ROZDZIAŁ
I
Ciepłe
promienie słońca wpadły do sypialni małżonków poprzez szpary w zasłonach.
Oświetliły one bladą twarz Eleny co nie skończyło się za dobrze. Skóra
dziewczyny zaczęła iskrzyć i zmieniać kolor na czerwony. Paliła się.
Momentalnie otwarła oczy wydzierając się w niebogłosy. W wampirzym tempie
znalazła się przy drzwiach ciężko dysząc. Na to z łóżka podniósł się
zdezorientowany Damon. Uniósł ku górze jedną brew i przez moment przyglądał się
Elenie z głębokim zamyśleniem. Zerknął w stronę zasłon, które przepuszczały
promienie słoneczne. Pokiwał do siebie głową, po czym momentalnie znalazł się
przy małżonce, która opierała się zdenerwowana o framugę drzwi w białej koszuli
Damona. Przytulił ją mocno do siebie całując ją w czoło. Dziewczyna
odwzajemniła uścisk tłumiąc w sobie napływ negatywnych emocji.
-Damon,
to zdarzyło się już czwarty raz.- burknęła bardzo niezadowolona.- Kiedy będę
miała pierścień?- spytała.
-Wiem,
wiem… Cholerne zasłony…- mruczał pod nosem.- Niedługo, Eleno. Wiesz, że Bonnie…
No z lekka urwała z nami kontakt, a ja na razie nie wiem, skąd wziąć taki
pierścień.- myślał głośno.
-Oh…-
westchnęła ciężko.- Życie w mroku jest strasznie denne.- zrobiła minę
naburmuszonego dziecka.
-To
nie będzie trwało wieczność.- zaśmialiśmy się lekko.- Poprosiłem Florence, aby
coś wykombinowała…- dodał.
-Florence…-westchnęłam
zamyślona.- Właśnie! Florence! Jak tam Flori? Kiedy wpada?- spytała
podekscytowana.
-Nie
jestem pewien. Gdy będziesz już miała pierścień, to my ją odwiedzimy.- odparł
spokojnie.- Ale… Czekaj… Miała nas odwiedzić dziś lub jutro… Zresztą, wiesz jak
to bywa z tym Rudzikiem.- zachichotał.
-Będziemy
tu tak stać?- zaśmiali się.
-Ty
możesz tu stać, a ja idę spróbować załatwić ci ten cholerny pierścień.-
pocałował Elenę przelotnie w usta, po czym zaczął szybko narzucać na siebie
ubrania.
-O
której wrócisz?- spytała niewinnie.
-Niedługo.
To będzie krótka rozmowa.- mrugnął do niej okiem.- Pa.- cmoknął ją w policzek i
wybiegł z rezydencji.
Elena
została sama w domu. Rzuciła się na łóżko nie wiedząc co ze sobą począć.
Popatrzyła w sufit głęboko dumając nad swoim ‘nowym’ życiem. Po chwili
stwierdziła jednak, że to nie najlepszy pomysł. Poderwała się z łóżka i
podeszła do szafy, z której wyjęła kremową sukienkę, z dekoltem. Przepasana
była czarnym paskiem, który wyglądał jak kokardka.http://img.szafa.pl/uploads/clothes/c1/d3/d1005/4175863/1292424271.jpg .
Poszła do łazienki i nałożyła na siebie kreację. Włosy zaczesała w kok. Lekko
się podmalowała, po czym wróciła do sypialni. Oklapła na bujanym fotelu
umieszczonym w rogu pokoju, przy czym przykryła się kocem. Wyciągnęła z
kieszeni swego iPhone zaczynając oglądać zdjęcia zapisane na karcie pamięci.
Były tam przeróżne, głupawe zdjęcia z nią i Bonnie, z Mattem, Jeremym, Jimmym…
Siedzieli na masce jego bmw, przytuleni do siebie jak zakochane gołąbeczki.
Obok nich siedziała Bonnie, a z drugiej strony Soffie, ich dawna przyjaciółka.
Wyglądali tak ludzko… Byli tacy młodzi, beztroscy, szczęśliwi… Dziewczyna
rzuciła komórkę na łóżko. Niby to miłe wspomnienia, ale za bardzo kojarzyły jej
się z utraconym człowieczeństwem. Nie wiedziała co ma ze sobą zrobić. Ciągle
chodziło jej po głowie to co sobie przypomniała. Nie potrafiła rozgryźć Damona
i jego zachowania. Dlaczego nie sprawił by tak istotne wspomnienia powróciły?
Czemu?
~~~
Damon
stał pod domem Bennet’ówny. Dzwonił raz, drugi, trzeci i nic. W końcu wkurzył
się. Nawet nie próbował zgrywać kulturalnego dżentelmena. Rozwalił drzwi
czarownicy i wszedł niby to spokojnie do jej domu. Zastał ją w salonie. Leżała
zapłakana w objęciach Nathana, który posłał rozdrażnione spojrzenie Damonowi. Ten
łobuzersko się do niego uśmiechnął, po czym oklapnął ciężko na kanapę obok.
Bonnie spojrzała na niego wręcz nienawistnie. Salvatore jednak totalnie to
zignorował. W tej chwili ważne było dla niego tylko to, aby zdobyć dla Eleny
coś chroniącego przed słońcem. Nie miał co prawda pierścienia z lapis lazuli,
ale posiadał naszyjnik, który kiedyś podarowała mu Katherina.
~~~
RETROSPEKCJA
-Damon....-
usłyszałem za sobą cichy szept.
Dookoła
panował mrok. Sam siedziałem w ogrodzie rozmyślając o tym co łączy mnie,
Katherinę i Stefana. Chciało mi się płakać. Czułem, że dla niej zawsze będzie
Stefan. Byłem dla niej mało ważny. Dlatego też, kiedy usłyszałem za sobą jej
kojący głos nawet nie drgnąłem. Nie miałem sił. To wszystko mnie przerosło.
-Damon…-
usłyszałem ponownie.
Kobieta
przysiadła się obok mnie. Patrzyła na moją twarz, jednak ja ani drgnąłem.
Jednak zdradziły mnie łzy, które zaczęły spływać po moich bladych policzkach. Z
ust Kath wyrwało się długie, głośne, rozżalone westchnienie. Wtuliła się we
mnie mocno. Jej dotyk spowodował, że po moim ciele przebiegły dreszcze. Nie
mogłem jednak pozwolić sobie na to, aby to dalej się ciągnęło. Ona pewnie też
tego nie chce… Pewnie po to tu przyszła…
-Damonie…-
spróbowała ponownie.
-Nie,
Katherino.- nie pozwoliłem jej mówić.- Nic nie mów. Wiem, że mię nie kochasz.
Rozumiem, że miłością twą jest mój brat. Dlatego też, błagam Cię, panno
Peterovo, odejdź i nie rań mnie więcej…- starałem się mieć opanowany głos.
-To
nie tak, że ja Cię nie kocham, Damonie…- zaczęła, ale po moim grymasie
zauważyła, że nie bardzo chcę jej słuchać, dlatego też przerwała, po czym
zmieniła przebieg rozmowy.- Zachowaj to, na pamiątkę po mojej osobie. Moim
marzeniem jest to, abyś nie uważał mnie za kogoś, kto zniszczył twą
egzystencję.- wyszeptała, dając mi przepiękny naszyjnik z kamieniem lapis
lazuli w środku. http://i2.arsneo.pl/281eccd75882610891443e25a5678395982e980b.jpg
Przypatrywałem
mu się dokładnie. Oczarował mnie. Przypominał mi ocean, który nieustannie
falował. Czułem się magicznie zatapiając w nim wzrok. To uczucie było wprost niedoopisania.
Kiedy jednak oderwałem się od tego cudeńka chcąc spojrzeć na Katherinę, jej już
przy mnie nie było. W tym momencie zrozumiałem, że już jej nie spotkam. To było
pożegnanie. Pożegnanie „straconej miłości”…
~~~
Ten
oto naszyjnik miał zawisnąć na szyi Eleny, dopóki nie zdobędzie pierścienia.
Damon bawił się przedmiotem. Wspomnienia powróciły, ale uczucia do Katherine
nie. Uśmiechnął się jakby do siebie myśląc „Jak ty mogłeś ją kochać?”. Bonnie
oderwała się od swego chłopaka piorunując Damona spojrzeniem.
-Wynoś
się stąd.- burknęła.
-Ani
mi się śni…- zagwizdał ignorując dziewczynę.
-Damon…-
warknął Nathan.
-Słuchaj,
mała wiedźmo- zwrócił się do Bonnie podchodząc do niej.- Wszyscy wiemy, że
jesteś okropną przyjaciółką. Zostawiłaś Elenę wtedy, kiedy najbardziej cię
potrzebowała. Olałaś ją, znienawidziłaś… A dlaczego? Bo jest wampirem. Tak nas
nienawidzisz? Aż tak? To jest już twój problem. Dlatego uważam, że nie ma
przyjaciół. Każdy człowiek, który się tobie przymila, to gnojek. Kiedy mu coś
odpowiada jest, a kiedy nie… Znika. A ty niby co? Jesteś normalna? Wiedźma!
Duchy, śmierć, magia… I to ty będziesz gadała, że Elena jest „demonem”?- trochę
przesadził z swoją przemową, ale nie mógł powstrzymać emocji; Bonnie natomiast
słuchała jego słów, pozostawiając je bez komentarza.- Nie obchodzi mnie jednak
to jak bardzo nas nienawidzisz. Obchodzi mnie tylko to, aby Elena była
bezpieczna i mogła na powrót żyć, więc słuchaj- wysyczał.- Sprawisz, aby ten
naszyjnik chronił Elenę przed słońcem, żeby mogła żyć za dnia jak i za nocy. Sprawisz
również, aby ten naszyjnik mogła zdjąć ona i tylko ona.- zauroczył ją.
-Hej,
hej, nie pozwalasz sobie na aby trochę za dużo?- wtrącił się Nathan.
-Nie
wtrącaj się. Usiądź i siedź do czasu, aż opuszczę ten dom.- zauroczył go.
Bonnie
poszła jak zahipnotyzowana do sypialni, a Damon podążył za nią. Wiedźma wyciągnęła
jakieś księgi i zioła, po czym zażądała od wampira naszyjnika. Ten podarował go
Bennet’ównie. Ta zaczęła wypowiadać jakieś słowa po łacinie, których Damon nie
rozumiał i oto stało się. Naszyjnik był gotowy. Czarownica podała go wampirowi,
a ten uśmiechnął się do siebie zadowolony.
-Dziękuję
bardzo, wiedźmo. Prawidłowo wykonałaś swą pracę.- rzucił na wychodne schodząc
po schodach.
Salvatore
opuścił dom Bonnie. Szedł powoli oglądając uważnie naszyjnik. Był taki piękny…
Miał nadzieję, że Elenie przypadnie do gustu. W końcu na jakiś czas musi się
tym zadowolić. Nagle Damon poczuł, jak
ktoś kładzie mu dłoń na ramieniu. Gwałtownie się obrócił, przy czym ujrzał
rozbawionego Klausa. Salvatore uniósł do góry jedną brew dziwiąc się wielce na
widok pierwotnego.
-Witaj,
Damon.- uśmiechnął się do niego diabolicznie.
-Witaj,
Klaus…?- wyrwało mu się.
-Wpadniesz
na imprezkę na plaży? Z Eleną? Florence? Z nimi wszystkimi…?- przeszedł od razu
do sedna sprawy.
-Oh…
Ou… Okej?- odparł z lekka zmieszany.- A gdzie jest haczyk?- spytał
podejrzliwie.
-Nie
ma haczyka.- odparł zgryźliwie.- Caroline uparła się na imprezę, a ja też lubię
zaszaleć.- wyjaśnił skrótowo, przy czym wampiry po raz pierwszy od dawien dawna
wymienili porozumiewawcze spojrzenia.
-O
szóstej już tam bądźcie.- krzyknął Klaus, kiedy Damon oddalał się w stronę
pensjonatu.
~~~
Elena
krzątała się po kuchni robiąc porządki. Była w totalnym nieładzie. Coraz
częściej na myśl przychodziły jej przypomniane wspomnienia, które Damon jej
wymazał. Nadal nie była pewna, czy powinna z nim o tym porozmawiać, czy też
nie. To było dla niej bardzo ważne, z czego zdała sobie sprawę. Poza tym, to co
zrobił Damon, było strasznie romantyczne, ale i dramatyczne… Mimo wszystko
pragnął szczęścia brata jak i jej, nawet jeśli to znaczyło, że nigdy by z nim
nie była. A to pierwsze spotkanie? Gdyby jej nie zauroczył pewnie by go
pamiętała i od początku to on byłby miłością dziewczyny… To wszystko nie
układało jej się w logiczną całość. Zastanawiała się długo co z tym zrobić. W
końcu zebrała się na cywilną odwagę, obiecując sobie, że jak tylko Damon
wejdzie do domu to z nim o tym porozmawia. Weźmie głęboki wdech i powie co
myśli.
Nagle
usłyszała jak ktoś wchodzi do domu. Czuła, że to był Damon. Ogarnęła ją wielka
fala niepokoju. Co ma teraz zrobić? Już mu powiedzieć? Tu i teraz? Do kuchni
swobodnym krokiem wkroczył małżonek, skradając Elenie przelotnego buziaka w
policzek. Objął ją w talii zaczynając całować jej szyję. W końcu dziewczyna
powiedziała sobie „teraz, albo nigdy!” i odwróciła się do Damona, spoglądając
mu prosto w jego błękitne, niczym lapis lazuli oczy.
-Wyglądasz
tak kusząco…- wymruczał.
-Damon…
Musimy porozmawiać.- powiedziała ignorując go i zaczynając brać głęboki oddech.
-Ale
ja też muszę ci coś powiedzieć, kochanie.- oznajmił, chcąc zacząć mówić.
-Nie!
Ja pierwsza!- krzyknęła mimowolnie, a Damon popatrzył na nią ogłupiony.- Bo
chodzi o to, że… Chciałam o tym z tobą już wcześniej porozmawiać, ale… No
chodzi o to, dlaczego…- już miała mówić, kiedy oboje usłyszeli jak ktoś wkracza
do posiadłości.
Oboje
nadstawili uszu. Ktoś szurał walizkami o podłogę i turkotał szpilkami. W progu
kuchni stanął nie kto inny jak Florence. Zdyszana odstawiła obok dwie walizki.
Damon patrzył na nią ogłupiały. Jej tendencja do kupowania ubrań pozostała z
nią na wieki…
-Witajcie.-
przywitała się zdyszana.
-Witaj,
Rudziku.- przywitał się Damon podchodząc do niej zawadiackim krokiem i
skradając jej całusa w policzek, po czym wziął do ręki jej walizki.
-Hej,
Florence.- przywitała się również Elena.
-To
ja pójdę zanieść walizki.- wypalił Damon i poszedł na górę.
-Eleno,
wyglądasz…- zaczęła Florence patrząc uważnie na Elenę.
-Wiem,
okropnie.- burknęła dziewczyna, która teraz wyglądała jak malutkie dziecko.
-Nie,
wcale nie.- zaprzeczyła spokojnie Flori.- Wyglądasz tak słodziutko. Tylko cię
schrupać.- zachichotały obie.
-Tak
to jest jak nie ma się pierścienia…- westchnęła ciężko pani Salvatore.
-A
wcale, że to coś już jest.- wtrącił Damon zbiegający do kuchni.- Rudziku-
zwrócił się do Harris’ówny- Czy ty wozisz tam kamienie?- spytał z sarkazmem.
-To
są drogocenne ubrania, Damon.- odparła dumnie unosząc podbródek.- A do tego…-
chciała coś powiedzieć.
-Chwila!-
przerwała jej Elena.- Co ty przed chwilą powiedziałeś, Damon? Że „to coś już
jest”?- spytała dla upewnienia zszokowana dziewczyna.
-No
tak.- odparł spokojnie.- To było właśnie to, o czym chciałem ci powiedzieć.
Tyle, że to nie jest pierścień, tylko… To.- wytłumaczył dając Elenie naszyjnik.
-Jezu-
wyrwało jej się.- Jest taki śliczny…- wyszeptała obracając w dłoni medalion.
-Daj,
założę Ci go.- wampir wziął od żony amulet i zawiesił jej go na szyi.-
Idealnie.- wyszeptał jakby do siebie.- To co? Próba generalna?- mrugnął do niej
okiem.
Damon
podszedł zgrabnym krokiem do okna. Spojrzał na Elenę, a kiedy ta kiwnęła mu
przytakująco głową, na znak gotowości, ten odsłonił rolety. Dziewczyna stała w
ciepłych promieniach słońca z zmrużonymi oczami. Była przygotowana na wycie z
bólu. A tymczasem- nic. Promyki słońca padały na jej ciało, a jej nic nie było.
Otwarła powoli oczy patrząc na piękny, upalny, letni dzień za oknem. Zaśmiała
się radośnie, przytulając Damona. Skradła mu łapczywego buziaka w usta.
-Skąd
to masz?- spytała patrząc w jego błękitne oczy.
-Hm…
To dłuższa historia i nie sądzę, by należała ona do tych najbardziej uroczych.
A poza tym trochę „uroku”, trochę magii i ta dam! Masz amulet chroniący przed
słońcem.- wyjaśnił tak, że nikt nic z tego nie rozumiał, oprócz ostatniego
zdania.
-No,
to teraz możemy iść na zakupy!- pisnęła uradowana Flori.
-Ha!
No właśnie!- zgodziła się uradowana Salvatoreówna.
-Dziewczynki,
to kupcie mi przy okazji whisky, albo coś…- pomrugał słodko oczami.
-Alkoholik.-
rzuciły naraz Elena i Florence.
-Ej,
a właśnie, Klaus i Caroline zapraszają nas na imprezę. Ciebie i Ciebie.- poinformował
szybko.
-Jasne,
pa!- krzyknęły kobiety.
-Ej,
ale to jest na plaży!- wrzasnął zanim dziewczyny opuściły dom.
Dziewczyny
ruszyły do centrum Fordem Mustangiem drogiej Florence. Damon kochał Florence
również za to, że tak wyróżniała się spośród innych kobiet. Od zawsze
fascynowała się szybkimi autami, motocyklami, a ogólniej rzecz biorąc
motoryzacją. Miała hopla na tym punkcie. Damon był z tego faktu bardzo
zadowolony, bo mógł z nią szybko jeździć, gadać o autach (co też lubił), no i
oczywiście patrzeć na jej piękne ciało, kiedy bawiła się w „mechanika” i
naprawiała usterki w warsztacie brata lub podczas mycia tych maszyn. Nie miał
jej nic do zarzucenia, wręcz przeciwnie. Wymarzona narzeczona.
Flori
i Elena dotarły do Centrum Handlowego. Zostawiły auto na parkingu, po czym
ruszyły na „podbój”. Pierwsze, gdzie weszły to do sklepu z butami. Florence
znalazła buty http://www.centrumlakiernictwa.pl/product/image/42/buty_damskie.jpg,
które idealnie pasowały do jej sukienki w panterkę. Oprócz tych kupiła również
czerwone, skórkowe http://www.butyraj.pl/data/gfx/pictures/medium/3/2/4223_3.jpg.
Elena kupiła sobie również dwie pary butów http://najlepszegalerie.pl/files/g/7/2_341672701_92641_.jpg, http://najlepszegalerie.pl/files/g/7/2_569022899_88657_.jpg.
Potem
wybrały się kupić kilka bluzek i jakiś strój na imprezę. Elena miała iść ubrana
w takim stroju http://i.pinger.pl/pgr239/0966d854001f14a74e62ba2f/,
a Florence w takim http://i.ytimg.com/vi/MNtrlInKMU0/0.jpg.
Następnie
ruszyły po kupno jakiś sukienek. Co jak co, ale Florence lubiła kupować sukienki.
Upatrzyła sobie czerwoną http://www.contactmusic.com/pics/mf/radio_1_hackney_weekend_day_26_240612/lana-del-rey-bbc-radio-1s-hackney_3961656.jpg,
w której wyglądała wprost prześlicznie. Elena długo zachwycała się jej
wyglądem. W końcu nadszedł czas na Gilbertównę. Przez długi czas żadna z
sukienek jej nie dogadzała. A to za krótka, a to za długa, a to za obcisła, a
to za luźna, a to kolor nie ten… Jednak w pewnym momencie ujrzała na końcu
pomieszczenia wiszącą sukienkę http://i.pinger.pl/pgr128/8444ed7c001f238f4e62b9d2/,
która wpadła jej w oko. Wiedziała, że ta sukienka musi być jej. Była nią wprost
zauroczona. Cały czar jednak prysł, gdy Salvatore’ówna ujrzała, iż przy tej
sukience stoi już chętna klientka z sprzedawczynią. Nie myślała długo. Jak w
amoku podbiegła do kobiet. Nawet nie usłyszała wołającej za nią Florence.
Podbiegła tam prędko śledząc wzrokiem poczynania dam.
-Przepraszam
najmocniej, ale ja również chciałabym kupić tę sukienkę.- wtrąciła Elena.
-Oh,
niestety, ta została jedna, a właśnie ta pani przymierza się do jej kupna.
Przykro mi. Może poszuka pani gdzie indziej?- odparła grzecznie sprzedawczyni.
-Ale
mnie naprawdę zależy!- zapewniała Salvatore’ówna.- Dam ile pani chce. Ile to
kosztuje?- wypaliła.
-Sto
dwadzieścia dolarów.- odpowiedziała oszołomiona.
-W
takim razie dam dwieście.- zaczęła licytację.
-Chwila!
Moment! A co ze mną?- dopomniała się przednia klientka.
-Oh,
ta pani chce dać dwieście dolarów, a skoro jesteście obie panie chętne…
Sukienka powędruje do tej młodej damy.- wskazała na Elenę.
-To
bardzo nie w porządku!- warknęła wściekła.- Dam dwieście dwadzieścia dolarów.-
przelicytowała Elenę.
-Dam
dwieście pięćdziesiąt.- podwyższyła stawkę.
-Dwieście
pięćdziesiąt pięć.- wysyczała kobieta.
-Dwieście
osiemdziesiąt.- wypaliła Elena coraz bardziej wściekła.
-Dwieście
dziewięćdziesiąt.- klientka nie dawała za wygraną.
-Trzysta!-
krzyknęła wampirzyca.
-Trzysta
jeden i ta suknia jest moja!- wysyczała wściekle nieznajoma zrywając z wieszaka
sukienkę.
-Trzysta
dziesięć i ona jest moja!- warknęła Elena próbując wyszarpać kobiecie rzecz.
I
właśnie teraz zaczęła się szarpanina. Elena bez problemu zdobyła suknię, lecz
nieznajoma nie poddawała się i cały czas próbowała jej ją wyrwać.
Salvatore’ówna była coraz bardziej wściekła. Myślała, że zaraz zabije tę
kobietę. Popchnęła ją tak, że poleciała ona na inny stojak z sukienkami, który
przewrócił się razem z nią na ziemię. Próbowała uspokoić ich ekspedientka i
rozdzielić dziewczyny, przy czym starała się odebrać im sukienkę, lecz nie
miała szans. Wokoło „bójki” zaczęli przystawać i obserwować wydarzenie gapie.
Elena ani myślała się poddać. Wyszarpała nieznajomej materiał, jednak ona
naskoczyła jej na plecy zaczynając ją z lekka dusić i szarpać za włosy. Tego
było za wiele. Dziewczyna automatycznie odepchnęła ją od siebie z taką siłą, że
kobieta poleciała na ścianę, przy czym z parapetu okna spadł jej na głowę
kaktus. Zaczęła drzeć się z bólu, przez co zaczęło schodzić się coraz więcej
ludzi. Ta jednak podniosła się zmierzając niczym wściekły byk w kierunku Eleny.
I wtem do akcji wkroczyła Florence, która jednym ruchem paluszka powstrzymała i
Elenę i nieznajomą. Zabrała Salvatore’ ównie suknię patrząc na nią z uniesioną
do góry brwią. Ta uśmiechnęła się do niej przepraszająco, a jednocześnie
błagającą o to, aby ta sukienka należała do niej. Flori przewróciła teatralnie
oczami, przy czym cholernie przypominała Damona. Wampirzyca zgrabnym krokiem
podeszła do ekspedientki z uroczym uśmiechem.
-Dzień
dobry, chciałabym kupić tę sukienkę.- powiedziała spokojnie.
-Ale
te dwie panie również chcą ją kupić.- odparła grzecznie kobieta.
-Dobrze.
Tak więc, ile wyniosła licytacja?- spytała milutko.
-Trzysta
dziesięć dolarów.- odparła podekscytowana kasjerka.
-Dobrze.
W takim razie to tylko formalność. Proszę, oto trzysta dolarów i jeden cent.-
dała sprzedawczyni pieniądze, na co jej mina zżęła.
-Ale…-
chciała się dopomnieć sprzedawczyni.
-Przelicytowałam
je, prawda?- kasjerka pokiwała twierdząco głową.- No więc właśnie. A pani i tak
dużo pieniędzy wyciągnęła, dlatego też myślę, że nie mamy o czym rozmawiać.-
przechytrzyła ją.- Dowidzenia.- rzuciła na wychodne ciągnąc za sobą Elenę.
Kobiety
opuściły w błyskawicznym tempie centrum handlowe. Florence nie powstrzymała się
przed posłaniem jej pytającego i lekko poirytowanego spojrzenia. Elena
uśmiechnęła się do niej przepraszająco, na co Flori wybuchła niepohamowanym
śmiechem.
-Z
czego się śmiejesz? To nie jest zabawne.- burknęła Elena.
-Tylko
na moment spuścić cię z oczu i już odwalasz takie numery…- ponownie parsknęła
śmiechem.
-Wypraszam
sobie.- nadąsała się dziewczyna.
-Oj,
nie złość się.- Flori zrobiła słodkie oczka.
-I
na dodatek wykupiłaś M O J Ą sukienkę.- wytknęła rudowłosej, na co ta uniosła
jednoznacznie do góry brew.
-Hm…
Oddaj mi trzysta dziesięć dolarów i jeden cent, a będzie twoja.- rzuciła
Harrisówna, uśmiechając się chytrze do Eleny.
-Co?
To kosztuje sto dwadzieścia dolarów.- marudziła.
-A
ile wylicytowałaś? A o ile musiałam to przelicytować i zapłacić?- spojrzała na
nią znacząco.
-Eh.
No tak. Dzięki, że wybawiłaś mnie z opresji. Masz.- powiedziała dając
wampirzycy pieniądze.
-Żartowałam
przecież.- zaśmiała się serdecznie.- Niech to będzie prezent ode mnie dla
Ciebie. W końcu ktoś musi o ciebie jakoś zadbać, nie? Twoja garderoba jest taka
biedna… Ma za mało „lokatorów”… „Ciocia”
Florence musi coś z tym zrobić, a nie, kurczę…- mówiła o szafie jak o dziecku.
-Oh,
w takim razie, dziękuję „ciociu” Florence. Garderoba na pewno się ucieszy.-
zaśmiały się obie.
-A,
musimy iść jeszcze do monopolowego.- przypomniała Elena.
-Po
co?- zdziwiła się jej towarzyszka.
-Bo
mój ukochany mąż będzie wielce urażony, jeśli zapomnę przyprowadzić mu do domu
jego pociągającej „kochanki”. A poza tym trzeba przynieść coś na tę imprezę,
nie?- wyjaśniła, na co obie wybuchły śmiechem.
Dziewczyny
podjechały do sklepu monopolowego. Elena długo przyglądała się porozstawianym
butelkom z alkoholem. Lubiła się napić, nie ma co kłamać, ale żeby się
uzależniać? Kupiła czerwone wino, w dodatku włoskie, plus to tequilę, osiem
piw, no i oczywiście ukochaną whisky Damona. Kasjerowi wpadła w oko Elena. Gdy
kupowała wybrane produkty zaczął się do niej przystawiać.
-Hej,
jestem Cristian.- przedstawił się.
Cristian
to chłopak w wieku Eleny. Może jest nawet odrobinkę starszy. Najbardziej
charakterystyczna jest jego bujna czupryna, o kasztanowym kolorze. Oczy są
wprost „do schrupania”, takie czekoladowe, zupełnie jak Salvatore’ówny. Nieco
wąskie usta wykrzywia szeroki uśmiech, przez który robią mu się urocze
dołeczki, dzięki którym wygląda strasznie słodko. Przerasta Elenę co najmniej o
pół głowy. Jego tors zakrywała szara koszulka, a nogi „poobdzierane”, czarne
jeansy. Nie ma co ukrywać, to bardzo przystojny chłopak. Kto wie?- może nawet
gdyby nie było Damona, to Elena by się w nim zakochała?
Dziewczyna
posłała mu serdeczny uśmiech podając dłoń.
-Cześć,
jestem Elena.- również się przywitała.
-Widzę,
robisz spory zapas alkoholu.- zauważył chichocząc.
-Ah,
mamy dzisiaj imprezę ze znajomymi. Nie wypada iść z pustymi rękami.- wyjaśniła
uśmiechając się do niego lekko.
-Tak,
tak, jasne, rozumiem.- przytaknął szybko ciągle tak słodko się uśmiechając.-
Teraz wiem, dlaczego tak bardzo urocza dziewczyna zajrzała do tej rudery.-
posłał jej zalotny uśmiech.
-A
mogę wiedzieć co tak sympatyczny chłopak robi za ladą monopolowego?- zaśmiali
się oboje.
-Dorabiam
sobie. Mój wujek prowadzi ten sklep. Przygarnął mnie pod swoje skrzydła.-
uśmiechnął się lekko.
-A
czym się zajmujesz?- zjadała ją ciekawość (był strasznie słodki!)
-Mam
z kolegami zespół rockowy. Śpiewam i gram na basie.- posłał jej łobuzerski
uśmiech.
-O,
super!- miał naprawdę ambicje.
-Mam
nadzieję, że jeszcze kiedyś się spotkamy, Eleno.- posłał jej niemal błagalne
spojrzenie.
-Jeśli
chcesz możesz wpaść dzisiaj na imprezę, na plaży.- zaproponowała bez namysłu.
-Tak?
Świetnie! A o której?- zgodził się bez wahania.
-O…
Znając ich to około szóstej. Caroline rozpoczyna tak każdą imprezę.- posłała mu
serdeczny uśmiech.- Moja koleżanka będzie przynajmniej miała towarzystwo.-
zachichotała.
-Koleżanka?-
wyglądał na lekko zawiedzionego.
-Niestety,
ale ja mam już partnera.- zaśmiała się.- Ale Florence jest wolna.- dodała
szybko.
-Florence?-
chciał wyjaśnień.
-O
wilku mowa.- powiedziała Elena, gdy Flori weszła do sklepu.
-Elena,
ileż można czekać!- westchnęła poirytowana.
-Poznaj
Florence.- zwróciła się do Cristiana, któremu chyba lekko poprawił się humor.-
Ładna, nie?- spytała szeptem, na co on zachichotał.
-Ta…-
zaśmiał się, ale i tak z utęsknieniem patrzył Elenie w oczy.
-Tu
masz mój numer. W razie co, dzwoń.- dziewczyna dała mu karteczkę z numerem
telefonu.
-Okej.
A ty masz mój.- powiedział dając jej karteczkę ze swoim numerem.
-Super.
To do zobaczenia!- krzyknęła na odchodne.
-Paa.-
westchnął odprowadzając ją wzrokiem.
Florence
ruszyła za Eleną do auta, do którego wsiadła bez słowa. Miała minę, jakby ktoś
kopnął ją w zęby. Elena popatrzyła na nią ogłupiała.
-Sorki,
że tyle czekałaś. Zagadałam się.- przeprosiła piskliwym głosem.
-Tu
nie chodzi o to, Eleno.- warknęła.- Ale o Damona. Przypominam ci, że jesteś
mężatką najwspanialszego faceta na Ziemi. Nie psuj tego i nie rań go, okej?-
Elena nie rozumiała, o czym ona mówi.
-Co?
Że jak?- nie dowierzała w to co słyszy.- Hej, to on zaczął rozmawiać! Ja nic
nie zrobiłam, oprócz tego, że umówiłam cię z nim na randkę!- w nerwach
wymsknęło jej się.
-Co?-
zbiła ją z pantałyku.
-Ups…
To miała być niespodzianka… Umówiłam cię z Cristianem na randkę. Znaczy się,
razem idziecie na imprezę.- poinformowała ją.- No co?- spytała widząc jej
grymas.- Przecież jest straszne słodki! Nie powiesz mi, że nie! A do tego gra w
jakimś zespole rockowym z kolegami. Jest wokalistą i gra na basie.- próbowała
ją zachwycić.
-Swatałaś
mnie z tym kolesiem na randkę?- wyglądała, jakby zaraz miała ją zabić.- Dzięki!
Kocham cię, normalnie! Przynajmniej nie będę nudzić się w nocy…- wybuchły
niepohamowanym śmiechem.
Florence
przyspieszyła, przez co momentalnie znalazły się przed pensjonatem. Wyciągnęły
torby z rzeczami, wlokąc się z tym do środka domu. W wampirzym tempie zaniosły
wszystko do swoich sypialń, po czym zeszły na dół, do kuchni. Elena przyniosła
po woreczku krwi dla każdej. Usiadły przy stole zaczynając delektować się
smakiem krwi.
-Tak
więc ma na imię Cristian, ta?- spytała dla upewnienia Flori.
-Mhm.-
odparła z entuzjazmem Elena.
-I
gra w zespole?- dla Florence to ideał.
-Mhm.-
przytaknęła ponownie Elena.
-I
dorabia sobie w sobie w sklepie monopolowym wujka?- Flori chyba się zachwyciła.
-Mhm.-
zawtórowała znowuż.
-I
tak idealny chłopak, mimo wszystko, zabiega o twoje względy, a nie moje…- tym
razem stwierdziła, nie kryjąc przy tym swojego zawodu.
-Mhm.-
odparła rozkojarzona Elena.- Co? Ej, skąd ten pomysł?- ocknęła się i szybko
poprawiła swą odpowiedź.
-Daj
spokój. To z tobą chciał iść na imprezę, nie ze mną. Na mnie ledwo co
spojrzał.- burknęła.
-No
co ty? Od razu mu się humor poprawił!- zapewniała ją Salvatoreówna.
-Śmiechu
warte. Widziałam, jak odprowadzał cię wzrokiem i jak patrzył z utęsknieniem w
twoją stronę…- Harrisówna nie dawała za wygraną.- To w tobie się zadłużył, a
żeby być bliżej ciebie zgodził się przyjść ze mną. I taka jest prawda!- no cóż,
miała rację.
-Hej,
czy ja dobrze słyszę?- usłyszały za sobą głos Damona.
Ups!
No to koniec! W myślach Eleny pojawiały się same czarne scenariusze. Ten to ma
kiedy się pojawić! Dziewczyna zrobiła do niego słodkie oczka, kiedy ten
podszedł całując ją łapczywie w usta. Może
da się go jakoś złagodzić? Może nie usłyszał całego zdania?- łudziła się w
myślach Elena, która bała się reakcji małżonka. Trudno się mówi. Musi przejść
przez to piekło. Szczerze mówiąc cholernie pociągała ją zazdrość Damona, ale
nieraz „troszkę” ją to irytowało. Szczerze, ile można być tak chorobliwie
zazdrosnym? Wyszła za niego za mąż, prawda? To chyba wystarczający dowód na to,
że chce być z nim i tylko z nim. Żeby zgodzić się zostać żoną Damona Salvatore
trzeba mieć naprawdę odwagę. Elena zaśmiała się do siebie w myślach. Kochała
tego swojego głupola. Był jej, a ona jego. I to się liczyło.
Damon
spoczął obok Eleny i Florence, które wymieniły ze sobą znaczące spojrzenia.
Obie wiedziały jaki Damon potrafi się stać, gdy robi się zazdrosny. Miały w tym
spore doświadczenie. Zazdrość współgrająca z impulsywnością nie wróży niczego
dobrego. Lepiej było to wszystko przemilczeć. Ale czy to możliwe?
-Kupiłam
trochę alkoholu. I twoją whisky. Mam czyste sumienie.- Elena próbowała zmienić
temat.
-Whisky!-
ucieszył się jak małe dziecko.- Eleno, ale nie myśl, że zapomniałem, o tym co
usłyszałem. Może byś mi to jakoś wyjaśniła?- zmiana tematu nic nie dała.
-A,
no tak! Florence idzie na randkę z Cristianem z monopolowego! Znaczy się wpadną
razem na imprezę.- oznajmiła radośnie Elena.
-Ale
słyszałem jak Florence mówi, że…- zaczął swoje „Damon- Chuck Norris w akcji”.
-Ah
tam, Florence jest przewrażliwiona i się nie docenia. Głupoty.- prychnęła
lekceważąco Elena.
-Właśnie.-
poparła Elenę Florence.- Cristian jest naprawdę strasznie słodki.- Flori
rozmarzyła się.
-A
nie mówiłam? A jak się uśmiecha ma takie urocze dołeczki… Ah, czarujący…-
westchnęła dziewczyna, przyłączając się do rozmarzonej Florence.
-Ekhem.-
odchrząknął jednoznacznie Damon.
-W
takim razie idę do fryzjera. Niech mnie ładnie podszlifuje.- zaśmiała się
Flori, która momentalnie opuściła dom.
Zapanowała
chwila ciszy. Damon zaczął bawić się dłonią Eleny. Jeździł po niej palcem,
karmił się dotykiem jej ciała. Kiedy Elena została żoną Damona mogło wydawać
się, że najbardziej uroczy czas w ich związku minął. Caroline wielokrotnie
mówiła, że po ślubie cały czar, namiętność i spontaniczność prysną w mgnieniu
oka. Po mimo tej opinii nic takiego się nie zdarzyło. Dziewczyna tak samo
reaguje na dotyk wampira, od którego po skórze przechodzą jej dreszcze. Nadal
kocha zatracać się w jego błękitnych jak niebo oczach i patrzeć na jego
umięśniony tors. Wampir również nie odpuścił sobie ciągłych starań o serce
Eleny i nadal stara się ją uszczęśliwiać jak tylko potrafi. Nawet małżeństwo
nie zgasiło żaru namiętności, która jest pięknym paktem miłości. Ich uczucie
nie zmieniło się. Małżeństwo nie zmieniło ich miłości do siebie. Jedyne co
zmieniło, to nazwisko panny młodej, a przysięga małżeńska to tylko
potwierdzenie tego, że będą razem, aż po ich kres. Teraz, gdy ich wargi
przylegają do siebie, tworząc słodki pocałunek, ich ciała i dusze nadal łakną
dopełnienia do tego stopnia, iż Damon wziął Elenę na ręce i wbiegł z nią do
sypialni rzucając ją na łóżko. W tym momencie uwolnił wszystkie swoje demony.
Stał się niczym dzika bestia, która uwalnia się ze swych łańcuchów. Jednym
ruchem zrywa ubrania z dziewczyny, która jest dla niego aniołem- symbolem
gorącej kochanki i anielicy w jednym. Żadna kobieta, nawet Florence, nie
sprawiła by tak absolutnie poddał się miłości. Elena uwolniła z niego skrywaną
bestię romantyka, którym jest w rzeczywistości. Ich nagie ciała przylegały do
siebie jak ulał. Usta męża skradały małżonce pieszczotliwe pocałunki, gdzie
niegdzie pozostawiając po sobie „znamię”. Oboje napawali się widokiem swoich
ciał. Każde z nich traktowało siebie nawzajem niczym bóstwa stworzone z
najcenniejszego minerału, którym jest złoto. Ich uczucia przypominały wzburzone
fale oceanu, które pod wpływem wielkiego wiatru stawały się coraz większe i
silniejsze. W końcu nadszedł odpowiedni moment, w którym dwa ciała małżonków
stały się jednością. Dwie dusze w jednym ciele. Najwspanialszy moment, w którym
oboje zatracili się bezkreśnie w sobie. To podobne do ciepłego i zimnego
frontu, które gdy stykają się ze sobą rozładowują swoją energię pod postacią
piorunów- raz cichych, a raz bardzo donośnych. Nieraz wręcz ogłuszających. W
końcu jednak burza mija. Huragan na morzu uspokaja się, a fale opadają. Na
niebie pojawia się słońce, które błogo ogrzewa ziemię i wody. Małżonkowie
opadli wymęczeni na poduszki, okrywając się białą kołderką. Patrzyli sobie w
oczy, jakby nawzajem przenikali swoje dusze. Ich uczucie było bardzo silne. To
można nazwać prawdziwą miłością, w którą ludzie co raz częściej przestają
wierzyć…
-To
teraz możesz mi powiedzieć, kto to ten Cristian.- wypalił; oboje wybuchli
śmiechem.
-Ah,
przystawiał się do mnie. Powiedziałam, że jestem zajęta.- odparła.
-Powiedziałaś,
że masz męża?- sprawdzał ją.
-Powiedziałam,
że mam partnera. To chyba równoznaczne.- zachichotała nerwowo.
-I
mówisz, że z tobą filtrował, taa?- upewniał się.
-Nie
przesadzajmy.- burknęła, jakby ostrzegawczo.
-I
dzisiaj będzie na imprezie z Florence?- cały czas drążył ten temat.
-Taaa…-
westchnęła znużona Elena.
-Zobaczymy,
czy ten „słodki chłopczyk z uroczymi dołeczkami” będzie dla Ciebie nadal taki
miły.- mruknął Damon, który wkraczał w pierwszą fazę zazdrości.
-Daj
mu spokój… To naprawdę miły chłopak. Odpuść mu.- zapewniała poważnie Elena, a
jednocześnie prosiła.
-Ale
czy ja mówię, że chcę mu coś zrobić? Jak śmiesz mnie oskarżać, hm?- zaśmiał się,
zaczynając łaskotać Elenę.
Leżeli
tak spędzając urocze chwile jeszcze przez dobrą godzinę. Para jak zwykle nie
mogła nacieszyć się sobą.
~~~
Młodzi
rozpoczęli imprezę. Klaus i Caroline rozstawili już grilla, krzesła, koc i
oczywiście przenośne radio. Na imprezę przybyli już: Florence, Stefan i Damon z
Eleną. Lada moment na plażę dojechał także Cristian. Starszy Salvatore
zlustrował „rywala” spojrzeniem. Stwierdził, że jest naprawdę godnym
przeciwnikiem. Lepszym od Stefana. Nie ucieszyło go to zbytnio. Cristian nie
przypominał w niczym kulawego osła, ani obrzydliwego ogra. Był przystojny. Nic
dziwnego, że Elena i Florence tak się nim zachwycają.
Elena
widząc jak Damon piorunuje Cristiana spojrzeniem porwała męża do tańca.
Salvatore korzystając z okazji wpił się nieoczekiwanie w usta Eleny, chytrze ją
do siebie przyciągając. Po pocałunku spojrzał na swego „rywala” z miną typu
„Nie próbuj wchodzić mi w drogę. Ona jest moja”. Chłopak chyba zrozumiał o co
chodziło w tym „publicznym okazywaniu uczuć”, bo posmutniał w oczach, choć
trwale udawał, że jest w świetnym humorze.
Zaczęły
się dzikie tańce, picie alkoholu i śpiewanie. Co jakiś czas Elena ukradkiem
spoglądała w stronę Cristiana i Florence. Widać dogadywali się i to bardzo.
Przytulali się, co jakiś czas szeptali sobie do ucha czułe słówka… Słodko
wyglądali. Oboje chcieli wykorzystać tę noc na całego.
Damon
i Klaus ścigali się w piciu tequili. Reszta ekipy klaskała im przekrzykując
imiona rywali. Wygrał Damon. Dumnie podniósł podbródek. Wstał chwiejąc się i podnosząc
do góry pustą butelkę wódki mówiąc „Boss ze mnie, nie? Wygrałem!”. Podszedł do
Eleny szepcząc jej do ucha „A moja wygrana?”. Dziewczyna przewróciła oczami
całując wampira łapczywie w usta.
-Proszę,
kochanie. Byłeś taki dzielny…- wymruczała już z lekka wstawiona Elena.
-Ma
się ten dar…- zachichotał skradając jej buziaka w policzek.
Impreza
trwała w najlepsze. Tańce, szalone kąpiele w morzu, śpiewy i alkohol, który
pomału się kończył. Cristian (który był już doprawdy wstawiony) zadeklarował
się i poszedł dokupić kilka butelek alkoholu.
W
tym czasie panie oddzieliły się od panów. Plotkowały o wszystkim i o niczym
jednocześnie. Gadały o rzeczach totalnie bez sensu, na przykład „dlaczego niebo
jest niebieskie?”. Wreszcie przeszły jednak na tematy zwierzeń, aż w końcu
poruszyły dość drażliwą dyskusję o ciąży.
-Ja
nie czuję potrzeby bycia matką.- powiedziała Caroline.- Wiesz, mi ten instynkt
zaniknął i to bezpowrotnie.- dodała popijając resztki tequili.
-To
tak jak mnie.- wtrąciła Florence.- Dzieci to tylko problemy. Kiedyś marzyłam o
byciu matką, a teraz… Phii, szkoda nerwów.- Car i Flori wymieniły
porozumiewawcze spojrzenia.
-A
ja…- przerwała na moment by odpowiednio dobrać słowa.- Ja nadal mam ten
instynkt i nadal pragnę mieć taką małą, kruchą istotkę obok siebie…- wyszeptała
widząc ich zdziwione miny.
W
tym samym czasie i kochani chłopcy poruszali różne tematy, niektóre poniekąd
dziwne. Popijali resztki whisky i śmiali się z głupot, które wygadywali. W
końcu jednak przeszli na poważniejsze tematy, a mianowicie- ojcostwo.
-Dzieci
to tylko problem- stwierdził jednoznacznie pierwotny.- Dziękuję Bogu, że
Caroline jest wampirem. Przynajmniej nie będę musiał niańczyć tego małego…
Czegoś.- burknął Klaus.
-Zgadzam
się z tobą, Klausie!- przytaknął mu wstawiony Stefan.- Dzieci to udręka.-
mruknął pod nosem.
-Gdy Elena była jeszcze człowiekiem, to
rzecz jasna przychodziły mi takie myśli do głowy. A teraz? teraz to i tak
niemożliwe, więc prędzej czy później pogodzi się z tym. Nie wyobrażam sobie
siebie w roli ojca.- powiedział to co leżało mu na sercu.- Chociaż mimo
wszystko... trzymać taką małą istotkę, dbać o nią...- głośno myślał.
-Stary… Kurwa... Co się z tobą dzieje?
Gdzie ten dawny Damon?- spytał oszołomiony Klaus.
-Teraz jest Damon Salvatore, mąż
najwspanialszej kobiety na świecie.- odpowiedział bez wahania, wręcz z dumą.
Stefan bardzo się zdenerwował. Przeprosi
Klausa i Damona, po czym opuścił imprezę. Nie mógł poradzić sobie z tym co w
dalszym ciągu czuł do Eleny. Damon tylko mu to wszystko utrudniał. Czuł, że nie
da rady. Musiał odreagować. Nie zniósłby ani sekundy dłużej swego brata i
pierwotnego. Dyskusje o dzieciach totalnie go dołowały.
Przyszedł Cristian z zapasem alkoholu.
Wszyscy dopadli się do niego jak szaleńcy. Zaczęli opróżniać zawartości butelek
i na nowo szaleć. Impreza była doprawdy udana. Elenie poprawił się humor.
Pierwszy raz śmiała się tak długo od czasu przemiany. Ta radość jednak została
przerwana w chwili, gdy przypomniała sobie o wspomnieniach, które Damon wymazał
jej z pamięci. Dziewczyna zamyśliła się i jakby posmutniała. Nie umknęło to
uwadze Salvatore’a. Podszedł do niej, chwycił ją za dłoń i zaproponował spacer.
Szli ramię w ramię oglądając gwieździste
niebo i półkolisty księżyc. Wszystko było idealne. Damon jednak musiał przerwać
tę dziwną, nietypową ciszę.
-Eleno… Coś się stało?- spytał
zatroskany.
-Nie…- chciała protestować, jednak po
przemyśleniu kontynuowała.- Damon… Dlaczego wymazałeś mi wtedy wspomnienia?
Wtedy, gdy wyznałeś mi miłość i… Nasze pierwsze spotkanie…? Przecież wiesz, że
to mogłoby mieć diametralny wpływ na wszystko. Czemu nic z tym nie zrobiłeś?-
wydusiła z siebie.
-Eleno, nigdy nie chciałem cię do
niczego zmuszać. Uszanowałem to, że twoją miłością był Stefan. Twierdziłem, że
jeśli to prawdziwa miłość, to te wspomnienia nic nie zmienią…-próbował się
wymigać.- Ale chodziło też o to, że nie chciałem być egoistą… Nie chciałem
odbierać szczęścia bratu i tobie. Zawsze się o niego troszczyłem, nawet kiedy
uważał, że go nienawidziłem. Opiekowałem się nim… Chciałem, aby mógł spędzić
wieczność z kimś wyjątkowym…- zwierzał się.
-…nawet jeśli to oznaczałoby, że tą
troską będziesz zabijać sam siebie, zostając sam z cierpieniem, które tak
bardzo starałeś się ukryć… Że nie będziesz mógł być z osobą, którą cholernie
kochasz…- dokończyła wzruszona Elena.
Zapanowała cisza. Elena na początku źle
oceniała Damona. Tak naprawdę pod maską tego „gnojka”, za którego inni go
uważali, krył się nieuleczalny romantyk i troskliwy brat. Czuła i wiedziała (od
momentu, w którym postanowili być razem), że jej mąż jest niezwykły, ale żeby
aż tak? Damon Salvatore- wampir z uczuciami, zdolny do poświęceń.
-Kocham cię, Damon.- wyszeptała
skradając mu łapczywy pocałunek.- Jesteś niezwykły.- dodała wtulając się w
niego mocno.
Stali tak patrząc w gwiazdy.
Przypływające wody oblewały stopy małżonków. Było jak w raju. Ta chwila mogła
trwać wiecznie. Oni dwoje i piękna, magiczna noc.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz