sobota, 22 grudnia 2012

Rozdział VI



ROZDZIAŁ VI
~~~
 
Elena wylegiwała się na kanapie. Przykryta kocykiem oglądała na dvd „Saga Zmierzch- Przed świtem cz.1”. Dziewczyna była wprost zafascynowana ciążą Belli. Zastanawiała się, czy film odzwierciedla choć ziarnko prawdy o jej aktualnym stanie. Bardzo w to wątpiła. Ale jedno, co dobrego mogła powiedzieć na temat tego filmu, to, to, że bardzo podobała jej się postawa Isabelli. Sądziła, że jako śmiertelniczka zachowałaby się tak samo.
Salvatore’ówna oderwała się na moment od filmu, by przenieść wzrok na kłócących się w kuchni Damona i Khloe. Oboje chodzili z jakimiś księgami dochodząc, na czym polega ciąża i jak można ocalić, zarówno Elenę, jak i dziecko. Dziewczynę rozbawiała ta sytuacja. Wiedziała, że powinna była się zamartwiać razem z nimi i szukać odpowiedzi na nurtujące pytania, ale jakoś nie potrafiła. W końcu dostała od losu najpiękniejszy prezent, jaki mogła otrzymać- możliwość urodzenia dziecka. Czego można chcieć więcej? Wieczne życie u boku wspaniałego, zabójczo przystojnego, seksownego męża, odnalezienie swej przyrodniej siostry, przyjaciele, i dziecko oraz masa planów na życie. Jak dla niej- nic nie mogło być lepsze od tego. Gdzieś w głębi serca czuła, że brunet i siostra zbytnio dramatyzują. Miała poczucie, że wszystko się ułoży; że ta cała ciąża nie jest taka straszna, jak każdy z nich uważa. Ale cóż… Nie zamierzała się wtrącać. Pewnie na końcu dostałaby jeszcze ochrzan, że w ogóle zabiera głos w tej całej, nieszczęsnej sytuacji.
Zaśmiała się w duchu. Wzięła do ręki, chyba dzisiaj już trzecią od rana, saszetkę z krwią, po czym opróżniła ją do reszty. Czerwień, która wypełniła jej oczy i sine, odrażające żyły pokrywające jej twarz, zniknęły, gdy tylko skończyła się pożywiać. Nie ukrywała- jej głód wzmógł się ostatnimi czasy, a instynkty bestii były silniejsze, niż dawniej. Nigdy nie czuła się tak dziwnie.-Najchętniej wymordowałaby całe miasto. Czyżby jej maleństwo lubiło krew?
Na myśl o dziecku, Elena uśmiechnęła się promiennie gładząc swój brzuch. Nie zwracała na to zbytniej uwagi, ale faktycznie, brzuszek uwypuklił się. Nie był on wielkości piłki koszykowej, ani wypchanej poduszki, lecz przypominał malutkie wzniesienie, coś na kształt nierówności terenu, na łące, czy też polu. Cieszyła się nawet, że zbytnio się nie roztyła. Co, jak co, ale lubiła swoją figurę. Coś zostało jej z kariery modelki…
Modeling. Tak, to było coś. Pamiętała swoje niektóre koleżanki, a przede wszystkim Fabiana… Po tym, gdy stała się wampirem zaniosła mu ostateczne wypowiedzenie, na co nie zareagował zbyt łagodnie. Nie ukrywał swojej złości, gdyż jak powiedział- traci jedną z najpiękniejszych modelek, jakie dotąd miał, a na dodatek, Salvatore’ówna była dla niego wzorcem siły charakteru. Elena myślała, by nadal tam pracować, ale Damon stanowczo jej tego zabronił. Może nie tyle co zabronił, ale w dość gwałtowny, lecz przekonujący sposób „wytłumaczył”, jak to może się skończyć- jednymi słowy, jak to ujął Damon „Woreczki z krwią zostałyby momentalnie opróżnione, przez wiecznie głodującą bestię”. Salvatore na końcu, z naciskiem, napomknął też o tym, że jego małżonka znowuż to nie miałaby dla niego czasu i ponownie czułby się zaniedbany. Wspomniał też coś o swojej zazdrości, ale w tak niedosłowny sposób, że brunetka nie miała siły się go czepiać. Ale, co jak co, Damon miał rację. Modeling znowu stałby się dla niej najważniejszy, a tego nie chciała.
Jednak gdy tak sobie o tym rozmyślała, dużo zawdzięczała temu miejscu, tym ludziom, tej pracy… Dzięki temu zmieniła odrobinę swój światopogląd, dotarły do niej niektóre fakty, a co najważniejsze- wzmocniła się psychicznie. Od tamtego czasu nikt nie zobaczył już słabej, kruczej, płaczącej Gilbertówny, ale silną, stanowczą, upartą, zawziętą, ale i lubiącą dobrą zabawę Elenę. Kogoś, kim była przed wypadkiem rodziców. Jej życie nabrało dzięki temu głębszego sensu. Dziękowała losowi, że otrzymała szansę, na ponowne odkrywanie siebie.
Nawet nie zauważyła, gdy przed nią stanął Damon, który z niesmakiem wgapiał się w telewizor. Dopiero dźwięk jego głosu wyrwał ją z dogłębnego zamyślenia. Spojrzała ukradkiem na męża, po czym zaczęła ponownie oglądać film, starając się nadgonić stracone, na rozmyślaniu momenty.
-Zmierzch? Przed Świtem? Elena, kochanie, mogłaś tylko paluszkiem kiwnąć, a przyniósłbym ci coś bardziej sensowniejszego.- rzekł z pogardą dla dzieła kinowego Damon.
-Dzięki, ale na razie mi odpowiada TEN film.- odparła Elena uśmiechając się w jego stronę milutko.
-Tak, ale potem to ja będę wysłuchiwał tego, że dziecko przy porodzie połamie ci kości.- prychnął przewracając oczami. Żona skarciła go spojrzeniem.- Daj spokój, Elena. Chyba nie wierzysz w te bzdury. Ten film nie ma nic wspólnego z prawdziwymi wampirami.- oklapnął obok Salvatore’ówny na kanapę nadal krytykując seans.- Jakoś nigdy nie błyszczałem się na słońcu, gdy nie miałem pierścienia. Jak już, to aż „lśniłem” czerwienią, gdy schodziła ze mnie skóra.- zaśmiał się szyderczo, lecz na wzmiankę o paleniu się na słońcu, skrzywił się jednoznacznie. Przypomniał sobie ten piekielny ból.
-Nie rozumiem, dlaczego ty tak uwziąłeś się na ten film? Romantyczna historia i tyle.- wzruszyła ramionami brunetka kontynuując oglądanie czwartej części Sagi Zmierzch.
-Elena, przedstawienie wampira w tym filmie jest tragiczne. A poza tym, ta cała miłość Edwarda i Belli jest tak słodka, że aż mi niedobrze.- mruknął ciągle zniechęcony.
Dziewczyna popatrzyła na męża z ukosa. Co to ma znaczyć, że „ta miłość jest tak słodka, że aż mi niedobrze”? A ich miłość niby jaka jest? Gorsza?
-Czy ty chcesz mi powiedzieć, że nasza miłość nie jest tak wyjątkowa? A może, że nie jestem dla ciebie tak ważna, jak Bella dla Edwarda?- sarnio oka wciągała się w dyskusję.
-Jak zwykle wszystko musisz rozumieć na opak.- Damon przytulił Elenę całując ją po szyi.- Nasza miłość jest dla mnie wyjątkowa, a nawet więcej. A ty nie jesteś dla mnie tak ważna, jak Bella dla Edwarda, bo jesteś o wiele, wiele ważniejsza i żaden film, w żaden sposób nie jest w stanie tego ukazać.- odpowiedział czule, nadal całując jej szyję.
-To co ci przeszkadza w tej ich miłości?- Elena starała się dotrzeć do męża.
-To, że jest tak cholernie idealna. Nie chcę cię urazić, Eleno, ale ten film kojarzy mi się z tobą i Stefanem, gdy byliście parą. Żyłaś tylko dla niego. A ja byłem tym… Jak mu tam… Ianem? Nie…- Salvatore nie mógł przypomnieć sobie imienia wilkołaka z Zmierzchu.
-Jacobem?- podsunęła mu małżonka.
-Yeah, Jacobem. Właśnie. Stałem z boku tak samo, jak on, kochając się w tobie bez jakich kol wiek ograniczeń. Poza tym, Jake i Edziu nienawidzili się, a potem i tak zjednoczyli siły. Jakbym widział siebie i Stefanka.- prychnął na wspomnienie o bracie.
Na tym skończyła się rozmowa. Elena zaczęła analizować sobie słowa Damona. Fakt, trochę racji to w tym było. Zrobiło jej się strasznie głupio, więc nie kontynuowała rozmowy na temat Zmierzchu. A jeśli Damon coś wbije sobie do głowy, to nic, ani nikt nie jest w stanie mu tego z niej wyperswadować. Po prostu, nie lubił tego dzieła kinowego i tyle. Musiała się z tym pogodzić. W sumie rzeczy, to i ona nie była wielką zmierzchomaniaczką. Kiedyś bardzo jej się podobał, ta opowieść tak bardzo uderzała w jej serce, zawarty tu romantyzm tak bardzo do niej przemawiał… Ale teraz to po prostu tylko film, który jest ucieczką do innego świata.
-A ty co tu robisz? Miałeś iść po inne księgi i szukać dalej!- nawrzeszczała na Damona wchodząca do salonu Khloe.
-Nie rozkazuj mi, ty… Jakże plugawa istoto. Nie martw się, na pewno coś znajdziemy.- uśmiechnął się do niej złośliwie.
-Twój entuzjazm wprost powala mnie na kolana!- szatynka klasnęła w ręce.- Może od razu wywieśmy bilbord z napisem „Poddajemy się bez walki i tak nic się nie uda”?- siostra Salvatore’ówny nie mogła powstrzymać się od złośliwych komentarzy.
-Khloe, skoro dziecko przeżyło do teraz, to na pewno przeżyje przez długi czas. A poza tym… Ja nigdy się nie poddaję.- warknął, po czym wstał z kanapy i opuścił salon. Zdenerwowana Khloe wyszła za nim.
~~~
Perspektywa Caroline
  
-Damon mówił, że z Eleną nie jest najlepiej, a ty zastanawiasz się, czy w ogóle do niej iść?! Jesteś bezczelna, Bonnie! Żałuję, że w ogóle do ciebie przyszłam!- wrzasnęłam opuszczając dom przyjaciółki… Byłej przyjaciółki.
Zatrzasnęłam za sobą z hukiem drzwi. Szlag by mnie jasny trafił! Myślałam, że Bonnie ma w sobie choć trochę wyrozumiałości i współczucia dla przyjaciółki, ale najwyraźniej się myliłam. Damon nie chciał udzielić mi szczegółowych informacji na temat zdrowia Eleny, ale z tego co wiem, nie jest za dobrze. Po naszej rozmowie komórkowej nie wahałam się długo i natychmiast udałam się do Bon, by powiadomić ją o szokujących wieściach. Planowałam, że pójdziemy teraz razem do rezydencji, by odwiedzić przyjaciółkę. Ale oczywiście, Benett’ówna zaczęła swoją znaną przemowę na temat wampirów- jak to ona bardzo ich nienawidzi, że brzydzi się Eleny i że w ogóle zastanawia się, czy warto do niej iść. Nie ma co, wkurzyłam się i to bardzo. Te wszystkie problemy mnie przerastają…
W wampirzym tempie znalazłam się przed pensjonatem Salvatore’ów. Dawno mnie tu nie było. Zrobiło mi się strasznie głupio wobec Eleny. Zaniedbałam ją. Balowałam z Cassandrą i Rebbekah, a ją tak jakby odstawiłam na bok… A potem pojawiły się problemy z Klausem i Tylerem… Nie, stop. Nie będę teraz o tym rozmyślać.
Otworzyłam drzwi, wchodząc jak do siebie. Martwiłam się o moją przyjaciółkę. Pragnęłam jak najszybciej ją zobaczyć.
Nawet nie zauważyłam kiedy, lecz drogę zagrodziła mi jakaś kobieta. Dość dziwna kobieta. Patrzyła na mnie tak, jakby miała mnie zaraz zabić. W pierwszej chwili pomyślałam, że to wampirzyca, która coś zrobiła żonie Damona. Już miałam obnażyć kły, gdy do moich uszu dotarł dźwięk jej głosu.
-Kim ty jesteś i co tu właściwie robisz?- spytała dość nieprzyjaznym tonem nieznajoma.
-Khloe, słonko, odpuść. To przyjaciółka Eleny. Zaprosiłem ją tu, więc łaskawie może zostawiłabyś ją w spokoju?- wstawił się za mną, schodzący ze schodów Damon.
-Ah… Przyjaciółka mojej siostry jest i moją przyjaciółką. Witaj.- Ta cała Khloe momentalnie się zmieniła. Głos brzmiał miło, tak szczerze, a na dodatek przytuliła mnie. Chwila moment… Siostra?
-Em… Cześć? Może ktoś mi wytłumaczy, co tu się dzieje? Bo zaczynam się gubić…?-nie rozumiałam już nic z tej całej sytuacji.
-Za moment wszystko ci wyjaśnimy. Chodź.- Khloe wzięła mnie pod ramię wprowadzając do salonu.
Wraz z kobietą weszłyśmy do salonu, gdzie na kanapie leżała Elena. Jak na moje oko wygląda całkiem dobrze. Nawet lepiej niż dobrze. Wampirzyzm jej służył. Czarna sukieneczka, która idealnie kontrastowała z jej bladą cerą… Nie rozumiem, o co chodziło Damonowi. Moja przyjaciółka wręcz kwitnie, a on mi mówi, że coś z nią nie tak? Ta cała sytuacja zaczęła być coraz bardziej dziwna i jak dla mnie, przede wszystkim- niezrozumiała.
Lenka spojrzała w moją stronę. Na mój widok uśmiechnęła się promiennie, a z jej ust zostało radośnie wypowiedziane moje imię. Momentalnie stanął przy mnie i Damon, który spojrzał z czułością na swą żonę. Boże, jak oni się kochają… Tak cholernie im tego zazdroszczę…
-Eleno, pomyślałem, że wizyta Caroline poprawi ci trochę humor. Więc proszę, nagadajcie się jak za dawnych lat! Tylko nie wypijcie mi Burbona. Szczególnie w twoim stanie, kochanie.- puścił do niej oczko.
-Mogę wiedzieć, w jakim stanie? Elena, co ci jest?- nie mogłam tego wszystkiego pojąć.
Na moje słowa Salvatore podszedł do małżonki i usiadł na poręczy kanapy, obok niej, przytulając ją. Spojrzeli na mnie tak ckliwie, że totalnie ogłupiałam. Nic nie układało się w logiczną całość. O CO TU CHODZI?
-No więc, chcieliśmy ci oznajmić, że najbardziej seksowny, przystojny, kuszący, czarujący, beztroski, niezależny…- Damon zaczął wymieniać swoje atuty, co doprowadzało mnie do szaleństwa.
-…upierdliwy, uparty, zawzięty, złośliwy, zbyt pewny siebie…- wtrąciła rozbawiona Salvatore’ówna.
-…Wampir i najpiękniejsza, najcudowniejsza, najbardziej…- super, a teraz zaczął wychwalać Elenę.
-Damon, streszczaj się, bo zaraz wyjdę z siebie!- wrzasnęłam już nieźle rozdrażniona.
-…Najbardziej atrakcyjna i seksowna wampirzyca…- a on dalej swoje.- Zostaną rodzicami.- dokończył, a ja zamarłam.
-Co? Ale jak… Jak to… Możliwe?- nie mogłam wyjść z szoku.
-Elena widocznie musiała zajść w ciążę, gdy była jeszcze człowiekiem, a płód, jakimś cudem przeżył. I właśnie, wraz z tą Plugawą Istotą, którą zdążyłaś już poznać, szukamy jakiś informacji na temat ciąży.- odparł po czym wstał z kanapy.- Zostawię was same.- dodał, po czym wraz z tą całą Khloe wyszedł z salonu.
-No więc…- zaczęłam siadając obok niej na kanapie.- Chyba masz mi sporo do powiedzenia.- dodałam zaintrygowana, czekając na zdanie relacji.
~~~
-Arthurze, to ubranie jest bardzo niestosowne. Czuję się w tym jak kobieta nieczysta.- narzekała niezadowolona Alisha.
-Najdroższa ma, nie ma na to rady. Dzisiejsze czasy mają taką modę.- odparł rozbawiony Arthur.
-Nie posiadasz jakieś sukni, mój najmilszy? Przecież to skandal, aby w biały dzień chodzić w takim niegodziwym stroju!- blondynka była wprost oburzona dzisiejszym światem.
Kobieta ubrana była w zieloną, przewiewną bluzeczkę, oraz krótkie, jeansowe spodenki. Na nogach widniały czarne trampki. Typowy, letni strój. Żyjący na tym świecie, tyle lat Arthur, zdążył przyzwyczaić się już do ciągle zmieniającego się stylu i nowinek ze świata mody. Wiedział, że jego małżonka będzie potrzebowała bardzo wiele czasu, by się z tym oswoić. Nie chciał uprzykrzać jej życia, dlatego też postanowił, że zabierze ją dziś na zakupy i pozwoli wybrać jakieś, godne jej suknie, a potem… Potem będzie mógł wrócić do swojego pałacu, wraz z nią.
-Wybierzemy się na zakupy, Najdroższa. Tam powinnaś znaleźć coś godnego siebie.- odparł uśmiechnięty.
Wyszli z domu. Arthur kierował się już w kierunku swego dorodnego porsche, gdy zauważył, że nie ma obok niego Alishy. Zdezorientowany zatrzymał się i spojrzał za siebie. Jego małżonka stała z założonymi rękami, obrażona niczym małe dziecko. Nie mógł pojąć, o co jej chodzi. Bardzo bawiło go jej zachowanie. Podszedł więc do niej ostrożnie, z klasą, niczym średniowieczny rycerz. Założył do tyłu rękę, a jedną trzymał tak, jakby żona miała ją objąć.
-Podąż ze mną, Alisho. To tylko wyprawa na handel.- rzekł łagodnie Arth.
-Arthurze, jeśli mniemasz, że jam jest zdolna, by na ponów wsiąść do tego urządzenia piekieł, toś ty głupiec!- wrzasnęła poirytowana.
-Po głowie chodzi ci me auto?- na to blondynka jednoznacznie skinęła głową.- Ależ to pojazd tych czasów! Bez niego ani rusz!
-A konie? Gdzież znajdują się powózki?- brnęła dalej Alisha.
-Bella, jam ci przysięgę składam, iż powózką jeździć będziem co dzień, przy zachodzie słońca i przy świetle gwiazd, lecz nie teraz, gdyż w tej okolicy nie dysponuję końmi.
-Ale jakże to tak nie dysponować końmi? Toż to straszne!- żona nie kryła oburzenia, jak i rozczarowania.
-Błagam cię, bella, ten jeden raz?- słodko prosił.
-Ale tylko przez wzgląd na ciebie.- burknęła, po czym ujęła go pod rękę idąc z nim w kierunku auta.
~~~
Perspektywa Caroline
-Wow. Działo się u ciebie.
Tylko tyle zdołałam z siebie wykrzesać, gdy Elena opowiedziała mi o wszystkim, co się jej przytrafiło- pocałunek Damona z Florence, impreza z Christianem, wyjazd do Bułgarii i bardzo zacny lot samolotem, przyrodnia siostra z skrywanymi tajemnicami, wymioty, powrót i dowiedzenie się o ciąży. Jednymi słowy, działo się u niej niewyobrażalnie wiele. Wiadomo, najbardziej zaskakującą wieścią jest ciąża mojej przyjaciółki. Nie chciałam tego komentować, ale Damon, w roli ojca… To takie nieprawdopodobne. Kompletnie to do niego nie pasuje. Samym wyczynem z jego strony było małżeństwo, a co dopiero… Ojcostwo! Dziwne to wszystko. Ale z drugiej strony, bardzo się cieszę, bo w końcu zostanę ciocią Caroline! Sama nie mogę mieć dzieci, więc to maleństwo będę rozpieszczać- kupować różne misie, zabawki, zabierać na spacery, wakacje… A jeśli będzie miało wampirze instynkty, będziemy razem polować. Ooo tak, będę dobrą ciociulką. Ale… Co jeśli płód nie przeżyje?
-A… jeśli dziecko nie przeżyje?- nie mogłam powstrzymać tego pytania.
-…Przeżyje. Musi przeżyć.- odparła, siląc się na lekki uśmiech.- A tak? Co u ciebie słychać? Opowiadaj! Tak dawno się nie widziałyśmy…- zmieniła pospiesznie temat.
I wtedy zaczęłam jej opowiadać o wszystkim, co mnie spotkało. O tym, jak na ognisku pokłóciłam się z Klausem, jak w lesie pocieszył mnie Tyler, który zaśpiewał mi urywek tej pięknej piosenki i na końcu o tym, że wyprowadziłam się od pierwotnego… Znowuż to mieszkam z moją mamą. Ale jak miałam się nie wyprowadzić, kiedy gdy tylko w nocy weszłam do domu, on zrobił mi awanturę, że pewnie go zdradziłam? Jak on śmiał? W każdym bądź razie, jak już wspomniałam wyprowadziłam się. Teraz często odwiedza mnie Tyler. Raz nawet przyszedł do mnie, kiedy i „odwiedził” mnie Nicklaus. Oczywiście, skończyło to się bójką. Nic dodać, nic ująć. Po prostu katastrofa.
-Boże… Biedna ty moja…- westchnęła Elena, przytulając mnie mocno.
-A wiesz co jest najgorsze? Że Klaus znów stał się tym samym, bez skrupułów, podłym dupkiem. A ja i tak go kocham…- łzy zbierały się do mych oczu.- Czuję, że to może źle się skończyć.- wychlipałam przez łzy.- Ale, zmieńmy temat… Wiesz, byłam u Bonnie…- zaczęłam, chcąc przestać rozmyślać o moim popapranym życiu.
-Bonnie? Co u niej? Nadal mnie nienawidzi?- przerwała mi nakręcona wiadomością o przyjaciółce Lena.
-Nie chciała tu ze mną przyjść. Nie potrafi pogodzić się z tym, że jej przyjaciółka stała się kimś, kogo nienawidzi…- wyszeptałam cicho. Cholera, nie chciałam sprawiać Lence tyle przykrości.
-Tak… Mogłam się tego spodziewać…- burknęła zasmucona. Przygasiłam jej entuzjazm.
-Ale…- chciałam ponownie zacząć.
-Słyszysz?- przerwała na moment. Faktycznie, słyszałam. Damon i ta cała Khloe znowu się kłócili. Ale teraz tak poważnie.
Elena podniosła się z kanapy idąc w kierunku kuchni. Postąpiłam identycznie. Obie byłyśmy zaintrygowane, o co znowu im poszło. Tym razem sprawa wyglądała jednak poważnie. Oboje sterczeli nad jedną księgą, przekrzykując się nawzajem. Stanęłyśmy w drzwiach starając się wychwycić coś z tej sprzeczki.
-…ale jakim cudem?!
-Takim, Damon, że dziecko ma w sobie krew sobowtóra! Gdyby to było dziecko zwykłej śmiertelniczki, która stała się wampirem i wampira, to pewnie by umarło, ale jakoż, że to dziecko sobowtóra i wampira…
-W tej twojej księdze pisze, że płód… Że to dziecko… że… Cholera jasna! Fuck! Czemu musimy mieć zawsze pod górkę?!
- Damon, ucisz się, proszę! Muszę pozbierać myśli!- wrzasnęła zarządzając ciszę. Oparła się o blat. Wzięła głęboki wdech i wbiła wzrok w jakiś punkt na ścianie.-Podsumujmy… Elena, która jest drugim sobowtórem zaszła w ciążę z tobą, czyli wampirem, gdy była jeszcze człowiekiem. Potem ona zachorowała, przez co, kiedy stała już jedną nogą na drugiej linii życia, ty ocaliłeś ją, zmieniając ją w wampira. Elena wampirem. Płód przeżył, przez wzgląd na złączenie się doppelgangerskiej krwi z wampirzą. A skoro ma w sobie tę krew i jeszcze żyje, to, to dziecko jest… Innego rodzaju wampirem. Jak pisało w księdze, przez wzgląd na to, iż płynie w niej również krew sobowtóra, dziecko będzie rozwijać się do momentu utraty człowieczeństwa przez matkę, czyli… Do jakiegoś dziewiętnastego roku życia… Ale ciąża będzie bardzo trudna do przebrnięcia… Płód będzie stale domagać się jedzenia. Z dnia na dzień będzie coraz gorzej. Instynkty Eleny zaczną wariować. Sytuacja będzie powoli wymykać się spod kontroli… Dziecko przejmie kontrolę nad matką, przez co zaczną dziać się straszliwe rzeczy… Nie wykluczone, że maleństwo osłabi organizm rodzicielki… Na początku ciężko będzie się je wychowywało… Maluch prawdopodobnie nie będzie potrafił się kontrolować… I prawdopodobnie moglibyśmy temu zapobiec i ta ciąża mogłaby przebiec inaczej, gdyby nie wydarta stronica w księdze…- podsumowała głęboko zamyślona Khloe.
~~~
Perspektywa Eleny
Gdy, wraz z Caroline, przysłuchiwałam się tej rozmowie, na moment zamarłam. Byłam w ciąży z wampirzym dzieckiem. I ta ciąża miała mnie kosztować więcej, niż myślałam. Dla tego dziecka będę zabijała ludzi, stracę nad sobą kontrolę, stanę się prawdziwym potworem… Takim, którym nigdy nie chciałam być. Przez to, wszystko zaczęło do mnie docierać i układać się w logiczną całość. To dlatego na lotnisku zaatakowałam tę kobietę, to dlatego musiałam żywić się częściej, niż zwykle, to dlatego jestem stale głodna… Nie wierzyłam, że to może być prawdą. Mój organizm faktycznie jest osłabiony… Stąd te wymioty…
I w tym oto momencie zakręciło mi się w głowie. Świat wokół mnie zaczął wirować tak szybko, jak wiatraczek w huraganie. Obraz przede mną rozlał się na czerwono, a każda komórka mojego ciała, aż krzyczała „Krew, Krew! Krwi!”. Zaczął boleć mnie brzuch. Ja nie byłam głodna, lecz ono tak. I właśnie w tym momencie zdałam sobie z tego sprawę. Boleści, które przechodziłam, stawały się z sekundy na sekundę coraz mocniejsze. Przez to wszystko rozbolały mnie kły, które mimowolnie obnażyły się. Czułam się tak, jakby coś rozsadzało mi je od środka. Nie chciałam, aby mój wampirzy instynkt się włączył. Usiłowałam z tym walczyć! Starałam się dotrzeć w jakiś sposób do maleństwa i powtórnie przejąć kontrolę nad swoim ciałem, lecz nie było to takie proste, jak myślałam. Robiłam wszystko, co w mojej mocy, by zapobiec jakiemuś nieszczęściu i chyba powoli zaczynało mi się to udawać.
Poczułam, jak ktoś obejmuje mnie w pasie. Nie potrafiłam w tej chwili logicznie myśleć, ani niczego, nikogo sobie przypomnieć, lecz dotyk czyjś dłoni sprawił, że w moim sercu pojawiło się dziwne uczucie ciepła. W moim umyśle pojawił się obraz mężczyzny. Pięknego, niebieskookiego mężczyzny. Kiedy jego obraz mieszał mi w głowie, wszystko zaczęło powracać do normalności. Obraz przede mną przestał rozlewać się na czerwono i złączył się w jedno, ból kieł momentalnie ustał, a ból brzucha… Zniknął tak szybko, jak się pojawił. W końcu mogłam zacząć racjonalnie myśleć. A bynajmniej tak mi się zdawało.
Złapałam się czyjś rąk oplatających mnie w pasie, gdyż myślałam, że zaraz zemdleję. To, co przed chwilą przeszłam wyczerpało mi siły. A przede wszystkim zrozumiałam, że jestem… Głodna. I to cholernie głodna. Momentalnie obróciłam się za siebie, jednak czyjeś ramiona nadal trzymały mnie w żelaznym ucisku. Spojrzałam na tego, który mi pomógł. Damon. Zatonęłam na moment w jego błękitnych oczach. Z dnia na dzień kochałam go coraz bardziej, o ile to możliwe.  Po jednak dosłownej chwili w mojej główce zapalił się czerwony alarm, który skowytał „krew”.
-Damon… Krwi…- wyjąkałam osłabiona.
-Caroline, skocz po krew.- odezwał się do przyjaciółki.
Po chwili blondynka zjawiła się z czterema woreczkami krwi w dłoniach. Kiedy tylko je zobaczyłam, przestałam zupełnie kontrolować swój głód. Wyrwałam jej z ręki jedną torebkę, którą momentalnie opróżniłam. Oczy zabarwiły się na czerwono, a te przeklęte żyły uwypukliły się na mojej twarzy. Musiałam wypić i zawartość drugiego woreczka, gdyż ból kieł i brzucha ponownie zaczął dawać się we znaki. Opróżniłam tak samo trzecią, jak i czwartą torebeczkę. Kiedy zrozumiałam, że to koniec mego pożywiania się, moja twarz znowuż stała się normalna, a wszystkie dolegliwości ustąpiły, jak ręką odjął.
Z przerażeniem spojrzałam na obejmującego mnie Damona, po czym przeniosłam wzrok na zdruzgotaną siostrę. Była jakby za ścianą. Całkowicie niedostępna dla świata. Chwilami wydawało mi się, że moje cierpienie sprawia jej większy ból, niż mnie samej. Wiem, że to dziwne, ale miałam takie dziwne złudzenie…
-Widzisz, Damon? O tym właśnie mówiłam…- westchnęła przygnębiona Khloe.
-Trzeba znaleźć jakiś sposób, by Elena… Byś ty Eleno, nie cierpiała…- odparł przygaszony.
-Zniosę wszystko, byleby ono było całe…- odpowiedziałam niemal szeptem.
-Ryzyko jest olbrzymie. Myślę Eleno, że tym razem Damon ma rację. Powinniśmy…- wtrąciła siostra.
-Nie! Wytrzymam przez całą ciążę, choćbym nie wiem co! Dam radę to kontrolować! Dam radę!- wrzasnęłam udając się do swojej sypialni.
 W wampirzym tempie wbiegłam do swego pokoju. Rzuciłam się wykończona na łóżko, zastanawiając się, co jeszcze mi się przytrafi i ile będę musiała wycierpieć… Pragnęłam tylko chwili spokoju. I nic więcej. By na moment zatrzymał się czas, bym mogła wziąć głęboki dech w piersi i iść dalej przed siebie. Dopadło mnie tak wielkie przygnębienie, że chyba nie jestem w stanie sobie z nim poradzić.
Nagle do pokoju wszedł Damon. Usiadł obok mnie na łóżku, kładąc mi dłoń na kolanie.
Wiedziałam , że chce mnie pocieszyć, powiedzieć, że przebrniemy przez to razem i że jak zwykle, poradzimy sobie ze wszystkim. Ale ja nie chciałam tego usłyszeć. Nie tym razem. Pragnęłam, aby chociaż raz, do moich uszu dotarła prawda, to, co dzieje się w rzeczywistości. Właśnie teraz.
-Kochanie…- zaczął Damon.
-Nie, Damon.- przerwałam mu stanowczo.- Nie chcę słyszeć, że wszystko będzie dobrze. Pragnę tylko odrobiny spokoju…- wyszeptałam cichutko.
Wtedy zatopił spojrzenie w mych oczach, po czym przeniósł wzrok na me usta. Momentalnie się w nie wpił, sprawiając, że rozpływałam się z rozkoszy. Jego wargi były tak miękkie i tak idealnie przylegały do moich…  Zawiesiłam mu się na szyję. Tak bardzo go pragnęłam… Jak nikogo innego. Teraz wiem, że to, co łączyło mnie i Stefana to nie ta prawdziwa, jedyna miłość. To przy Damonie czuję się bezpieczna, wiem, że żyję i nigdy nie przestaję go pragnąć. Zawsze, gdy się na mnie spojrzy, moje serce wali jak młotem. Ja… Kocham go. Tak naprawdę.
Wtem mój małżonek oderwał się ode mnie. Zdziwiona spojrzałam w jego oczy.
-Coś się stało?- spytałam oszołomiona.
-Elena, czy zawsze, kiedy nie przechodzę do seksu, musi się coś stać?- zaśmiał się głośno.- Nie, po prostu, chcę, abyś wypoczęła. Wyśpij się trochę, a ja pójdę szukać rozwiązania naszych problemów.- na mojej twarzy pojawił się grymas.- Kochanie, nie przesadzajmy. Mamy na TO całą wieczność.- dodał, widząc mą minę.- Więc połóż się już. Wytłumaczę wszystko Caroline. Przyjdzie do ciebie innym razem.- zakończył, wychodząc z sypialni.
Może Damon miał rację? Może powinnam była odpocząć?
Tak też zrobiłam. Ułożyłam się na łóżku, pogrążając się w głębokim śnie.
~~~
Perspektywa Bonnie
Siedziałam i przez długi czas myślałam nad słowami Caroline. Może ona ma racę? No bo przecież to nie wina Eleny, że stała się wampirem. W końcu tego nie chciała… Ale z drugiej strony zawróciła, tam, po drugiej stronie i zdecydowała się na bycie wampirem.
Co mam na to poradzić? NIENAWIDZĘ WAMPIRÓW. Do jakiegoś czasu starałam ignorować się ten fakt, że bliskie mi osoby są bestiami. Musiałam się przemóc, by zaakceptować Caroline jako demona nocy, ale Elena? Żeby i nawet Elena? Tego już trochę za wiele. Straciłam najważniejsze osoby w mym życiu… Stały się kimś, a raczej czymś, czego się brzydzę… i nienawidzę.
Taka jest już moja natura. W końcu jestem czarownicą z rodu Bennetów. A czarownice nie lgną do tego co złe, lecz zło dobrem zwyciężają. Lecz… Elena to moja przyjaciółka… Przeżyłyśmy ze sobą tyle pięknych chwil, przebrnęłyśmy przez tyle kłopotów… Zawsze trzymałyśmy się razem…
Może powinnam do niej iść? Odwiedzić ją? Chociaż na moment? Pogodzić się z nią i żyć tak, jakby to co się stało nigdy nie miało miejsca? Czy to w ogóle możliwe?
Wstałam więc z kanapy, powoli kierując się w stronę drzwi, ciągle walcząc z samą sobą w myślach.
~~~
SEN Z PERSPEKTYWY ELENY
Ubrana w długą, czerwoną suknię, stałam w jakimś białym pomieszczeniu na bielusieńkim dywanie. Wszędzie dookoła panowała cisza, a do moich nozdrzy dostawał się aromat różnego rodzaju perfum. Przy oknie, za którym widoczna była noc, na parapecie stał biały wazon z krwisto-czerwonymi różami.
Wtem przede mną pojawiła się mała dziewczynka. Długie włosy sięgały za jej plecy. Jej kreacja również mieniła się w czerwonych barwach, a na twarzyczce gościł słodki uśmieszek. Na widok tej małej istoty uśmiechnęłam się promiennie, a serce przyspieszyło mi bicie. Zupełnie, jakbym znała ją od zawsze. Poczułam, jakby łączyła nas jakaś dogłębna więź.
Dziewczynka podeszła do mnie, wyciągając do góry rączki. Podniosłam ją więc, przytulając mocno do siebie. Kiedy jednak odchyliła główkę i spojrzała na mnie swymi przepięknymi, błękitnymi oczkami, wiedziałam już, że zrobiłabym dla niej wszystko. Coś nas łączyło. I byłam o tym przekonana.
Nagle uśmiech zszedł jej z twarzy. Posmutniała w oczach. Myślałam, że pęknie mi serce. Dlaczego taka kochana istotka cierpi?
-Coś ci jest?- spytałam zatroskana.
-Jestem głodna.- odparła anielskim głosikiem, który przepełnił mnie bezwzględną miłością i zaufaniem.
-To może zabiorę cię na naleśniki, hm?- posłałam jej radosny uśmiech i spojrzałam na nią z zaciekawieniem. Niestety nadal pozostała smutna.
-Ja nie jadam takich rzeczy. Wiem, że ty mnie zrozumiesz.- wyszeptała cichutko wpatrując się w moje oczy.- Krwi. Potrzebuję, krwi.- dodała, sprawiając, że na moment oniemiałam.
Co się takiego musiało stać, że to niewinne maleństwo stało się bestią? Taką jak ja? Zrobiło mi się jej bardzo szkoda. Bolało mnie, że i ona przechodzi przez to piekło, którym jest żywienie się krwią. Uśmiechnęłam się więc do niej pocieszająco, przytulając ją mocniej.
-Hej, nie martw się. Pomogę ci.- rzekłam pewnie. Na twarzy maleńkiej pojawił się wdzięczny uśmiech, a w oczach zaczęły tańczyć malutkie iskierki.
-Skup się.- wypowiedziała cichutko dane słowa. Zamknęłam więc oczy, starając się całkowicie wyciszyć.- Czujesz?- spytała ciekawie.- Człowiek.- dodała dość jednoznacznym tonem głosu.
Wiedziałam, co ma na myśli. Była głodna. Rozumiałam ją. Tak bardzo pragnęłam jej pomóc… Nie chcę, aby jakiś człowiek ucierpiał, ale ta dziewczynka… Muszę zaoferować jej swoją pomoc. Nie pozwolę, aby istota ludzka zginęła z jej winy.
-Mam go tu przyprowadzić?- bardziej stwierdziłam, niż zapytałam.
-Tak. Proszę…- poprosiła mnie tak słodko, wręcz kusząco.
Postawiłam ją więc na ziemię, kierując się powoli w kierunku drzwi wyjściowych z danego pomieszczenia.
RZECZYWISTOŚĆ Z NARRACJI TRZECIOOSOBOWEJ
W czasie, gdy ktoś dobijał się do drzwi, Elena jak zahipnotyzowana podniosła się z łóżka. Mimowolnie kierowała się w stronę drzwi. Podniosła powieki, przez co widoczne stały się jej czerwone, złaknione oczy. Wyprostowana schodziła schodami w dół, kierując się jedynie instynktem. Przed swymi oczami nadal miała obraz białego budynku, a w jej głowie huczały słowa maleńkiej dziewczynki.
Nie zwracała uwagi na to, że z korytarza ktoś nawoływał ją krzycząc „Elena! Elena! To ja, Bonnie! Jesteś tu?”. Po prostu, kierowana przez instynkt zmierzała w kierunku głosu, uparcie myśląc, że to pokarm dla małej dziewczynki.
Doszła więc do korytarza. Stanęła na wprost osoby, która przyszła ją odwiedzić. Bennet’ówna wysiliła się na słaby uśmiech i małe przywitanie.
-Hej… Eleno, przyszłam cię przeprosić… Zachowałam się nie fair w stosunku do ciebie… Może zapomnimy o tym?- wydukała zmieszana Bonnie.
Elena jednak nic nie odparła. Bez żadnych emocji wymalowanych na twarzy szła w kierunku przyjaciółki. Zatrzymała się przed nią i chwyciła ją za rękę.
SEN Z PERSPEKTYWY ELENY (CIĄG DALSZY)
Chwyciłam za rękę jakąś kobietę. Właśnie chciałam zaprowadzić ją do tej uroczej dziewczynki, gdy właśnie ona stanęła przede mną. Zjawiła się tu momentalnie. Wpatrywała się we mnie swymi bystrymi oczami, przez które całkowicie traciłam głowę. W takim stanie stanęła obok swej przyszłej ofiary, patrząc z pragnieniem na jej szyję. Na ponów przeniosła swój wzrok na mnie.
-Pożyw się ze mną. Proszę. Będzie mi raźniej.- wyszeptała niemal błagająco.
Cóż, nie potrafiłam jej niczego odmówić. Wiedziałam, że pewnie nie za przyjemne jest to, przez co teraz przechodzi. Ten głód, to pragnienie… Nie chciała robić tego sama, pragnęła mieć w kimś poparcie. Wydaje mi się, że nauczyłam się już kontroli, więc nie powinno być tak tragicznie…
-Dobrze...- westchnęłam ciężko.- W takim razie ty pożyw się z dłoni, a ja z tętnicy.- dodałam.
Na mojej, jak i jej twarzy uwypukliły się żyłki, a oczy zalała czerwień.
RZECZYWISTOŚĆ Z NARRACJI TRZECIOOSOBOWEJ
-Elena, co ty robisz?- spytała zdziwiona Bonnie.
Jednak nie miała już czasu myśleć. Na twarzy przyjaciółki dostrzegła sine żyły. Dopiero teraz zorientowała się, jak przerażająco czerwone są jej oczy. Wydała z siebie stłumiony okrzyk, lecz to tylko pobudziło instynkt bestii Salvatore’ówny. Ta momentalnie wpiła się swymi kłami w tętnicę mulatki, wysysając z niej drogocenną duszę.
W tym oto momencie do domu jednak wszedł Damon. Widząc, co się dzieje, w wampirzym tempie znalazł się przy żonie, odciągając ją od Bennet’ówny. Elena nie chciała przestawać, pragnęła jeszcze się pożywić. Usiłowała wyrwać się z ucisku Damona, lecz nie potrafiła.
Bennetówna w tym czasie zemdlała, uderzając dość mocno głową w ziemię.
Damon widząc do, obrócił ku sobie Elenę usiłując wyrwać ją z transu. Wmawiał jej, że już zdołała zaspokoić swój głód. Usilnie tłumaczył też, że osoba, którą się pożywiła, to Bonnie, która właśnie zemdlała.
W końcu w oczach dziewczyny, mąż dostrzegł pewien błysk, jakby zaczynała rozumieć. Żyłki zniknęły jej twarzy, jak i czerwień pokrywająca jej oczęta. Zamiast tego, widoczne zostało tylko przerażenie. Elena rozumiejąc, co zrobiła, dopadła do nieprzytomnej Bonnie. Łzy skapywały na omdlałą przyjaciółkę.
-Bonnie, Bonnie, obudź się! Przepraszam cię, ja… Ja nie chciałam, Bonnie!- wrzeszczała płacząc.
-Nic jej nie będzie. Odsuń się.- warknął surowo Damon, który wziął na ręce mulatkę, zanosząc ją na kanapę do salonu. Jego żona podążyła za nim.
-Damon, ale ja nie chciałam! Naprawdę…- dukała przez łzy.
-Dlaczego nie powiedziałaś mi, że nadal się nie kontrolujesz?!- zdenerwował się. Myślał, że małżonka go okłamuje.
-Ale Damon, ja nawet nie wiem, jak się tu znalazłam! Spałam i śniła mi się ta dziewczynka, z którą szłam się pożywić…- mówiła dalej zapłakana.
-Mogłem się tego domyślić.- burknął pod nosem.- To nie twoja wina, że zaatakowałaś Bonnie. To wina dziecka.- dodał, czym totalnie dobił dziewczynę.
~~~
Perspektywa Stefana
Spotkanie z Klausem totalnie namieszało mi w głowie. W końcu zaproponował mi rzecz tak straszną, ale i tak kuszącą… Pierwotny zamierza, z moją pomocą, pojmać wkrótce Elenę i zrobić coś, by mógł zdobyć jej człowieczą, sobowtórową krew do tworzenia hybryd. Obiecał mi, że w zamian za to sprawi, że dziewczyna będzie tylko i wyłącznie moja. Nie wiem… Nie wiem już nic- co mam robić, na co się zdecydować?
Szedłem tak po ulicy, rozmyślając o moim trudnym położeniu. Ja i Elena na wieczność razem… Czy mogłoby być coś piękniejszego?
Moje rozmyślania przerwał jednak silny poryw wiatru, który rozczochrał moje idealnie dotąd ułożone włosy. Liście zaczęły wirować. Zrobiło się strasznie chłodno. Przed oczami dostrzegłem tylko mgłę. Ale tak było tylko przez moment. Po chwili wszystko wróciło do normalności. Na ponów zrobiło się ciepło, przyjemnie i bezwietrznie.
Gdy jednak zacząłem poprawiać włosy, poczułem na nich coś dziwnego. Wziąłem to w dłoń. Była to kremowa karteczka, a wręcz powiedziałbym liścik. Na nagłówku pisało „Stefan Salvatore”. Otwarłem go.
„Jutro, o północy, bądź u mnie.
Liczę na ciebie, Stefanie.”
Nikt się nie podpisał.
Cała ta sytuacja zaczynała mnie coraz bardziej niepokoić i wprowadzać większy to zamęt w głowie.