Salvatore’ówna stała i patrzyła się na
parę jak wryta. Nie docierało do niej to co tu przed chwilą zaszło. Jej
ukochany mąż Damon pocałował swą byłą narzeczoną Florence. Jak on mógł? Miał
pretensje o pocałunek jej i Stefana, a sam co robi? Elena miała tego
wszystkiego dość, lecz nie zamierzała płakać. Nie tym razem. Słaba Elenka,
którą wszyscy znali już dawno zniknęła. Ta Elenka, która załamuje się z powodu
złamanego serca przepadła. Jest twarda. Dziewczyna uśmiechnęła się do nich
szyderczo mrużąc oczy. Dwójka stojąca w salonie zdziwiła się reakcją Eleny. Nie
poznawali jej.
-Banda skończonych idiotów.- wysyczała
jadowicie cały czas posyłając im szyderczy uśmiech, po czym w mgnieniu oka
opuściła dom.
W wampirzym tempie znalazła się przed
Mystic Grill. Odetchnęła kilka razy. W końcu weszła do środka- pewna siebie,
zdeterminowana Elena. Usiadła przy barze zamawiając Burbona. Piła kieliszek po
kieliszku. Idioci myślała sobie. Zdradził mnie docierało do niej. Nie
chciała się jednak dołować. Nie dziś. Nie tym razem.
Dziewczyna spostrzegła, że ktoś się do
niej przysiada z butlą whiskey. Spojrzała się na chłopaka z bujnymi włosami i
ślicznymi, czekoladowymi oczami. Christian.
-Mogę?- spytał z nadzieją.
-Jasne. Siadaj.- przytaknęła zamawiając
jeszcze jeden kieliszek Burbona.
-Przepraszam, że tak chamsko zachowałem
się wobec Florence, ale…- zaczął.
-Co?- nie rozumiała o co chodzi.
-Zakończyłem tę „znajomość”. Byłem
pijany, nie wiedziałem co robię, a to na tobie zależało mi od początku…-
wydusił z siebie.
-Nie obchodzi mnie to co zrobiłeś
Florence. Nie obchodzi mnie ona.- warknęłam oschle.
-Myślałem, że się
przyjaźnicie…-zagadywał.
-Pocałowała się z moim… Partnerem.- nie
chciała przyznawać się do tego, że ma męża (nie zdając sobie sprawy z tego, że
on już wie). Dzisiaj jest wolna.
-Nie wiem co powiedzieć…- ledwo co udało
ukryć mu się pojawiający na twarzy uśmiech i iskierki nadziei w oczach.
-Nic nie mów, tylko pij ze mną, póki
masz okazję.- wznieśli toast patrząc sobie w oczy.
Wypili jeszcze z cztery kieliszki, po
czym opuścili Mystic Grill. Wyszli na zewnątrz zaczerpując świeżego powietrza.
Elena poczuła, że jest wolna. Dzisiaj nie będzie myśleć nad tym co robi, nad
tym jak została zraniona, nad zdradą. Dzisiaj żyje chwilą. Bez zobowiązań.
Elena i Christian ruszyli w kierunku
rynku Mystic Falls. Chłopak był już lekko wstawiony. Salvatore’ówna jako
wampirzyca miała twardą głowę, choć zaczynała czuć się już inaczej. Chwyciła
Chrisa pod ramię. Wędrowali po ulicach miasta z butelką niedopitej whisky w
ręku. Śmiali się z różnych głupot. Wyglądali jak zakochane nastolatki.
-To prawda, że masz męża?- spytał
bełkotając wstawiony Christian.
-Kto ci to powiedział?- Elena
zachowywała się tak jakby usłyszała jakąś totalną głupotę.
-Ffff… Florrr…
Floorree… Florenceee…- wydukał.
-E tam, ona nigdy nie mówi prawdy.-
machnęła lekceważąco ręką popijając hausta z butli.
-Czyli możesz trochę pogmeszyyyć?-
plątały mu się słowa.
-Pogrzeszyć?- poprawiła go Elena.
-Tak, właśnie, pogrzeeeszyć.- przytaknął
głowę wyrywając dziewczynie butlę z alkoholem.
-Dzisiaj jestem wolną, niezależną
kobietą, więc czemu nie?- zaśmiała się głupawo.
Chris momentalnie wpił się w usta
Salvatore’ówny. Dziewczyna nie myślała długo. Natychmiast odwzajemniła
pocałunek. Ich języki zaczęły tańczyć wspólny taniec, a rozgrzane wargi
zetknęły się z sobą. Brązowooki całował naprawdę dobrze. Elena była wprost
zachwycona. Oderwała się od niego czochrając mu jego bujne włosy.
-Stwierdzam, że nie nadaję się do
stałych związków.- zachichotała.- Nie licz, że między nami będzie coś
poważniejszego.- dodała poważniej.
-Rozz… chumiem…- bełkotał trzy po trzy.
-Rozumiesz?- poprawiała go.
-Mhm…- wymamrotał.
-To jak rozumiesz, to…- zatrzymała się
tłumiąc pisk .- Idziemy do fryzjera!- skończyła, na co Christian zachłysnął się
alkoholem.
-Że co?- wyrwało mu się.
-Zrobimy sobie fajne fryzurki, chodź
że!- pociągnęła go za rękę w stronę gabinetu.
-Co ty chcesz zrobi… ćć?- nie
kontaktował.
-Włosy.- odpysknęła prowadząc go i
podtrzymując przed upadkiem.
~~~
Damon chodził w te i we w te po salonie
próbując dodzwonić się do Eleny, jednak bez skutków. Dreptał cały czas krążąc.
Florence siedziała na kanapie wpatrując się w jakiś obiekt przed sobą. Chód
Salvatorea strasznie ją denerwował. Próbowała się skupić i zacząć myśleć
racjonalnie, lecz on jej na to nie pozwalał. Wiedziała, że źle zrobiła
odwzajemniając pocałunek. Damon jest mężem Eleny. Ona nie ma prawa na
jakąkolwiek bliskość z nim. Czuła się podle. Bardzo. A Damon? W tym momencie
nienawidził siebie. Naszła go niepohamowana chęć na samobójstwo. No i alkohol
oczywiście, który już popijał. Modlił się w duchu, aby Elena mu wybaczyła. To
całe zamieszanie było w ogóle nie potrzebne. A wszystko przez Clarka! Gdyby się
tu nie pojawił nie byłoby tego całego zamieszania. To był impuls usprawiedliwiał się. Działał pod wpływem chwili.
Chciał wzbudzić poczucie winy w Florence. Pragnął, aby czuła, że mu na niej
zależy. Nie myślał o niczym więcej. Kocha Elenę. Najmocniej na świecie.
Florence to przeszłość. Nie warto oglądać się za siebie. Ten pocałunek nie miał
dla niego żadnego znaczenia.
-Elena, odbierz, do cholery jasnej…-
przeklinał pod nosem.
-Uspokój się, Damon. To do niczego nie
prowadzi. A poza tym z lekka mnie wkurzasz.- warknęła ostro Florence stawiając
go na nogi.- Tak sobie z tym nie poradzimy. Idę zacząć jej szukać. Muszę z nią
pogadać…- westchnęła opuszczając rezydencję zostawiając Damona z natłokiem
przerażających myśli.
~~~
Caroline pałętała się po lesie. Błądziła
bez celu. Po jej policzkach spływały strugi gorzkich łez. Klaus zachował się
dzisiaj jak skończony idiota. Nigdy nie
powinna była mu zaufać. Była taka szczęśliwa u boku Tylera… I tak piękny
związek zaprzepaściła dla Klausa. Jest jej z nim dobrze, ale on czasem nie jest
w stanie jej zrozumieć. Szydził z słabszych, szydził z ludzi… Tak bliskich jej
ludzi… Człowieczeństwa… Nie potrafiła zrozumieć jego zachowania. Rozczarował ją
i to bardzo. Miała do niego żal. Nie zamierzała tego ukrywać.
Wtem rozproszył ją chrzęst łamanych
gałęzi. Wampirzyca skupiła się. Ktoś tu jest. Wyczuła to. Obracała się w kółko
próbując kogoś wypatrzeć, jednak bez rezultatów. W pewnym momencie jednak
poczuła na swojej szyi czyjś ciepły oddech. Przeszył ją przyjemny dreszczyk, iż
przypuszczała, że stoi za nią nie kto inny, jak skruszony Klaus. Odwróciła się
by zmrozić go spojrzeniem, jednak to kogo ujrzała wprawiło ją w osłupienie.
-Tyler…- wyrwało jej się.
-On ci coś zrobił, prawda? Klaus cię
zranił?- nie owijał w bawełnę. Pytał troskliwym, przepełnionym bólem głosem.
-On… Ja…- język jej się plątał z nerwów.
-Caroline, on ci coś zrobił, prawda?-
spytał poważniej, bez ogródek.
-On… Nie rozumie, jak ważne jest dla
mnie człowieczeństwo… Nie rozumie mojego stosunku do ludzi…- wychlipała
wtulając głowę w jego ramię.
-Cii… Ja cię rozumiem, Caroline…-
uspakajał ją przytulając ją do siebie.
-Co ty tu właściwie robisz?- zaczynała
myśleć bardziej trzeźwo.
-Nie wiesz, że twój anioł stróż zawsze
nad tobą czuwa?- wyszeptał jej do ucha.
-Skąd wiedziałeś, że potrzebuję
wsparcia? Że potrzebuję… Ciebie?- drążyła dalej zaintrygowana. Miała ochrypły
od łez głos.
-Ja tego nigdy nie wiem. Ja to po prostu
czuje. Nogi same mnie prowadzą. Idę za głosem serca.- wyjaśnił szepcząc i
ocierając kciukiem łzy z policzka blondynki.
Spojrzeli sobie w oczy. Poczuli jakby na
powrót stali się jednością. Potrzebowali siebie. I to bardzo. Popatrzeli na
swoje usta. Pragnęli siebie jak jeszcze nigdy. Tyler jednak opanował się.
Uniósł delikatnie jej podbródek całując ją w czoło.
-I’m
still loving you…- zanucił słowa smutnej ballady rockowej „Scorpions- I’m
Still Loving You”, po czym zniknął.
Caroline zachciało się płakać. Jeszcze
nigdy nie miała takiego mętliku w głowie.
~~~
-Alisha…- powtórzył ponownie widząc
postać smukłej blondynki.
-Arthuro.- wyszeptała podchodząc do
mężczyzny.
Wampir ujął jej delikatną dłoń karmiąc
się jej dotykiem. Ucałował ją spoglądając jej w błękitne oczy kobiety. Nie mógł
oderwać od niej wzroku. Była tak samo piękna jak lata wstecz. Nie dało się o
niej zapomnieć. To ona skradła mu serce i dusze. To z nią chciał spędzić żywot.
Z nikim innym. Tylko przy niej czuł tak silną miłość.
Obracał ją delikatnie nie wierząc w to
co widzi. Ona nigdy nie umarła. Na zawsze pozostała z nim. Czuwała przy
Arthurze- jego własny anioł stróż.
Przyciągnął ją mocno do siebie.
Przytulił ją. Po jego oczu spłynęły łzy. Myślał, że ten moment, że ten dzień
nigdy nie nastąpi. Czekał tyle lat na choćby jedno pojawienie się we śnie, a tu
niespodzianie dostał o wiele, wiele więcej. Nigdy nie pomyślałby, że los jest
mu aż tak łaskawy.
Wszystko inne przestało mieć dla niego
znaczenie. Liczyła się tylko ona i nikt inny. Miłość jego życia. Alisha jest z
nim od dziś na wieki. Nie pragnął niczego więcej, prócz jej nieomylnej
obecności. Kochał ją ponad wszystko.
-Alisho, tyś wróciła. Czy jam jest na
jawie, czy to wybryk mych snów?- nie dowierzał w to szczęście.
-Arthuro jam tu jest. Przy tobie będę na
wieki.- odparła z łezkami w oczach rzucając się wampirowi w ramiona.
-Veronico, cóżeś uczyniła? Za jaką
sprawą Alisha powróciła do żywych?- skierował pytanie do czarownicy.
-Magia, magia i odrobina szaleństwa. Nic
poza tym.- zachichotała.- Czegoż nie robi się dla przyjaciół, Arthurze?
-Arthur? Co się tu dzieje?- dobiegł ich
głos z zewnątrz.
Katherina. Gdy Arthur ujrzał jej zbolałe
spojrzenie coś ukuło go w sercu. To poczucie winy. Dał jej złudną nadzieję na
lepszą przyszłość u jego boku. Wielokrotnie oddawali się sobie. Ich ciała stały
się jednością. Zdradził tym zachowaniem Alishę i napiętnował sobie do końca
życia nieustające wyrzuty sumienia. Katherina była mu bliska, nawet bardzo.
Kochał ją na swój sposób, ale ten związek nie mógł się udać, iż czuł, że
uczucie Peterovej nie jest szczere. Wiedział, że tak naprawdę chodziło jej o
bezpieczeństwo i o nic więcej. Już dawno ją przejrzał. Zauważył jak patrzyła
się na Stefana. To do niego ją ciągnęło. Nigdy nie przestała go kochać, tak jak
on nigdy nie przestał kochać Alishy. Rozstaniem nie zraniłby Katheriny. Po
prostu najgorsze co by zrobił to odebrał jej poczucie bezpieczeństwa, którego
tak bardzo się domaga.
-Alisho, wybacz mi. Muszę pomówić z
Katherine.- przeprosił na moment małżonkę.- Katherino, przejdźmy się. Winny
jestem ci wyjaśnienia.- zwrócił się do wampirzycy, po czym odwrócili się na
pięcie ruszając w kierunku lasu.
Arthur spoglądał co rusz na Katherinę,
która uparcie patrzyła się przed siebie tłumiąc łzy i zaciskając szczękę.
Wampira znowu tknęły wyrzuty sumienia. On kochał Katherinę. Ale to nie ta sama
miłość, którą darzy Alishę. Ich miłość jest wieczna, a miłość do Katherine
ulotna. Gdyby ona kochała go szczerze… Wszystko to wyglądałoby inaczej. Ale cóż
ma uczynić? Czuje się potwornie zostawiając ją na bruku, lecz nie chce tak
dłużej żyć i niewolić przy tym Katherine. Tak nie może być.
-Katherino…- zaczął.
-Wiem co chcesz mi powiedzieć. Chcesz
mnie zostawić dla tej… Idiotki.- wysyczała nienawistnie cały czas tłumiąc łzy.
-Nie bluźnij na mą małżonkę!- zagroził
jej rozgniewany.- Katherino…- uspokoił się po chwili.- Nie żyjmy w kłamstwie.
Przecież ja wiem, iż mię nie kochasz.- Kath mina zżęła.
-Co ty mówisz? Kocham cię, Arthurze!-
zapewniała go zaskoczona.
-Nie, Katherino. Nie oszukuj mię, a
przede wszystkim samej siebie. Czuję, iż nie należysz sercem do mnie. Darzysz
uczuciem pana Salvatore’a. Jam jest po to, by zapewnić ci spokojne życie, bym
cię chronił, nieprawdaż?- usiłował zmusić ją do przyznania się przed samą sobą.
-Atrhurze, ja…- znowu chciała skłamać,
lecz powstrzymała się.- Nie wiem co ci powiedzieć. Chyba masz rację…- burknęła
niechętnie pod nosem.
-Rozumiesz mię, Katherino? Kocham cię,
najdroższa pani, lecz Alisha… Ona jest miłością mego życia, jak twą Stefan…-
westchnął smutno.- Nie martw się. Będę się tobą opiekował. Nikt nie będzie ci
zagrażał, madame. Zrobię wszystko co w mej sile, bylebyś była bezpieczna.-
dodał widząc jej strapioną minę.
-Co?- nie mogła uwierzyć.
-Będę nad tobą czuwał, Katherino.-
powtórzył spokojnie.
-Mimo to, iż z mojej strony miłość do
ciebie była nieszczera?- nie dowierzała.
-Mimo to. Katherino, jak już powiedziałem
jesteś dla mnie bardzo ważną osobą. Chciałbym, byś była szczęśliwa.- wyznał
przytulając ją mocno do siebie.
-Nie mogę w to uwierzyć…- szeptała.-
Dziękuję. Obiecuję, że nie będę więcej wadziła ci w życiu.- obiecała.- Cieszę
się, że nie widzisz we mnie tylko zimnej, pustej dziwki.- dodała chichocząc
nerwowo.
-Jesteś wyjątkowa, Katherino. Nie
zapominaj o tym.- szeptał jej do ucha.
-Dziękuję.- podziękowała już ostatni
raz, po czym niespodzianie zniknęła z jego ramion.
Odeszła. Odeszła być szczęśliwą. Arthur
patrzył w dal, życząc jej szczęścia u boku Stefana. Sam wreszcie mógł zacząć
bvć prawdziwie szczęśliwy. Szczęśliwy u boku Alishy.
~~~
Stefan siedział w swojej sypialni
popijając trunek. Nie mógł dojść do siebie. Kochał się z Katherine. Jej słowa
utknęły mu w pamięci jedno słowo, a mogę
być twoja. Na zawsze razem… . Ale czy to możliwe, skoro ma Arthura? Czy on
ją w ogóle kocha? Próbował to sobie jakoś poukładać, ale nie mógł. Katherina
mimo wszystko coś do niego czuła. A może nawet kochała? Dlaczego nie kocha się
z Damonem, tylko zawsze przychodzi do niego? To musi mieć jakieś ukryte
znaczenie. Niby nienawidzi Kath, ale jednocześnie bardzo mu na niej zależy. Ale
czy na tyle, by mógł zapomnieć o Elenie? Gubił się. Nie wiedział co ma o tym
wszystkim myśleć.
Wyszedł na balkon, aby zaczerpnąć
świeżego powietrza. Napił się łyczka trunku patrząc na Mystic Falls. Zachód
słońca wyglądał jak zawsze przepięknie. Zaraz zacznie zmierzchać.
Najpiękniejsza pora.
-Stefan…- usłyszał głos za sobą, co
wyrwało go z zamyślenia.
Obrócił się. Ujrzał znajomą mu twarz
wampirzycy, która zmieniła całe jego życie. Katherine. Miał w sobie jej
cząstkę. W końcu to ona go przemieniła. Dała szansę na wieczne życie, na bycie
demonem, którym się brzydzi… Zlustrował ją spojrzeniem.
-Czego chcesz?- spytał trochę zbyt
oschle.
-Ciebie.- odparła bez wahania.
-Kath…- zaczął.
-Cii, nie przerywaj mi.- uciszyła go
podchodząc do niego i kładąc palec wskazujący na jego wargach.- Związek mój i
Arthura został skończony. Kocham cię, Stefanie. Powiedz tylko słowo, a będę
twoja. Na zawsze razem…- wyszeptała kusząco, ale szczerze.
Stefan jednak milczał. Patrzył nią
zbolałym wzrokiem. Nie wiedział co powinien zrobić. Nie wiedział, czy ją kocha.
Elena... Jak ma o niej zapomnieć? Czy faktycznie kocha Katherine? Czy był z
Eleną tylko dlatego, że mu ją przypominała? Bzdury, przecież ją kochał i ciągle
kocha. Ale kim jest dla niego Katherine? Przecież tak bardzo go zraniła…
-Wiem, że cię zraniłam, Stefanie.-
zupełnie jakby czytała mu w myślach.- Ale miłość bez cierpienia nie jest
miłością. Będę dziękować Bogu do końca życia, jeśli zdołasz mi wybaczyć.-
dodała ciągle patrząc mu się w oczy, gdy ten nadal milczał.- Pragnę mieć cię
tylko przy sobie.- wyszeptała, po czym zniknęła z jego pola widzenia.
Został sam z myślami. Te słowa są do
Katherine kompletnie niepodobne, ale brzmiały tak cholernie szczerze… Czy to
możliwe, żeby umiała aż tak dobrze kłamać? Po co jej Stefan Salvatore „Pogromca
wiewiórek”? Co on jej może dać? Czy to jest miłość? Taka prawdziwa? Bezinteresowna?
Co ma zrobić?
~~~
Elena i Christian szaleli na całość.
Chłopak poszedł z Salvatore’ówną do fryzjera. Włosy dziewczyny sięgały teraz
ramion. Końcówki zostały pocieniowane. Na lewą stronę zaczesaną miała grzywkę.
Christian był natomiast zrobić sobie tatuaż. Wytatuowali mu na ramieniu napis
„I love rock’and’roll” z małą gitarą obok. Elena przy okazji przekuła sobie
uszy. Kupiła sobie kilka kolczyków. Wyglądała świetnie- małe diamenciki wpięte
od góry do dołu (przekuła sobie uszy w czterech miejscach od dołu do góry).
Następnie udali się na podbój do pub’u
na przedmieściach. Dziko tańczyli na parkiecie i pili alkoholu za czterech.
Śmiali się z zakochanych par tańczących wolny taniec ciągle się całując. Elenę
nie raz kuło coś w serce, jednak była zbyt wstawiona, by myśleć o Damonie.
Wypiła dzisiaj zbyt dużo. Przekroczyła normę. Ale co tam! Jak się bawić, to się
bawić!
Wyszli z imprezy trzymając się za ręce,
a pod pachą trzymała butlę z tequilą. Elena była już tak wstawiona, że o mały
włos, a przewróciłaby się na ulicę. Christian mało co kontaktował, lecz cały
czas cmokał Salvatore’ ównę w policzek, a chwilami nawet w usta. A ona? Nawet
nie protestowała. Śmiała się z tego lekceważąc sprawę. W końcu dzisiaj była
„wolna”. „Nie miała” męża. Żyła tak jak chciała żyć. Beztrosko. Nie musiała
martwić się niczym. To bardzo jej odpowiadało- zero stresu, żadnych złamanych
serc, żadnych trosk… Po prostu ona i cały świat u jej stóp.
-Wiesz, co? Mogę ci cooooś powiedzieć?- dukał Chris.
-Wiesz, co? Mogę ci cooooś powiedzieć?- dukał Chris.
-Moooożeszz.- przedrzeźniała go śmiejąc
się głupawo.
-Jesteś zajebiiisstaa, Elenkoo…-
wypaplał wpijając się w jej usta.
-Dzięki. Ty za to masz ‘zajebistą’
czuprynę.- zaśmiała się odrywając się od niego, po czym wzięła łyka alkoholu z
butelki.
-Weesz, że zdraddziiłaśś tegoo tam… noo…
Daaammoonnkaa?- nawet jej nie zaskoczył, choć i tak coś ukuło ją w sercu.
-Zawsze mogę zrobić coś dużo gorszego…-
wyszeptała mu nadgryzając płatek jego ucha.
-Niegrzeczna.- uśmiechnął się
diabolicznie.
-Nie wiesz na co mnie stać, kochanie.-
wymruczała.
Wtem ujrzeli przed sobą postać
niebieskookiego bruneta, który patrzył na nich rozgniewany. Elena przechyliła
lekko głowę zaczynając śmiać się bez opamiętania. Po raz kolejny łyknęła z
butelki tequilę, po czym zaczęła szeptać do Christiana nie odrywając wzroku od
mężczyzny:
-Chris, kotku, znasz go? Bo ja sobie go
nie przypominam.- zaśmiała się szyderczo.
-Elena…?- na początku nie mógł jej
poznać, ale w końcu zrozumiał, że zmieniła fryzurę.- Odpuść sobie, Elena.
Chodź, wracamy do domu.- nakazał szorstko Damon.
-Nie pomylił mnie pan z kimś? Ja nie mam
męża, jaaaa… Jestem wooolną kobietą… Z kooochaannkkiieemm u bokuu… Mój
„Romeo”.- przy ostatnim zdaniu prychnęła prawie przewracając się na chodnik.
-Chodź, idziemy, pogadamy w domu.-
wysyczał chcąc wziąć ją pod ramię.
-Nee! Nie! Nigdzie nie idę!- wyrwała mu
się.- Co to sobie myślisz? Że co? Że możesz mnie zdradzać z każdą twoją byłą
laską? To wiedz, że nie! Myślisz, że będę tolerować każdy twój wybryk, każdy
niewinny pocałuneczek? W życiu! Jesteś skończonym idiotą! Cały czas mnie
oszukujesz, non stop! Nienawidzę tego!- wykrzyczała mu prosto w twarz.
Damona na chwilkę zamurowało. Powiedziała prawdę. To wyglądało tak, jakby się nią bawił. A to przecież nieprawda. Kocha ją. Całym sercem. Pocałunek Florence to nic nieznaczący wybryk i tyle. Nic więcej.
Damona na chwilkę zamurowało. Powiedziała prawdę. To wyglądało tak, jakby się nią bawił. A to przecież nieprawda. Kocha ją. Całym sercem. Pocałunek Florence to nic nieznaczący wybryk i tyle. Nic więcej.
Elena chwyciła Chrisa za dłoń, chcąc wyminąć
swojego małżonka, jednak ten chwycił ją za ramię i zwrócił ku sobie. Popatrzyli
sobie w oczy przepełnieni różnymi emocjami. Christian potknął się i przewrócił
na chodnik. Małżonkowie jednak ciągle mierzyli się spojrzeniem.
-Wracasz ze mną. Na pewno nie pójdziesz
z nim.- wycedził przez zaciśnięte zęby.
-Mnie pouczać jest w porządku, tak?
Wiesz co, zastanów się dlaczego w ogóle mnie poślubiłeś. Bo może się
pomyliłeś?- dziewczyna w końcu już nie wytrzymała. Damon stał skołowany.- A i jeszcze
jedno- wolałabym, żebyś zdradził mnie z kilkoma prostytutkami na raz niż z
kobietą, którą kochasz i uparcie wypierasz się tego co do niej czujesz.- dodała
z bólem, po czym wzięła Christiana pod rękę i w wampirzym tempie zniknęła z
pola widzenia Damona.
Wampir zaczął kierować się powolnym
krokiem w stronę pensjonatu. Wiedział, że Elena ma rację. Źle zrobił. Nigdy nie
powinien był tak się zachować. Popełnił wielki błąd. A teraz? Jego kochana
Elena jest w ramionach jakiegoś chłopaka, z którym pewnie chce go zdradzić. Nie
mógł sobie z tym poradzić. Nie potrafił.
~~~
Florence siedziała na ławce w parku
dumając nad swoim życiem. Kochała Damona i to cholernie. Wiedziała, że to jest
miłość wieczna, nieśmiertelna. Nigdy nie przestanie go kochać. I to chyba
oczywiste. Ale nie chciała niszczyć życia mu i osobie, którą kocha. Nie powinna
odwzajemnić pocałunku wampira i rozumiała to. Popełniła błąd. Przy nim jednak
nie potrafi pohamować swoich uczuć. On jest wyjątkowy.
Zawaliła na całej linii. A było już tak
dobrze! Zaprzyjaźniła się z Eleną, z Damonem miała relacje czysto
przyjacielskie… A teraz? Elena pewnie nigdy jej tego nie wybaczy, a Damon…
Damon. Nie rozumiała go. Wpierw wybiera
Elenę, a potem całuje się z nią! Mieszał ją w głowie, zbijał z pantałyku… Nie
potrafiła odnaleźć się z tym wszystkim. Miała ochotę wyjechać i już więcej nie
wrócić, lecz nie potrafiła. Nie potrafiła trzymać się zupełnie z daleka od
niego.
-Przepraszam, ma pani godzinę?- usłyszała
męski głos.
Podniosła do góry głowę i obróciła ją w
bok. Ujrzała przed sobą postać umięśnionego super-bohatera- Clarka. W głębi
ducha ucieszyła się, że widzi jego słodkie oczy, jednak nie dała tego po sobie
poznać. Zachowała zimną krew.
-Czego chcesz? Może od razu wbijesz mi
kołek w serce?- wycedziła przez zaciśnięte zęby.
-Nie chcę wbijać ci kołka w serce.
Chciałbym spędzić z tobą więcej czasu i tyle.- uśmiechnął się do niej
przymilnie.
-Niby czemu mam ci wierzyć?- spytała
oschle, ale spokojniej.
-Bo jest w tobie coś takiego, że nawet
nie przemknęło mi przez myśl, aby cię skrzywdzić.- Florence zatraciła się w
jego spojrzeniu.
-To co? Mogę się przysiąść?- spytał z
nadzieją.
-Jak chcesz.- burknęła, po chwili jednak
roześmiała się.
-To o czym rozmawiamy?- oboje
zachichotali, po czym pogrążyli się w ciszy.
~~~~
Elena wkroczyła do pensjonatu. Stawiała
powolne i chwiejne kroczki. Była nadal pijana, jednak trochę wytrzeźwiała.
Wampir to ma jednak mocną głowę. Dziewczyna chciała wchodzić już na górę, kiedy
ujrzała siedzącego w salonie Damona na fotelu. Nie trzymał w ręku Burbona jak
zwykle. Po prostu siedział. Nawet na nią nie spojrzał. Ani drgnął.
-Myślałem, że już nie wrócisz.- wydukał
cicho.
Kobieta podeszła niestabilnym krokiem do
małżonka. Spojrzała mu w oczy. Zirytował ja już pierwszym słowem. Wszystko
musiało być jej winą, wykroczeniem. A on mógł robić to co mu się żywnie podoba!
Niedoczekanie!
-Pewnie razem z Florence bardzo byście
się ucieszyli?- wycedziła przez zaciśnięte zęby.
Damon jak oparzony wstał, chwycił Elenę
za nadgarstki i usiadł sadzając ją na swoich kolanach. Nie mógł tego dłużej
znieść. Nie chciał kłótni. Kochał ją i chciał, aby o tym wiedziała.
- Nie bądź głupia. To nie był pocałunek
... To znaczy był, ale po prostu...chciałem ją uchronić. Wiem, że w ten sposób
spieprzyłem wszystko, i krzywdząc ciebie, zachowałem się w stosunku do niej też
arogancko. Nic nie znaczący dla mnie pocałunek by nie wpakowała się w tarapaty.
Tylko tak mogłem ją zatrzymać. Nie chce cię stracić, nie chce się kłócić. dobrze?
Zrobię dla ciebie wszystko.- pomyślał chwilę, po czym powtórzył- Zrobię
wszystko.
Elena zaczęła się namyślać. Też nie
chciała kłócić się z Damonem. Kochała go i mogła wybaczyć mu wybaczyć ten
‘impuls’. Rozumiała, że dla dobra Florence zrobi wszystko, a przynajmniej
wiele, lecz to ją- Elenę kocha. Tyle razem przeszli… Dlaczego to wszystko
miałoby lec w gruzach z powodu jakiegoś pocałunku?
Dziewczyna zaczęła rozpinać koszulę
wampira, po czym rzuciła ją w kąt pokoju. Przejeżdżała kusząco palcem po jego
torsie, przez co przechodziły go dreszcze. Zastanawiała się nad czymś. I to
poważnie, choć była pijana. Wiedziała co robi.
-Wszystko?- chciała się upewnić.
-Wszystko, a nawet więcej.- odparł
pewnie karmiąc się jej dotykiem.
-Wyjedź ze mną. Teraz, zaraz, byle
gdzie.- wypaliła nagle.
Damon nie wahał się długo. W wampirzym
tempie zniknął jej z pola widzenia, po czym po chwili ujrzała go schodzącego z
walizkami. Podszedł obejmując ją i wpijając się w jej usta.
-No to chodź, trzeba coś wybrać.-
uśmiechnął się do niej diabolicznie ciągnąc ją w kierunku wyjścia.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz