środa, 10 października 2012

ROZDZIAŁ III

ROZDZIAŁ III
Salvatore’ówna stała i patrzyła się na parę jak wryta. Nie docierało do niej to co tu przed chwilą zaszło. Jej ukochany mąż Damon pocałował swą byłą narzeczoną Florence. Jak on mógł? Miał pretensje o pocałunek jej i Stefana, a sam co robi? Elena miała tego wszystkiego dość, lecz nie zamierzała płakać. Nie tym razem. Słaba Elenka, którą wszyscy znali już dawno zniknęła. Ta Elenka, która załamuje się z powodu złamanego serca przepadła. Jest twarda. Dziewczyna uśmiechnęła się do nich szyderczo mrużąc oczy. Dwójka stojąca w salonie zdziwiła się reakcją Eleny. Nie poznawali jej.
-Banda skończonych idiotów.- wysyczała jadowicie cały czas posyłając im szyderczy uśmiech, po czym w mgnieniu oka opuściła dom.
W wampirzym tempie znalazła się przed Mystic Grill. Odetchnęła kilka razy. W końcu weszła do środka- pewna siebie, zdeterminowana Elena. Usiadła przy barze zamawiając Burbona. Piła kieliszek po kieliszku. Idioci myślała sobie. Zdradził mnie docierało do niej. Nie chciała się jednak dołować. Nie dziś. Nie tym razem.
Dziewczyna spostrzegła, że ktoś się do niej przysiada z butlą whiskey. Spojrzała się na chłopaka z bujnymi włosami i ślicznymi, czekoladowymi oczami. Christian.
-Mogę?- spytał z nadzieją.
-Jasne. Siadaj.- przytaknęła zamawiając jeszcze jeden kieliszek Burbona.
-Przepraszam, że tak chamsko zachowałem się wobec Florence, ale…- zaczął.
-Co?- nie rozumiała o co chodzi.
-Zakończyłem tę „znajomość”. Byłem pijany, nie wiedziałem co robię, a to na tobie zależało mi od początku…- wydusił z siebie.
-Nie obchodzi mnie to co zrobiłeś Florence. Nie obchodzi mnie ona.- warknęłam oschle.
-Myślałem, że się przyjaźnicie…-zagadywał.
-Pocałowała się z moim… Partnerem.- nie chciała przyznawać się do tego, że ma męża (nie zdając sobie sprawy z tego, że on już wie). Dzisiaj jest wolna.
-Nie wiem co powiedzieć…- ledwo co udało ukryć mu się pojawiający na twarzy uśmiech i iskierki nadziei w oczach.
-Nic nie mów, tylko pij ze mną, póki masz okazję.- wznieśli toast patrząc sobie w oczy.
Wypili jeszcze z cztery kieliszki, po czym opuścili Mystic Grill. Wyszli na zewnątrz zaczerpując świeżego powietrza. Elena poczuła, że jest wolna. Dzisiaj nie będzie myśleć nad tym co robi, nad tym jak została zraniona, nad zdradą. Dzisiaj żyje chwilą. Bez zobowiązań.
Elena i Christian ruszyli w kierunku rynku Mystic Falls. Chłopak był już lekko wstawiony. Salvatore’ówna jako wampirzyca miała twardą głowę, choć zaczynała czuć się już inaczej. Chwyciła Chrisa pod ramię. Wędrowali po ulicach miasta z butelką niedopitej whisky w ręku. Śmiali się z różnych głupot. Wyglądali jak zakochane nastolatki.
-To prawda, że masz męża?- spytał bełkotając wstawiony Christian.
-Kto ci to powiedział?- Elena zachowywała się tak jakby usłyszała jakąś totalną głupotę.
-Ffff… Florrr… Floorree… Florenceee…- wydukał.
-E tam, ona nigdy nie mówi prawdy.- machnęła lekceważąco ręką popijając hausta z butli.
-Czyli możesz trochę pogmeszyyyć?- plątały mu się słowa.
-Pogrzeszyć?- poprawiła go Elena.
-Tak, właśnie, pogrzeeeszyć.- przytaknął głowę wyrywając dziewczynie butlę z alkoholem.
-Dzisiaj jestem wolną, niezależną kobietą, więc czemu nie?- zaśmiała się głupawo.
Chris momentalnie wpił się w usta Salvatore’ówny. Dziewczyna nie myślała długo. Natychmiast odwzajemniła pocałunek. Ich języki zaczęły tańczyć wspólny taniec, a rozgrzane wargi zetknęły się z sobą. Brązowooki całował naprawdę dobrze. Elena była wprost zachwycona. Oderwała się od niego czochrając mu jego bujne włosy.
-Stwierdzam, że nie nadaję się do stałych związków.- zachichotała.- Nie licz, że między nami będzie coś poważniejszego.- dodała poważniej.
-Rozz… chumiem…- bełkotał trzy po trzy.
-Rozumiesz?- poprawiała go.
-Mhm…- wymamrotał.
-To jak rozumiesz, to…- zatrzymała się tłumiąc pisk .- Idziemy do fryzjera!- skończyła, na co Christian zachłysnął się alkoholem.
-Że co?- wyrwało mu się.
-Zrobimy sobie fajne fryzurki, chodź że!- pociągnęła go za rękę w stronę gabinetu.
-Co ty chcesz zrobi… ćć?- nie kontaktował.
-Włosy.- odpysknęła prowadząc go i podtrzymując przed upadkiem.
~~~
Damon chodził w te i we w te po salonie próbując dodzwonić się do Eleny, jednak bez skutków. Dreptał cały czas krążąc. Florence siedziała na kanapie wpatrując się w jakiś obiekt przed sobą. Chód Salvatorea strasznie ją denerwował. Próbowała się skupić i zacząć myśleć racjonalnie, lecz on jej na to nie pozwalał. Wiedziała, że źle zrobiła odwzajemniając pocałunek. Damon jest mężem Eleny. Ona nie ma prawa na jakąkolwiek bliskość z nim. Czuła się podle. Bardzo. A Damon? W tym momencie nienawidził siebie. Naszła go niepohamowana chęć na samobójstwo. No i alkohol oczywiście, który już popijał. Modlił się w duchu, aby Elena mu wybaczyła. To całe zamieszanie było w ogóle nie potrzebne. A wszystko przez Clarka! Gdyby się tu nie pojawił nie byłoby tego całego zamieszania. To był impuls usprawiedliwiał się. Działał pod wpływem chwili. Chciał wzbudzić poczucie winy w Florence. Pragnął, aby czuła, że mu na niej zależy. Nie myślał o niczym więcej. Kocha Elenę. Najmocniej na świecie. Florence to przeszłość. Nie warto oglądać się za siebie. Ten pocałunek nie miał dla niego żadnego znaczenia.
-Elena, odbierz, do cholery jasnej…- przeklinał pod nosem.
-Uspokój się, Damon. To do niczego nie prowadzi. A poza tym z lekka mnie wkurzasz.- warknęła ostro Florence stawiając go na nogi.- Tak sobie z tym nie poradzimy. Idę zacząć jej szukać. Muszę z nią pogadać…- westchnęła opuszczając rezydencję zostawiając Damona z natłokiem przerażających myśli.
~~~
Caroline pałętała się po lesie. Błądziła bez celu. Po jej policzkach spływały strugi gorzkich łez. Klaus zachował się dzisiaj jak skończony idiota.  Nigdy nie powinna była mu zaufać. Była taka szczęśliwa u boku Tylera… I tak piękny związek zaprzepaściła dla Klausa. Jest jej z nim dobrze, ale on czasem nie jest w stanie jej zrozumieć. Szydził z słabszych, szydził z ludzi… Tak bliskich jej ludzi… Człowieczeństwa… Nie potrafiła zrozumieć jego zachowania. Rozczarował ją i to bardzo. Miała do niego żal. Nie zamierzała tego ukrywać.
Wtem rozproszył ją chrzęst łamanych gałęzi. Wampirzyca skupiła się. Ktoś tu jest. Wyczuła to. Obracała się w kółko próbując kogoś wypatrzeć, jednak bez rezultatów. W pewnym momencie jednak poczuła na swojej szyi czyjś ciepły oddech. Przeszył ją przyjemny dreszczyk, iż przypuszczała, że stoi za nią nie kto inny, jak skruszony Klaus. Odwróciła się by zmrozić go spojrzeniem, jednak to kogo ujrzała wprawiło ją w osłupienie.
-Tyler…- wyrwało jej się.
-On ci coś zrobił, prawda? Klaus cię zranił?- nie owijał w bawełnę. Pytał troskliwym, przepełnionym bólem głosem.
-On… Ja…- język jej się plątał z nerwów.
-Caroline, on ci coś zrobił, prawda?- spytał poważniej, bez ogródek.
-On… Nie rozumie, jak ważne jest dla mnie człowieczeństwo… Nie rozumie mojego stosunku do ludzi…- wychlipała wtulając głowę w jego ramię.
-Cii… Ja cię rozumiem, Caroline…- uspakajał ją przytulając ją do siebie.
-Co ty tu właściwie robisz?- zaczynała myśleć bardziej trzeźwo.
-Nie wiesz, że twój anioł stróż zawsze nad tobą czuwa?- wyszeptał jej do ucha.
-Skąd wiedziałeś, że potrzebuję wsparcia? Że potrzebuję… Ciebie?- drążyła dalej zaintrygowana. Miała ochrypły od łez głos.
-Ja tego nigdy nie wiem. Ja to po prostu czuje. Nogi same mnie prowadzą. Idę za głosem serca.- wyjaśnił szepcząc i ocierając kciukiem łzy z policzka blondynki.
Spojrzeli sobie w oczy. Poczuli jakby na powrót stali się jednością. Potrzebowali siebie. I to bardzo. Popatrzeli na swoje usta. Pragnęli siebie jak jeszcze nigdy. Tyler jednak opanował się. Uniósł delikatnie jej podbródek całując ją w czoło.
-I’m still loving you…- zanucił słowa smutnej ballady rockowej „Scorpions- I’m Still Loving You”, po czym zniknął.
Caroline zachciało się płakać. Jeszcze nigdy nie miała takiego mętliku w głowie.
~~~
-Alisha…- powtórzył ponownie widząc postać smukłej blondynki.
-Arthuro.- wyszeptała podchodząc do mężczyzny.
Wampir ujął jej delikatną dłoń karmiąc się jej dotykiem. Ucałował ją spoglądając jej w błękitne oczy kobiety. Nie mógł oderwać od niej wzroku. Była tak samo piękna jak lata wstecz. Nie dało się o niej zapomnieć. To ona skradła mu serce i dusze. To z nią chciał spędzić żywot. Z nikim innym. Tylko przy niej czuł tak silną miłość.
Obracał ją delikatnie nie wierząc w to co widzi. Ona nigdy nie umarła. Na zawsze pozostała z nim. Czuwała przy Arthurze- jego własny anioł stróż.
Przyciągnął ją mocno do siebie. Przytulił ją. Po jego oczu spłynęły łzy. Myślał, że ten moment, że ten dzień nigdy nie nastąpi. Czekał tyle lat na choćby jedno pojawienie się we śnie, a tu niespodzianie dostał o wiele, wiele więcej. Nigdy nie pomyślałby, że los jest mu aż tak łaskawy.
Wszystko inne przestało mieć dla niego znaczenie. Liczyła się tylko ona i nikt inny. Miłość jego życia. Alisha jest z nim od dziś na wieki. Nie pragnął niczego więcej, prócz jej nieomylnej obecności. Kochał ją ponad wszystko.
-Alisho, tyś wróciła. Czy jam jest na jawie, czy to wybryk mych snów?- nie dowierzał w to szczęście.
-Arthuro jam tu jest. Przy tobie będę na wieki.- odparła z łezkami w oczach rzucając się wampirowi w ramiona.
-Veronico, cóżeś uczyniła? Za jaką sprawą Alisha powróciła do żywych?- skierował pytanie do czarownicy.
-Magia, magia i odrobina szaleństwa. Nic poza tym.- zachichotała.- Czegoż nie robi się dla przyjaciół, Arthurze?
-Arthur? Co się tu dzieje?- dobiegł ich głos z zewnątrz.
Katherina. Gdy Arthur ujrzał jej zbolałe spojrzenie coś ukuło go w sercu. To poczucie winy. Dał jej złudną nadzieję na lepszą przyszłość u jego boku. Wielokrotnie oddawali się sobie. Ich ciała stały się jednością. Zdradził tym zachowaniem Alishę i napiętnował sobie do końca życia nieustające wyrzuty sumienia. Katherina była mu bliska, nawet bardzo. Kochał ją na swój sposób, ale ten związek nie mógł się udać, iż czuł, że uczucie Peterovej nie jest szczere. Wiedział, że tak naprawdę chodziło jej o bezpieczeństwo i o nic więcej. Już dawno ją przejrzał. Zauważył jak patrzyła się na Stefana. To do niego ją ciągnęło. Nigdy nie przestała go kochać, tak jak on nigdy nie przestał kochać Alishy. Rozstaniem nie zraniłby Katheriny. Po prostu najgorsze co by zrobił to odebrał jej poczucie bezpieczeństwa, którego tak bardzo się domaga.
-Alisho, wybacz mi. Muszę pomówić z Katherine.- przeprosił na moment małżonkę.- Katherino, przejdźmy się. Winny jestem ci wyjaśnienia.- zwrócił się do wampirzycy, po czym odwrócili się na pięcie ruszając w kierunku lasu.
Arthur spoglądał co rusz na Katherinę, która uparcie patrzyła się przed siebie tłumiąc łzy i zaciskając szczękę. Wampira znowu tknęły wyrzuty sumienia. On kochał Katherinę. Ale to nie ta sama miłość, którą darzy Alishę. Ich miłość jest wieczna, a miłość do Katherine ulotna. Gdyby ona kochała go szczerze… Wszystko to wyglądałoby inaczej. Ale cóż ma uczynić? Czuje się potwornie zostawiając ją na bruku, lecz nie chce tak dłużej żyć i niewolić przy tym Katherine. Tak nie może być.
-Katherino…- zaczął.
-Wiem co chcesz mi powiedzieć. Chcesz mnie zostawić dla tej… Idiotki.- wysyczała nienawistnie cały czas tłumiąc łzy.
-Nie bluźnij na mą małżonkę!- zagroził jej rozgniewany.- Katherino…- uspokoił się po chwili.- Nie żyjmy w kłamstwie. Przecież ja wiem, iż mię nie kochasz.- Kath mina zżęła.
-Co ty mówisz? Kocham cię, Arthurze!- zapewniała go zaskoczona.
-Nie, Katherino. Nie oszukuj mię, a przede wszystkim samej siebie. Czuję, iż nie należysz sercem do mnie. Darzysz uczuciem pana Salvatore’a. Jam jest po to, by zapewnić ci spokojne życie, bym cię chronił, nieprawdaż?- usiłował zmusić ją do przyznania się przed samą sobą.
-Atrhurze, ja…- znowu chciała skłamać, lecz powstrzymała się.- Nie wiem co ci powiedzieć. Chyba masz rację…- burknęła niechętnie pod nosem.
-Rozumiesz mię, Katherino? Kocham cię, najdroższa pani, lecz Alisha… Ona jest miłością mego życia, jak twą Stefan…- westchnął smutno.- Nie martw się. Będę się tobą opiekował. Nikt nie będzie ci zagrażał, madame. Zrobię wszystko co w mej sile, bylebyś była bezpieczna.- dodał widząc jej strapioną minę.
-Co?- nie mogła uwierzyć.
-Będę nad tobą czuwał, Katherino.- powtórzył spokojnie.
-Mimo to, iż z mojej strony miłość do ciebie była nieszczera?- nie dowierzała.
-Mimo to. Katherino, jak już powiedziałem jesteś dla mnie bardzo ważną osobą. Chciałbym, byś była szczęśliwa.- wyznał przytulając ją mocno do siebie.
-Nie mogę w to uwierzyć…- szeptała.- Dziękuję. Obiecuję, że nie będę więcej wadziła ci w życiu.- obiecała.- Cieszę się, że nie widzisz we mnie tylko zimnej, pustej dziwki.- dodała chichocząc nerwowo.
-Jesteś wyjątkowa, Katherino. Nie zapominaj o tym.- szeptał jej do ucha.
-Dziękuję.- podziękowała już ostatni raz, po czym niespodzianie zniknęła z jego ramion.
Odeszła. Odeszła być szczęśliwą. Arthur patrzył w dal, życząc jej szczęścia u boku Stefana. Sam wreszcie mógł zacząć bvć prawdziwie szczęśliwy. Szczęśliwy u boku Alishy.
~~~
Stefan siedział w swojej sypialni popijając trunek. Nie mógł dojść do siebie. Kochał się z Katherine. Jej słowa utknęły mu w pamięci jedno słowo, a mogę być twoja. Na zawsze razem… . Ale czy to możliwe, skoro ma Arthura? Czy on ją w ogóle kocha? Próbował to sobie jakoś poukładać, ale nie mógł. Katherina mimo wszystko coś do niego czuła. A może nawet kochała? Dlaczego nie kocha się z Damonem, tylko zawsze przychodzi do niego? To musi mieć jakieś ukryte znaczenie. Niby nienawidzi Kath, ale jednocześnie bardzo mu na niej zależy. Ale czy na tyle, by mógł zapomnieć o Elenie? Gubił się. Nie wiedział co ma o tym wszystkim myśleć.
Wyszedł na balkon, aby zaczerpnąć świeżego powietrza. Napił się łyczka trunku patrząc na Mystic Falls. Zachód słońca wyglądał jak zawsze przepięknie. Zaraz zacznie zmierzchać. Najpiękniejsza pora.
-Stefan…- usłyszał głos za sobą, co wyrwało go z zamyślenia.
Obrócił się. Ujrzał znajomą mu twarz wampirzycy, która zmieniła całe jego życie. Katherine. Miał w sobie jej cząstkę. W końcu to ona go przemieniła. Dała szansę na wieczne życie, na bycie demonem, którym się brzydzi… Zlustrował ją spojrzeniem.
-Czego chcesz?- spytał trochę zbyt oschle.
-Ciebie.- odparła bez wahania.
-Kath…- zaczął.
-Cii, nie przerywaj mi.- uciszyła go podchodząc do niego i kładąc palec wskazujący na jego wargach.- Związek mój i Arthura został skończony. Kocham cię, Stefanie. Powiedz tylko słowo, a będę twoja. Na zawsze razem…- wyszeptała kusząco, ale szczerze.
Stefan jednak milczał. Patrzył nią zbolałym wzrokiem. Nie wiedział co powinien zrobić. Nie wiedział, czy ją kocha. Elena... Jak ma o niej zapomnieć? Czy faktycznie kocha Katherine? Czy był z Eleną tylko dlatego, że mu ją przypominała? Bzdury, przecież ją kochał i ciągle kocha. Ale kim jest dla niego Katherine? Przecież tak bardzo go zraniła…
-Wiem, że cię zraniłam, Stefanie.- zupełnie jakby czytała mu w myślach.- Ale miłość bez cierpienia nie jest miłością. Będę dziękować Bogu do końca życia, jeśli zdołasz mi wybaczyć.- dodała ciągle patrząc mu się w oczy, gdy ten nadal milczał.- Pragnę mieć cię tylko przy sobie.- wyszeptała, po czym zniknęła z jego pola widzenia.
Został sam z myślami. Te słowa są do Katherine kompletnie niepodobne, ale brzmiały tak cholernie szczerze… Czy to możliwe, żeby umiała aż tak dobrze kłamać? Po co jej Stefan Salvatore „Pogromca wiewiórek”? Co on jej może dać? Czy to jest miłość? Taka prawdziwa? Bezinteresowna? Co ma zrobić?
~~~
Elena i Christian szaleli na całość. Chłopak poszedł z Salvatore’ówną do fryzjera. Włosy dziewczyny sięgały teraz ramion. Końcówki zostały pocieniowane. Na lewą stronę zaczesaną miała grzywkę. Christian był natomiast zrobić sobie tatuaż. Wytatuowali mu na ramieniu napis „I love rock’and’roll” z małą gitarą obok. Elena przy okazji przekuła sobie uszy. Kupiła sobie kilka kolczyków. Wyglądała świetnie- małe diamenciki wpięte od góry do dołu (przekuła sobie uszy w czterech miejscach od dołu do góry).
Następnie udali się na podbój do pub’u na przedmieściach. Dziko tańczyli na parkiecie i pili alkoholu za czterech. Śmiali się z zakochanych par tańczących wolny taniec ciągle się całując. Elenę nie raz kuło coś w serce, jednak była zbyt wstawiona, by myśleć o Damonie. Wypiła dzisiaj zbyt dużo. Przekroczyła normę. Ale co tam! Jak się bawić, to się bawić!
Wyszli z imprezy trzymając się za ręce, a pod pachą trzymała butlę z tequilą. Elena była już tak wstawiona, że o mały włos, a przewróciłaby się na ulicę. Christian mało co kontaktował, lecz cały czas cmokał Salvatore’ ównę w policzek, a chwilami nawet w usta. A ona? Nawet nie protestowała. Śmiała się z tego lekceważąc sprawę. W końcu dzisiaj była „wolna”. „Nie miała” męża. Żyła tak jak chciała żyć. Beztrosko. Nie musiała martwić się niczym. To bardzo jej odpowiadało- zero stresu, żadnych złamanych serc, żadnych trosk… Po prostu ona i cały świat u jej stóp.
-Wiesz, co? Mogę ci cooooś powiedzieć?- dukał Chris.
-Moooożeszz.- przedrzeźniała go śmiejąc się głupawo.
-Jesteś zajebiiisstaa, Elenkoo…- wypaplał wpijając się w jej usta.
-Dzięki. Ty za to masz ‘zajebistą’ czuprynę.- zaśmiała się odrywając się od niego, po czym wzięła łyka alkoholu z butelki.
-Weesz, że zdraddziiłaśś tegoo tam… noo… Daaammoonnkaa?- nawet jej nie zaskoczył, choć i tak coś ukuło ją w sercu.
-Zawsze mogę zrobić coś dużo gorszego…- wyszeptała mu nadgryzając płatek jego ucha.
-Niegrzeczna.- uśmiechnął się diabolicznie.
-Nie wiesz na co mnie stać, kochanie.- wymruczała.
Wtem ujrzeli przed sobą postać niebieskookiego bruneta, który patrzył na nich rozgniewany. Elena przechyliła lekko głowę zaczynając śmiać się bez opamiętania. Po raz kolejny łyknęła z butelki tequilę, po czym zaczęła szeptać do Christiana nie odrywając wzroku od mężczyzny:
-Chris, kotku, znasz go? Bo ja sobie go nie przypominam.- zaśmiała się szyderczo.
-Elena…?- na początku nie mógł jej poznać, ale w końcu zrozumiał, że zmieniła fryzurę.- Odpuść sobie, Elena. Chodź, wracamy do domu.- nakazał szorstko Damon.
-Nie pomylił mnie pan z kimś? Ja nie mam męża, jaaaa… Jestem wooolną kobietą… Z kooochaannkkiieemm u bokuu… Mój „Romeo”.- przy ostatnim zdaniu prychnęła prawie przewracając się na chodnik.
-Chodź, idziemy, pogadamy w domu.- wysyczał chcąc wziąć ją pod ramię.
-Nee! Nie! Nigdzie nie idę!- wyrwała mu się.- Co to sobie myślisz? Że co? Że możesz mnie zdradzać z każdą twoją byłą laską? To wiedz, że nie! Myślisz, że będę tolerować każdy twój wybryk, każdy niewinny pocałuneczek? W życiu! Jesteś skończonym idiotą! Cały czas mnie oszukujesz, non stop! Nienawidzę tego!- wykrzyczała mu prosto w twarz.
Damona na chwilkę zamurowało. Powiedziała prawdę. To wyglądało tak, jakby się nią bawił. A to przecież nieprawda. Kocha ją. Całym sercem. Pocałunek Florence to nic nieznaczący wybryk i tyle. Nic więcej.
Elena chwyciła Chrisa za dłoń, chcąc wyminąć swojego małżonka, jednak ten chwycił ją za ramię i zwrócił ku sobie. Popatrzyli sobie w oczy przepełnieni różnymi emocjami. Christian potknął się i przewrócił na chodnik. Małżonkowie jednak ciągle mierzyli się spojrzeniem.
-Wracasz ze mną. Na pewno nie pójdziesz z nim.- wycedził przez zaciśnięte zęby.
-Mnie pouczać jest w porządku, tak? Wiesz co, zastanów się dlaczego w ogóle mnie poślubiłeś. Bo może się pomyliłeś?- dziewczyna w końcu już nie wytrzymała. Damon stał skołowany.- A i jeszcze jedno- wolałabym, żebyś zdradził mnie z kilkoma prostytutkami na raz niż z kobietą, którą kochasz i uparcie wypierasz się tego co do niej czujesz.- dodała z bólem, po czym wzięła Christiana pod rękę i w wampirzym tempie zniknęła z pola widzenia Damona.
Wampir zaczął kierować się powolnym krokiem w stronę pensjonatu. Wiedział, że Elena ma rację. Źle zrobił. Nigdy nie powinien był tak się zachować. Popełnił wielki błąd. A teraz? Jego kochana Elena jest w ramionach jakiegoś chłopaka, z którym pewnie chce go zdradzić. Nie mógł sobie z tym poradzić. Nie potrafił.
~~~
Florence siedziała na ławce w parku dumając nad swoim życiem. Kochała Damona i to cholernie. Wiedziała, że to jest miłość wieczna, nieśmiertelna. Nigdy nie przestanie go kochać. I to chyba oczywiste. Ale nie chciała niszczyć życia mu i osobie, którą kocha. Nie powinna odwzajemnić pocałunku wampira i rozumiała to. Popełniła błąd. Przy nim jednak nie potrafi pohamować swoich uczuć. On jest wyjątkowy.
Zawaliła na całej linii. A było już tak dobrze! Zaprzyjaźniła się z Eleną, z Damonem miała relacje czysto przyjacielskie… A teraz? Elena pewnie nigdy jej tego nie wybaczy, a Damon…
Damon. Nie rozumiała go. Wpierw wybiera Elenę, a potem całuje się z nią! Mieszał ją w głowie, zbijał z pantałyku… Nie potrafiła odnaleźć się z tym wszystkim. Miała ochotę wyjechać i już więcej nie wrócić, lecz nie potrafiła. Nie potrafiła trzymać się zupełnie z daleka od niego.
-Przepraszam, ma pani godzinę?- usłyszała męski głos.
Podniosła do góry głowę i obróciła ją w bok. Ujrzała przed sobą postać umięśnionego super-bohatera- Clarka. W głębi ducha ucieszyła się, że widzi jego słodkie oczy, jednak nie dała tego po sobie poznać. Zachowała zimną krew.
-Czego chcesz? Może od razu wbijesz mi kołek w serce?- wycedziła przez zaciśnięte zęby.
-Nie chcę wbijać ci kołka w serce. Chciałbym spędzić z tobą więcej czasu i tyle.- uśmiechnął się do niej przymilnie.
-Niby czemu mam ci wierzyć?- spytała oschle, ale spokojniej.
-Bo jest w tobie coś takiego, że nawet nie przemknęło mi przez myśl, aby cię skrzywdzić.- Florence zatraciła się w jego spojrzeniu.
-To co? Mogę się przysiąść?- spytał z nadzieją.
-Jak chcesz.- burknęła, po chwili jednak roześmiała się.
-To o czym rozmawiamy?- oboje zachichotali, po czym pogrążyli się w ciszy.
~~~~
Elena wkroczyła do pensjonatu. Stawiała powolne i chwiejne kroczki. Była nadal pijana, jednak trochę wytrzeźwiała. Wampir to ma jednak mocną głowę. Dziewczyna chciała wchodzić już na górę, kiedy ujrzała siedzącego w salonie Damona na fotelu. Nie trzymał w ręku Burbona jak zwykle. Po prostu siedział. Nawet na nią nie spojrzał. Ani drgnął.
-Myślałem, że już nie wrócisz.- wydukał cicho.
Kobieta podeszła niestabilnym krokiem do małżonka. Spojrzała mu w oczy. Zirytował ja już pierwszym słowem. Wszystko musiało być jej winą, wykroczeniem. A on mógł robić to co mu się żywnie podoba! Niedoczekanie!
-Pewnie razem z Florence bardzo byście się ucieszyli?- wycedziła przez zaciśnięte zęby.
Damon jak oparzony wstał, chwycił Elenę za nadgarstki i usiadł sadzając ją na swoich kolanach. Nie mógł tego dłużej znieść. Nie chciał kłótni. Kochał ją i chciał, aby o tym wiedziała.
-  Nie bądź głupia. To nie był pocałunek ... To znaczy był, ale po prostu...chciałem ją uchronić. Wiem, że w ten sposób spieprzyłem wszystko, i krzywdząc ciebie, zachowałem się w stosunku do niej też arogancko. Nic nie znaczący dla mnie pocałunek by nie wpakowała się w tarapaty. Tylko tak mogłem ją zatrzymać. Nie chce cię stracić, nie chce się kłócić. dobrze? Zrobię dla ciebie wszystko.- pomyślał chwilę, po czym powtórzył- Zrobię wszystko. 
Elena zaczęła się namyślać. Też nie chciała kłócić się z Damonem. Kochała go i mogła wybaczyć mu wybaczyć ten ‘impuls’. Rozumiała, że dla dobra Florence zrobi wszystko, a przynajmniej wiele, lecz to ją- Elenę kocha. Tyle razem przeszli… Dlaczego to wszystko miałoby lec w gruzach z powodu jakiegoś pocałunku?
Dziewczyna zaczęła rozpinać koszulę wampira, po czym rzuciła ją w kąt pokoju. Przejeżdżała kusząco palcem po jego torsie, przez co przechodziły go dreszcze. Zastanawiała się nad czymś. I to poważnie, choć była pijana. Wiedziała co robi.
-Wszystko?- chciała się upewnić.
-Wszystko, a nawet więcej.- odparł pewnie karmiąc się jej dotykiem.
-Wyjedź ze mną. Teraz, zaraz, byle gdzie.- wypaliła nagle.
Damon nie wahał się długo. W wampirzym tempie zniknął jej z pola widzenia, po czym po chwili ujrzała go schodzącego z walizkami. Podszedł obejmując ją i wpijając się w jej usta.
-No to chodź, trzeba coś wybrać.- uśmiechnął się do niej diabolicznie ciągnąc ją w kierunku wyjścia.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz