu przelotny pocałunek w usta.
Ten oddał go bez entuzjazmu. Chyba nie był w najlepszym humorze. Można
powiedzieć, że na jego twarzy ujrzałam zamyślenie, przemieszane z rozpaczą. Coś
się stało?
-Hej… Wszystko w porządku?- martwiłam
się o niego.
-Tak…- odparł, ale ugryzł się w język
spoglądając na mnie.- Nie, nic nie jest w porządku.- zamurowało mnie.-
Florence, naprawdę nie chcę, abyś myślała, że cię wykorzystałem, ale… Bez
urazy, byłem pijany… Jesteś śliczną, inteligentną kobietą, lecz to na Elenie mi
zależy. Pierwszy raz, kiedy tylko ją ujrzałem poczułem między nami chemię…
Bardzo cię przepraszam… Nie chciałem cię zranić…- wyznał skruszony, ale pewny
swoich słów.
-Elena? Serio?!- nie mogłam uwierzyć w
to co słyszę.- Ty głupku, Elena ma męża! Nie liczę, że specjalnie się tobą
zainteresuje!- warknęłam wściekła, gdyż coś we mnie pękło.
-Co? Ma… Męża?- zatkało go.
-Tak, idioto! Ma męża! Najcudowniejszego
mężczyznę na Ziemi! Nigdy nie spojrzy na ciebie tak, jak na niego!- wrzasnęłam
łamiącym się głosem.
Cristian nic nie odpowiedział, tylko
podparł się skołowany rękami o blat. Nie mogłam na niego patrzeć. Myślałam, że
jest inny! Przespał się ze mną, bo się upił! Co za idiota! Nie zawahałam się
podejść bliżej niego. Wymierzyłam mu mocny, siarczysty cios w policzek tak, że
głowa odchyliła mu się do tyłu o jakieś sześćdziesiąt stopni. Opuściłam sklep w
milczeniu. Nie mogłam na niego patrzeć. Po moich policzkach spłynęły słone łzy.
Bolało mnie to, co przed chwilą usłyszałam. Może i nie kochałam go, ale podobał
mi się. Zraniło mnie to, że zakochał się w Elenie. Czuję się taka nikomu nie
potrzebna, samotna, nie kochana… Jestem aż taka zła? Co ja komu takiego
zrobiłam, że nie mogę być kochaną?
Biegłam jak najdalej od małego sklepiku
monopolowego tyle, ile sił miałam w nogach. Nagle zatrzymałam się uderzając o
coś z wielką siłą. Uniosłam głowę lekko ku górze, przy czym ujrzałam przystojną
twarz niebieskookiego bruneta. Był niezwykle umięśniony. Jego serdeczny uśmiech
sprawił, że poczułam się cholernie miło. http://www.philippalmer.net/wp-content/uploads/2010/01/tomwelling.jpg Poczułam, że się rumienię. Wpływał na
mnie tak kojąco…
-Przepraszam, zagapiłam się…- wydukałam
zawstydzona.
-Nie szkodzi.- odparł jak zwykle miłym
tonem.- Ktoś zrobił pani krzywdę?- spytał zatroskany.
-Nie, ja… Nieważne.- przymusiłam się do
lekkiego uśmiechu.
-Jeśli ktoś, coś pani zrobił może mi
pani powiedzieć. Zrobię z tym porządek.- zachęcał mnie.
-Nie, naprawdę. Nikt mi nic nie zrobił.
To… Ten „płacz” to z mojej lekkomyślności… Nic wielkiego.- tłumaczyłam się.- A
poza tym, niech mi pan uwierzy, potrafię radzić sobie z kimś kto szkodzi mi lub
moim bliskim.- dodałam tajemniczo.
-Nie wątpię.- zachichotał nie zdając
sobie sprawy z tego kim jestem.- Jestem Clark. Clark Kent.- przedstawił się
całując mą dłoń (ponownie się zarumieniłam).
-Florence Harris.- odparłam zauroczona
nowo poznanym mężczyzną.
-Wie pani…-zaczął.
-Po prostu Florence.- wtrąciłam, na co
on zachichotał.
-Okej, więc Florence, nie chciałbym się
narzucać, ale może wypilibyśmy kawę? Dopiero co przybyłem do miasteczka.
Chciałbym bliżej poznać okolicę.- posłał mi spojrzenie pełne nadziei.
-Pewnie. Nie mam nic przeciwko.-
zgodziłam się uprzejmie.- Jeśli pan…
-Clark.- wtrącił, na co zachichotaliśmy.
-Clark, jeśli chciałbyś mogę pokazać ci
pensjonat moich przyjaciół, do których przyjechałam. Jakbyś nie miał gdzie
nocować, to wiesz, śmiało możesz wpadać.- uśmiechnęłam się do niego szczerze.
-Z miłą chęcią.- odparł miło.
Podążaliśmy ramię w ramię drogą prowadzącą
do pensjonatu. Clark bardzo mi się spodobał. Jest taki przystojny i bije od
niego tak wielka dobroć i miłość…
~~~
Elena i Damon leżeli w sypialni
przykryci jedynie cienką, białą kołderką wtuleni w siebie. Co po chwilę
skradali sobie łapczywe buziaki patrząc sobie głęboko w oczy. Zachowywali się
jak nastolatki. Nie potrafili nacieszyć się sobą. Dziewczyna położyła głowę na
ramię wampira jeżdżąc mu palcem wskazującym po jego nagim torsie. Salvatore
gładził włosy małżonki. Milczeli. To była jednak tego rodzaju cisza, która jest
piękna. Oni nie potrzebowali słów. Ważne, że mogli spędzać ze sobą czas,
patrzeć sobie w oczy myśląc „Jak ja cię kocham…”. To piękniejsze niż tysiące
rzuconych na wiatr „kocham cię”.
Ktoś w końcu jednak musiał tę ciszę
przerwać. Tak zawsze jest.
-Damon…- zaczęła Elena.- Nie raz
zastanawiam się, dlaczego w ogóle mnie pokochałeś… Właśnie MNIE. Szarą myszkę
Elenę Gilbert. Dlaczego?- spytała otwarcie.
-Mogę wiedzieć, o co ci chodzi?- nie
rozumiał.
-Wiesz… Gdybym wyglądała jak na przykład
Caroline nie spojrzałbyś na mnie. Nie wiedziałbyś, że istnieję. Wiem, że to
głupie, ale… Nie daje mi chwilami spokoju to, że kochałeś kiedyś osobę, która
wygląda identycznie jak ja. Czasem zdaje mi się, że… No…- bała się powiedzieć.
-Że zakochałem się w tobie, bo wyglądasz
tak jak Katherine?- dokończył za nią.
-Tak…- westchnęła zawstydzona dopiero
teraz zdając sobie sprawę, że nie potrzebnie poruszyła ten temat.
-Księżniczko, nie podoba mi się, że tak
myślisz.- burknął pod nosem.- Wiesz… Na początku… To było co innego. Nie
rozróżniałem was. Ale potem… Zdałem sobie sprawę, że jesteście zupełnie inne.
Nawet z wyglądu.- Elena posłała mu zdziwione spojrzenie.- Nie patrz się tak na
mnie. Chociażby sposób w jaki się uśmiechasz lub w jaki spoglądasz na ludzi
jest inny. Wszystko w tobie jest inne. Wbrew pozorom cholernie różnisz się od
Kath. I nie jesteś tak podłą suką jak ona. Nigdy nie snuj się tym, że jesteś
jej sobowtórem. To dla mnie nieistotne.- pocałował ją w czoło.
Leżeli tak w milczeniu, przytuleni do
siebie do momentu, w którym usłyszeli jak jakieś osoby wchodzą do domu.
Małżonkowie spojrzeli na siebie porozumiewawczo naciągając na siebie pierwsze
lepsze ubrania, po czym zeszli na dół. Wparowali do salonu, gdzie siedziała
Florence z jakimś typem. Pili Burbona śmiejąc się z jakiś głupot. Damon
przyjrzał się mężczyźnie. Znał go. Był tego niemal pewien. Zlustrował go
spojrzeniem. Wiedział. Wiedział kto to. Na samą myśl zrobiło mu się niedobrze.
Nienawidził tego kolesia.
-Clark.- wysyczał zaciskając dłonie w
pięści.
Mężczyzna odwrócił się spoglądając w
stronę wampira. Wytężył ze zdziwienia oczy. Poderwał się z miejsca lustrując
gospodarza spojrzeniem. Atmosfera stała się bardzo napięta. Florence i Elena
stały z boku obserwując ze zdziwieniem całą sytuację.
-Damon.- ton Clarka też nie był zbyt
przyjazny.
-Co ty tu robisz? Znowu będziesz
usiłował mnie zabić, kryptończyku?- spojrzał na nowoprzybyłego nienawistnie.
-Nie miałem tego w planach. Mogą one się
jednak zmienić.- uśmiechnął się tajemniczo.
-W moim domu? To niekulturalne „super
bohaterze” nachodzić kogoś i wbijać mu
kołek w serce.- warknął Damon.
-Mam ważniejsze sprawy na głowie, niż
użeranie się z jakimś pieprzonym wampirem.- podniósł ton.
-O, czyżby? Pieprzony wampir?- Salvatore
szykował się do ataku.
-STOP!- krzyknęły obie kobiety.- Kim ty
właściwie jesteś, Clark?- spytała Florence.
-Nie…- zaczął Kent.
-Ten picuś? Hm… Pomyślmy… Tę bajeczkę
niech opowie ci innym razem, bo teraz musi już wyjść. Natychmiast.- Damon
wyprosił Clarka z domu.
-Do zobaczenia, Florence.- rzucił na
odchodne.
Cisza gromadziła się tym razem w
gwałtowną, silną burzę. Atmosfera stała się nie do zniesienia. W pewnym
momencie zadzwonił jednak telefon Eleny. Wampirzyca korzystając z okazji
opuściła posiadłość, by móc porozmawiać w spokoju z dzwoniącą Alice.
-Co ty właściwie robisz, co?!- burza się
rozpoczęła.- Dlaczego go wyrzuciłeś?! O co tu w ogóle chodzi?! Skąd ty go
znasz?!- Florence nie mogła pohamować
złości.
-Nie krzycz!- warknął Damon.- Po prostu
nie cierpię kolesia. Miałem z nim mały zator w przeszłości.- burknął.
RETROSPEKCJA
30 lat wstecz, Smallville
Siedziałem nocą w parku z niejaką Laną
Lang. http://www.google.pl/imgres?imgurl=http://www.angryzenmaster.com/wp-content/uploads/2007/12/chunlilang.jpg&imgrefurl=http://www.angryzenmaster.com/2007/12/26/lana-lang-enters-the-street-fighter-ring/&h=413&w=550&sz=71&tbnid=mpsI9REacxrxbM:&tbnh=90&tbnw=120&zoom=1&usg=__4mFnKXqNR5gsceQ1bBJIpQ6EA-E=&docid=BP72p3_YsRU9lM&sa=X&ei=OaIyUK3LJK3b4QSotoGwAg&ved=0CHMQ9QEwAg&dur=238 Lubiłem ją. Nie wiedziałem czemu- po
prostu jej towarzystwo działało na mnie bardzo kojąco. Fajnie nam się
rozmawiało. Nawet bardzo…
Gładziłem jej dłoń opuszkami palców, na
co ona delikatnie się rumieniła. Biła od niej niepowtarzalna dobroć. Nie
spotkałem się jeszcze z tak wspaniałą osobą. Mieliśmy ze sobą bardzo dobre
kontakty. Mógłbym spędzać z nią całe dnie. Dosłownie. Mógłbym, gdyby nie On…-
Clark Kent.
Clark Kent- szaleńczo zakochany w Lanie
chłopak. Dowiedziałem się o nim wielu interesujących rzeczy. To kryptończyk.
Miejscowy super bohater, który utrzymuje swą prawdziwą naturę w tajemnicy przed
ludźmi. Jest dobry. Niewyobrażalnie. Uratuje każdego i brzydzi się wszystkim, i
wszystkimi złymi.
Nie cierpiał mnie od pierwszego
wejrzenia. Wyczuł, że nie jestem normalny. Ja jednak nic sobie z tego nie
robiłem.
Siedzieliśmy z Laną na ławeczce
wpatrując się w niebo pełne gwiazd. Księżyc pojawił się w pełni. Nieziemski
widok. Patrzeliśmy tak na ten cudny widok w milczeniu. W końcu nie wytrzymałem
i spojrzałem się na nią. Była taka piękna…
-Jesteś niesamowita, wiesz?- nie
kontrolowałem swoich słów tym samym przerywając ciszę.
-Przestań.- zarumieniła się słodko.
Ponownie spojrzałem w niebo. Lana także.
Moje oczy ujrzały „spadającą gwiazdę”, która mknęła przez niebo. Niesamowity
widok. Dech zaparło mi w piersi. Powinienem mieć życzenie. Jednak w tym
momencie nie miałem innego życzenia, jak tylko „być jak najbliżej niej”.
-Pomyślałaś życzenie?- spytałem
szepcząc.
-Tak.- odparła uśmiechając się
promiennie.
Nasze twarze obróciły się do siebie,
przy czym nasze oczy spotkały się. Spojrzałem zachłannie na jej usta. Nie
mogłem się powstrzymać. Ująłem jej drobniutką twarzyczkę w dłonie wpijając się
w jej usta. Dziewczyna odwzajemniła pocałunek z równym zaangażowaniem. Poczułem
się w końcu szczęśliwy.
-Pytałeś mnie, czy pomyślałam życzenie.-
spytała, kiedy oderwaliśmy się od siebie, na co twierdząco przytaknąłem głową.-
Właśnie się spełniło.- wyszeptała spoglądając mi głęboko w oczy.
Nigdy w życiu nie czułem się lepiej.
Właśnie miałem ponownie ująć jej twarzyczkę w dłonie i zatopić się w jej
ustach, gdy nagle usłyszeliśmy czyjś krzyk „On jest wampirem, Lano! Nie rób
tego, proszę cię!”. Odwróciłem się w stronę tego faceta. Oczywiste- Clark Kent.
Któżby inny mógł zepsuć tak wspaniałą chwilę?
Poderwałem się z miejsca podchodząc do
chłopaka patrząc na niego nienawistnie.
-A ty co, kryptończyku? Skąd niby to
wiesz?- wysyczałem wściekły.
-Mam swoje źródła informacji,
krwiopijco. Nie pozwolę ci jej skrzywdzić. Jej, ani żadnego innego człowieka.-
powiedział, po czym momentalnie (jak mi się zdawało) zatopił drewniany kołek w
moim sercu.
Nie mogłem się ruszyć. Sparaliżowało
mnie. Zacząłem się dusić, po czym upadłem na ziemię. Kręciło mi się w głowie, a
obraz przed oczami rozmazał się. Usłyszałem tylko histeryczny krzyk Lany, która
podbiegła do mnie, opadając na moje ciało. Całowała mnie po policzkach
szepcząc, bym nie odchodził, bym nie umierał.
-Chodźmy, Lano- Clark próbował ją ode
mnie odciągnąć.- On jest wampirem! Demonem! Zabija innych!- podniósł ton.
-Guzik mnie to obchodzi!- wrzasnęła
przez łzy.- Przynajmniej wiem kim on jest, w porównaniu do ciebie! Kłamco!-
chrztu siła się łzami.- Zabiłeś go… Zabiłeś! Wynoś się stąd! Już!- wrzeszczała.
-Lano, ja cię…- zaczął.
-Nie! Wynoś się stąd!- nie dała mu
dokończyć.
Zrozpaczony Clark usunął się w cień, w
las, a Lana leżała na mym ciele opłakując mnie.
~~~
-Kiedy jednak wyjęła mi kołek, okazało
się, że był on wbity w żyłę, milimetr od serca. Dlatego też żyję i mam się
świetnie!- dokończył swą opowiastkę Damon.
-Ale on mi się podoba! Dlaczego mam brać
pod uwagę twoją przeszłość?!- Florence nie rozumiała Damona.
-Bo on nienawidzi wampirów! Nie możesz z
nim być!- podszedł do kobiety brutalnie
ujmując jej twarz patrząc jej groźnie w oczy.- Nie możesz, słyszysz!
-Będę robić co mi się żywnie podoba! Mam
prawo być szczęśliwa!- wrzasnęła poirytowana.
Damon zawahał się przez moment, lecz nie
czekając długo wpił się w usta dziewczyny. Ta była kompletnie zszokowana jego
postępkiem, jednak odwzajemniła pocałunek. Damon oderwał się od wampirzycy
patrząc jej głęboko w oczy.
-Nie
chcę byś cierpiała. Odpuść sobie go, rozumiesz?- wyszeptał cicho, nie zdając
sobie sprawy z tego, że to wszystko obserwuje Elena, która stanęła w progu
drzwi.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz