ROZDZIAŁ V
Stefan
Siedziałem w rezydencji popijając whisky. Wow, zaczynam
zachowywać się zupełnie jak Damon. To do mnie wprost niepodobne. Ale, co mi
tam. Jeszcze łyczek. Mm, jakie to znakomite. Wprost rozpływa się w ustach…
Ale przejdźmy do rzeczy. Właśnie zapijam moje problemy. Fakt,
kochałem kiedyś Katherinę, ale potem pojawiła się Elena, którą kochałem, kocham
i kochać będę, niezależnie od tego, co się wydarzy. Wiem, że jest z Damonem,
lecz… Wierzę, że kiedyś nadejdzie taki dzień, w którym znowu będziemy razem. To
trochę naiwne, ale przecież mamy całą wieczność przed sobą. Kto wie, co się
wydarzy? Może zrozumie, że to właśnie mnie kochała? Ahh… Idiota ze mnie. Łudzę
się, że rzuci mi się w ramiona. Pff… Tak, tak, na pewno. A Katherina?
Nie rozumiem jej. Nie pamiętała o mnie przez cały ten czas,
robiła wiele rzeczy, które mnie raniły, a teraz? Przychodzi do mnie i mówi, że
mnie kocha? I ja mam jej niby w to uwierzyć? Dobra, zerwała z Arthurem, a w
sumie rzeczy to on z nią, ale do cholery! Jak można do tego stopnia pogrywać czyimiś
uczuciami? Co jeśli zaangażuję się, poświęcę wszystko, a ona i tak na końcu mnie
zostawi? Nawet nie wiem, co do niej czuję. Czy w ogóle coś do niej czuję… Przez
to, ile szkód nam wyrządziła, jedyne co do niej żywiłem, to wstręt i nienawiść.
A teraz? Teraz już sam nie wiem… Gubię się w własnym życiu.
Wstałem z fotela dokładając drewna do kominka, w którym
płomienie tańczyły przepiękny taniec. Buchały niczym zgłodniałe lwy, gotowe do
zabicia każdego, kto stanie im na drodze, a jednocześnie miały w sobie taką
grację, której trudno było się oprzeć. Pomyśleć, że jakiś wiek temu siedziałem przy
tym kominku z Katheriną… Nie chciałem zaprzątać sobie głowy myślami o niej,
jednak to było silniejsze ode mnie. Ostatnio jedyne o czym myślałem, to
Katherina i popieprzony związek mojego brata z Eleną.
Nagle płomienie zaczęły przybierać niewyraźny kształt.
Buchały raz szybciej, raz wolniej; wirowały, obracały się, aż w końcu przybrały
kształt twarzy jakieś kobiety, której nigdy nie widziałem na oczy. Zdołałem
ujrzeć sarkastyczny uśmiech tej istoty. Ogień zaczął buchać jeszcze mocniej.
Osoba, która mi się ukazała pragnęła podkreślić swoją siłę. Zaczynałem się
coraz bardziej obawiać. W salonie zrobiło się niewyobrażalnie ciemno. Zgasły
wszystkie światła, a moja szklanka z zawartością whisky zbiła się. Widziałem
tylko tę przeklętą kobietę, która pobudzała we mnie niekontrolowanie negatywne
emocje.
-Gra się dopiero zaczyna, Salvatore. Cierpienie dopiero da
się we znaki. Twoja przyszłość jest tak czarna, jak noc bez gwiazd i księżyca.
Widać tylko same chmury. Nie jedna księga ci to mówi.- wychrypiała nienawistnym
tonem, po czym zniknęła.
Ogień ponownie zaczął spokojnie tańczyć swój taniec i buchać
niczym zgłodniałe lwy. Światła na nowo zapaliły się. Wszystko wyglądało
zupełnie tak, jakby nic się nie stało. Ja jednak byłem przerażony. Osunąłem się
bezwładnie opadając na fotel. Boże, co to miało być? Nie mogłem pozbierać
myśli. Kim była ta kobieta? Kiedy więc usiłowałem odpowiedzieć sobie na to
pytanie, usłyszałem jak ktoś wpada do domu. Odwróciłem pospiesznie głowę w
stronę nowoprzybyłej osoby. Strach zdziałał swoje. Ale wszystkie emocje opadły,
gdy ujrzałem zmierzającą w moim kierunku Katherinę. Zignorowałbym ten fakt
totalnie, gdyby nie jej przerażony wyraz twarzy i księgi w pod ramieniem. Coś
mi tu nie grało…
-Co to ma być?- spytałem nie owijając w bawełnę patrząc to na
Kath, to na tajemnicze księgi.
-To są kolejne problemy Stefan, które teraz dotyczą NAS
WSZYSTKICH.- wysyczała poirytowana rzucając na stół trzy księgi.
~~~
-Znowu wymiotuje. To mi się bardzo nie podoba, Khloe.-
mruknął Damon, którego coraz bardziej martwił stan zdrowotny jego małżonki.
Khloe nic nie odpowiedziała. Siedziała tylko na kanapie z
założonymi rękami wpatrując się w jakiś obiekt. Była zamyślona. Objawy, które
miała Elena nie dawały jej spokoju. Ona czuła, że to nie jest choroba. Ba! Nawet
wiedziała, co może być przyczyną tych, a nie innych objawów. Nie myślała
jednak, że wpisy z księgi Two minute’s to
Deed okażą się prawdziwe. Znała te przepowiednie na pamięć. Miała obowiązek
je studiować. Jakoż nie była normalną osobą musiała znać tę księgę. Swoją drogą
zawsze ciągnęła ją w kierunku tych przepowiedni jakaś niepohamowana ciekawość;
jakby jakaś siła wyższa kazała jej tam zajrzeć. Oczywiście, niektóre
przepowiedziane opowieści się sprawdziły, ale niektóre nie. Wpisy te regularnie
notowała Elanor Peterova – starsza siostra Tatii Peterovej, o której słuch
zaginął. Nie została nawet wpisana do drzewa genealogicznego rodziny. Uważano
ją za demona; kogoś niegodnego życia w rodzinie Peterovych. Elanor miała
podobne zdolności do Khloe. Można powiedzieć, że jej osobowość równała się
dziewczynie. Obie stały się ‘tymi’ istotami, o których nikt w dzisiejszych
czasach nie miał bladego pojęcia. I tak powinno zostać. Wiedziała, że
utrzymanie tej tajemnicy nie należy do najłatwiejszych zadań, ale cóż innego
miała począć?
W każdym bądź razie, w księdze Two minute’s to Deed wyraźnie pisało, co czeka dwa sobowtóry z rodu
Peterovych. Pierwszy sobowtór w księdze nosił imię- Kathelyn (odmiana
Katherine). Drugi zaś Helena (chodziło o Elenę). Cały jej żywot został tam
spisany. Wiadomo, że niektóre fakty mijały się z prawdą, ale jeśli Elanor
prawidłowo spisała przyczynę objawów Eleny… Nie,
to przecież nie możliwe. – truła się w myślach.
W końcu nie wytrzymała. Wstała z fotela idąc pospiesznie do
swojej sypialni, zostawiając ogłupiałego Damona, którego wzrok czuła na swoich
plecach. Zakluczyła ją, po czym odsunęła z podłogi dywan, który przykrywał
zejście do potajemnej skrytki. Zamknęła za sobą klapę schodząc do piwnicy. Niby
zwykła piwniczka, z przeróżnymi konfiturami i zaprawami. Z prawej strony jednak stała półka z
kompotami. Dziewczyna wypowiedziała „Tressios
migunlos”, po czym pchnęła szafkę mocno do tyłu. Ta posuwała się coraz
bardziej w tył, po czym stanęła. Otwarła się niczym drzwi, wpuszczając Khloe do
środka. Kobieta wparowała zniecierpliwiona do środka dość przestronnej salki.
Jakby nie patrzeć, może trochę nawet przypominała bibliotekę. Było tu bardzo
przytulnie. Bardzo lubiła tu przebywać. Nieco hinduski wystrój sprawiał, że
wnętrze emanowało dobrą energią. Przeróżne figurki stały na starych, solidnych
półkach, a dywaniki z różnymi wzorami wisiały na ścianach.
Kobieta przysunęła drabinę, wchodząc po niej, by sięgnąć po
dwie księgi z ksiąg, znajdujących się na półce, którą zwała „zakazaną”.
Pierwszej z nich nigdy nie była w stanie przeczytać, gdyż jej nie posiadała. A
księga ta, która jest na razie tylko jej pragnieniem to księga Peterovy. Nigdy
nie miała okazji jej przeczytać. Co prawda słyszała o niej, ale nie leżała w
zakresie jej możliwości do zdobycia. Swoją drogą, po tym, gdy wyszła za mąż
całkowicie o tym zapomniała. Teraz przysunęła drabinę w miejsce, gdzie powinny
być jej dwa najcenniejsze skarby. Pierwsza: Two minutes to Deed,
a druga to Life- love and hate. Gdy
miała już wyciągnąć pierwszą z nich, spostrzegła, że ani jednej, ani drugiej
księgi nie ma na półce. W jednej chwili zamarła. Oblał ją zimny pot. Nie
wierzyła, że to mogło się stać, ale ktoś odnalazł jej skrytkę i ukradł księgi
do własnych celów. Miała ochotę zwymiotować z nerwów, gdyż zaczynała zdawać
sobie sprawę, kim może być ta osoba.
~~~
-Wow.- tylko tyle zdołał wykrzesać z siebie Stefan, gdy
przeczytał jedną z przepowiedni księgi Two
minutes to Deed.
Nie mógł uwierzyć w to, co jest tu napisane. Cała przyszłość,
zarówno jego, jak i jego brata, czy też Eleny została tu spisana. To, co
tyczyło się Stefana wydawało się wręcz nieprawdopodobne. W księdze nosił imię
Stephen (Stefan). Cała jego historia, począwszy od „Kathelyn”, aż do „Heleny”
została tu spisana. Pisało tam wyraźnie:
Uczucie
Stephena do dziewoi Kathelyn zostanie wystawione na próbę. Jego niestabilność w
uczuciach okaże się trudniejsza, niż sam mógł na początku przypuszczać. Huragan
w jego sercu rozpęta się na długi czas. Nie raz podda się urokowi kobiety,
wgłębiając się w namiętny romans dwóch płomieni. Kiedy zaś jego upragniona
Helena, wraz z mężem swym, a jednocześnie bratem jego, Damonem wydadzą na świat
istotę żywą, wbrew prawom natury, zemsta zapłonie w sercu Stephena , niczym
zgłodniały lew, domagający się upolowania największej ze zwierzyn. Złowrogie
uczucie zawładnie jego sercem. Zostanie one splamione skazą, a wszelakie plany,
jakie snuł w przeszłości, zostaną na raz zdmuchnięte. Nie jeden potok łez
zostanie przelany przez niegodziwe czyny mężczyzny. W jego duchu zapanuje wieczna
zima. Lód zmrozi jego serce. Tylko piekielny płomień ognia będzie wstanie je
stopić.
Nie wiedział dokładnie, co ma o tym wszystkim myśleć. W sumie
rzeczy jego uczucia zostały opisane prawidłowo, ale…Nienawiść? Zemsta? Istota
żywa? Co prawda to trapiło go i to ogromnie. Wątpił w te słowa. Spojrzał więc z
zapytaniem na Kath. Rzucił księgę na stół.
-Co to ma być?- uniosłem jedną brew ku górze.- I to są te
niby problemy? – prychnąłem głośno przekręcając oczami.- To tylko stara księga
z przepowiedniami i nic poza tym.- mruknąłem leniwie.
-Słuchaj, dzisiaj jakaś wiedźma objawia mi się, kiedy piłam
krew. Woreczek spadł mi na ziemię, rozlał się i utworzył twarz tej kobiety,
która zaczęła do mnie przemawiać. Kazała mi wycofać się z decyzji, które każe
mi podjąć serce. Czy ty nie pojmujesz powagi sytuacji? Możemy mieć kolejnego
wroga. A poza tym… To wszystko jest strasznie dziwne.- Kath podniosła głos.
-Czekaj, czekaj… Tobie też ta dziwna kobieta się ukazała? Bo
mi właśnie przed twoim przyjściem „wyskoczyła z kominka”. Serio. Buchała
ogniem.- moje zdziwienie nie znało granic.
-No to mamy problem.- wysyczała poirytowana dziewczyna,
rzucając się z impetem na kanapę.
~~~
Rozwścieczenie Khloe nie znało granic. Ta wredna suka
Katherine, wraz z kochaniutką Isobel musiała wykraść księgi, z skrytki.
Dziewczyna pamiętała, co pisało na pierwszej stronie tej księgi:
Biada
Tym, którzy niepowołani są do zaglądania w tę księgę!
Albowiem
wpłynie to niekorzystnie na przyszłość, która stoi przed Wami!
Kto
niegodny tknie tej księgi, nadarzy się nieszczęść wiele w czasie najbliższym,
A
jeśliby ktoś drugi raczyłby zajrzeć w przyszłość, niech nieszczęście podwoi się
dwukrotnie!
Niech
nie dopuszczą się tej skazy demony! Niech boją się przyszłości tu spisanej!
Ostatni
raz biadam wam, byście zachowali mą przestrogę w sercu!
Kobieta od zawsze święcie pilnowała, by każdy niepowołany
trzymał się z dala od księgi. Nawet swojego męża nie wtajemniczała w te
wszystkie ceregiele. Teraz sprawa wymknęła jej się spod kontroli. Nie bardzo
wiedziała, jak ma wybrnąć z zaistniałej sytuacji. Na moment jakby zamarła.
Oblał ją zimny pot. Zaraz potem jednak zrobiło jej się tak straszliwie gorąco,
iż myślała, że zaraz zemdleje.
Ostrożnie zeszła z drabinki, stawiając nogi na mięciutkim,
perskim dywanie. Odetchnęła głęboko chwytając się za głowę. Teraz była pewna-
przepowiednia zaczyna się sprawdzać. A jeśli tak się dzieje, zaczynała nabierać
coraz większych podejrzeń, co do „choroby” swojej siostry. Jeśli to byłoby
prawdą, przewidywała istną katastrofę.
Zwinnym krokiem opuściła pomieszczenie, a półka za nią
zasunęła się, wracając do swojego pierwotnego położenia. Dawno nie była
bardziej rozzłoszczona, niż w tym momencie. Musiała odzyskać te księgi, póki
nie będzie za późno. A kto wie? Może już jest? Miała ochotę zabić Katherinę za
to, że zachowała się tak perfidnie i nieprzewidywalnie. Kobieta wręcz płonęła z
wściekłości.
Weszła po drabince do góry, do sypialni. Opuściła klapę od
„piwnicy”, zasłaniając ją dywanikiem. Wyszła wściekła, ale i zdeterminowana z
pokoju. Gdy doszła do salonu, ujrzała tam Damona, który przytulał Elenę,
zapewniając jej poczucie bezpieczeństwa. Khloe na chwilę zmiękła, oglądając tę
uroczą scenkę. Mężczyzna gładził włosy jej siostry, a ta jakby zasypiała
wtulona w jego tors. Kobieta zaczęła bardzo tęsknić za Thomasem… Nie mogła
wprost się doczekać, kiedy wróci, wraz z ich największym szczęściem, Zane’em.
Po dłuższej chwili otrząsnęła się z zamyślenia, gdyż spostrzegła, iż Damon
przyglądał jej się pytającym spojrzeniem od kilku minut. Nie mogła teraz dać
się ponieść uczuciom. Wpierw trzeba załatwić sprawy, które mimowolnie wpychały
się na pierwsze miejsce. Szatynka zaklęła w duchu, że tak skomplikowane życie
wiodła właśnie ONA. Nie dane jej było zaznać spokoju i żyć w ciepłym gronie
rodzinnym. Wyrzeczenia, hart ducha i odporność na łzy. Tego nauczyła się przez
te wszystkie lata… Dzięki temu wiedziała jedno- że czas podjąć decyzję.
-Coś się stało?- wypalił w końcu z lekka zakłopotany
Salvatore.
-Owszem.- nawet nie starała się, by jej głos zabrzmiał
spokojnie.- Musimy jechać do Mystic Falls. Nasza… trójka.- dodała z powagą.
-Dlaczego?- Damon zaczął się niepokoić.
-Ponieważ wiem, co może być Elenie. Ale nie dowiem się tego
bez odpowiednich ksiąg, które zostały skradzione przez „ukochaną” Katherine Pierce!
Naprawdę, jeśli ona, albo ktoś z jej… grona, otworzył jedną z tych ksiąg,
zaczną dziać się okropne rzeczy.- odpowiedziała starając się przez cały czas
zachować powagę.
Damon zmierzył Khloe wzrokiem. Kobieta zobaczyła w jego
oczach niebezpieczny błysk. Ostrożnie wstał z kanapy, kładąc delikatnie
małżonkę na kanapie, po czym wampirzym tempie znalazł się przy siostrze Eleny.
Po chwili była już przyduszana do ściany. Salvatore nawet nie silił się na
dobre maniery. Zrozumiał, że coś tu nie gra, a szatynka nie jest tym, za kogo
się podaje. Brunet wzmocnił ucisk na jej szyi. O mało co, a by ją udusił.
-Powiesz mi, kim jesteś, czy może mam sprawić, żebyś
przestała oddychać?- warknął nienawistnie w stronę Khloe.
-Da…Da…Damon…Przess…Przesstaa…ńń…- wydukała tracąc tlen.
-Powiesz?!- mężczyzna nie starał się być miły.
Brązowooka nie zdążyła odpowiedzieć, gdyż w tym momencie ktoś
odepchnął od niej Damona, który uderzył z hukiem głową o ścianę. Zbawczynią
była Elena, która stanęła w obronie siostry. Nie bardzo wiedziała, co jest
grane. Spoglądała to na męża, to na Khloe, aż w końcu utkwiła swój poirytowany wzrok w oczach Salvatore’a, który
zginał się z bólu.
-Co tu się wyrabia?- nie brzmiała zbyt milutko. To całe
zajście wyprowadziło ją z równowagi.
-Elena… Ona nie jest tym, za kogo się podaje…Zrozum…-
wydyszał z trudem, trzymając się za obolałą, krwawiącą głowę.
Teraz utkwiła pytający wzrok w oczętach siostry, która
poczuła się lekko zakłopotana.
-Eleno, prawdopodobnie wiem, co jest przyczyną twych
nietypowych objawów, lecz bym mogła się w tym upewnić, potrzebne mi są dwie
księgi, które ukradła mi Katherina. Dlatego też musimy jeszcze dziś jechać do
Mystic Falls.- odpowiedziała zmieszana.- Elena, wiem, że możesz mi nie wierzyć
i traktować mnie jak wroga, ale proszę cię… Ja nie mogę powiedzieć kim jestem.
Nie tu, nie teraz… Nie dziś. Po prostu, postaraj się zaufać, dobrze? A wszyscy
wybrniemy z tego cało.- dodała, spoglądając na siostrę niemal błagalnym
spojrzeniem.
-Jak możemy ci zaufać?! Okłamałaś nas! W co ty do cholery
pogrywasz, hm?! Kim naprawdę jesteś?!- Salvatore nawet nie silił się, by
opanować swój gniew.
Podniósł się z podłogi ponownie przygniatając Khloe do
ściany. Jego ucisk na jej szyi był tak mocny, iż kobieta w ogóle nie mogła
złapać tchu. Czuła, jak traci świadomość. Myślała, że zaraz zemdleje, a co
najgorsze- umrze. Brak tlenu nie pozwalał jej normalnie funkcjonować. Powoli
odpływała… Ale na szczęście Elena zareagowała w porę. Ponownie odepchnęła
małżonka od ściany mrożąc go spojrzeniem. Spojrzała z politowaniem na bladą jak
ściana Khloe, która wyczerpana oparła się o ścianę. Wyglądała jakby zaraz miała
zemdleć. I rzeczywiście- zaczęła osuwać się na ziemię, lecz Salvatore’ówna
zdążyła podtrzymać ją przed upadkiem. Dzięki temu szatynka tylko przycupnęła na
podłodze zaczerpując tchu. Walczyła z własnym organizmem, by nie zemdleć. Nie
mogła być taka miękka.
Damon stał z kolei skołowany przyglądając się całej tej
scenie z osłupieniem. Nie czuł wyrzutów sumienia. Gdyby mógł to zrobić,
zrobiłby to ponownie. Najchętniej zabiłby szatynkę. Zalazła mu za skórę. Był
pewien, że nie jest normalnym człowiekiem i że zagraża jego Elenie. Jego myśli
stawały się tak drastyczne, że w końcu zaczął przypuszczać, iż to przez nią
Elena ma takie dziwne objawy „choroby”. Zmierzył kobietę spojrzeniem. Poczuł do
niej nagły wstręt. Udusić ją to zdecydowanie za mało. Jeśli przez nią coś
stałoby się jego małżonce… Nie chciał nawet dopuszczać do siebie nawet takich
myśli, ale wtedy zemściłby się na niej. Zobaczyłaby, co to jest za ból. Zamyślił
się tak głęboko, że usłyszał dopiero wstrząsające zdanie, które ocuciło go
całkowicie.
-Dobrze… Zgoda. Zaufamy, a bynajmniej ja ci zaufam. Nie będę
na razie wnikać w twoją tajemnicę, ale pamiętaj… Jeśli przez ciebie moim
najbliższym spadnie choć jeden włos z głowy, pożałujesz tego.- rzekła poważnie
czekoladowo oka.
-Ty chyba żartujesz! Ona jest nieprzewidywalna! Skąd wiesz,
że nie jest jakimś popieprzonym łowcą? Masz jakąś pewność?- brunet nie ukrywał
swojego gniewu.
-Nie mam, Damon. Ale wiem, że to moja siostra. Nie
darowałabym sobie, gdybym straciła ją przez bezpodstawne oskarżanie, albo co
gorsza, przez impulsywność MOJEGO MĘŻA.- warknęła w jego stronę, kierując się
do pokoju synka Khloe, w którym spali z niebieskookim.
Brunet odprowadził żonę wzrokiem. Gdy w końcu zniknęła za
drzwiami pokoiku Zane’a, Damon poderwał się na równe nogi podchodząc do Khloe.
Ukucnął przed nią, chwytając mocno jej podbródek. Twarz kobiety wyrażała
grymas, lecz nie zamierzał się tym przejmować. Z największą nienawiścią, na
jaką tylko było go stać zajrzał w oczy szatynki. Ta wydawała się być
niewzruszona. Jej wzrok wyrażał dumę, nieugiętość i hart ducha. To jeszcze
bardziej pobudziło w nim złość.
-Kim ty w ogóle jesteś?- wyszeptał jadowicie w stronę
kobiety. Ta zaśmiała się gromko na jego słowa.
-Nie powinno cię teraz to interesować, chłopcze.- mruknęła
niechętnie.
-Ah, tak?- warknął wściekle.- Może teraz nie powinno mnie to
interesować, ale wiedz, że jeśli Elenie choćby włosek z głowy spadł, wtedy
zainteresuję się tym na poważnie. Nie radzę ze mną zadzierać, jeśli chcesz
żyć.- twarz Khloe nie wyrażała żadnych emocji.- Wiesz, na twoim miejscu
liczyłbym się z czynami, bo przecież chcesz żyć nadal u boku męża i szczęśliwie
odchować synka, hm?- uderzył w jej czuły punkt. To pobudziło ją bardzo szybko.
-Nikomu nic z mojej strony nie grozi.- wysyczała przez
zaciśnięte zęby.- Ale jeśli ty spróbowałbyś zbliżyć się do mojej rodziny, w
ciągu ułamku sekundy pożegnałbyś się z tym światem.- brzmiała bardzo groźnie.
Damon ostatni raz zmroził ją spojrzeniem, po czym podniósł
się opuszczając mieszkanie. Khloe odetchnęła głęboko. O mały włos, a jej sekret
ujrzałby światło dzienne. Wiedziała, że Salvatore to wielce impulsywny
człowiek, a na dodatek uparty jak osioł. Jeśli zacząłby węszyć… Kobieta
natychmiastowo odgoniła od siebie tę myśl. Musiała jeszcze dziś znaleźć się w
Mystic Falls. Ale przedtem trzeba pomówić z Eleną… Zawiodła jej zaufanie, przez
co wszystko troszkę się skomplikowało.
Powoli podniosła się z podłogi masując obolałą szyję. Zaklęła
pod nosem. Damon nie owijał w bawełnę. Nie gadał, nie marnował czasu- on po
prostu działał. Działał, ale zbyt impulsywnie. Dobrze, że Elena była w pobliżu,
inaczej pewnie leżałaby tu martwa.
Khloe zapukała w drzwi do pokoju, w którym przebywała jej siostra.
Nie usłyszała żadnego słowa, więc lekko uchyliła drzwi szepcząc „mogę?”. Gdy
Elena zobaczyła jej przymilny uśmiech, wzruszyła tylko ramionami. Kobieta
wkroczyła do pokoiku swego synka. Na ścianach pomieszczenia wisiało pełno
plakatów z „Harreg’o Pottera”. Uwielbiał tę sagę. Świat magii pochłaniał go bez
reszty.
Szatynka usiadła obok siostry na łóżku. Przypatrywała jej się
przez moment. Elena starała się przybrać maskę obojętności, jednak nie za
bardzo jej to wyszło. Z jej oczu widać było, jak bardzo się w tym wszystkim
gubiła. Khloe chwyciła dłoń Eleny, która znajdowała się na kolanie dziewczyny.
W tym momencie jednak znowuż to nadażyła się wizja.
Krew.
Mnóstwo krwi. Wręcz kałuża, która powiększała się na panelach w nieznanym
pomieszczeniu. W jej odbiciu dostrzegła leżącą, u kresu życia Elenę- bardzo
wychudzoną, spragnioną, wygłodniałą. Zdążyła dostrzec pochylającą się ku niej
sylwetkę blondyna, który z nienawiścią obnażył kły. Następny obraz to mała
dziewczynka, z bardzo długim warkoczykiem. Spała ona w objęciach zdruzgotanego
Damona. W jego oku widoczna była łza, która spłynęła mu po policzku. Dalszy
obraz to walka Salvatore’ a z dwoma blondynami. Wydawałoby się, że nie ma
szans. Uderzył głową z hukiem o kafelki. W tym momencie jednak w pomieszczeniu
pojawiła się nieznajoma kobieta, która rzuciła się na jednego z blondynów.
Potem przyszła z pomocą następna kobieta, której nie znała; blondynka. Aż na
końcu pojawiła się w tak strasznym stanie Elena. I
w tym momencie obrazy zaczęły zmieniać się tak szybko, że nie nadążyła nawet
pomyśleć. Mała dziewczynka w warkoczyku;
Damon roztrzaskujący szklankę; zmasakrowana Elena, klęcząca na nogach i
opierająca się na rękach, która dostała mocny cios w policzek; blondyn
popijający trunek z drugim blondynem, z szyderczymi uśmieszkami na twarzy;
jakaś kobieta bawiąca się lalkami z ową malutką dziewczynką; aż w końcu Elena,
której dziewczynka badawczo się przyglądała.
Wizje pewnie trwałyby dłużej, lecz w tym momencie dłoń Khloe została jakby porażona. Momentalnie ocknęła się z „transu”, przy czym raptownie zabrała dłoń z kolana siostry. Salvatore’ ówna patrzyła się na nią oniemiała przez chwilę. Nie zamierzała pytać, co się stało. Wolała nie pogarszać zaistniałej sytuacji. Hestih’ówna jednak spojrzała na Elenę, jak na intruza. Poderwała się z kanapy, przyglądając jej się badawczo. Bardzo, ale to bardzo badawczo. Dziewczyna zaczynała się z lekka obawiać kobiety.
Wizje pewnie trwałyby dłużej, lecz w tym momencie dłoń Khloe została jakby porażona. Momentalnie ocknęła się z „transu”, przy czym raptownie zabrała dłoń z kolana siostry. Salvatore’ ówna patrzyła się na nią oniemiała przez chwilę. Nie zamierzała pytać, co się stało. Wolała nie pogarszać zaistniałej sytuacji. Hestih’ówna jednak spojrzała na Elenę, jak na intruza. Poderwała się z kanapy, przyglądając jej się badawczo. Bardzo, ale to bardzo badawczo. Dziewczyna zaczynała się z lekka obawiać kobiety.
Ta natomiast była coraz bardziej pewna swych przekonań. W
90%-ach mogła stwierdzić, co dolega jej siostrze. Nie chciała jednak mówić o
tym na głos. Wolała poczekać, aż dojadą do Mystic Falls, a tam wszystko się
okaże. Przecież te wizje, podwójna aura u Eleny, wymioty, plucie krwią i
oparzenie dłoni… To może znaczyć tylko jedno.
-Eleno… Musimy się spieszyć. Sprawa jest bardzo, bardzo
skomplikowana. Powinniśmy od razu wyjechać do Mystic Falls.- wypaliła znienacka
Khloe.
-Dlaczego? Powiedz mi,
proszę, co to za dolegliwość? Nie trzymaj mnie dłużej w niepewności…- sarnio
oka wydawała się być tym wszystkim po prostu zmęczona.
-Powiem ci, gdy będziemy już w Mystic Falls, obiecuję. Tylko
proszę, zaufaj mi.- wyszeptała błagalnie.
-Właściwie, kim ty jesteś? Czemu chwilami jesteś taka
nieobecna, czemu teraz odsunęłaś się ode mnie, jak oparzona? Proszę, powiedz.
Nie powiem nikomu, nawet Damonowi.- raptownie zmieniła temat, gdyż to trapiło
Salvatore’ównę niezmiernie.
-Nie mogę, Eleno. W każdym razie, nie teraz.- zawstydzona
opuściła głowę.- Ale uwierz mi, nie skrzywdziłabym własnej siostry.- dodała z
przekonaniem.
W tym momencie do pokoju wparował Damon, który zmierzył Khloe
piorunującym spojrzeniem. Musiał obadać sytuację. Zerknął na Elenę.- Miała się
dobrze. Gdy upewnił się, że nic nie stało się jego ukochanej, nieco rozluźnił
się. Podszedł do szatynki, stając z nią ramię w ramię. Wzrok wbił w małżonkę,
która wyglądała na bardzo słabą. Zmartwiło go to i to bardzo. Nie zamierzał
jednak zbytnio rozczulać się przy Hestih’ównie.
Zachowaj zimną krew, Salvatore. Nie rób z
igły widły- wbijał sobie do głowy.
-To co, wiedźmo? Chyba najwyższy czas jechać?- nawet nie
silił się na miły ton.
-Tak. To dobry pomysł.- odparła zmieszana.
-I to mi się podoba. Jak nadal będziesz taka grzeczna, to
może zawieszę próbę twojego zabójstwa.- mrugnął do niej okiem.
-Damon, przestań się tak do niej odzywać.- Elenę zaczynało
irytować jego nonsensowne zachowanie.
-Księżniczko, kochanie moje, słonko, nie stresuj się. Ja jej
przecież J E S Z C Z E nic nie zrobiłem. Więc w czym problem?- no tak. Przemowa
„Starego, dobrego Damona”.- W ogóle, o czym my dyskutujemy? O tej małej
gnidzie, która pewnie tylko czyha na okazję, by zabić te pierdolone wampiry,
którymi jesteśmy?- Salvatore’ównę zaczynało coraz bardziej niepokoić jego
zachowanie. Dawno się tak do niej nie zwracał.
-Damon, odpuść.- warknęła karcąco.
-Kochanie, swoje już powiedziałem. Za bardzo bierzesz
wszystko do serca.- jego chamskość poszerzała horyzonty.- Ah, nie traćmy czasu
na tę…- ugryzł się w język i uśmiechnął się do szatynki ironicznie.- … Istotę.
Czas jechać do Mystic Falls, gdzie może chociaż do czegoś się przyda. W końcu
to chodzi o nie jakąś tam istotę, tylko o Elenę, którą miłuję nade wszystko,
więc spieszmy się.- dodał szybko, po czym zaczął pakować ich rzeczy.-No co?-
mruknął, gdy wyczuł na sobie ich wzrok.- W końcu chcesz przeżyć, prawda, słonko?-
zwrócił się do Eleny z dziwnie ironicznym tonem. To zaczynało doprowadzać ją do
furii.
-Jeśli się zaraz nie przymkniesz, to nigdzie nie pojadę, i do
cholery jasnej, umrę tu nawet!- wrzasnęła wyprowadzona z równowagi.- Wkurzasz
mnie, Salvatore.- wstała z łóżka, podchodząc do niego i szepcząc mu to z
przekąsem do ucha, po czym opuściła pokój zmierzając do kuchni.
-Zadowolona jesteś, gnido? Gdyby nie ty i twoje durnowate
tajemnice, nie byłoby tej całej szopki.- wysyczał w stronę Khloe.
-Nie, Damon. To przez twoją chorą impulsywność. Gdyby nie
ona, wszystko wyglądałoby zupełnie inaczej.- odpysknęła mu z dumą.
-Lepiej uważaj na
słowa, kotenieńku, gdyż dzisiaj moja impulsywność pracuje na przyspieszonych
obrotach. Dlatego też jedno twoje niewłaściwe słowo, jeden nieprzemyślany ruch,
gest, bądź też czyn, a możesz leżeć tu martwa.- powiedział to z takim jadem, iż
Hestih’ówna zaczynała się go naprawdę obawiać. Salvatore czując jej
przyspieszone bicie serca uśmiechnął się do niej złośliwie, opuszczając pokoik.
~~~
Droga do Mystic Falls dłużyła się w nieskończoność. Chwała
Bogu, ani Elena, ani Damon, ani Khloe nie odzywali się. Milczeli przez cały ten
czas. Ta cisza nie należała jednak do tych najprzyjemniejszych. Była
przesiąknięta napiętą atmosferą.
Brunet na okrągło przeklinał w myślach siostrę swej żony.
Nieustannie myślał o jej prawdziwej tożsamości. Stawiał :
a)
Na wiedźmę
b)
Na jakiegoś dziwnego łowcę
Żadna z tych opcji jednak nie układała się w logiczną całość.
Stwierdził tylko tyle, że jest ona na pewno wrogiem. Knuł więc niecny plan,
który miał na celu zniszczenie tej… Istoty. Postanowił, że gdy tylko wyśpiewa
im, co jest Elenie, zabije ją, tak, żeby nikt się nie zorientował. Jednak to
postanowienie coraz bardziej go trapiło. Sumienie go zżerało. Elena nigdy by mu
nie wybaczyła, gdyby coś stało się jej jedynej siostrze. Fakt, przecież ona też
ma rodzinę. Ale co on miał niby zrobić? Bezpieczeństwo żony było dla niego
najważniejsze. W każdym bądź razie, przez głowę przebiegła mu również myśl, że
po prostu, zauroczy ją, aby pożegnała się z Eleną, potem, by zapomniała o całej
tej przygodzie, a na końcu rozkaże jej wrócić do Bułgarii. I tyle. Ochota na
zabicie jej osiągała prawie maksimum, ale czuł, że opanowanie się będzie
jedynym słusznym wyjściem z zaistniałej sytuacji. A potem wszyscy będą mogli
żyć w spokoju. Chociaż nie można powiedzieć, że wszystko pójdzie z górki. Bo
co, jeżeli Elenie byłoby coś naprawdę poważnego? To zmieniłoby wszystko. Cały
jego plan ległby, prawdopodobnie, w gruzach. Również główkował nad tym, co to
może być za „choroba”, lecz nie mógł nic sensownego wymyślić. Nigdy nie słyszał
o tym, by wampir „chorował”, oczywiście nie licząc przypadków nadnaturalnych,
jak jad wilkołaka, czy też długie nie picie krwi, czy też zaklęcia, bądź
werbena. To wszystko wydawało mu się strasznie dziwne.
Salvatore’ówna natomiast była już tym wszystkim zmęczona.
Próbowała nie myśleć o tym wszystkim, lecz nie mogła. Obrazy z minionych dni
przelatywały jej przed oczami niekontrolowanie. Z jednej strony jej choroba, a
z drugiej siostra, która ma jakieś nadnaturalne zdolności. Jej nerwy sięgały
kresu wytrzymałości.
Khloe, przez całą drogę, próbowała zanalizować, o co chodzi w
jej wizjach. Oczywiście, wydawało jej się to wręcz banalne, jednak nie mogła
uwierzyć, że to co widziała jest prawdą. Obawiała się o życie siostry. Wbrew
przypuszczeniom Damona nie chciała dla niej źle. Ale on tego nigdy nie pojmie…
Kiedy więc dojechali do Mystic Falls, a samochód zatrzymał
się przed rezydencją Salvatore’ów, Elena wyskoczyła z auta tak szybko, że nawet
nie domknęła drzwi. Nie czekała ani na Damona, ani na Khloe, po prostu
pospiesznym krokiem wkroczyła do miejsca, które zwykła była zwać domem. Chciała
rzucić się z impetem na kanapę w salonie, lecz tam zauważyła kłócących się
Stefana i… Katherinę. Gdy sarnio oka ujrzała wampirzycę w pensjonacie, u boku
blondyna, wściekła się niesamowicie. Ona nigdy się nie zmieni. Okradła Khloe,
zwiodła Arthura, oszukała Stefana, a teraz próbuje go odzyskać… W jej sercu
zrodziła się nienawiść tak wielka, że nie była w stanie jej udźwignąć.
-Co ty tu robisz?- wysyczała nienawistnie w stronę Kath.
-Sprowadzają mnie tu… Drobne problemy.- odparła uśmiechając
się ironicznie w jej stronę.
-Ah tak? Tak się składa, że my też mamy problemy.- warknęła
nienawistnie sobowtórka.
-Katherina!- krzyknęła z impetem Khloe.- Ukradłaś mi moje
księgi.- zwróciła się bezpośrednio do wampirzycy, nie przejmując się niczyją
obecnością.
Pierce w odpowiedzi ukazała jej rząd swoich białych zębów.
Coś na kształt złośliwego uśmieszku wykrzywiało jej usta. Wstała z kanapy
podchodząc do siostry Eleny. Zaczęła powolutku ją okrążać, bawiąc się
pierścionkiem. Nie spuszczała z niej wzroku. Szatynka nie przepadała za Kath,
ale teraz ta niechęć zmieniła się w szczerą nienawiść. Czuła, że ona zna jej
sekret, który zaraz mógł ujrzeć światło dzienne.
-Khloe, Khloe, Khloe… Naiwna dziewczynka.- zaśmiała się
szyderczo.-Tak, tak… Przejrzałaś mnie, ukradłam twoje księgi. Jestem winna.-
uniosła do góry ręce w geście przyznania się do winy.- Ale czyżby to oznaczało,
że oni znają twą „tajemnicę”?
-Zamilcz.- Khloe była dość zdeterminowana.- Widocznie nie
przeczytałaś, że demonom nie wolno czytać tej księgi, bo wydarzy się
nieszczęście, nieprawdaż?- Kath na moment stanęła przyglądając się badawczo
szatynce.- Tak myślałam.- mruknęła ponuro.- Tak więc, dla własnego
bezpieczeństwa zamilcz.- warknęła nienawistnie w jej stronę.
Podeszła do stołu, gdzie leżały księgi. Wzięła do ręki „Two
minutes to Deed”. Przekartkowała szybko kilka stron, zatrzymując się na jednej
z nich. Wytężyła wzrok wczytując się w jej treść. Na moment zamarła. Zrobiła
się blada jak ściana. Spojrzała z przerażeniem na Elenę, która stała wtulona w
Damona. Ona również jakby oczekiwała najgorszego. Szatynka wypuściła głośno
powietrze. Zrobiło jej się nie dobrze. Nie mogła uwierzyć w to, co tu
przeczytała. Damon w końcu nie wytrzymał. Jego cierpliwość dobiegła końca.
-No? To co jest Elenie?- wybuchł w końcu, nie mogąc się
powstrzymać.
-Elena, coś ci jest?- wtrącił z lekka zaniepokojony Stefan.
-Tak, panie „spostrzegawczy”, coś jej jest i właśnie usiłuję
się dowiedzieć CO.- wysyczał z ironią Damon. – Khloe, to jak? Wysłowisz się w
końcu?
-Damon…- szatynka przełknęła głośno ślinę.- Elena jest w
ciąży.- powiedziała w końcu, po czym blada jak ściana spojrzała się na siostrę.
Damona zamurowało. Stał jak wryty patrząc się gdzieś
nieobecnym wzrokiem. Nie poruszał się. Salvatore’ówna natomiast podeszła do
kanapy, opierając się o nią łokciami. Musiała to przyjąć do świadomości. Będzie
matką. W końcu będzie matką! Ale jak? Jakim cudem? Żadne z zgromadzonych nie
mogło uwierzyć w to, co zostało wypowiedziane przez siostrę sobowtóra. Nawet
Katherine stała z lekko rozchylonymi ustami, a Stefan… Stefan wyglądał tak,
jakby ktoś oblał mu twarz werbeną. Wszyscy to przeżywali. I to bardzo.
-Ale… Jak to… Jak… Możliwe…- Elena nie potrafiła ułożyć
pytania.
-Widocznie musiałaś zajść w ciążę, gdy byłaś jeszcze
człowiekiem… Dziecko… Dziecko musiało przeżyć.- wydukała wstrząśnięta Khloe.
-Żartujecie sobie?! Przecież niewiadomo, co to… Coś, może jej
zrobić!- blondyn w końcu odzyskał mowę.
-Eleno, nie wiadomo, czy ono… Przeżyje. Twoje serce nie bije.
Musimy się dowiedzieć, czym jest ten płód i… Czy chcesz go urodzić.- szatynka
próbowała zachować spokój i opanowanie.
-Nie. Nie, nie, nie! Elena, chyba nie chcesz urodzić tego
dziecka?!- młodszy Salvatore był bardzo wkurzony.
W odpowiedzi otrzymał tylko jedno, rozżalone spojrzenie,
które wyjaśniało wszystko. Chciała tego dziecka. Coś w nim pękło. Pragnął, aby
to wszystko było tylko koszmarnym snem, ale… Stało się. Nigdy nie myślał, że
sprawy zabrną tak daleko. Gdzieś, w głębi serca łudził się, że kiedyś jeszcze
ją odzyska, że spędzą razem wieczność… A teraz? Teraz wyzbył się wszelkich
nadziei. Jego serce zostało przepełnione nienawiścią i bólem. Stało się lodem.
Posłał swej byłej ukochanej złowrogie, pełne bólu spojrzenie, po czym opuścił
dom.
Damon natomiast nie mógł uwierzyć w to, co usłyszał. On,
beztroski, niezależny, wampir miał zostać ojcem? Fakt, rozważał kiedyś takie
życie, ale teraz, gdy to stało się rzeczywistością… To go przerosło. Co teraz
miał zrobić? Być wesolutkim, kochanym tatuśkiem? A potem może dziadkiem? I może
miał jeszcze pozwolić, by Elenie stała się krzywda? I co teraz? Czuł się, jakby
ktoś przebił mu kołkiem plecy. Kotłowało się w nim tyle sprzecznych uczuć, z
którymi nie potrafił sobie poradzić. Nie mógł tu zostać ani sekundy dłużej.
Musiał to sobie wszystko, na spokojnie przemyśleć. Poszedł więc w ślady brata i
w wampirzym tempie opuścił dom.
-No brawo, Elenko. Spierdoliłaś Damonowi życie.- zaśmiała się
pogardliwie, po czym wyszła z rezydencji.
A Elena?
Elena opadła na kanapę, po czym zaczęła płakać. Myślała, że
Damon ją zostawił, że wystraszył się tego, że Salvatore’ówna jest w ciąży.
Khloe przytuliła ją mocno do siebie, uspakajając ją. Wiedziała, co zrobi jej
siostra. To było chyba zbyt oczywiste. Nigdy nie wybaczyłaby sobie, gdyby nie
urodziła dziecka. Musiałaby iść przez wieczność z nieustającymi wyrzutami
sumienia z tego powodu. To byłoby najokropniejszą rzeczą w jej życiu. Khloe
doskonale ją rozumiała. Sama założyła rodzinę i oddałaby życie, za swego synka
i męża. Nic nie było dla niej ważniejsze, ani nikt. Poświęcenie chyba
przechodziło dziedzicznie w ich genach.
-Przepraszam… Pójdę do
siebie.- burknęła brązowooka kierując się w stronę sypiali.
~~~~
Elena siedziała w sypialni, myśląc o swoim życiu. Wszystko stało
się tak szybko… Przez całe życie musiała zmagać się z problemami. Jej życie
nigdy nie było normalne. Od zawsze należała do tego dziwnego, nadnaturalnego
świata. Od zawsze była sobowtórem. Nic nie mogło tego zmienić. Takie po prostu
jej przeznaczenie. Wampirzyzm, ciągła walka, nieustające problemy i ani chwili
wytchnienia… Jednym słowem katusze na wieczność.
Odkryła bluzkę gładząc swój brzuch. Czuła, że tam, w jej
wnętrzu, jest mała istotka, jej dziecko. Kochała je i to bardzo. Nie liczyło się
dla niej to, że może stać się jej krzywda. Dbała tylko o to, by nic nie stało
się dziecku. Wspominała właśnie swoje dzieciństwo- gdy grała z Graysonem w
piłkę, gdy stłukła wazon, gdy dorysowała Jeremy’emu wąsy, gdy uciekała przed
Mirandą… Zaśmiała się w duchu. Jej młodość była udana. Wszystko zdawało się
takie proste… Pragnęła, by i jej dziecko otrzymało takie dzieciństwo- bezpieczne,
bezproblemowe i pełne miłości.
-Wiesz- zaczęła gadać do płodu- że mamusia cię kocha? Kiedyś
będziemy razem grać w piłkę, zobaczysz. Szkoda tylko, że tatuś tego nie rozumie…
No, ale cóż, będziemy musiały sobie jakoś poradzić same.- zachichotała smutno.
Na to drzwi otworzyły się. Do sypialni wszedł Damon. Usiadł
obok Eleny, przytulając ją mocno do siebie. Dziewczyna wtuliła się w jego
koszulę ocierając skapujące łezki. Wampir wypuścił głośno powietrze. Ta
wiadomość była dla niego bardzo, bardzo ciężka dla udźwignięcia.
-Nie chcesz tego dziecka, prawda?- bardziej stwierdziła, niż
zapytała.
-Chcę ciebie.- odparł gładząc ją po włosach.- Dziecko… Nie
widzę siebie w roli potulnego tatuśka, który odbiera dzieciaka z przedszkola.-
Elena na te słowa załamała się zupełnie.- Ale… Nie chcę, byś była przeze mnie
nieszczęśliwa. Nie zniósłbym tego, gdybyś przez wieczność siedziała tak
zasmucona.
-Dlaczego tak nie chcesz tego dziecka?- ledwo powstrzymywała
łzy.
-Czy ja powiedziałem, że nie go nie chcę?- dziewczyna w ogóle
nie rozumiała małżonka.- Powiedziałem tylko, że nie widzę siebie w roli ojca,
ale… Taka malutka, krucha istotka w moich rękach… Wiesz, brzmi miło.- dodał
mrugając do niej oczkiem.
-To czyli, że…?- w sarniookiej zrodziła się nadzieja.
-To znaczy, że przejdziemy przez to razem. Choćby nie wiem,
jakie zagrożenie czaiło się za rogiem.- wyszeptał całując ją w czoło.
~~~
Stefan chodził po ulicach Mystic Falls. Jego ból, jego
nienawiść, złość były tak wielkie, że nie mógł ich udźwignąć. Miał ochotę
wymordować całe miasto. Stracił wszelką nadzieję na odzyskanie ukochanej.
Dziecko… Z jego bratem… To brzmiało tak nieprawdopodobnie… Mogli być razem, na
zawsze, gdyby tylko nie zechciał uratować skóry braciszkowi… Przeklną w duchu
swoją głupotę.
Jego rozmyślania przerwał jednak mężczyzna, który zagrodził
mu drogę. Na jego twarzy malował się niebezpieczny uśmieszek. Stefan odruchowo
zrobił krok w tył. Za dobrze znał ten wyraz twarzy. Czuł, że to nie skończy się
dobrze.
-Witaj, Stefanie.- przywitał się wyniosłym tonem.- Widocznie
będziemy musieli ponownie zjednoczyć siły.- dodał, czym totalnie zbił z
pantałyku Salvatorea.
__________________________________________________________________
JUUUUUUUUUUUHU!
:D Dodałam notkę! Ale się jaram :D Wiecie, nie miałam weny na tego
bloga, ale po całonocnym seansie Sagi Zmierzch coś mnie natchnęło ;-)
Tak, tak, wiem, "Elena w ciąży" . Ale nie martwcie się, happy-endu tak
prędko nie będzie, o nieeee. Komplikacje. ;-) Damon też sweet tatuśkiem
nie będzie, takim jak myślicie, więc luuz ;-) Ta notka była trudna do
przebrnięcia, więc... Cieszę się, że ją zakończyłam. Teraz powinno być z
górki ;) Wiem, że jest dużo błędów i wgl, że jest krótka i do kitu, ale
jest przynajmniej ;)
NN za tydzień, albo dwa. :)
A i przypominam- dla fanów Dramiony, wraz z kochaną Skyler założyłyśmy bloga --> http://for-hate-to-love.blogspot.de/ . W wolnej chwili zapraszamy ;)
A i przypominam- dla fanów Dramiony, wraz z kochaną Skyler założyłyśmy bloga --> http://for-hate-to-love.blogspot.de/ . W wolnej chwili zapraszamy ;)
Buziakiiii! :*
Wasza Polaa ^_^