Dziękuję kochanej Kasi, która projektuje mi stroje do rozdziałów ^^ Założyła blogahttp://damon-elena-delena-forever.bloog.pl/ . Zachęcam do jego czytania ^_^ Buziaki!
ROZDZIAŁ IV
Elena i Damon dojechali na lotnisko.
Wzięli walizki zmierzając szybkim krokiem do wnętrza budynku. Damon lustrował
spojrzeniem Elenę, która roześmiała się lekko.
-Co mi się tak przyglądasz?- spytała
rozproszona.
-Zaskakujesz mnie.- odparł bez wahania.
-Doprawdy?- zachichotała.
-Zmieniłaś się.-ciągnął dalej badawczo
jej się przyglądając.
-Kochanie, ja się nigdy nie zmieniłam.
Ty po prostu nie poznałeś mnie do końca.- Damon uniósł do góry brew.
-Ah, tak? To czego mogę się jeszcze po
tobie spodziewać? Może masz zamiar podpalić mi włosy?- prychnął rozbawiony
własnymi słowami.
-Może? Właśnie o to chodzi, że nigdy nie
wiesz, czego się po mnie spodziewać.- Damon spojrzał na nią zaintrygowany.
-Codziennie odkrywam cię na nowo…-
mruknął bardziej do siebie niż do niej.
Wbiegli do centrum lotniskowego patrząc
na tablicę z informacjami o odlotach. Ujrzeli, że samolot do: New Yorku-
odleciał 30 min. temu, a do Los Angeles- 3min. wcześniej. Ich uwagę zwróciła
Bułgaria. Odlot miał nastąpić za… 6 minut. Elena spojrzała ukradkiem na Damona.
Wymienili porozumiewawcze spojrzenia, po czym małżonka krzyknęła „Pospiesz
się!”. Oboje w wampirzym tempie kupili bilety. Wszędzie panował straszny chaos.
Pełno ludzi, hałas… Elena na moment przystanęła. Spostrzegła, iż obok niej nie
ma Damona. Z tego wszystkiego go zgubiła.
Rozglądała się dookoła. Nigdzie go nie
widziała. Obok niej przechodziła pewna kobieta, która lekko ją przetrąciła.
Rzuciła na odchodne krótkie „przepraszam panią”, po czym zaczęła się oddalać. W
tym momencie jednak do nozdrzy Eleny dostał się kuszący zapach krwi osobniczki.
Zapach esencji wypełnił ją całą. Dotarło do niej, że jest bardzo głodna.
Wszystko zaczęło dziać się jak w zwolnionym tempie. Salvatore’ówna przechyliła
lekko głowę obserwując oddalającą się postać. Zaczęła tracić kontrolę. Powoli
zmierzała w kierunku nieznajomej. W tej chwili nie myślała. Kierowała się
instynktem- instynktem mordercy. Ta kobieta stała się dla niej ofiarą, którą
pragnie dopaść w swoje sidła. Jej oczy zaczęły powoli przybierać czerwony
kolor, a na twarzy raczyły pojawiać się ciemne, uwypuklone żyły. Kły zaczęły
się znacznie wydłużać. Dotknęła językiem jednego z nich- to jeszcze bardziej
nakręciło ją do pokarmienia się. Jej uszy słyszały przerażone krzyki ludzi,
lecz nie docierało to do jej rozumu. Kiedy ofiara odwróciła się i spostrzegła
za sobą Elenę, zaczęła wrzeszczeć i szybko uciekać. Wtedy dla Salvatore’ówny
rozpoczęła się zabawa i prawdziwe polowanie. Momentalnie zablokowała jej głowę,
którą lekko pochyliła. Uśmiechnęła się niecnie przyglądając się kobiecie, która
mało co nie upadła na ziemię. Kiedy już Elena miała zatopić mleczne kły w
tętnicy brunetki, ktoś chwycił ją za ramiona i odwrócił ku sobie potrząsając
nią dość mocno. To Damon.
-Maya, skarbie, koniec już tego
przedstawienia.- zaczął do niej przemawiać w dwuznaczny sposób, próbował ją
„przywrócić” do normalności. Mówił do niej Maya, aby nikt niczego się nie
domyślił.- Już tyle razy demonstrowałaś te swoje sztuczki, mogłabyś chociaż raz
odpuścić, hm?- Elena zaczęła odzyskiwać świadomość i spojrzała się na niego
zdziwiona.- Oh, proszę państwa! Proszę się nie bać! Maya to aktorka, pokazuje
takie przedstawienia na lotniskach lub stacjach kolejowych z nadzieją na uznanie
publiki. Wielkie brawa!- ludzie stanęli oniemieli, lecz po chwili zaczęli jej
klaskać i uśmiechać się do niej z podziwem.- Dziękujemy! A teraz niech państwo
wybaczą, ale za moment mamy odlot.- rzucił na odchodne ciągnąc za sobą
przerażoną Elenę.
-Potem porozmawiamy- szepnął do niej na
ucho- A teraz spieszmy się, bo odleci nam samolot!- dodał, znajdując się w
wampirzym tempie przy kontroli biletów. Dali kobiecie świstki, po czym
momentalnie znaleźli się w samolocie. Usiedli zdyszani na miejsca zapinając pasy.
Po chwili samolot ruszył. Oboje milczeli. Stewardessa przyjęła zlecenie, po
czym przyniosła parze butelkę wina i dwa kieliszki. Kiedy już troszkę
odetchnęli, Damon spojrzał się zatroskany na Elenę.
-To może teraz opowiesz mi, co się
stało?- zachęcił małżonkę do rozmowy.
-Damon nie wiem… Nie wiem. Po prostu. To
stało się tak nagle… Nie kontrolowałam się. To jest wręcz straszne…- odparła na
jednym wydechu tak cicho, jak tylko mogła.
-Kiedy ostatnio się żywiłaś?- zaczynało
robić się „niebezpiecznie”.
-Czy to aż takie istotne? Może kilka dni
temu, może tydzień… Co za różnica?- nie chciała się przyznać, jednak przy „może
tydzień” zniżyła ton głosiku, przez co Damon zorientował się co jest grane.
-Elena, tydzień czasu? Wiesz co może się
stać? Lecimy w samolocie pełnym ludzi, nie pomyślałaś, że może stać im się
krzywda?- nie krzyczał na nią, lecz spokojnym i opanowanym tonem głosu jej
tłumaczył.
-Wiem, egoistka ze mnie.- burknęła.
-Nie, nie egoistka… Po prostu musisz
pogodzić się z tym, że taka jest twoja natura, a poza tym… Myślałem, że już się
z tym uporaliśmy? Z twoim żywieniem?- sprawa zrobiła się podejrzana.
-No powiedzmy…- odszepnęła stremowana.
-O czymś nie wiem?- Damon chciał znać
prawdę.
-Po prostu… Nie raz robię sobie dłuższe
przerwy i no… Wtedy głód staje się silniejszy…- wyszeptała zawstydzona.
-Wypij to wino.- nakazał jej cicho, a
ona wykonała jego polecenie. Damon wyciągnął z jednej „przenośnej” torby
torebkę krwi. Szybko otwarł ją i wlał do kieliszka. Puste opakowanie wsadził z
powrotem do torby. Elena popatrzyła na niego spanikowana.
-Damon, nie! Nie mogę! Nie tu, nie
teraz!- wysyczała cicho przez zaciśnięte zęby.
-Elena, musisz! Musisz to zrobić! Chyba,
że chcesz zabić niewinnego człowieka? Proszę bardzo!- jego oczy powiększyły
się, a ton zrobił się bardziej zajadły i uporczywy.
Elena popatrzyła się na niego
przepełniona różnymi uczuciami. Chciała dopiąć swego, ale wiedziała, że Damon
ma rację. Mogła kogoś skrzywdzić. Niechętnie zerknęła na kieliszek. Do jej
nozdrzy dostał się ten przeklęty, ale zarazem słodki aromat krwi. Jej oczy
momentalnie zmieniły barwę, a na twarzy pojawiły się zgrubione żyłki.
Momentalnie pochłonęła zawartość kieliszka. Spojrzała na Damona pochylając
lekko głowę. Ten wyciągnął drugą saszetkę i na ponów wlał jej zawartość do
szklanej rzeczy. Elena wypiła kolejną dawkę krwi, po czym włączyła zdrowy
rozsądek. Oddała Damonowi kieliszek odwracając wzrok. Czuła się lepiej. I to o
wiele. Jednak brzydziła się do tego przyznać. Ciągle nie mogła pogodzić się z
tym, że to właśnie jest cena za nieśmiertelność- krew. Zakryła oczy dłońmi. Nie
chciała płakać. Pragnęła tylko chwili spokoju. Damon objął ją ramieniem całując
jej szyję.
-Damon, jesteśmy w samolocie. Opanuj
się.- zaczęła chichotać.
-Ale ja cię kocham. Dlaczego mam to
ukrywać?- dalej całował jej szyję schodząc do dekoltu.
-Damon, ludzie się na nas gapią.-
zakryła usta, aby nie parsknąć śmiechem, kiedy napotkała wzrok jakiegoś
sąsiedniego starszego małżeństwa siedzącego opodal nich.
-Przeszkadza ci to?- nie dawał za
wygraną.
-Taak, Damon! Przeszkadza!- wrzasnęła na
niego karcąc go spojrzeniem, iż pod wpływem jego pocałunków cicho jęknęła, co
nie uszło uwadze jej „kochanej” widowni.
-Nie bądź taka…- wymruczał wkładając
dłoń pod jej bluzkę i łaskotając ją tak, iż śmiała się niewyobrażalnie.
Nie mogła pohamować śmiechu, a Damon
świetnie się przy tym bawił. Bardzo chciał jej poprawić humor i chyba mu się to
udało. Lubił, kiedy Elena była taka radosna i spontaniczna, dlatego też
pragnął, aby takie chwile zdarzały się częściej i trwały dłużej.
Wtem jednak usłyszeli za sobą dość
głośne i jednoznaczne odchrząkiwanie. Oboje odwrócili się i spojrzeli na
stojącą obok nich stewardessę. Uśmiechała się do nich sztucznie. Para
natychmiast poprawiła się, na pozór poważniejąc. Kobieta teraz jakby
uśmiechnęła się serdeczniej, lecz nie dawała tego po sobie poznać. Udawała, że
mrozi ich spojrzeniem.
-Proszę państwa, doszły mnie słuchy, że
zakłócają państwo lot pozostałym pasażerom. Proszę więc o ciszę, aby inni mogli
czuć się w naszym samolocie komfortowo. Dziękuję bardzo.- wygłosiła przemowę
karcącą.- Poczekajcie z tym do przyjazdu do hotelu, albo zróbcie to w łazience,
ale broń boże na widoku państwa Bunch. Zlinczowali by was, chyba.- rzuciła na
odchodne, na jednym wydechu, chichocząc przy tym lekko.
Damon i Elena spojrzeli to na siebie, to
na odchodzącą stewardessę, to na zamożnych Bunch’ów, po czym wybuchli
niepohamowanym śmiechem. Dziewczyna uderzyła go łokciem w rękę, niby to „mrożąc
go spojrzeniem”, jednak i oczy, i usta iskrzyły radością.
-Wiesz co? Przez ciebie dostaliśmy
pouczenie! Państwo Bunch nas zlinczują i co zrobimy, hm?- nie mogła powstrzymać
się od śmiechu.
-Ja mogę być linczowany, ale nie ty,
Elenko.- pocałował ją w szyję.- A poza tym, droga pani stewardessa kazała nam
zrobić to w łazience, nieprawdaż? Dlaczego nie stosujesz się do jej nakazów,
hm? Nieładnie, nieładnie…- wymruczał kusząco.
-Daj spokój, Damon.- odepchnęła go
lekko.
-No weź… Nie powiesz mi, że nie chcesz…-
kusił ją dalej.- Poza tym kolejne ekstremalne wspomnienie do kolekcji z cyklu
wieczności… Nie kusi cię to? Ani trochę?- nie odpuszczał.
-Ohhh, dalej, chodź, idziemy.- uległa
mu.
Kiedy szli do łazienki napotkali mrożące
spojrzenia siwowłosych Bunch’ów. Elena miała ochotę roznieć śmiechem samolot,
ale opanowała się. Damon zaciągnął ją do łazienki, gdzie zakluczyli się.
Usadowił małżonkę na umywalce. Ta oplotła nogi wokół jego bioder rozpinając mu
koszulę. On ściągał jej spodnie. Kiedy ich spojrzenia napotkały się, kobieta
zachichotała.
-Jesteś niemożliwy, szanowny panie
Salvatore, wiesz?- po jej ciele przechodziły przyjemne dreszcze rozkoszy.
-Wiem. I to we mnie kochasz.- wpił się w
jej usta, przyciągając ją mocno do siebie.
Całował ją po szyi, a potem schodził
niżej i niżej, na dekolt. Pieścił jej piersi, przez co z jej ust zaczęły
wydobywać się ciche pojękiwania. Damona bardzo to zadowoliło. Uwielbiał tak na
nią działać. Wtedy czuł, że naprawdę go pożądała. Przyciągnął ją mocniej do
siebie całując jej brzuch. Ponownie przeniósł wargi na jej szyję, po czym
spojrzał jej w oczy i wpił się w jej usta tonąc w słodkim pocałunku. Dziewczyna
wplotła palce w jego kruczoczarne włosy bardziej rozchylając usta, by pogłębić
pocałunek. Damon w tym czasie wszedł w Elenę, która w tym momencie zaczęła
głośno jęczeć. I z ust Damona wypadały różne dźwięki. Chłopak doprowadzał ją do białej gorączki.
Było im ze sobą tak dobrze… Małżonek poruszał się coraz płynniej i szybciej.
Nagle dobiegło ich głośne, wręcz
natarczywe pukanie do drzwi. Małżonkowie spojrzeli się na siebie, lecz po
chwili zignorowali sprawę i ponownie zatonęli w dzikim pocałunku. Ponownie
rozległo się pukanie. Elena oderwała się od Damona zerkając ukradkiem w stronę
drzwi.
-Kto tam?- naiwne pytanie.
-Ktoś, kto pilnie musi skorzystać z
toalety! Proszę się pospieszyć! Siedzi tam już pani chyba z dziesięć minut!-
wrzeszczała jakaś starsza kobieta.
-Chwileczkę…- rzuciła piskliwie Elena,
która zakryła sobie usta, aby nie wybuchnąć śmiechem.
Para oderwała się od siebie szybko
nakładając na siebie ubrania. Elena poprawiła uczesanie, tak jak i Damon. Kiedy
doszli już do miarowego ładu postanowili, że czas już wyjść.
-Damon- szepnęła Elena.- Wyjdź drugi.
Nie chcę narobić sobie wstydu.- zachichotała cichutko.
-Okej, okej, wychodź już.- ponaglił ją.
Elena wyszła uśmiechając się
przepraszająco do kobiety. Jednak kiedy poznała jej starą, pomarszczoną twarz-
zamarła. Pani Bunch wręcz zabijała ją spojrzeniem. Dziewczyna nie wiedziała, co
powiedzieć, zrobić. Nie była w najlepszej sytuacji.
-Przepraszam panią, że to tak długo
trwało.- rzuciła szybko, wymijając kobietę, która uśmiechnęła się do niej
złośliwie.
-Ależ oczywiście, wybaczam.- odparła z
ironią.
Wtem z toalety wyszedł i Damon. Gdy
kobieta go ujrzała wytrzeszczyła w popłochu oczy do tego stopnia, że chłopak
myślał, iż staruszka dostała zawału. Salvatore udał głupka. Spojrzał na
Bunch’ównę uśmiechając się do niej przepraszająco, naśladując Elenę.
-Przepraszam panią, że to tak długo
trwało.- tak jakby zacytował Elenę i z niby „przepraszającym” uśmieszkiem
opuścił toaletę.
Usłyszał, jak staruszka szepnęła do
siebie „Matko Boska, Przenajświętsza panienko, do czegóż to dochodzi, aby
młodzi współżyli ze sobą w toalecie publicznej, w samolocie?”, po czym
pokręciła z dezaprobatą głową i z ciężkim oddechem weszła do ubikacji.
Elena siedziała już na miejscu. Gdy
wrócił i Damon, dziewczyna wybuchła niepohamowanym śmiechem. Spojrzała się na
niego z rozbawieniem, po czym wypiła zawartość kieliszka z winem.
-Wypiłam dzisiaj stanowczo za dużo.-
parsknęła.- Ale jak sobie pomyślę, jak ta kobieta na nas spojrzała…- nie
dokończyła, iż wybuchła śmiechem.
-Taa i jeszcze zostawiłaś mnie z tą
starą snobką samego. Rozumiesz, jakie to
traumatyczne przeżycie?- również zachichotał.
Właśnie w tym momencie pani Bunch
przeszła obok pary. Przystanęła i spiorunowała chłopaka spojrzeniem. Podeszła
do niego wymierzając mu cios w policzek. Damon spojrzał się na nią ogłupiały i
lekko speszony.
-Wypraszam sobie młodzieńcze te głupie
doga duszki! Skoro uważasz mnie za starą snobkę, chociaż zachowaj to dla
siebie! Cóż to za pokolenie, które nie ma wcale szacunku do drugiej osoby?!-
siwowłosa staruszka ubrana w bardzo drogie, markowe ciuchy bardzo się
zdenerwowała.
-Liliano, nie zwracaj na nich uwagi.
Usiądź, niedługo lądujemy.- odezwał się jej mąż siedzący obok.
-Oh, Haroldzie…- westchnęła ciężko do
małżonka, obok którego natychmiast usiadła.
Wszyscy ludzie ucichli i spoglądali to
na starsze małżeństwo, to na Salvatore’ów. Damon myślał, że zaraz spali się ze
wstydu. Pierwszy raz w życiu spoliczkowała go emerytka! I to jeszcze
publicznie! Czuł się głupio. Przebywanie z Eleną troszkę go zmieniło i wyrzuty
sumienia stały się ciut głośniejsze. Miał ochotę zapaść się pod ziemię. Kiedy w
samolocie znowu dało słyszeć się rozmowy, Elena nie wytrzymała i parsknęła
śmiechem.
-Nigdy w życiu nie puszczę cię na
popitkę, a w szczególności z Christianem. Głupiejesz po prostu.- Damon czuł się
„dogłębnie urażony” postawą żony.
-Hej, to nie moja wina! Nikt nie kazał
ci przygadywać tej biednej pani!- Elena cały czas głupkowała.
Damon upił trochę wina, po czym zaczął
czytać gazetę. Przez resztę lotu nie odzywał się do Eleny, która z tego
wszystkiego przysnęła. Chłopak uwielbiał obserwować, jak śpi. Nie wiedział,
dlaczego. Po prostu, kochał w niej wtedy tą cholerną niewinność.
Kiedy wylądowali pochylił się lekko ku
niej całując ją czule po szyi. Szeptał jej do ucha, aby się obudziła. Gdy
dziewczyna się obudziła migiem opuścili wnętrze sprzętu lotniczego. Elena
okręciła się na palcach, niczym baletnica rozkładając ręce ku niebu.
Zaczerpnęła świeżego powietrza. Po chwili zbliżyła się do Damona, któremu
uwiesiła się na szyję. Wpiła się w jego miękkie usta. Oderwała się od niego
śmiejąc się radośnie.
-Jesteśmy w Bułgarii, rozumiesz? I
wreszcie wysiedliśmy z tego okropnego samolotu!- znowu się zaśmiała.
-Wiesz co? To pierwsza klasa, a tobie
jeszcze źle?- prychnął przekręcając oczami.
Elena uniosła ku górze brwi odchodząc od
chłopaka. Znowuż zawirowała jak baletnica krzycząc głośne „Bułgaaaariaa!”.
Damon uśmiechnął się diabolicznie pod nosem podchodząc do małżonki. Objął ją od
tyłu w pasie całując po szyi.
-Wiesz, jesteśmy w tak pięknym mieście,
tak uroczą nocą… Może przeszlibyśmy się na plażę, hm? Popodziwiamy urok Morza
Czarnego…- szeptał jej kusząco do ucha.
-A wiesz, że chętnie?- rozmarzyła się,
po czym zadzwoniła po taksówkę.
Para po chwili dotarła nad brzeg Morza
Czarnego. Elena ściągnęła buty biegnąc po piasku boso. Woda morska oblewała jej
stopy, a ona biegła coraz szybciej i szybciej. Damon dorównał jej kroku. Stanął
przed nią, objął ją w talii i wpił się w jej usta. Gdy oderwali się od siebie
spojrzeli sobie w oczy z wielkimi iskiereczkami w oczach. Byli szczęśliwi. I to
szło dostrzec na pierwszy rzut oka.
-Wiesz że Cię kocham?- wyszeptał jej
Damon do ucha.
-Wiem. Ale ja ciebie kocham równie
mocno, a może nawet i mocniej?- wpiła się w jego usta.
Para spędziła uroczą noc na plaży.
Zasnęli wtuleni w siebie na piasku, gdzie oblewały ich morskie fale. Półksiężyc
oświetlał im tę urokliwą noc, a gwiazdy pozwoliły odpłynąć w świat marzeń.
~~~
Elena podniosła otwarła powieki.
Zobaczyła rozciągające się nad nią bezchmurne niebo. Słońce oświetlało jej
twarz. Ogłupiała podniosła się lekko podpierając się na rękach. Obróciła głowę
w lewą stronę. Zobaczyła pełno ludzi. Słyszała też hałasy, lecz nie była
wstanie na dłużej się na tym skupić, gdyż czuła się, jakby zaraz miała odpaść
jej głowa. Ktoś popukał ją palcem po plecach. Odwróciła głowę, jednak nikogo
nie ujrzała. Wróciła więc do swojej poprzedniej pozycji i wtedy o mało co nie
podskoczyła. Obok niej kicał uśmiechnięty od ucha do ucha Damon. Dziewczyna
odetchnęła ciężko kładąc się na powrót na piasek. Przecierała oczy dłońmi. Była
totalnie wygłupiona- wypiła zdecydowanie za dużo.
-Możesz mi powiedzieć, co ja do cholery
robię na plaży?- nie starała się być miła, po prostu chciała odświeżyć sobie tę
okropną pustkę w głowie.
-Nie pamiętasz? Oh, daj spokój skarbie.
Tak upojnych chwil nie da się zapomnieć…- wymruczał Damon, który położył się
obok niej.
-Powiesz mi?- nie miała nawet chęci na
niego krzyczeć lub drażnić się z nim. Ten ból stał się zbyt silny.
-Zaciągnęłaś mnie na małą wyprawę.
Powiedziałem, że zrobię dla ciebie wszystko, więc zrobiłem to, o co mnie
prosiłaś.- pocałował ją w szyję.
-Ah…- Elena klepnęła się dłonią w czoło
przypominając sobie wszystko.
-Tego chyba nie da się zapomnieć, hmm?-
na to Elena roześmiała się.
-Nie, nie da. Masz rację, tego bólu
głowy nie zapomnę nigdy.- Damon prychnął przekręcając teatralnie oczami.
-Tak to jest, jak baluje się z
Christiankiem, zamiast spędzać czas z swym małżonkiem.- dostał kuksańca w
ramię.
-Tak, i wiesz co? Było wspaniale, tak
bardzo, bardzo, bardzo wspaniale… Na kochanka to by się nadawał. Całuje wprost…
Ah… Tego nie da się opisać słowami, to po prostu…- Dziewczyna chciała
rozdrażnić Damona, lecz ten przerwał jej wypowiedź łapczywym pocałunkiem, który
mógł trwać wieczność.- … To po prostu wciąż nie może równać się z TYM.-
dokończyła, kiedy oderwali się od siebie.
-I to chciałem usłyszeć.- uśmiechnął się
triumfalnie.- Ale wiesz co…? Nie myślałem, że tak to wszystko przyjmiesz, że…
Uciekniesz w rozrywkę… Że będziesz chciała od tego uciec…- markotał niepewnie.
-Damon, wielu rzeczy jeszcze o mnie nie
wiesz. Nie chciałbyś wiedzieć jaka byłam… Przed wypadkiem rodziców.- odparła
zadziornie.
-Hej, przed mężem nie powinno się mieć
tajemnic! Księżniczko, masz coś do ukrycia? Powinienem spodziewać się ukrytego
kochanka za łóżkiem, kiedy wrócimy do domu?- Elena prychnęła.
-Naprawdę chcesz to wiedzieć?-
wytrzeszczyła oczy. Ten patrzył na nią wyczekująco.- No okej…
RETROSPEKCJA
Elena Gilbert jako szesnastolatka;
Mystic Falls.
-Elena!- krzyknęła piskliwie dziewczyna.
-Aaa, Miranda!- wrzasnęłam piskliwym
głosikiem rzucając się w ramiona przyjaciółki.
Uwielbiałam spędzać z nią czas. To
naprawdę mega świetna osoba. Wstyd mi się do tego przyznać, ale chwilami
wolałam bardziej spędzać czas z nią, niż z Bonnie. A co mi tam! Raz się żyje, a
taka przyjaciółka nie trafia się na co dzień! Nikt mnie nie rozumiał tak, jak
ona. Wyczuwała mój nastrój na kilometr. Wystarczyło jedno spojrzenie, jeden
gest, jeden nieprzemyślany ruch i już mnie przejrzała. Ona była wprost
wyjątkowa! Poza tym z nią zawsze mogłam się wyszaleć. Bonnie… Bonnie to typ
bardziej porządnej osoby. Lubiła dobrą zabawę, lecz… Nie taką jak ja z Mirandą.
My od zawsze darzyłyśmy zamiłowaniem szaleństwo, alkohol i małą dawkę
marihuany. Wiem, że to nieprawdopodobne, ale taka jest prawda. Poza tym, moja
mama darzyła ją niezmiernym zamiłowaniem, gdyż blondynka nosiła jej imię. My i
nasza ekipa: Matt, Jimmy, Alexander, Mike, Josh, i Jonathan oraz Tish, Noah i
Avril. Nie byliśmy jakimiś ćpunami. Po prostu, raz na jakiś czas zdarzyło nam
się zabalować- i to na zwiększonych obrotach. Bonnie trzymała się z dala od
nich, ale ja nie pogardziłam tym towarzystwem. Staliśmy się jak rodzina.
Cieszyłam się również bardzo z tego, że miałam Jimmy’ego u boku. Mój
niegrzeczny chłopczyk… Jak ja go kochałam…
-Chodź, wypijemy troszkę!- zaczęła
ciągnąć mnie w kierunku ekipy.
Mój Jimmy. Kiedy go zobaczyłam serce
zabiło mi szybciej. Minęło tyle czasu, a on wciąż działał na mnie tak samo.
Przy nim mogłam spędzić wieczność. Miałam ochotę wtulić się w tę jego czarną,
mięciutką bluzę, zostać otuloną jego ramionami i zostać w takiej pozie na
zawsze. Zamiast tego po prostu podeszłam wpijając się w jego usta i uwieszając
na szyi. Kiedy oderwaliśmy się od siebie dojrzałam na jego twarzy radosny
uśmiech. Zaśmiałam się na powrót wpijając się w jego usta.
-Tęskniłam…- wymruczałam w przerwie
między pocałunkiem.
-Ja bardziej…- odparł rozmarzony patrząc
się w moje oczy i odgarniając kosmyk włosów z mego czoła (kochałam w nim ten
cholerny romantyzm, wrażliwość i namiętność, oraz niezależność zarazem!).
-Nie sądzę.- zachichotałam lekko
muskając jego wargi.- Potem pójdziemy do mnie, hm? Chciałabym mieć cię przez
chwilę dla siebie…- kusiłam go.
-Grayson chyba nie będzie zbyt
szczęśliwy…- prychnęłam przekręcając teatralnie oczami.
-Kochanie, jestem jego córeczką. Taką ukochaną.
Wybaczy mi każde posunięcie…- na powrót wpiłam się w jego usta.
-Każde?- mruczał przyciągając mnie
bliżej siebie.
-Ej, wy, zakochańcy, pijecie, czy
gruchacie sobie do ucha?- zawołał za nami Mike.
-Hah, idziemy już, idziemy!- zaśmialiśmy
się ruszając w kierunku znajomych.
Ci rozpalili już ognisko. Alexander
wziął gitarę, po czym zaczął na niej grać i śpiewać „Czerwony jak cegła” (Dżem)
http://www.youtube.com/watch?v=WLSJCeS3Xv4 . Piliśmy tequilę tańcząc w rytm
muzyki. Śpiewaliśmy głośno „Czerwony jak cegła, rozgrzany jak piec, muszę mieć,
muszę ją mieć!”. Nie wytrzymałam ze śmiechu, kiedy Jimmy zaczął mi to śpiewać
patrząc się prosto w oczy. Zawiesiłam mu się na szyi poruszając się płynnie
zgodnie z rytmem muzyki. Kątem oka spostrzegłam jak Miranda siedzi obok
Alexandra, wtulona w jego ramię, kołysząca się do melodii. Wiedziałam, że on
jej się podoba. W sumie co się dziwić? Przystojny, długowłosy blondyn, o
pięknych, bardzo jasno-niebieskich oczach, niczym jak niebiosa;
rockowo-bluesowy styl, piękny głos; niezależność, wolność i rozrywkowy tryb
życia. Facet marzeń, szczególnie dla Mirandy. Miranda nie gardziła urodą http://media.tumblr.com/tumblr_m8xl3j6u1i1qe78t3.jpg . Ładna, zgrabna blondynka, która
lubiła zaszaleć http://www.flickr.com/photos/77463059@N08/6946993604/ . Problem tkwił jedynie w tym, że
różnił ich gust muzycznych, ona- zawzięta fanka rapu, on- wierny fan i
współtwórca muzyki rockowej i bluesowej. Mirandzie nawet spodobała się muzyka,
której słuchał jej obiekt westchnień. Alexander nie za bardzo popierał
fascynację Mirandy rapem, ale cóż… Wiem, że to dziwne, lecz inne, przeczące
sobie zainteresowania potrafią poróżnić człowieka.
Po dzikich tańcach, piciu i namiętnych
pocałunkach wzięliśmy się za palenie marihuany. Josh z Mattem załatwili nam
tego troszkę. Śmiałam się jak głupia. Marihuana odurzała do tego stopnia, że
nie kontrolowałam tego co mówię i co robię.
Potem zagraliśmy w butelkę. Pytania,
które sobie zadawaliśmy były idiotyczne.
-Elena, ile razy kochałaś się z Jimmym?-
wypaliła Avril z nieukrywanym śmiechem.
-Pozostawię to bez komentarza.-
prychnęłam.
-Aaa, ściągasz bluzeczkę, kotku!-
musiałam ściągnąć moją ukochaną bluzę.
-Są cycki, jest impreza, kocie!-
wrzasnęła Miranda dając mi kuksańca w bok.
-Haha, no wiadomo! W blasku mojej
zajebistości to ty możesz się jedynie poopalać, bejbe!- zaśmiałam się dając jej
słodziutkiego, przyjacielskiego buziaczka w policzek.
Miranda totalnie zgłupiała. Marihuana
jej nie służyła, ani trochę. Tylko pogarszała sytuację. Gdyby tylko mogła,
paradowałaby nago przed Alexandrem! Specjalnie nie odpowiadała na pytania.
Siedziała już prawie w samej bieliźnie. Chciało mi się śmiać. Po prostu. Usadowiła
się naprzeciwko blondyna, prężąc się przy nim. Chłopak niby nie zwracał na nią
uwagi, a jednak „ślinka mu ciekła”, kiedy na nią patrzył. Zabawnie to wyglądało.
I to bardzo.
-To my będziemy się już zbierać-
zaoponował Jimmy, który wziął mnie na ręce.
-Już? Żartujesz?- prychnął Matt.
-Mamy coś jeszcze do załatwienia. To do
jutra!- pożegnał się z wszystkimi, ja również, po czym ruszyliśmy w kierunku
mego domu.
Trzymaliśmy się za ręce idąc powolnym
krokiem w kierunku domu. Milczeliśmy. Po prostu cieszyliśmy się sobą. Nie
musieliśmy rozmawiać. Wystarczyło, że mieliśmy się przy sobie. I to była piękna
miłość, taka bezwzględna. Mogliśmy nie odzywać się do siebie miesiącami, ale
wystarczyło jedno spojrzenie, jeden ruch, jeden malutki gest, aby poczuć się
szczęśliwym i spełnionym. Jimmy to facet moich marzeń. Nie przypuszczałam, że
istnieje ktoś tak doskonały, kto byłby do tego stopnia zawładnąć mym ciałem,
duszą i rozumem.
Kiedy dotarliśmy pod mój dom, Jimmy
raptownie się zatrzymał. Ja również przystanęłam. Chyba wiedziałam, o co mu
chodzi. Z moich ust wydobył się mimowolny chichot.
-O co chodzi?- po prostu chciałam się
upewnić.
-Wiesz, wolałbym nie narażać się panu Graysonowi.
To trochę… Ryzykowne.- zaśmialiśmy się oboje.
-Więc, Jimmy? Zamierzasz mnie tu
zostawić? Samą?- spytałam niewinnie.
-Właśnie w tym problem, że nie. Mam
wielką ochotę pośpiewać ci kołysanki na „dobranoc”.- prychnęłam przekręcając
teatralnie oczami.
-Więc co zamierzasz zrobić?- zaczynałam
się we wszystkim gubić.
-Zobaczysz. Teraz idź do domu, a ja… O
północy znajdę się przy tobie.- zaintrygował mnie. Zaczął powoli odchodzić w
stronę furtki.
-Ale co ty chcesz zrobić?- zżerała mnie
ciekawość.
-Wszystkiego dowiesz się w swoim czasie,
Eleno.- krzyknął zatrzaskując za sobą uliczkę.
Weszłam do domu. Ściągnęłam ostrożnie
trampki zmierzając do salonu, gdzie siedzieli Miranda, Grayson i Jeremmy. Moja
kochana rodzinka. W takich chwilach, kiedy na nich spoglądałam, naprawdę byłam
wdzięczna losowi, że mam tak cudowną rodzinę, jak oni. Nawet nie myślałam o
tym, że jestem adoptowana. Miałam poczucie, że jestem jedną z nich, że w pełni
należę do tej rodziny, do tego domu, do nich.
Podeszłam do mamy i taty dając im
buziaki w policzek. Jeremmyego uściskałam. Nie mogłam się powstrzymać. Mój
kochany braciszek tak szybko dorósł… Chwilami zastanawiałam się, gdzie podział
się ten dawny, malutki chłopczyk, którego nosiłam na barana lub kryłam jego
wybryki przed rodzicami? Nie nadążałam za nim. Z dnia na dzień stawał się coraz
to bardziej dorosły, mężny. I tak cholernie przypominał mi Graysona…
Posłałam im promienny uśmiech opadając
zmęczona na kanapę. Dzisiejszy dzień był świetny. Zresztą, tak jak zawsze. Moi
kochani wariaci… Jak ja uwielbiałam spędzać z nimi czas…
-Czy ja czuję od ciebie papierosy,
córeczko?- spytała mama podejrzliwie z ironicznym zdrobnieniem.
-Oj, daj spokój. Wiesz, że ja NIE PALĘ. To
Josh i Alexander. Wiesz, to nałogowi palacze. Przesiąkłam tym zapachem po
prostu.- mruknęłam kłamiąc.
-A zapach tequili? To skąd się wziął,
hm?- tym razem do akcji wkroczył tata.
-A, tak, wypiłam łyczka. Na
rozluźnienie.- znowu skłamałam, przecież byłam nieźle wstawiona, ledwo
trzymałam się na nogach.
-Taa, właśnie widzę tego twojego
„łyczka”.- prychnął Jeremmy.
-Nie bierz ze mnie przykładu, Jer.-
zaśmiałam się.- Idę na górę. Dobranoc!- krzyknęłam i już mnie nie było.
Do północy zostało z jakieś pół godziny.
Nie wiedziałam, czy Jimmy faktycznie przyjdzie, czy też nie, ale postanowiłam
się przyszykować. Wzięłam szybki, gorący prysznic, po czym ubrałam seksowną,
czerwoną bieliznę. Włosy polokowałam i perfekcyjnie rozczesałam. Popsikałam się
„playboy’em” i umyłam zęby. Weszłam na powrót do sypialni rzucając się na
łóżko. Usłyszałam czyjeś kroki. No nie, pewnie mama idzie mnie skontrolować.
Szybko przykryłam się kołdrą udając, że śpię. Drzwi uchyliły się. „Eleno,
śpisz?” spytała dla kontroli Miranda. Ja nie odezwałam się. Chciałam, aby
myślała, że już usnęłam. Kobieta zachichotała cichutko opuszczając pokój.
Wstałam jak oparzona z łóżka. Ponownie poprawiłam uczesanie. Mimo wszystko
chciałam wyglądać perfekcyjnie. Do północy zostały dwie minuty, a jego jak nie
było, tak nie było. Zaczęłam tracić nadzieję, że w ogóle się pojawi.
Wtem rozległo się pukanie w okno.
Popatrzyłam w jego stronę, a tam ujrzałam Jimmy’ego. Moje zdziwienie nie znało
granic. Otworzyłam je i ujrzałam mojego ukochanego, który z drabiny (która była
zdecydowanie za krótka) zaczął wspinać się poprzez parapety. Ledwo się trzymał.
Wskoczył szybko do środka, a ja zamknęłam za nim okno. Włączyłam lampkę nocną
śmiejąc się niebywale.
-Mogłeś zrobić sobie krzywdę, Jimmy.
Wiesz, że nie przeżyłabym tego.- podeszłam do niego całując go krótko i
łapczywie w usta.
-Ale było warto…- mruknął bardziej do
siebie spoglądając na moją bieliznę i twarz.- Poza tym, wiesz, że dla ciebie
wszystko, Eleno.- teraz to on mnie pocałował. Jak ja to kochałam…
-Mój ty nieuleczalny romantyku… Z dnia
na dzień zaskakujesz mnie coraz to bardziej…- wymruczałam z uśmieszkiem w
przerwach między pocałunkami.
-Lubię cię zaskakiwać, wiesz?-
zachichotaliśmy.
-Zauważyłam.- przyciągnął mnie mocniej
do siebie. Rzuciliśmy się na łóżko.- Jak ja ciebie kocham, ty mój głupcze!-
zaśmiałam się, kiedy zaczął całować moje piersi.
-Ja ciebie bardziej, głupiutka!-
ponownie wpił się w moje usta. Spędziliśmy bardzo urocze chwile, po czym
zasnęłam wtulona w jego tors.
~~~
-A co było potem?- spytał zaintrygowany
Damon.
-O świcie uciekł przez okno. Grayson nie
wybaczyłby mu, gdyby tknął jego córeczkę.- zaśmiali się.
-Niezłe z ciebie ziółko, Eleno
Salvatore.- dziewczyna prychnęła przekręcając oczami.
-Po prostu, nie znasz mnie od tej
drugiej strony. I tyle.- skradłam mu łapczywy pocałunek.
-Jesteś niesamowita.- szepnął.
-A właśnie! Ty nic nie opowiadałeś mi o
Tobie… I Florence. Stale tylko ja muszę gadać. Także może ty się wyspowiadasz,
królewiczu?- spojrzała na niego zaintrygowana.
-Dobrze, postaram ci się mniej więcej
coś opowiedzieć, ale teraz chodźmy. Bo tłum ludzi nas zgniecie.- puścił do niej
oczko, po czym podnieśli się ruszając w kierunku centrum wielkiej Bułgarii.
Elena nie darowałaby sobie jednak, gdyby
chodziła po mieście w tak zaniedbanych ciuchach, w których aktualnie była. Całe
od piasku i wody ubrania. Nie mogła tego przeżyć. Weszła do najbliższego sklepu.
Kupiła sobie strój http://urstyle.pl/styl/Kajusia2000/stylizacja/bugaria/ , w który natychmiast się przebrała.
Nie mogła dłużej tkwić w tym zapiaszczonym „czymś”. Dziewczyna zaciągnęła
również Damona do fryzjera. Fryzjerka polokowała jej włosy i ładnie je
rozczesała. Tylko tyle chciała. Salvatore’ ówna zapłaciła jej, po czym wraz z
mężem opuściła salon.
Zaczęli zwiedzać miasto. Robili sobie
głupawe zdjęcia i robili wielkie zakupy w sklepach. Raj dla Eleny. Florence
uzależniła ją od zakupów. To wprost straszne, co się z nią stało. Dziewczyna
obiecała sobie, że kiedyś odegra się za to na Harris’ównie. Właśnie!
Przypomniało jej się o Harrisównie. Spojrzała z diabolicznym uśmiechem na
Damona, który zerknął na nią zdziwiony.
-O co chodzi?- spytał unosząc do góry
brew.
-Miałeś mi opowiedzieć coś o tobie i
Florence. Tak więc słucham. Ja opowiedziałam ci coś o mnie i Jimmym. Teraz
twoja kolej.- ujęła go pod ramię.
-Ehh…- westchnął znużony.- Co mam ci
powiedzieć?
RETROSPEKCJA
1917, San Francisco, Damon Salvatore i
Florence Harris
Siedziałem w kącie w restauracji
„Ambrozja” rodziców Harris’ówny. Obserwowałem tę dziewczynę już z jakieś bite
trzy godziny. Chyba nigdy w życiu nie wypiłem więcej kaw. Florence wyglądała
dzisiaj tak uroczo… Miała na sobie taką uroczą bluzeczkę z krasnoludkiem z
jakieś bajki, na białym tle, z niebieskimi ¾ rękawkami. Jej nogi idealnie
podkreślały ciemno-niebieskie wydzierane, w miarę przyległe jeansy. Widoczne
były czarne tenisówki. Nie mogłem oderwać od niej wzroku. Roznosiła kawy,
ciasta, obiady… A ja podziwiałem każdy jej ruch- to, jak się poruszała, jak
przynosiła jedzenie, jak się uśmiechała i jak chwilami patrzyła się na mnie
wielce zdziwiona z uniesionymi do góry brwiami. Super, uznała mnie za dziwaka.
W końcu wyszła zza lady rzucając różowy
fartuch w białe groszki w kąt. Zmierzała w moim kierunku. Byłem nią wprost
zafascynowany. Patrzyłem się w jej postać jak zahipnotyzowany. Nawet nie
spostrzegłem, kiedy znalazła się przy mnie. Stanęła na wprost mnie przenikając
mnie spojrzeniem. Nie wiem, jak można było nie kochać tych cudownych oczu.
Poznałem ją dopiero kilka dni temu, ale czuję, jakbym znał ją wieki.
-Co ty w ogóle robisz, co?- jej ton
głosu nie brzmiał zbyt milutko, ale mimo wszystko brzmienie jej głosu sprawiło,
że moje serce wielce się uradowało. To dziwne… Czyżby Damon Salvatore miał
uczucia? Czy to tylko chwilowa fascynacja?
-Nie mam co robić. Nie wolno mi siedzieć
w restauracji popijając kawę? Dzisiaj po prostu tak spędzam dzień.- udawałem,
jakby sobie coś uroiła.
-To dlaczego cały czas się na mnie
patrzysz? Staje się to z lekka irytujące.- burknęła podenerwowana.
-Ja? Patrzę się na ciebie? Proszę cię,
kotku, może i jesteś ładna, ale nie tylko ty istniejesz na tym świecie. Masz
strasznie wielkie ego, skarbie.- puściłem do niej oczko biorąc łyka kawy.
Lubiłem patrzeć, jak się na mnie złości. „Co się w ogóle ze mną dzieje?”-
przemknęło mi przez myśl.
-Ja? Ja mam wielkie ego?- nie wierzyła w
to co słyszy, a na dodatek chyba bardzo się wkurzyła.
Kiedy popijałem moją kawkę, w tym
momencie Florence chwyciła ją unosząc spodek do góry, tak iż kawa polała się na
moją koszulę. Odskoczyłem. Oparzyła mnie, a na dodatek byłem cały mokry!
Spojrzałem na nią zdenerwowany, ta jednak wydawała się nie wyrażać żadnych
emocji. Miała ręce założone na krzyż, lecz jej oczy aż iskrzyły z ubawienia.
-Co to miało być?! Co ty robisz?! Do
cholery jasnej, to moja ulubiona koszula!- spojrzałem na poplamioną koszulę,
krzywiąc twarz w pół grymasie.
-To kara za robienie ze mnie idiotki.-
odpysknęła złośliwie.
-Wiesz co… Szkoda mi na ciebie czasu.-
wysyczałem podenerwowany, wychodząc z restauracji.
Laska miała tupet. I to jaki! Co ona
sobie wyobrażała? Miałem ochotę rozwalić wszystko, co stało mi na drodze. Moja
ulubiona koszula! Cholera! Usłyszałem za sobą głos dziewczyny „Damon, stój,
proszę!”. Nie wiem czemu, ale zatrzymałem się od niechcenia. Odwróciłem się do
niej na pięcie naciągając brwi. O co jej chodzi? Nie rozumiem jej. Jest chyba
najbardziej skomplikowaną kobietą, jaką w życiu spotkałem.
-Damon, przepraszam. Zareagowałam zbyt
emocjonalnie. Naprawdę nie chciałam…- przepraszała mnie wręcz nachalnie. Znowu
utonąłem w jej spojrzeniu. Jakże mógłbym się na nią długo gniewać?
-To moja ulubiona koszula.- burknąłem tylko
niezadowolony.
-Chodź, wyczyszczę ci to. Proszę…-
pociągnęła mnie w kierunku restauracji.
Weszliśmy na zaplecze, gdzie było pełno
kartonów. Ściągnąłem koszulę, kiedy weszła Florence niosąca wodę i szczotkę do
czyszczenia. Nagle spojrzała na mnie, a raczej na mój tors. Zamurowało ją.
Gapiła się tak przez dłuższą chwilę. Niekontrolowanie uśmiechnąłem się
triumfalnie. Wiedziałem, że nie będzie potrafiła mi się oprzeć. W końcu jednak
dziewczyna doszła do siebie. Potrząsnęła z dezaprobatą głową zbliżając się do
mnie.
-Daj tę koszulę, zaraz ją doczyszczę.-
rzuciłem jej ubranie, które zaczęła natychmiastowo czyścić.
Przyglądałem jej się. Była spięta.
Podenerwowana. Słyszałem, jak bije jej serce- bardzo szybko, nawet zbyt szybko.
Zdziwiło mnie to. Nie możliwe, że aż tak zadziałał na nią mój urok osobisty.
Postanowiłem troszkę ją uspokoić, a może i doprowadzić do obłędu. Podszedłem do
niej od tyłu chwytając ją w talii i przyciągając ją mocno do siebie. Z jej ust
wyrwało się piskliwe „Au!”. Zbliżyłem usta do jej ucha. Czułem ,jak po jej
ciele przebiega dreszcz. Usatysfakcjonowało mnie to.
-Nie bądź taka spięta. Nie przejmuj się.
Po prostu jestem trochę… Impulsywny. Nie chciałem tak ciebie potraktować. To
jak? Wybaczysz?- szeptałem jej do ucha z szczerą skruchą (nadal nie rozumiałem,
co się ze mną dzieje).
-To nie chodzi o ciebie… Ja… Zachowałam
się jak idiotka… Po prostu wydawało mi się, że cały czas się na mnie patrzysz
i… zirytowałam się…- przestała na moment czyścić mi koszulę, położyła dłoń na
czole.
-Nie zachowałaś się jak idiotka.-
szeptałem jej do ucha.- Kotku… Wyjawić ci sekret?- wiedziałem, że to poprawi
jej samopoczucie.- Patrzyłem się na ciebie jak zaklęty, bo cholernie mi się
podobasz, wiesz?- Florence zachichotała.
-Żartujesz? Znamy się zaledwie kilka dni.
A ja już wpadłam ci w oko?- prychnęła przewracając oczami (chwilami naprawdę
przypominała mnie, nawet pod względem impulsywności).
-A wierzysz w przeznaczenie? Taką miłość
od pierwszego wejrzenia?- spytałem szepcząc jej do ucha, po czym puściłem ją, wziąłem
koszulę, puściłem do niej oczko i opuściłem restaurację pozostawiając ją samą z
myślami.
~~~
-Wow. Ty to potrafisz działać na
kobiety.- zaklaskała Eleny.
-Nie śmiej się. To było bardzo
emocjonalne uczucie. Ale i tak nie może równać się z tym uczuciem, które łączy
nas.- dziewczyna zaśmiała się.
Para przechadzała się po chodniku
trzymając się za ręce. Zupełnie jak nastolatki. Elena na myśl o tym pokiwała z
dezaprobatą głową. Byli małżeństwem, a wciąż zachowywali się jak przeciętna
para. To wprost magiczne. Faktycznie, uczucie, które ich połączyło jest
wyjątkowe i niezastąpione. Oboje o tym wiedzieli i czuli to.
Salvatore’ówna przetrąciła przez
przypadek ramieniem jakąś kobietę. Elena natychmiast zatrzymała się rzucając
szybkie, ale szczere „Przepraszam panią, najmocniej!”. Kobieta spojrzała w
stronę dziewczyny i… Zamarła w bezruchu. Przyglądała się nastolatce jak
jakiemuś duchowi. Wytrzeszczyła w popłochu oczy. Uchyliła lekko usta, które
natychmiast zasłoniła dłonią. Ani Elena, ani Damon nie mieli pojęcia, o co
chodzi owej nieznajomej.
-Wyglądasz zupełnie jak…- wydukała z
siebie kobieta, lecz ugryzła się w język.- Nie, to niemożliwe.- burknęła pod
nosem odwracając się na pięcie i idąc przed siebie.
-Chwileczkę!- Elena podbiegła do niej
truchcikiem stając naprzeciw niej.- Wyglądam zupełnie, jak…? Jak kto?-
Salvatore’ówna oczekiwała odpowiedzi.
-Jak Katherine… Katherine Pierce…-
nieznajoma lustrowała ją spojrzeniem.
-Zna pani Katherine?- spytał oszołomiony
Damon.
-Zaraz… Czy wy…? Czy wy ją znacie?- tak
jakby ponowiła pytanie Damona.
-Tak. Aż za dobrze.- burknął niechętnie
Damon.
-Tak się składa, że… Ja też ją znam. Co
prawda nie z tej najlepszej strony, ale…- przypatrzyła się jeszcze przez moment
Elenie.- Dobry Boże… Ty jesteś jej sobowtórem…- wyszeptała jakby bardziej do
siebie.
-Kim pani w ogóle jest?!- dziewczyna nie
wytrzymała tej całej „szopki”.
-Jestem Khloe Hestih. Jestem najstarszą
córką Isobel Flemming.- odpowiedziała, a wszystkim zżęła mina.
-Czy pani ojcem jest…?- dziewczyna nie
mogła tego wypowiedzieć.
-Nie. Moim ojcem nie jest John Gilbert.
Mój ojciec to Steven Blourler.- odparła cicho.- Za to ty jesteś córką Johna
Gilberta. I… Mojej matki.- wyszeptała cicho, jakby bardziej do siebie.
-O mój Boże… Ty jesteś moją…Moją…-Elena
nie mogła się wysłowić.
-Siostrą przyrodnią. Tak.- dokończyła.-
Chodźmy do mnie, porozmawiamy na spokojnie.
Kobieta poprowadziła parę do mieszkania
wynajętego w centrum Bułgarii. Kazała im się rozgościć. Zaparzyła im wodę na
kawę, po czym podała im ją w eleganckich filiżaneczkach. Wystrój mieszkanka
miała bardzo wytworny, wręcz można byłoby powiedzieć, klasyczny. Stary wystrój
mebli. Wszystko to, co otaczało ich dookoła przypominało coś w rodzaju małego,
bogatego domku z czasów renesansu. Elenę zafascynowało to miejsce. Poczuła się
tu jak… W domu.
Kobieta przyglądała się parze z
zaciekawieniem. Stwierdziła, że Elena i Damon naprawdę do siebie pasują. Nie
musieli nic robić, nic mówić, ale właśnie ONA potrafiła wyczuć, że są parą
idealną. Cieszyła się, że jej, jak się okazało przyrodnia siostra znalazła tak
idealnego mężczyznę, a w sumie rzeczy to wampira. ONA wyczuwała, że nie są
śmiertelnikami. Potrafiła zagłębić się w najskrytsze zakamarki ich umysłu,
dowiedzieć się o nich wszystkiego. Ale postanowiła, że tego nie zrobi. Przynajmniej
na razie. Już teraz młodzi traktują ją jak jakąś psychopatkę, a co dopiero
byłoby, gdyby dowiedzieli się, kim jest? Khloe obiecała sobie w myślach, że
postara im się wyjawić jak najmniej. Jest wiele rzeczy, o których nawet im się
nie śni, a przede wszystkim o tym, czym się narodziła. Ma w sobie geny
Peterovej i doskonale o tym wiedziała. Co prawda, to nie jej dane było być
sobowtórem, ale ona miała inną misję do spełnienia. Gdyby jej przyrodnia
siostra dowiedziała się o jej tożsamości… Zapewne urwałaby z nią wszelkie
kontakty. Nie powinna wiedzieć o tych i owych rzeczach. Dla jej własnego dobra.
Damon przyjrzał się siedzącej naprzeciw
niego Khloe. Ona i Elena były do siebie bardzo podobne. Identyczny kolor oczu i
kształt noska. Nawet nie różniły się odcieniem cery. Obie szczupłe, o tak
bystrym spojrzeniu… Faktycznie, na pierwszy rzut oka można było stwierdzić, że
to siostry. Salvatore osobiście nie powiedziałby, że nie mają wspólnego ojca.
Khloe bardzo przypominała mu Elenę. Nie była dużo starsza od jego małżonki.
Może zaledwie kilka lat? Ale… W jej oczach było coś takiego, że Damon nie mógł
oderwać od nich wzroku. Czaiło się w nich coś silnego, niepowtarzalnego… Coś
takiego, że nie można było im się oprzeć. Wyczuwał jakąś tajemniczą energię u
siostry dziewczyny.
A Elena? Elena natomiast siedziała w
milczeniu próbując tłumić łzy. Przez tyle lat miała siostrę, o której nie miała
pojęcia? O której Isobel jej nie powiedziała? Oni mieli drugą córkę!
Salvatore’ównę interesowało tylko to, kto ją wychowywał. Nic więcej. Jeśli
matka z Johnem… Nie darowałaby im tego. Sprawiłoby jej to tak wielki zawód… I
choć Isobel już nie żyje, to nie zmienia faktu, że za takie coś, Elena
chowałaby urazę do końca życia.
-Tak więc…- zaczęła Khloe.- Jak już ci
powiedziałam, w trochę niekomfortowej sytuacji, jestem córką Isobel i Stevena,
co oznacza, że jesteśmy siostrami przyrodnimi…- ciągnęła rozmowę rozpoczętą na
chodniku.
-Przejdźmy do rzeczy. Ja jestem Elena,
to jest mój mąż Damon Salvatore. A teraz ty powiedz coś konkretnego. Czyli kto
cię wychowywał i ile masz lat? W jakim stopniu okłamała mnie Isobel?- Elena
nawet nie próbowała być miła. Po prostu pragnęła, aby ten koszmar w końcu się
skończył.
-Więc… Mam dwadzieścia pięć lat…-
odpowiadała na pytania dziewczyny.
-Zaraz, zaraz… Dwadzieścia pięć?
Żartujesz, prawda? Przecież Isobel urodziła mnie, gdy miała szesnaście lat! Nie
mogła cię urodzić w wieku dziesięciu lat!- wrzasnęła podenerwowana Elena.
-Nie wiem, co naopowiadała ci Isobel,
lecz to mnie urodziła w wieku szesnastu lat. Wtedy była szaleńczo zakochana w
Stevenie, który jak już ci mówiłam jest moim biologicznym ojcem. Zaszła w
ciążę. Nie chciała mnie. Miała zamiar usunąć ciążę… Hehe… Tak, kochana mama…-
zaśmiała się szyderczo, zamyślając się na chwilę.- Wracając… Steven jej na to
nie pozwolił. Mamusia nie wiedziała, co ma zrobić. Zerwała z Blourlerem. Poza
tym… Nie chciała takiego kłopotu, jak dzieci. Nawet ich nie lubiła. Gdy więc
przyszłam na świat, postanowiła oddać mnie do domu dziecka. Jednak do akcji
ponownie wkroczył mój tato. Nie pozwolił jej na to. Isobel zarzekła się, że nie
będzie wychowywała „jakiegoś tam smarkacza”. Steven więc odebrał jej prawa
rodzicielskie. Do dwunastego roku życia wychowywał mnie sam. Potem poznał pewną
kobietę, Jane, którą poślubił. Ja bardzo ją polubiłam. Stała się dla mnie
matką, której nie miałam… Ja natomiast dziesięć lat później wyszłam za Thomasa,
z którym mam trzyletniego synka Zane’a.- uśmiechnęła się na myśl o swoim mężu i
synku.- Jeśli chodzi o ciebie… Ojciec opowiadał mi, że wiedział tylko tyle, iż
pięć lat po moich narodzinach poznała Johna Gilberta. Namiętny, kochliwy
romans, który… Rok później przyniósł im w prezencie ciebie. Oboje nie chcieli
dzieci, więc… Sama wiesz, jak to się skończyło.- dokończyła ściśle historię.
-Ona cały czas mnie okłamywała?- Elena
była wprost zdruzgotana.
-Przykro mi, ale… Sama wiesz, jaka jest
Isobel.- Khloe starała się jakoś podnieść Elenę na duchu.
-A raczej była.- mruknęła cicho.
-Co?- Khloe była zaskoczona.
-Nic nie wiesz, hm? Ona…- Salvatore’ówna
ugryzła się w język. Przecież (według niej) Khloe nie wiedziała nic o
wampirach.- Popełniła samobójstwo.- wyszeptała ledwo co dosłyszalnie.
-Dobry Boże…- westchnęła cicho Khloe
zatykając sobie usta dłonią.- Czemu? Dlaczego? Jak to możliwe?- nie mogła dojść
do ładu, miała łzy w oczach.
-Zżerały ją wyrzuty sumienia.- odparła
beznamiętnie.
-Kiedyś…- zaczęła kobieta.- Kiedyś
przyjechała tutaj, do Bułgarii… Chciała odbudować ze mną relacje, nadrobić
stracony czas…- zachichotała nerwowo, wręcz jakby mówiła o czymś, w co sama nie
wierzy.- Ale ja tylko spojrzałam jej w oczy sycząc, że jej nienawidzę. Kazałam
jej się stąd wynieść. Widziałam ją tylko raz… Raz!- Khloe była wręcz
roztrzęsiona.
-Ona nie jest tego warta. Nie płacz,
Khloe.- Damon uśmiechnął się do kobiety lekko.
-Wiem, ale… Mimo wszystko, to moja
matka.- uśmiechnęła się do niego kwaśno.
Elena spojrzała się wymownie na Damona,
który na to opuścił salon zmierzając do kuchni. Dziewczyna usiadła na sofie,
obok siostry przytulając ją. Oparła głowę o jej ramię zmuszając się do
uśmiechu, choć tak naprawdę sama nie czuła się lepiej od Khloe. W głębi serca
bardzo boli ją to, że Isobel już nie ma, że nigdy jej nie zobaczy. Ale i tak
przez całe życie jej nie widziała, a kiedy zobaczyła… Chciała, aby zniknęła. Już
sama nie wiedziała, co było by lepsze. Pragnęła o tym zapomnieć, puścić daleko
w niepamięć, a tymczasem… Musi do tego powrócić i przyjąć to do świadomości.
Kiedy Elena wtuliła się do Khloe, w
kobiecie przeszedł ognisto-zimny prąd. Całkowicie straciła nad sobą panowanie.
Zerknęła ukradkiem na Elenę. Jej aura nie była normalna. Widziała aurę
Salvatoreówny, a nad nią… Kolejną, zieloną powłokę. To było bardzo dziwne.
Zupełnie, jakby w dziewczynie czaiły się dwie osoby. Coś tu nie gra zaalarmowała intuicja Khloe.
-Kurczę, coś słabo się czuję… Kręci mi
się w głowie…- wydukała słabo Elena, która po chwili oderwała się od siostry
kładąc się na kanapę.
-Coś ci jest? Jesteś chora?- Khloe
zaczynała się co raz to bardziej niepokoić.
-Nie, to raczej nie możliwe.- zaśmiała
się głupawo Elena (przez wzgląd na wampirzyzm nie chorowała).
-Damonie! Elenie coś się stało!-
zawołała przerażona kobieta, drogiego Salvatorea.
Do pokoju wbiegł zszokowany Damon.
Usiadł obok Eleny na sofie przyglądając jej się badawczo, z troską. Odgarnął
kosmyk włosów z jej czoła spoglądając na oczy dziewczyny. Stwierdził, że
zmizerniała. I to było widoczne. Dość bardzo.
Khloe przyjrzała im się ponownie. Po raz
kolejny przyznała sobie w duchu, że jej intuicja jest nieomylna. Oni są wprost
dla siebie stworzeni. Gdy Damon tak siedział przy Elenie, rozczulał się na nią…
Coś ukuło ją w sercu. Wprost nie mogła się doczekać, gdy Thomas i jej kochany
Zane wrócą od teściowej. Pragnęła w końcu mieć ich przy sobie, a nie trzysta
kilometrów dalej…
Wracając… Khloe skrywała w sobie
tajemnicę, której nie mogła wyjawić. Szczególnie nie własnej siostrze i jej
mężowi- wampirom. To byłby największy błąd w jej życiu. Musiała zachowywać
pozory normalności, kolejnej, przeciętnej śmiertelniczki, którą niestety nie
była.
Spojrzała ponownie na Elenę i na jej
nietypową aurę. Zerknęła w oczy swej siostrze, a wtedy przed jej oczami ukazała
się wizja.- Wpierw ujrzała strasznie zakrwawione niemowlę. Potem małą
dziewczynkę w fioletowej bluzce, o dwóch długich, grubych warkoczach. Strasznie
niewinne, słodkie maleństwo, które miało w oku nietypowy błysk. Kolejny obraz
to widok nastoletniej, a może młodej dorosłej kobiety. Piękna- długie, czarne
włosy i zabójczo piękne oczy, o tak nieskazitelnym, błękitnym kolorze oczu,
niczym lapis lazuli; w niebieskiej koszuli w niebiesko-różowe kraty, w czarnym
podkoszulku. Obwieszona była naszyjnikami. Stała oparta o motocykl, który
naprawiał Damon. Następnie podbiegła do nich Elena, ściskając dziewczynę mocno.
A potem… Dostrzegła ciemność, po czym wróciła do rzeczywistości.
Para patrzyła się na Khloe jak na
wariatkę. Pytali się jej chyba od dwóch minut, co jej jest, lecz nie
odpowiedziała ani słowem. To przez tę wizję. Kobieta musiała coś wymyślić.
Popatrzyła na nich zmieszana.
-Przepraszam, ja…- zacięła się
wymyślając.- Śmierć Isobel wstrząsnęła mną… A gdy zobaczyłam, że coś ci się
stało… Przestraszyłam się, wybaczcie.- pisnęła cichutko.
Elena posłała kobiecie wyrozumiały
uśmieszek. W końcu to jej siostra, co zaczęło do niej docierać. Też wiele
przeszła. Również nie miała przy sobie biologicznej matki. Isobel jej nie
kochała, tak samo jak Eleny. Dziewczyna postanowiła okazać jej trochę
zrozumienia i uczucia. W sumie rzeczy to cieszyła się, że nie jest sama, że… Ma
siostrę. To takie dziwne uczucie, po dziewiętnastu latach życia dowiedzieć się,
że ma się kogoś tak bliskiego w rodzinie… I to w dodatku w Bułgarii! Nigdy w
życiu nie spodziewała się, że spotka ją tak szczęśliwa chwila w życiu. Gdyby
jej się bliżej przyjrzeć, Elena zauważała w niej podobieństwo. To takie
nieprawdopodobne… Spotkać swoją przyrodnią siostrę, której się w ogóle nie
znało w biały dzień, na ulicy na wakacjach w Bułgarii. Salvatore’ówna zaśmiała
się w myślach Lepiej, niż w serialu.
Każdy zasługiwał na szczęście i na szansę. Elena postanowiła nie przepuszczać
takiej okazji. Skoro odnalazła siostrę będzie starała się utrzymywać z nią jak
najbliższy kontakt.
Myśli dziewczyny zakłóciły jednak
nasilające się zawroty głowy. Damon ujął jedną ręką jej dłoń, a drugą dłonią
głaskał jej policzek. Widział, że coś się z nią działo. Coś niedobrego. Już
wcześniej spostrzegł u niej jakieś zmiany, ale nie chciał nic mówić. Myślał, że
sobie coś uroił. Teraz to jednak przestało być śmieszne. Czuł w kościach, że
problemy dopiero nadchodzą i to wielkimi krokami.
-Może zostaniecie przez jakiś czas u
mnie?- zaoferowała się Khloe.- Thomas z Zane’em przyjadą dopiero za tydzień. Są
u teściowej, trzysta kilometrów stąd, na wsi.- dodała pospiesznie.
-Czemu nie? Jeśli to dla ciebie nie
problem, chętnie tu zostaniemy.- Elena zmusiła się do uśmiechu.
Jednak po dosłownych pięciu sekundach,
Elena poderwała się z kanapy, po czym w wampirzym tempie znalazła się w
toalecie. Zaniepokojeni Damon i Khloe stali pod drzwiami łazienki.
Salvatore’ówna długo nie wychodziła, lecz w końcu drzwi otwarły się, a w nich
ukazała się smukła, wyczerpana postać brązowookiej. Posłała im blady uśmiech,
opierając się o framugę drzwi.
-Powiem wam, że za cholerę nie wiem,
dlaczego, ale czuję się gorzej, niż gdy zjadłam cały tort w jakieś piętnaście
minut, bez przerwy.- ogłosiła jednoznacznie, po czym Damon i Khloe wymienili
zaniepokojone spojrzenia.
-Niedobrze… Oj, niedobrze…- wymamrotała
Khloe obserwując wyczerpaną postać Eleny.
__________________________________________________________________
Siemankoo! <3 Moi kochani, z powodu ograniczeń jakie występują na bloog.pl przeniosłam się na blogspota :-) Mam nadzieję, że to nie sprawi wam dużej różnicy i nadal będziecie czytać mego bloga ^^ Aaa i nie przejmujcie się szablonem :) W weekend ten problemik powinien zostać rozwiązany ^^ Notki powinny pojawiać się co tydzień ;-)
Aaa, oto siostra Eleny:
Zaskoczyłam Was? ;> Jak myślicie, kim może być? Co może zrobić? Co może być Elenie? Jakieś pomysły ? ^_^
Buziaki!
Zaskoczyłam Was? ;> Jak myślicie, kim może być? Co może zrobić? Co może być Elenie? Jakieś pomysły ? ^_^
Buziaki!
Wasza Polaa ^_^
Hej,
OdpowiedzUsuńPo pierwsze - jestem ci niezmiernie wdzięczna za dedykację,
Po drugie - czy Elena będzie w ciąży?!
Ah ,te ich "momenty"
No i po prostu świetny rozdział .
Buziaczki, Kasia:*
Elena będzie w ciąży i pewnie z trudem to przeżyje, mam nadzieje że wszystko będzie dobrze :)
OdpowiedzUsuńRozdział 17 na tvd-cast.blog.onet.pl
OdpowiedzUsuńZapraszam
Jezu,jezu, jezu !!!Ten rozdział był świetny, ale ja się boję tego, ze Elena będzie w ciąży, bo aj bym tego nie przeżyła. Jak ja nienawidzę jak główna bohaterka jaką cenię no nie zachodzi w ciążę, bo to jakoś do TVD mi nie pasuje. To znaczy nie wiem jakoś nie wyobrażam sobie Damona jako niańczącego maleńkiego dzidziusia faceta, ale mniejsza... Tak czy siak notka wywarła na mnie spore wrażenie i naprawdę jestem zaskoczona po części pozytywnie z nutką negatywności, ale i tak kocham ten blog. Wgl jestem z ciebie dumna, ze wreszcie przeszłaś na blog spota, bo wp się już spierdoliło moim skromnym zdaniem....
OdpowiedzUsuńWgl ten pomysł z wyjazdem do Bułgarii był zajebisty i wgl tak mi żal Eleny, ze ona się rzuciła na tego człowieka, ale na szczęście Damon sobie ze wszystkim świetnie poradził i jest cacy, ze tak powiem. Boże te retrospekcje są genialne, a zwłaszcza ta o Elenie, która paliła trawkę to było nieziemskie. I później ta cała siostra Eleny to już było totalne wtf, ale podobało mi się, jednak sposób w jaki Damon mierzył ją wzrokiem był z deczka dziwny.
Reasumując mi się jak zawsze podobało, ale ten komentarz jest krótki bo moja mama na mnie krzyczy....
BUZIAKI LARA :***
Rozdział 18 na tvd-cast.blog.onet.pl
OdpowiedzUsuńZapraszam!
OMG... Ja myślę, że Elena jest w ciąży. I pewnie dobrze myślę. ;D Z jednej strony, byłoby to fajne, ale to mi nie pasuje do Damona ;'[ Chociaż to byłoby takie słodkie, taki Damon, z takim dzieciakiem na ręku... Już sama nie wiem co myśleć! :3
OdpowiedzUsuńA wracając do mojego ulubionego momentu (czyli tej scenki samolocie)<3 Jezu, ta baba, to wszystko było zajebiste! ;D ;3 Ach... Damon to zawsze sobie umie znaleźć porę na seks, ale wszyscy lubimy takie scenki, więc nie narzekamy <3
A jak przeczytałam, że Elcia ma siostrę, to było takie jedno wielkie O.o ... Ale fajnie, przynajmniej jeszcze ma kogoś z rodziny ;) A jak czytałam jak Damon na nią patrzył, to przez chwilę narzucił mi się taki pomysł, że może coś pomiędzy nimi (DAMON & Khloe) będzie ;3 co by z resztą było cool ;D Ale i tak wolę Delenkę <3
Jednym słowem, Notka ekstra!!!
Ppzdrawiam, buziaki ;))) ;***
Elena w ciąży?!!! Boskoooo ;* Już nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału ;) Damon będzie słodkoo wyglądał z takim małym bobaskiem ;*
OdpowiedzUsuńNa tvd-cast.blog.onet.pl powinien pojawić się już nowy rozdział (szkic jest zapisany, także...
OdpowiedzUsuńZapraszam ;p
Świetny rozdział...<3
OdpowiedzUsuńJuż mam kilka sugestii, co do tego co dolega Elenie...
Czyżby była w ciąży...:D
Z niecierpliwością czekam na NN...
Pozdrawiam i życzę dużo weny...
Zapraszam do mnie na NN http://elena-stefan-damon.bloog.pl/
OdpowiedzUsuńJeśli oczywiście chcesz, a Twojego bloga przeczytam w wolnej chwili :)
kiedy next?
OdpowiedzUsuńpozdrowionka :)