ROZDZIAŁ VII
-Nigdy sobie tego nie wybaczę.- szepnęła w stronę siedzącego
obok niej Damona.
Bonnie gdy tylko się ocknęła, oznajmiła, że Elena jest u niej
skreślona, po czym opuściła ich rezydencję. Wampirzyca miała ochotę zapaść się
pod ziemię. Cała ta sytuacja ją przerosła. Nie miała pojęcia, że to dzieje się
naprawdę. Przecież pozostała we śnie. Czyżby to przez dziecko? Czy tak teraz
miało wyglądać jej życie?
-Lenka, to nie twoja wina. Dziecko to na tobie wymusiło.-
starał się ją wesprzeć, lecz na marne.
-Nie rozumiesz, Damon. To Bonnie. Miałam szansę odbudować z
nią relacje, a teraz… Teraz ona nie chce mnie znać.- była bliska płaczu.
-Obiecuję ci, że wszystko między wami się ułoży.- wyszeptał
jej do ucha, odgarniając spadający na nie kosmyk włosów.
Salvatore zaczął składać pocałunki na szyi małżonki.
Dziewczyna doszła do wniosku, iż zasłużyła na trochę przyjemności. Nie mogła
się cały czas umartwiać. Brunet zsunął delikatnie ramiączko od sukienki, które
bezwładnie osunęło się po jej ręce. Pchnął ją delikatnie na łóżko, górując nad
żoną. Wpił się w usta ukochanej. Oboje pozbywali się w tym czasie odzieży
partnera. Elena siłowała się z paskiem męża, a on z jej zapięciem od stanika.
-Jak można produkować takie staniki?- mruknął zirytowany.
-A jak można nosić takie paski?- odgryzła się chichocząca
Elena.
Po chwili byli już zupełnie nadzy. Damon całował ciało żony z
wielką zachłannością. Nie potrafił się kontrolować. Z ust Eleny wydobywały się
ciche pojękiwania. W odpowiednim momencie brunet szedł w nią, a wtedy cały
świat przestał na moment istnieć.
Po upojnych chwilach opadli na poduszki. Damon zapadł w
głęboki sen. Elena przyjrzała mu się dokładnie. Wyglądał przesłodko, kiedy
spał. Tak niewinnie, zupełnie jak nie Damon. Pogłaskała go po policzku, a potem
wtuliła się w niego usiłując zasnąć.
Niestety.
Gdy pochłaniała ją kraina Morfeusza, przed jej oczyma ukazała się znowu ta sama
dziewczynka. Tym razem ubrana w sukienkę o odcieni delikatnego różu. Stała w
holu, który wygląda jakby znajdował się w pałacu. Kremowy kolor ścian. Miejsce
dość mocno oświetlone, wyłożone staroświeckimi, równie jasnymi płytkami.
Potężny, ozdobiony złotem świecznik wisiał nad głową niebieskookiej.
Spojrzała
swymi lazurowymi oczyma w stronę Eleny. Podskakiwała słodko zbliżając się do
niej. Przystanęła jednak robiąc niewinną minę szczeniaczka.
„Jestem
głodna. Chodźmy zapolować, proszę. Ty jedyna mnie rozumiesz.”
Elena
spojrzała z czułością na dziewczynkę. Gdy na nią spoglądała miała ochotę oddać
jej wszystko, co posiada. Nic ją nie obchodziło. Pragnęła tylko szczęścia tej
maleńkiej istoty. Czuła dozgonną miłość i oddanie do nieznajomej ślicznotki.
Nie potrafiła jej się oprzeć.
Salvatore’ówna
uklęknęła rozkładając w zachęcającym geście ręce. Dziewczynka rzuciła się w
ramiona kobiety przytulając się do niej mocno. Elena czuła kwiatowy zapach
włosów brunetki. Przyjemnie drażnił jej nozdrza. Kwiatowy aromat wypełnił jej
serce nieznanym dotąd uczuciem, które było bardzo przyjemne. Spowodował on, że
jej spontaniczność i kreatywność obudziły się.
-Dobrze.
Zapolujemy. Musimy tylko znaleźć dobry kąsek.- kobieta puściła maleńkiej oczko,
na co ta uśmiechnęła się łobuzersko.
Elena otwarła oczy, po czym gwałtownie uniosła się siadając
na łóżku. Odgarnęła włosy, które opadały na czoło. Odetchnęła ciężko
przyciągając mocniej kołdrę do piersi. Owa dzieweczka znowu ją nawiedziła. To
było bardzo dziwne. Ale… Przyjemne uczucie pozostało nadal w jej sercu. Nie
wiedzieć czemu czuła coś w rodzaju zobowiązania wobec małej istotki. Myśl o
tym, że pozostawiłaby ją na pastwę losu doprowadzała ją do niemałego
szaleństwa. Maleńka pragnęła pożywienia. Salvatore’ówna ją rozumiała, nawet
bardzo dobrze. Dziewczynka miała w niej takie samo wsparcie, jak ona w Damonie.
Kobieta zerknęła przelotnie na małżonka. Spał jak suseł.
Leżał na brzuchu z rękoma na kołdrze, a kosmyki włosów opadały mu na czoło.
Wyglądał przeuroczo. Brunetka jednak ocknęła się pospiesznie z rozmarzenia.
Wiedziała, że nie może ryzykować i ponownie pożywić się/dziecko w
nieświadomości. Musiała wziąć sprawy w swoje ręce.
Momentalnie podniosła się z łóżka. Po cichutku podeszła do
szafy, z której wyjęła czerwoną, seksowną, mini sukienkę. Zamknęła się w
łazience, gdzie przyodziała się w ową kreacją. Z lekka natapirowała włosy, po
czym spięła je. Wyglądały zjawiskowo - artystyczny nieład. Nałożyła na siebie
lekki makijaż. Przejrzała się w lustrze poprawiając swój wygląd. Spryskała się
kokosową wonią perfum. Wyszła z łazienki podchodząc na paluszkach do drzwi.
Mimowolnie odwróciła głowę, by spojrzeć na pogrążonego we śnie Damona. Źle
czuła się z tym, że właśnie go oszukuje, ale nie miała innego wyjścia. Gdyby mu
powiedziała o tym, co zamierza zrobić z pewnością kategorycznie by jej tego
zabronił, nawrzeszczał, prawił kazanie i zacząłby pilnować jej na każdym kroku,
co doprowadziłoby do kłótni, czego bardzo nie chciała.
Wymsknęła się więc z sypialni ostrożnie zamykając za sobą
drzwi. Dotąd niepostrzeżona zeszła na parter. Podeszła do szafy wyciągając z
niej swoje czarne szpilki i skórzaną kurtkę. Nałożyła owe obuwie i nakrycie na
siebie. Wyjęła jeszcze jakąś starą torebkę, do której włożyła swojego iPhone,
trochę gotówki i pomadkę. I kiedy miała już opuścić rezydencję, usłyszała za
sobą znaczące odchrząknięcie.
Na moment ją sparaliżowało. Myślała, że to Damon obudził się
i przyłapał ją na gorącym uczynku. To byłaby z pewnością największa, najgorsza
i najbardziej hałaśliwa wpadka w jej życiu. Na samą myśl o wypominaniu tego
incydentu przez męża dostawała furii.
Wzięła głęboki wdech starając się uspokoić i niezależnie od
wszystkiego bronić swego stanowiska. Zabrała więc dłoń z klamki, po czym
odwróciła się w stronę mężczyzny. Ku jej zdziwieniu nie stał tam jej ukochany,
lecz Stefan. Nie potrafiła powstrzymać się od odetchnięcia z ulgi. Nieco się
rozluźniła. Spojrzała z lekkim wyrzutem na towarzysza.
-Musisz mnie tak straszyć?- fuknęła nieco zirytowana.
-Myślałaś, że to Damon?- uniósł do góry brew i uśmiechnął się
lekko, gdy zobaczył zmieszanie na twarzy Eleny.- Dobra, mów. Co jest grane?-
nie silił się na zbytnią uprzejmość. Wiedział, że z brunetką nie warto owijać w
bawełnę.
-Muszę zapolować.- odparła ze stoickim spokojem.
-W tajemnicy przed Damonem? Co to za „polowanie”?- Stefan nie
dał się zwieść.
Elena splotła ręce na piersi przygryzając dolną wargę. Nie
była przekonana, czy może powiedzieć o tym blondynowi. Dotarło do niej, że
ciąża bardzo go dobiła, więc dlaczego miałaby mu niby coś wyjawić? Westchnęła
ciężko. Przecież to mimo wszystko Stefan. Jej Stefan. Liczyła, że znajdzie w
nim oparcie.
-Dziecko domaga się jedzenia.- odpowiedziała najciszej, jak
potrafiła.- Jeśli nie zapoluję…- urwała spinając się.
-Rozumiem. Ale nie mogłaś po prostu wyjść z domu na ulicę,
zgarnąć jakiegoś człowieka w las, pożywić się nim i wymazać pamięć? A co z
Damonem? Czemu on o tym nie wie?- młody Salvatore nie odpuszczał.
-Stefan, ja…- zawahała się. Sama przed sobą bała się do tego
przyznać.- Oh… Dziecko jest ciągle nienasycone. Mogę działać w amoku. Ono…-
musiała przez to przebrnąć. Wiedziała o tym.- Ono chyba zaczyna przejmować nade
mną kontrolę… Nie wiem, jak to nazwać… Czuję się taka beztroska…- wydukała
cicho.
-Boisz się?- wypalił nagle, czym zbił z pantałyku dziewczynę.
-Nie… To znaczy, tak. To znaczy tak, w tym momencie, gdyż
powrócił mi zdrowy rozsądek. Ale jeszcze sekundę temu czułam się inaczej…
Jakbym była wolną, bez zobowiązań wampirzycą…- analizowała sobie coś w głowie.
Stefanowi zrobiło się przez moment żal Eleny. Już rozumiał.
Dziecko przejmuje nad nią kontrolę, przez co przestaje być sobą. Gdyby poszła z
Damonem na polowanie różne rzeczy mogłyby się wydarzyć. A gdyby zaczęła
zdradzać go na jego oczach? Powiadomienie Salvatore’a o planach kobiety byłoby
czymś katastrofalnym w skutkach. Wiedział, że brunetka sama nie da sobie z tym
rady. Ktoś musiał jej pomóc i wiedział, że tym kimś jest on.
Podniósł rękę zerkając na zapięty na nadgarstku zegarek-
22.30. Miał jeszcze półtora godziny do spotkania z osobą, która wysłała mu ten
liścik. Oczywiste, że to Katherina. Wszędzie rozpoznałby jej klasyczne pismo, z
zawijanym diabolicznie S. Nie zdecydował jeszcze, czy do niej pójdzie. Ale…
Zdecydował jedno.
Zerknął na Elenę uśmiechając się do niej miło. Ona za
niedługo może należeć tylko do niego. Wystarczy, że przyjmie propozycję Klausa.
Nie chciał jednak teraz o tym myśleć. Po prostu- pragnął jej
pomóc, wspierać ją, bezinteresownie. Tak, jak dawniej.
-Chodź.- rzucił szybko wymijając skołowaną brunetkę.
-Co?- wymsknęło jej się ze zdziwienia.
-Chyba nie myślałaś, że zostawię cię z tym samą?- posłał jej
znaczące spojrzenie. Elena uśmiechnęła się radośnie ukazując rząd swoich
śnieżnobiałych zębów.
-Dziękuję.- podziękowała zupełnie szczerze.
-Nie dziękuj. Nic nie mów, po prostu chodź.- ponaglił ją
chichocząc lekko.
Wyszli. Wsiedli do samochodu Stefana, po czym natychmiastowo
odjechali sprzed pensjonatu.
Salatore’ ówna zerknęła przelotnie na swego przyjaciela.
Zastanawiała się, skąd ta nagła zmiana. Zaledwie wczoraj unikał ją, jak tylko
mógł, a teraz? Teraz czuje się, jak wtedy, gdy go poznała. Biła od niego ta
dobroć, miłość, niewinność… Magia. Zatęskniła za tymi czasami, kiedy rozmawiali
do późna, spacerowali, spędzali razem czas… Z nim życie wydawało się być prostsze.
Wspomnienia stawały jej przed oczami, niczym sceny z filmu. Chciała go o coś
spytać, lecz nie miała odwagi. Przygryzła lekko wargę wbijając w niego wzrok.
-Ignorowałeś mnie.- stwierdziła patrząc na niego wyczekująco.
-Wydaje ci się.- odparł obojętnym tonem.
-Stefan…?- nie odpuszczała.
-Zrozum, to trudne. Mój brat wziął ślub z kobietą, z którą
byłem kiedyś związany, która stała się wampirem i na dodatek zaszła w ciążę.
Jak ty byś się zachowała?- rzucił w jej stronę.
-Nadal coś do mnie czujesz?- grała w otwarte karty. Chciała
znać prawdę.
-Tak.- mruknął cicho.
Resztę drogi przesiedzieli w milczeniu. Lena czuła się
strasznie z tym, że młodszy Salvatore tak przez nią cierpi. Nigdy sobie tego
nie wybaczy. Ale nie mogła być z nim, skoro to Damona pokochała całym sercem.
Wjechali na parking. Wysiedli przez klubem nocnym „Life
Night”. Serce brunetki na ponów ogarnęło dziwne poczucie beztroskości i
lekkomyślności. W jej głowie huczało tylko „Krwi! Krwi!”. Starała udawać
jednak, że wszystko jest w porządku.
Weszła pewnym krokiem do klubu. Nie zwracała uwagi na z lekka
zaniepokojonego Stefana. Wychwytywała wzrokiem wszystkich przystojniaków na
sali. Zobaczyła swojego starego znajomego Xaviera i Christiana. Na jego widok
prychnęła głośno. Nie wiedziała konkretnie, dlaczego, ale miała ochotę go
rozszarpać. „Nawet w połowie nie dorównuje Damonowi”- przemknęło jej przez
myśl.
Usiadła przy barze zamawiając drinka z kostką lodu. Sączyła
go powoli, przez słomkę, opierając się nonszalancko o blat. Musiała wmieszać
się w tłum. Nie mogła działać zbyt szybko, chociaż głód doskwierał jej, a
raczej dziecku, niemiłosiernie. To uczucie wręcz wypalało ją od środka.
Próbowała to powstrzymywać, lecz owo uczucie stawało się uciążliwe.
Wstań
nakazał głos małej dziewczynki. Wiedziała, że to właśnie TA DZIEWCZYNKA. Nie
rozumiała tylko, jakim cudem ona ją słyszy. Głos nie dobiegał z wnętrza
kobiety, lecz w jej mniemaniu z każdej strony sali.
Wstała zgodnie z nakazem głosiku. Obróciła się za siebie.
Widzisz?
ON. Zapolujemy na niego, dobrze? Proszę, wiem, że mnie zrozumiesz.
Elena jak w amoku podążyła w kierunku nieznajomego,
długowłosego blondyna, który wyglądem przypominał światowej sławy modela.
Idealnie wyrzeźbione kości policzkowe, niebieskie włosy i śniada cera- to
sprawiało, że dziewczynę przechodziły przyjemne dreszcze podniecenia. Do tego
biała, flanelowa koszula rozpięta na klatce piersiowej i czarne jeansy.
Wyglądał nieziemsko.
-Witaj.- rzuciła kusząco na powitanie.
-Cześć, piękna.- odparł zadowolony przybyciem brunetki.
-Mogę prosić do tańca?- wyciągnęła dłoń w zapraszającym
geście.
-Oczywiście.- zgodził się rozbawiony.
Wyciągnęła go na parkiet, gdzie zaczęli dziko tańczyć. Jego
dłonie wędrowały po jej talii, a ona zaczęła wcielać swój niecny plan w życie. Obrót,
przyciągająca ręka blondyna, spotkanie się ze wzrokiem blondyna. Nie szło
zaprotestować- urodą grzeszył i to bardzo. Elena uśmiechnęła się ukazując przy
tym rząd swych śnieżnobiałych zębów. Przygryzła lekko wargę, gdy zobaczyła w
jego oczach iskierki pożądania.
-Chodźmy stąd.- wymruczała mu kusząco do ucha, a ten bez
wahania się zgodził.
Zaciągnęła go na zaplecze. Ten nie czekając na jej zgodę wpił
się w usta brunetki całując ją namiętnie. Ona bez wahania odwzajemniła
pocałunek z dużym zaangażowaniem. Chłopak ściągnął z niej kurtkę a ta zdarła z
niego koszulę. Blondyn usadził ją na jakimś stoliku obsypując pocałunkami jej
szyję i dekolt. W oczach Eleny tańcowały diaboliczne ogniki. Mogła w końcu
zrobić to, na co tak długo czekała.
-Żegnaj… Kochany.- mruknęła tylko.
Nim mężczyzna zdążył się zorientować, kobieta zatopiła
wydłużające się kły w jego tętnicy, przez co wrzasnął z bólu. Oczy zaszły
czerwienią, a na jej twarzy pojawiły się sine żyłki. Próbował ją od siebie
odsunąć, lecz nie potrafił. Elena wpijała się coraz głębiej w towarzysza,
wysysając z niego całą duszę. Wrzeszczał, lecz nikt go nie słyszał. Czym więcej
błagał, tym wampirzyca zadawała mu większy ból. Podobało jej się to. Karmiła
się jego strachem. W końcu zaczął słabnąć. Nie miał siły na krzyki.
Salvatore’ówna delektowała się nieziemskim smakiem jego krwi, która smakowała o
niebo lepiej niż ta z torebki. Dziewczyna wyssała z niego ostatnią kroplę
duszy. Wydał z siebie ostatnie tchnienie życia, po czym jego ciało opadło
bezwładnie w jej ramiona.
I w tej chwili do magazynu wszedł Stefan, który stanął jak
skołowany na widok martwego blondyna i nienasyconej szwagierki. Ta gdy go
ujrzała, odrzuciła ciało nieznajomego na drugi koniec pomieszczenia.
Przekręciła lekko głowę uśmiechając się niebezpiecznie. Twarz bestii nie zniknęła,
co przyprawiło Salvatore’a o jeszcze większy niepokój. Kobieta zbliżała się do
niego z mordem w oczach. Została pozbawiona wszelkich skrupułów. Wampir poczuł
zdezorientowanie. Nie miał pojęcia, co ma zrobić.
-Elena, to ja, Stefan.- zaczął powoli, a towarzyszka kręciła
głową jak słuchający właściciela piesek.- Już wszystko w porządku. Ja jestem po
twojej stronie. Nie mam zamiaru cię skrzywdzić. Możesz już przestać.- mówił
powoli jak pośrednik między policją a przestępcą.
Brunetka zatrzymała się. Jej oczy przybrały naturalną,
czekoladową barwę, a twarz stała się na powrót gładka bez szpecących żył.
Spojrzała zdezorientowana na szwagra, który przyglądał jej się z bólem.
Zaczynało do niej powoli docierać, co się stało. Chcąc nie chcąc odwróciła niepewnie
głowę za siebie, gdzie ujrzała leżącego na drugim końcu sali mężczyznę.
Zrozumiała, co tu właśnie zaszło. Zerknęła ukradkiem na zdartą koszulę i leżącą
skórzaną kurtkę. Wiedziała jednak, że nie doszło do niczego „więcej” między
nimi. Zacisnęła dłonie w pięści, lecz nie potrafiła znieść wyrzutów sumienia. Z
jej oczu popłynął strumień łez. Salvatore podszedł do swojej byłej dziewczyny i
przytulił ją mocno do siebie. Gładził jej włosy starając się ją jakoś
pocieszyć, uspokoić, lecz bez skutków. Kobieta wtuliła się w niego jeszcze
bardziej, szlochając głośniej.
-To moja wina… Moja wina… Ja go… Ja go… Zabiłam…- wydukała
ochrypłym od łez głosem.
-Ci…- szeptał na uspokojenie.
Nie wiedział, co miał jej powiedzieć. Że to nie jej wina? Że
wcale go nie zabiła? Że to przypadek? Że to nie było celowe? Którakolwiek
odpowiedź okazywała się zła. Wolał chwilę pomilczeć i po prostu być dla niej
podporą.
-Musimy go jakoś ukryć… A najlepiej skierować podejrzenia na
jakieś zwierze…- wymruczał pod nosem.
-Nie Stefan… Ja się przyznam… Ja go zabiłam… Powinni zabić
też mnie…- dukała zdruzgotana.
-Elena- rzekł tonem wręcz karcącym, chwycił ją za ramiona i
odsunął od siebie tak, by spotkać się z jej oczyma.- Czy ty siebie słyszysz?
Masz męża, jesteś w ciąży… Czy ty wiesz, co to znaczy? Gdy zabiliby ciebie,
zabiliby i dziecko. Damon załamałby się i również by się zabił, a…- mówił.
-Poradziłby sobie jakoś.- przerwała mu raptownie.- Ja nie
mogę tak żyć…- wyszeptała cicho.
-Elena, jesteś wampirem. Musisz tak żyć.- wprowadzał ją w jej
rzeczywistość.- Jeśli zabiją ciebie to zabiją i mnie. Wydam się.- dodał
poważnie.
-Żartujesz?- prychnęła z niedowierzaniem.
-Czy wyglądam, jakbym żartował?- utrzymywał w ciągu dalszym
poważny ton.
Elena nic nie odpowiedziała tylko przytuliła się do niego mocno.
Nawet nie zdawał sobie sprawy z tego, ile znaczy dla niej jego wsparcie.
Żałowała co prawda, że nie powiedziała o swoich planach Damonowi, że go tu z
nią nie ma… Wiedziała jednak, że gdyby została z tym sama, nie poradziłaby
sobie. Zresztą, teraz też sobie nie radzi. Nie mogła uwierzyć w to, że zabiła
człowieka. Niewinnego człowieka, który nie zasłużył na taką śmierć. Na samą
myśl o tym na ponów buchnęła płaczem. Stefan przytulił ją mocniej do siebie
gładząc włosy dziewczyny. Rozumiał, ile ją to kosztuje. Nie chciał, by tak
cierpiała. Cmoknął ją w czoło, po czym oderwał od siebie. Podszedł do
nieżyjącego blondyna, przewiesił go sobie przez ramię i zbliżył się do okna,
przez które wyskoczył
Momentalnie znalazł się na chodniku przy jakimś drzewie.
Zwłoki nieznajomego osunęły się bezwładnie na ziemię. Młodszy Salvatore
rozejrzał się uważnie dookoła. Ujrzał przechadzającą się panienkę, która na
pierwszy rzut oka wyglądała jak prostytutka. Paliła Joint’a, by zagłuszyć
wyrzuty sumienia. Stefan w mig oka znalazł się przy niej. Ta bardzo zdziwiona
pojawieniem się mężczyzny uniosła ku górze jedną brew.
-Podejdziesz do tamtego drzewa, przy którym leży martwe ciało
chłopaka z dyskoteki. Rozpaczliwie będziesz nawoływać o pomoc. Zeznasz, że
widziałaś, jak jakieś zwierze ucieka do lasu, lecz nie zdążyłaś zarejestrować
jego obrazu. Powiesz, że widziałaś z oddali białą koszulę więc podbiegłaś w to
miejsce. Zapomnisz, że mnie widziałaś i że ze mną rozmawiałaś. Zrozumiałaś?-
wykorzystywał możliwość zauroczenia.
-Podejdę do martwego chłopaka. Rozpaczliwie będę nawoływać o
pomoc. Widziałam, jak jakieś zwierze ucieka do lasu, lecz nie zdążyłam
zarejestrować jego obrazu. Widziałam z oddali białą koszulę więc pobiegłam w to
miejsce. Nigdy cię nie spotkałam.- wymamrotała jak w hipnozie.
Młodszy Salvatore w wampirzym tempie znalazł się na powrót w
magazynie. Usłyszał, jak z zewnątrz dobiega przeraźliwy krzyk zauroczonej
kobiety. Cóż, wszystko idzie zgodnie z planem. Zorientował się, że nie widzi w
pomieszczeniu Eleny. Gdzie jest u diabła
Elena? Warknął w myślach. Rozglądał się i w końcu ją dostrzegł. Siedziała w
koncie z kawałkiem drewna w ręku, który przymierzała do serca płacząc. Wyrzuty
sumienia były zbyt ciężkie. Na dodatek blondyn usłyszał, jak dziewczyna
prowadzi monolog.
Salvatore’ówna w tym czasie desperacko usiłowała się zabić. I
kiedy miała już wbić sobie kołek w serce ujrzała na ponów tę małą dziewczynkę.
Tym
razem znajdowały się w tunelu. Ciemnym, ciemnym tunelu. Dzieweczka miała na
sobie czerwoną sukieneczkę. Jej twarz szpeciła zaschnięta krew przy jej
ustkach. Lenie zrobiło się niedobrze. Kochała ową istotkę, lecz pogrążona była
w dalszym ciągu w melancholii.
-Dlaczego
jesteś smutna?- spytała maleńka.
-Bo
zabiłam człowieka. Całowałam kogoś, kto nie był Damonem. Jestem nikim.-
wychrypiała zimnym tonem.
-Ale
wampiry zabijają ludzi. Wampiry polują. Myślałam, że mi pomożesz.- odparła
smutno.
-Nie
mogę ci pomóc. Muszę stąd odejść. Nie mogę być wampirem.- westchnęła ciężko.
-Nie!
Proszę cię, nie! Nie zostawiaj mnie! Nie zostawiaj Damona! Ja… Ja… Przepraszam…
Ale… byłam głodna… Nawet nie wiesz, jak głodna…To moja wina, nie twoja…- w
oczach dziewczynki wezbrały się łzy.
-To
moja wina! To moje kły zanurzyły się w jego tętnicy! To moje usta go całowały!
To JA POLOWAŁAM, TO JA SIĘ NA TO ZGODZIŁAM!- wrzasnęła upadając na kolana.
Zaczęła płakać.- Muszę stąd odejść. Nie dam rady.- wychlipała z trudem łapiąc
oddech.
-Jeśli
zginiesz, ja zginę razem z tobą.- wypaliła nagle. Elena podniosła głowę ku
górze. Spotkała się z wzrokiem towarzyszki, która wyciągnęła do niej rączkę.
Kobietę
zatkało. W jej podświadomości zapaliło się czerwone światło. Nie mogła pozbawić
życia tej dziewczynki. Ale ona sama zaś nie chciała żyć…
„ELENA!”- krzyk mężczyzny przywrócił ją do rzeczywistości.
Czuła ból. Coś przeszywało jej ciało na wylot. Nie mogła
oddychać. Podniosła swoje ręce, które
były umoczone we krwi. Spojrzała na swój brzuch. Przebiła się kołkiem. Na
pierwszy rzut oka wyglądało to zupełnie, jakby dźgnęła się w serce. Wszystko
paliło ją od środka. Wrzasnęła z bólu. Myślała, że umiera. Że to już koniec. Że
wreszcie zazna spokoju…
Stefan jednak jednym, zwinnym ruchem wyciągnął kołek z ciała
dziewczyny. Na szczęście nie trafiła w serce. Brakowały dosłownie milimetry.
Elena została pozbawiona wszelkich złudzeń. Opadła wycieńczona na podłogę
szlochając głośno. Wyrzuty sumienia nie dawały jej żyć. To o wiele gorsze niż
śmierć. Salvatore wziął ją na ręce, a ta jak marionetka owinęła jego szyję
rękoma. Nie znała straszniejszego uczucia niż to, że pozbawiło się kogoś
niewinnego życia.
Stefan niezauważalnie wymknął się wraz z szwagierką z klubu.
Kątem oka dostrzegł zamieszanie na ulicy, nad ciałem nieżyjącego chłopaka.
Skrzywił się na ten widok. Rozumiał, że to zdarzenie jest dla Eleny czymś
tragicznym. Wiedział, że sama nie da sobie rady i że musi powiedzieć o tym
Damonowi. Postanowił więc zabrać ją w jakieś spokojne miejsce i delikatnie do
tego nakłonić.
Znaleźli się nad wodospadami. Ich ulubione miejsce za czasów,
kiedy byli jeszcze parą. Gdy Elena usłyszała szum wody uniosła delikatnie
głowę, rozglądając się uważnie. Rozpoznała to miejsce od razu. Uśmiechnęła się
słabo na widok miejscówki. Stefan odstawił ją na ziemię obracając jak w tańcu.
Znowu się uśmiechnęła.
-Pamiętasz, jak tu przychodziliśmy?- spytał wpatrując się w
wodospady.
-Tak… Byliśmy w sobie tacy zakochani…- westchnęła Elena,
która otarła łzy z policzków.
-I mówiliśmy sobie o wszystkim.- spojrzał na nią znacząco.
Dziewczyna spuściła głowę.
-Damon mnie znienawidzi.- mruknęła cicho.
-On cię kocha. Nigdy cię nie znienawidzi.- zaprzeczył
poważnie.
-Okłamałam go.- wstydziła się tego.
-Miałaś powód. Musisz mu o tym powiedzieć. Nie zniesiesz
tego, uwierz mi.- odwrócił od niej wzrok.
-Mówisz tak, jakbyś…- urwała na moment nie wiedząc, co
powiedzieć.
-Tak, przechodziłem przez to. Przez te nieustanne wyrzuty
sumienia… I pomagała mi w tym Lexi. Tobie ma pomagać Damon.- ujął jej dłoń i
złączył ze swoją.- Zaufaj mi. Wybaczy ci. Zrozumie.- przekonywał ją dalej.
-Dobrze, powiem mu.- zgodziła się niechętnie.- Dziękuję,
Stefan. Nie wiem, co bym bez ciebie zrobiła.- podziękowała obejmując go czule.
On odwzajemnił ucisk. Nawet nie zdawała sobie sprawy, ile ten
gest dla niego znaczy… Tak bardzo za tym tęsknił...
Elena czuła się dziwnie. Na moment powróciło to, co było między
nimi kiedyś, na początku. Zaufanie i uczucie. Wiedziała, że mogła zawsze na nim
polegać. Ma jednak męża- ma Damona. I to jego powinna teraz obejmować i żalić
mu się z wszystkiego, co ją dręczy. Oderwała się od szwagra spuszczając głowę.
Nagle zadzwoniła jej komórka. Wyciągnęła ją z torebki i
ujrzała połączenie od Damona. Przygryzła wargę. Zawahała się. Spojrzała na
Stefana, który kiwnął głową na znak, że ma odebrać. I tak musi się z tym
zmierzyć. Prędzej, czy później.
D.-Elena?
Gdzie ty u diabła jesteś?- wrzasnął dość zirytowany.
E.-Niedługo
będę w domu. Wszystko ci wyjaśnię.- szepnęła cicho tłumiąc łzy, po czym szybko
rozłączyła się.
Włożyła komórkę do torebki. Zacisnęła pięści siląc się na
uśmiech. Spojrzała na Stefana zbolałym spojrzeniem. W jego oczach wypisane było
natomiast „Wszystko będzie dobrze”. Dziewczyna nie była co do tego taka pewna,
lecz musiała przez to przebrnąć. Nie było sensu kłamać Damona.
Młodszy Salvatore objął ją w talii idąc z nią spacerkiem do
rezydencji. Chciał być dla niej wsparciem. Po raz pierwszy od długiego czasu
przestał czuć żal do kobiety. Chciał jej pomagać bez względu na to, czy jest z
Damonem, czy też nie. I właśnie w tym momencie zrozumiał, jak bardzo ją kocha i
jak bardzo pragnie jej szczęścia.
W milczeniu doszli do pensjonatu. Szwagierka zatrzymała się.
Przygryzła lekko wargę. Spojrzała niemalże błagalnie na Stefana. Bała się
reakcji męża. Wiedziała, jaki jest impulsywny. Stefan jednak nie dał za
wygraną. Otworzył drzwi, nakazując gestem ręki, aby weszła do środka. Niechętnie
przestąpiła próg domu. Przyjaciel wszedł za nią.
Ledwo zdążyła odwiesić kurtkę, a przy niej pojawił się Damon
z rządzą mordu w oczach. Bała się coraz bardziej. Władała nim złość. To nie
wróżyło nic dobrego. Jeszcze raz posłała młodszemu Salvatore błagalne
spojrzenie, lecz ten nadal pozostał nieugięty. Westchnęła ciężko. Pomyślała, że
może uda jej się odwrócić jakoś jego uwagę i nie dojdzie do tej poważnej
rozmowy.
-Słucham.- zachęcił zimno do wytłumaczeń.
-Jestem zmęczona, Damon. Pogadamy potem.- mruknęła chcąc go
wyminąć, lecz brunet chwycił ją za ramię odwracając ku sobie. Ich spojrzenia
spotkały się.
-A więc, SŁUCHAM.-nie miał zamiaru odpuścić.
-Byłam na polowaniu. Zadowolony?- fuknęła próbując wyrwać się
z jego ucisku.
-Na polowaniu? I nie mogłaś mi o tym powiedzieć?- zmroził ją
spojrzeniem. Przeniósł wzrok na brata, a potem z powrotem na nią.- I co ON ma z
tym wspólnego?- zaczął się coraz bardziej wkurzać.
-Pomagał mi.- burknęła.
-POMAGAŁ CI? ON CI POMAGAŁ?- jego cierpliwość była u kresu.-
A gdzie w tym wszystkim jestem ja? Dlaczego do cholery mi nie ufasz?!- krzyknął
puszczając ją, po czym zbił wazon.
-Damon, uspokój się.- chciał uspokoić go Stefan, lecz brat
zupełnie go zignorował.
-Dlaczego mi nie ufasz?- spytał tym razem z rozżaleniem.
Oparł się głową o ścianę.
-Ufam ci.- wyszeptała kładąc dłoń na jego ramieniu.- Ale
wiedziałam, że byś się na to nie zgodził. Bo… To dziecko chciało się pożywić…-
wyszeptała cicho. Damon znieruchomiał.
-Polowanie się chociaż udało?- spytał uspakajając się.
Elena wzięła dłoń z jego ramienia. Zrobiła kilka kroków w tył
opierając się o ścianę. Spuściła głowę chcąc stłumić łzy, lecz nie potrafiła.
Zaczęła płakać jak małe dziecko. Salvatore spojrzał na nią mocno zaniepokojony.
-Co tam się stało?- skierował się do Stefana.
-Uwiodła faceta, a potem zabiła wysysając z niego ostatnie
krople krwi. Dziecko przejęło nad nią kontrolę. Gdy dotarło do niej, co się
stało, sama chciała się zabić. Skierowałem poszlaki na zwierzę.- rzekł zbolałym
tonem.
Niebieskooki znieruchomiał. Wbił wzrok w szlochającą Elenę.
Podszedł do niej, przytulając mocno. Ta wtuliła się w niego płacząc głośno.
Cierpiała. Wiedział, jaką dobrą osobą była i jak wiele znaczyło dla niej
zabicie tego człowieka. Nie mógł znieść myśli, że chciała się zabić. Wiedział,
że nie zrobiła tego tylko ze względu na czuwającego tam Stefana. Po raz
pierwszy od długiego czasu był mu wdzięczny.
-Ja… Całowałam go… Uwiodłam… Tańczyłam… On mnie dotykał… A
potem… Zabiłam go… Zabiłam… Ja… Powinnam ci była powiedzieć… To by się nie stało…
On by żył… To moja wina… Moja…- dukała przez łzy.
-Cii… Wszystko będzie dobrze…- starał się ją uspokoić.
-Nienawidzisz mnie…- skwitowała z bólem.
-Kocham cię. Nigdy więcej tak nie mów i nie rób mi tego.-
wyszeptał czule.
Stefan nie chcąc przeszkadzać wyszedł na zewnątrz. Usiadł na
schodkach wzdychając ciężko. Cieszył się, że mógł wesprzeć Elenę, lecz obwiniał
się, że za późno ją znalazł. Że za późno wszedł do tego cholernego magazynu.
Ale czasu nie cofnie, niestety. Mógł tylko cieszyć się, że spędził czas z
ukochaną.
Nagle ujrzał przed sobą kobiecą sylwetkę. Myślał, że to
Elena, lecz po chwili zobaczył drwiący uśmieszek na twarzy damy. Katherine.
Młodszy Salvatore westchnął ciężko patrząc ze znużeniem na wampirzycę. Nie
rozumiał, dlaczego właśnie teraz zebrało jej się na takie czułości. Zerknął
leniwie na zegarek. Ponad pół godziny po północy. Z pewnością jego dawna
kochanka poczuła się zlekceważona, odrzucona i niedoceniona. Nie obchodziło go
to zbytnio. Przed swoimi oczyma miał obraz przytulającej się do niego Eleny. I
tylko to liczyło się w tym momencie.
Brunetka usiadła koło kochanka patrząc na niego z
rozżaleniem. Nie z wyrzutem, ale z ROZŻALENIEM. Uniósł ku górze jedną brew.
Zachowanie Katherine dziwiło go coraz bardziej. Przymknął powieki unosząc głowę
do góry. Zaśmiał się lekko.
-Ty nigdy nie dasz mi spokoju, hm?- bardziej stwierdzenie,
niż zapytanie.
-Wygląda na to, że nie prędko się mnie pozbędziesz.- posłała
mu łobuzerski uśmiech.- Nie przyszedłeś.- spojrzała na niego zasmucona.
-Miałem coś do załatwienia.- uśmiechnął się lekko na myśl o
Elenie.
-Czyżby księżniczka Elenka?- prychnęła głośno.- Ona mimo
wszystko i tak cię nie pokocha. To zawsze będzie Damon, a ja…- zbliżyła się do
jego ucha.- A ja mogę być cała twoja…- wymruczała kusząco.
Obrócił głowę chcąc spojrzeć jej w oczy i zaprotestować, lecz
spotkał się z jej ustami, które przyległy do jego. Kobieta zaczęła go namiętnie
całować, a on czuł się, jakby unosił się nad ziemią. Pragnął jej jak jeszcze
nigdy. Oddał pocałunek z równą pasją. Ujął twarz kochanki w dłonie wpijając się
mocniej w jej usta. I kiedy miał zatracić się w tym bez reszty, przypomniał mu
się ciepły uśmiech Eleny. Nie mógł tego zrobić. Poczuł się, jakby ją zdradzał.
Oderwał się od wampirzycy patrząc jej w oczy. Przez chwilę wydawało mu się,
jakby ujrzał w nich radość i bezwzględną miłość, lecz nie chciało mu się w to
wierzyć. Pogładził ją po policzku.
-To nie ma sensu. Wybacz.- wyszeptał wstając.
Wszedł do rezydencji
zostawiając Katherinę samą z myślami. On nie zdawał sobie sprawy, jak bardzo
jej na nim zależy.
***
Florence siedziała w
biurze omawiając z zakochaną parą ich wesele. Mieli dopiero dziewiętnaście lat,
a już chcieli się pobrać. Byli w sobie tacy zakochani, jak kiedyś ona z
Damonem. Młodzi planowali takie piękne wesele, jakiego ona zawsze pragnęła.
Powózka z końmi i grający cygani. Marzyła o tym od dawna. Niestety, wiedziała,
że jej pragnienia nigdy się nie ziszczą. Chciała więc wyprawić im ślub
najlepiej, jak potrafiła.
Kiedy wyszli westchnęła
ciężko. Położyła nogi na biurko wyciągając z biurka jej stare zdjęcie z
Salvatore’em. Siedzieli razem w parku na ławce i pstrykali sobie głupawe fotki.
Tak bardzo jej tego brakowało… Po jej policzku spłynęła słona łza. Nigdy nie
kochała nikogo tak, jak jego. Zawsze liczyła, że go odnajdzie i będą razem,
lecz to tylko złudne marzenia.
Sięgnęła po swego
iPhone. Obróciła go kilka razy w dłoniach przygryzając lekko wargę. Odszukała
numer do bruneta, lecz zawahała się. Nie wiedziała, czy to stosowne, by
dzwoniła do niego teraz, gdy pewnie leży wtulony z Eleną w łóżku. Nacisnęła
jednak na zieloną słuchawkę wybierając połączenie.
D:/ Rudziku, wreszcie
się odezwałaś. W Mystic Falls tyle się dzieje, a ty sobie siedzisz w tej swojej
firmie.- rzekł na wstępie Damon.
F:/ Przepraszam, mam
masę zleceń. Dopiero skończyłam pracę.- zachichotała lekko starając się, by jej
głos nie drżał.
D:/Coś się stało?-
spytał zdziwiony i z lekka zaniepokojony.
F:/ Przestań. Wszystko
jest okej. Po prostu… Męczący dzień.- westchnęła ciężko.
D:/ Wpadniemy do ciebie
niedługo z Eleną, hm? Mam ci tyle do opowiedzenia, że nie wiem, czy twoja ruda
główka zdoła to wszystko pomieścić.- jak zwykle ironiczny.
F:/ Dobrze. Będę
czekać. Pa.- odparła rozłączając się szybko.
Przymknęła powieki. Tak
miło było usłyszeć jego głos… Tęskniła za nim. Najchętniej przeprowadziłaby się
do Mystic Falls, lecz wiedziała, że nie może mieszać mu w życiu. On już wybrał.
I musiała to uszanować.
Wtem ktoś zapukał do
drzwi. Florence pociągnęła nosem i przetarła dłonią spływającą z policzka łzę.
Spuściła nogi z biurka starając przyjąć profesjonalną i sympatyczną postawę.
Wbiła wzrok w otwierające się drzwi, w których ujrzała jej adoratora, który nie
przestawał walczyć o jej nieprzystępne serce. Brunet uśmiechnął się lekko,
wychylając twarz zza bukietu irysów. Harris’ówna pokręciła z dezaprobatą głową
chichocząc lekko. On przechodził samego siebie.
-Droga Florence Harris,
chciałbym zaprosić cię na bardzo romantyczną kolację. Nie przyjmuję od mowy.- Clark
uśmiechnął się ukazując rząd swoich białych zębów.
Rudowłosa przyjrzała mu
się. Starał się i to bardzo, a ona cały czas go olewała, gdyż nie potrafiła
zapomnieć o Damonie. Tego wieczoru postanowiła jednak pozostawić wszelkie
nadzieje, złudzenia, a przede wszystkim przeszłość za sobą. Musiała dać szansę
sobie i Kentowi, któremu naprawdę zależało na dziewczynie, a jej na nim.
Posłała mu szelmowski uśmieszek.
-Cóż, widać tego
wieczoru będziesz musiał bezwarunkowo znosić moje namolne towarzystwo.-
widziała w jego oczach radość.
Wstała z fotela
zgniatając stare zdjęcie i odrzucając je w kąt. Od dziś zaczynała nowe życie, w
którym nie było miejsca dla przeszłości.
***
-Bonnie, nie wierzę, że
Elena zrobiła to celowo.- rzekł Nathan, który siedział na kanapie patrząc na
chodzącą w tę i we w tę zbulwersowaną Bonnie.
-Nie! Nie broń jej!
Skrzywdziła mnie… Ona… Wypiła krew… Moją krew!- wydukała przez cisnące jej się
do oczu łzy.- Nigdy jej tego nie wybaczę.- wyszeptała cicho.
-Bonnie…- zaczął Nath,
lecz ta nie dała mu dojść do słowa.
-Nie, Nathan. Albo
jesteś ze mną, albo jesteś przeciwko mnie. Wybieraj. Droga wolna.- warknęła
udając się do sypialni.
Zamknęła za sobą drzwi
rzucając się na łóżko. Chłopak nawet nie wyobrażał sobie, jak ona teraz cierpi.
Nie zdawał sobie sprawy, jak bardzo zabolała ją utrata człowieczeństwa
przyjaciółki. Musiała tak wiele przejść, tak wiele odczekać, tak bardzo zebrać
się w sobie by spojrzeć jej w oczy i to wszystko skończyło się niepowodzeniem.
Nie nienawidziła jej, lecz jej wampirzej natury. Wiedziała, że prawdziwa,
ludzka Elena nie zrobiłaby jej tego. Nie potrafiła zaakceptować tego, że stała
się bestią. To kosztowało ją zbyt wiele.
__________________________________________________________________
KOCHANE WITAJCIE! Wróciłam :D Rozdział jest co prawda taki sobie, ale muszę tak rozwinąć akcję. Przepraszam za długą nieobecność :* I za wszelkie zaległości związane z komentowaniem blogów. Następną notkę dodam za dwa tygodnie. Który dzisiaj jest? Um... 11, czyli dodam notkę 25.lutego :D A jak nie to zabijcie mnie, daje wam zezwolenie ;)
Nie martwcie się, jeszcze trochę, a wynagrodzę Wam to nowym blogiem :* Jeśli ktoś chce być informowany na bieżąco piszcie śmiało na GG 24827881, nie gryzę ;)
Ściskam mocno!
Polaa ^_^