ROZDZIAŁ VIII
~Elena~
Elena nie mogła zasnąć. Leżała godzinami wpatrując się
w sufit. Czuła, że życie wymyka jej się spod kontroli. Dopiero teraz dotarło do
niej, jak poważna jest sytuacja. Nosi w sobie dziecko, które robi z nią co
chce. Nawet nie zorientowała się, kiedy sprawy zabrnęły tak daleko. Niebawem
zostanie matką, o czym już dawno przestała marzyć. Niby zawsze pragnęła założyć
rodzinę, lecz czy aby na pewno teraz? Jednego była pewna- urodzi to dziecko,
choćby sama miała umrzeć. Jej wątpliwości tyczyły się natomiast tego, czy jest
na tyle odpowiedzialna, by zostać mamą i jakie będzie dziecko? Wampirem? Pół
wampirem, pół człowiekiem? A może człowiekiem z nadnaturalnymi mocami?
To, co nie dawało jej spokoju tej nocy, to świadomość,
iż zabiła niewinnego człowieka. Przypuszczała, że ten dzień nadejdzie prędzej,
czy później, lecz nadal nie mogła znieść tego poczucia winy i bólu, który
zabijał ją od środka. Ten chłopak mógł mieć wspaniałą rodzinę i świetlaną
przyszłość, a ona? Ona mu to wszystko odebrała, pozbawiła go życia. Myślała, że
nic gorszego nie może ją spotkać. Nie chciała tak więcej egzystować. Na samo
wspomnienie o tym nieszczęsnym incydencie robiło jej się niedobrze. W takich
momentach przypominała sobie Anioła Śmierci, który dał jej wybór. Mogła
postawić na ostateczne odejście z tego świata, jednak dla Damona zawróciła.
Dziwiło ją, że dzieciątko nie odeszło wraz z jej człowieczeństwem. Może Starsi
chcieli ją ukarać i sprawić, by przez dziecię cierpiała męki? Dlaczego to musi
być takie trudne?
Dziewczyna ze smutkiem stwierdziła, że emocje stają
się zbyt silne i nie daje sobie z nimi rady. Głowa lada moment, a
eksplodowałaby od kotła myśli, serce natomiast ciągle krwawiło. Nie potrafiła
sobie z sobą poradzić. Czuła, że wariuje. Chciała być silna, lecz nie umiała.
Spojrzała na słodko śpiącego Damona. Uśmiechnęła się
smutno. Kochała go nad życie. Wiedziała, że sprawia brunetowi nie lada problem.
Cały czas musiał ją wspierać, martwić się i opiekować. Nie była wystarczająco
twarda i wreszcie nadszedł czas, by to zmienić.
Wstała z łóżka i po cichutku skradła się do toalety.
Stanęła przed lustrem patrząc sobie w twarz. Decyzja, którą podjęła nie
należała do najłatwiejszych i najprzyjemniejszych, ale skoro miała urodzić to
dziecko i sama psychicznie znieść wszystko, co przez nie przejdzie, musiała
zrobić jedno. Zamknęła oczy i skupiła się na sobie, na swoich uczuciach i
całym, cholernym cierpieniu. Po chwili zrobiła to- wyłączyła człowieczeństwo.
Przechyliła lekko głowę uśmiechając się złośliwie.
Wreszcie poczuła się wolna. Zupełnie jakby cały świat leżał u jej stóp. Nie
obchodziło ją nic, poza własnym tyłkiem. Przejrzała się w lustrze, obracając
dookoła. Ucieszyła się jak mała dziewczynka. Brak uczuć pozwolił jej
funkcjonować.
Wróciła, jak gdyby nigdy nic do łóżka zapadając w błogi sen. Nie mogła doczekać się
jutra.
~Sen~
Przystanek autobusowy. Zima. Wszędzie pusto. Nawet nie
przejeżdżały samochody, czy hałaśliwe ciężarówki. Zupełnie nikt. Tylko białe
śnieżynki tańcowały w powietrzu.
Przez ulicę szła tylko jedna osoba. Ubrana w czarną,
długą, wijącą się suknię. Jej lokowane, ciemne włosy falowały pod wpływem
szybkiego kroku i lekkiego wietrzyku. Minę miała obojętną. Nie zważała na nic.
Deptała bosymi stopami po chłodnym, mokrym śniegu i wcale tego nie czuła.
Kiedy miała minąć budkę na przystanku, wyłoniła się z
niej mała dziewczynka. Ubrana w czerwony płaszczyk i czarne spodnie. Na nóżkach
połyskiwały ciemne lakierki. Włoski splecione w warkoczyk sprawiały, że maleńka
wyglądała uroczo. Mleczna cera idealnie współgrała z lazurowymi oczkami
dziewczęcia.
-Stój- wydobyło się stanowcze słowo z ust małej.
Nie zwracająca dotychczas na nic uwagi, brunetka
zatrzymała się. Zirytowana, ale i zaciekawiona spojrzała na dziewuszkę, która
była tak słodka, że aż ją schrupać.
Kobieta podeszła bliżej małoletniej osoby. Splotła
ręce na piersiach unosząc jedną brew ku górze.
-Coś się stało? Zabłądziłaś?- wykrzesała pozbawionym
uczuć tonem.- Tu nikt nie bywa. Nie jest to odpowiednie miejsce dla ciebie.-
dodała lustrując dziewczynkę spojrzeniem.
-Nie jest ci zimno?- spytała ignorując wypowiedź
rozmówczyni.
Kobieta spojrzała zdziwiona na małą brunetkę. Zerknęła
na swój ubiór, po czym pokiwała przecząco głową.
-Skąd ten pomysł? Pogoda jest idealna. Może tylko
tobie jest zimno? Może coś ci jest?- mruknęła apatycznie.
-Chodzisz boso po śniegu. Nabawisz się przez to
choroby.- skwitowała spoglądając z rozżaleniem na towarzyszkę.
-Nic mi nie będzie. Dam sobie radę.- wysyczała przez
zaciśnięte zęby.
Wtem maleńka podbiegła do brunetki, objęła ją w pasie
i przytuliła mocno. Kobieta wydawała się być zszokowana takowym zachowaniem.
Poczuła coś dziwnego w sercu. Zupełnie, jakby zrobiło jej się… Miło? Przez
moment poczuła doskwierający chłód, który wydawał się nie do zniesienia.
-Wróć ze mną, proszę. Tam, gdzie jest ciepło.-
wyszeptała błagalnie, ale i kochająco.
Znowu cios. Kolejny raz poczuła to ciepło w sercu i
otaczający ją chłód. Nie rozumiała, jak to możliwe. Potrząsnęła z dezaprobatą
głową, odpychając od siebie maleńką. Zmroziła ją gniewnym spojrzeniem.
-Wracaj już lepiej do domu. Nie ma tu dla Ciebie
miejsca.- warknęła kobieta, po czym ruszyła hardo przed siebie.
Mała istotka patrzyła na odchodzącą kobietę, a w jej
oczkach zakręciły się łzy.
~Damon~
Salvatore powoli uniósł powieki. Ujrzał puste miejsce
obok siebie, na łóżku. Zaspany zamknął oczy, lecz gdy dotarło do niego, że nie
ma tu Eleny, pospiesznie je otworzył. Podniósł się do pozycji siedzącej.
Rozejrzał się uważnie po pomieszczeniu, ale nie dostrzegł ukochanej. Zdziwiony
wstał z łóżka, wciągając czarne jeansy. Zapinając pasek schodził po schodach.
Na moment przystanął. Usłyszał głosy, które dobiegały z kuchni. Coraz bardziej
zaintrygowany skierował się do pomieszczenia. A tam?
Elena, w pofalowanych włosach z ciemno-różowymi
pasemkami. Stała oparta o blat w czerwonej sukience i wysokich, czarnych
szpilkach. Piła krew z woreczka i śmiała się wraz z Stefanem, z jakiś
historyjek. Damon oparł się o framugę drzwi, oglądając ten niecodzienny widok.
Coś mu tu nie pasowało. Salvatore’ówna w takim dobrym humorze? Na dodatek przeprowadziła u siebie taką
metamorfozę (ładną, co prawda) ?
-Damon- zwróciła się do bruneta- no ile można spać?
Przecież wczoraj wcale cię nie wymęczyłam.- puściła mu oczko.
Sprośne żarty?
Salvatore uśmiechnął się wywracając oczami.
-Eleno…- zaczął z zakłopotaniem.
Jedna brew dziewczyny powędrowała ku górze. Na jej
twarzy cały czas tkwił mały, zadziorny uśmieszek.
-Widzisz, rozmawiałem wczoraj z Florence. Może tak
zrobilibyśmy jej niespodziankę i do niej wpadli, hm?- zaproponował
niecierpliwie wyczekując odpowiedzi.
-Ah, Harrisówna! Tak, rozumiem, stęskniłeś się.-
zacmokała chichocząc przy tym.- Możemy do niej wpaść, skoro aż tak ci na tym
zależy.- na jej twarzy pojawił się łobuzerski uśmieszek.
-To świetnie, księżniczko. Florence na pewno dozna
szoku, jak dowie się, że będziemy mieli dziecko.- skwitował wesoło.
-Tak, z pewnością.- Elena buchnęła śmiechem.- Nogi się
pod nią ugną, uwierz.- nadal się śmiała.
Damon nie wiedział, że żonie chodzi o zazdrość
Florence z powodu dziecka. Nadal nie potrafił oswoić się z nietypowym
zachowaniem dziewczyny.
Kobieta wyrzuciła pusty woreczek do kosza. Klasnęła w
ręce uśmiechając się diabolicznie. Pewnym krokiem ruszyła w kierunku korytarza,
gdzie narzuciła na siebie skórzaną kurtkę z ćwiekami. Poprawiła makijaż.
Jeszcze raz posmarowała usta czerwoną pomadką. Wzięła torebkę i gdy miała już
wychodzić, usłyszała za sobą głos małżonka.
-Wybierasz się gdzieś?- spytał zaniepokojony.
-Oh, Damon, wyluzuj. Wychodzę. Mam do załatwienia
kilka spraw.- machnęła ręką, po czym opuściła rezydencję.
Brunet czuł się totalnie skołowany. Takie zachowanie
było nie w jej stylu. Nie pasowało do niej. Nigdy nie robiła takich cyrków.
Z zamyśleniem wszedł do kuchni spoglądając na Stefana,
z którego dobry nastrój wręcz tryskał. Po zobaczeniu radosnej miny brata,
zmrużył oczy. Splótł ręce na klatce piersiowej, przyglądając się młodszemu
Salvatoreowi.
-Co się tu działo, jak ja spałem?- wypalił nagle.
Stefan zerknął na Damona i wzruszył ramionami. Zaczął
sączyć krew z torebki, czego by się po nim nie spodziewał. Doznał jeszcze
większego szoku. Nie mógł powstrzymać się od uniesienia brwi ku górze.
-Chodzi ci o Elenę? Nie mam pojęcia.- mruknął po
chwili.- Myślałem, że to ty jej tak dogodziłeś, braciszku.- puścił do niego
oczko.
-Nie udław się tą krwią, zwierzaczku. Taka rozkosz nie
jest pisana tobie.- warknął z ironią zabierając mu woreczek, po czym wysączył z
niego zawartość do końca.
Brunet wszedł do salonu, nalewając sobie whiskey. Miał
chwilę do przemyśleń. Otóż niezmiernie dziwiło go zachowanie Eleny, a do tego
martwił się o nią i o dziecko. W życiu nie pomyślałby, że zostanie ojcem. Na tę
wzmiankę uśmiechnął się sam do siebie. Musi z kimś to uczcić, a z kimże by
innym, jak Alaricem Saltzmanem?
~Elena~
Dziewczyna czuła się znakomicie po wyłączeniu uczuć.
Nie musiała się niczym martwić. Wszystko stało się obojętne, zupełnie, jakby
jej życie było jedną wielką zabawą. Przedtem miała ciągle jakieś pohamowania,
ten pieprzony zdrowy rozsądek. A teraz? Cały świat stał przed nią otworem.
Mogła robić, co jej się żywnie podoba. Wiedziała, że teraz da sobie radę ze
wszystkim. Czuła się lepsza, silniejsza. Decyzja o wyłączeniu człowieczeństwa
była zdecydowanie najlepszą, jaką podjęła.
Dzisiaj zamierzała naprawić kilka błędów i zacząć żyć
pełnią życia. Podążyła więc do miejsca, które kiedyś było dla niej, niczym
drugi dom. Do miejsca, gdzie nabrała dystansu i nauczyła się radzić sobie z
problemami. Do miejsca, które otworzyło przed nią nowe możliwości. Agencja
Modelek.
Ta placówka nie kojarzyła jej się źle, pomimo tego, iż
Fabian nieźle namieszał w jej życiu. Spiskował ze Stefanem, przez niego kłóciła
się z Damonem… Ale cóż, teraz to nie miało dla niej żadnego znaczenia. Fabian
to tylko pracodawca. Po przemianie, kiedy zrezygnowała z pracy u niego,
wielokrotnie telefonował i nakłaniał ją do powrotu, lecz nie chciała.
Powiedział, że zawsze może wrócić do Agencji, co zapamiętała. Snuła
interesujące plany wobec swojej przyszłości w tym miejscu. Ciąża nie powinna
stanowić żadnych przeszkód w pracy. Wręcz przeciwnie.
Kobieta przekroczyła próg Agencji. Kiedy sekretarka
ujrzała postać Salvatoreówny, aż wstrzymała oddech. Po chwili wstała i
uśmiechnęła się promiennie klaszcząc w ręce. Elena miała ochotę wymierzyć jej
cios, za tak nonsensowne zachowanie. Według niej, głupota ludzka nie zna
granic.
-Pan Fabian u siebie, pani Eleno.- rzuciła szybko
siadając z zadowoleniem na miejsce.
Nie odpowiedziała. Posłała jej tylko złośliwy
uśmieszek. Pewnym krokiem poszła na górę. Stanęła przed gabinetem szanownego
szefunia. Prychnęła głośno. Ciekawiło ją, czy choć trochę się zmienił. Obiecała
sobie, że po podjęciu ponownej współpracy nie da sobą manipulować i na pewno
nie będzie wykorzystywana. Ta praca ma ją spełnić, a nie przytłoczyć.
Nawet nie zapukała. Jak gdyby nigdy nic otworzyła
drzwi. Fabian podpisywał jakieś dokumenty. Po jego podpuchniętych oczach szło
stwierdzić, że jest bardzo zmęczony. Całe to dyrektorowanie z pewnością go
przerosło. Nie zauważył obecności Eleny. Zirytowana z hukiem pchnęła drzwi,
które się zatrzasnęły. Splotła ręce na piersiach lustrując pracodawcę
spojrzeniem. Ten podniósł do góry głowę. Gdy ujrzał kobietę, o mało, a nie
eksplodował ze szczęścia. Uśmiechnął się promiennie, wstał, chwycił za włosy,
lecz po chwili opanował się. Spojrzał na dziewczynę z niezmiernym zadowoleniem.
-Elena. Jak miło znowu cię widzieć.- przywitał się
szczerze.
-Daj sobie spokój, przejdźmy do konkretów.- mruknęła
znużona usadawiając się w fotelu.- Byłabym zainteresowana współpracą z tobą.-
rzekła, czym totalnie uradowała szefa.
-Eleno, to wspaniale! Właśnie zamierzałem do ciebie
telefonować! Agencja przechodzi kryzys…
Tylko z tobą firma dobrze prosperowała, a teraz? Wszystko to zaczyna
mnie przerastać. Ja…- opowiadał o kłopotach firmowych.
-Wiem o kryzysie.- przerwała mu nagle.- Po prostu,
chcę tu pracować, a przy okazji… Może uda wyciągnąć się Agencję na prostą.-
dodała z szelmowskim uśmieszkiem.
-Eleno, ratujesz mi życie.- odetchnął z ulgą.
-Nie ciesz się na zapas. Nie wiesz, co chce ci zaoferować.-
mężczyzna spojrzał na nią zaciekawiony.- Wszystko zapewne było by banalnie
proste i przewidywalne, tylko że jest jeden, mały, tyci szczególik. Otóż jestem
w ciąży.- oznajmiła, a facetowi mina zżęła.- Wiedziałam, że to na pewno cię nie
zadowoli, ale pomyśl. Na razie nie widać brzucha, więc mogłabym normalnie
pozować. A potem? Miałbyś z tego same zyski. Ciężarna kobieta. Zdjęcia do gazet
i programów, które opowiadają o macierzyństwie. Ponadto, podpisałoby się
kontrakt z jakąś marką, która ma w trendach tuniki i inne ubrania, też dla
ciężarnych kobiet. Następne dochody.- na twarzy Fabiana błąkał się łobuzerski
uśmieszek.
-Masz rację- odparł po chwili zamyślenia.- Wtedy
wyciągnęlibyśmy Agencję z kryzysu, nie wspominając już o zyskach.- dokończył
uradowany.
-Wyjeżdżam na weekend do San Francisco, więc widzimy
się w poniedziałek o 10.00.- postanowiła za Fabiana, który spojrzał na nią z
zrezygnowaniem.
-Okej, niech ci będzie.- zaśmiał się.
-Będę się zbierać.- mruknęła i gdy miała wstawać
przypomniało jej się coś.- A… i jeszcze jedno.- w tym momencie pociągła Fabiana
za koszulę tak mocno, że prawie by się udusił. Spojrzała mu w oczy.- Zapamiętaj
sobie, nie waż się mieszać w moje życie prywatne i nie waż się swatać mnie ze
Stefanem. A jeśli mimo moich słów zacząłbyś to robić, pamiętaj- zabiję cię w
mig oka. Rozumiesz?- zauroczyła go. Wystraszony pokiwał twierdząco głową.
Dziewczyna uśmiechnęła się szeroko ukazując przy tym
swe śnieżnobiałe ząbki. Na tym jednak zabawa nie miała się skończyć. Poczuła,
że intensywnie doskwiera jej głód. Pogładziła brzuszek spoglądając na Fabiana.
Jej twarz pokryły sine żyły, a oczy zaszły czerwienią. Po chwili wbiła kły w
tętnicę mężczyzny, który aż zwijał się z bólu. Ona jednak brutalnie wysysała z
niego krew. Pragnienie było zbyt wielkie, a karmienie się to wielka
przyjemność. Po dłuższej chwili oderwała się od niego. Twarz wróciła do
normalności. Otarła twarz z krwi. Uniosła podbródek szefa, który bliski był omdlenia.
Zmusiła go do spojrzenia jej w oczy
-Zapomnij, że się tobą karmiłam. Po rozmowie wyszłam.
Skaleczyłeś się o drut.- zauroczyła go.
Wzięła torebkę i wyszła z pomieszczenia. Wyprostowała
się i z szelmowskim uśmieszkiem zeszła na parter. Tam sekretarka patrzyła na
nią wyczekująco, jak na cud Boży. Elena jednak totalnie ją zignorowała.
Opuściła Agencję z nowymi ambicjami. Nigdy w życiu nie czuła się lepiej, a
prawdę mówiąc nie miała ochoty wracać do domu i jechać do Harrisówny- jeszcze
nie. Tam, w San Francisco będzie się zapewne strasznie nudzić. Nie chciała
marnować takiego pięknego dnia.
Przechadzała się ulicami Mystic Falls. Obserwowała
uważnie ludzi. Coraz bardziej zaczynała widzieć w nich wszystkie
niedoskonałości, takie jak słabość, kruchość i naiwność. Dziwiła się sobie, że
mogła mieć dla nich tyle litości.
Zauważyła jakiegoś chłopaka, który siedział na
schodach, przy zamkniętym sklepem. Zamyślony wypalał papierosa. Poodzierana
jeansowa kurtka i równie poodzierane jeansowe spodnie oraz glany dawały świetny
efekt. Długie, ciemne włosy sięgały mu za ramiona. Elena nadal była głodna, a
właściwie to nie miała co ze sobą zrobić. Postanowiła, że podejdzie do niego.
Tak też zrobiła. Usiadła na schodach, obok zasmuconego
nastolatka, który zlustrował ją spojrzeniem. Po chwili spuścił głowę w geście
obojętności. Wyciągnął paczkę szlug w kierunku dziewczyny.
-Chcesz?- nastolatka wzięła fajkę.
Co prawda nigdy nie paliła, gdyż nieprzyjemny zapach
dymu ją odstraszał. Ale co tam, w końcu raz się żyje. Ma wieczność na takie
eksperymenty i wreszcie brak wewnętrznych zahamowań. Włożyła szlugę do ust, a
chłopak zapalił zapalniczką. Wpierw wzięła bucha, lecz potem postanowiła się
zaciągnąć. Czuła przechodzący przez gardło dym, przez co miała ochotę kaszleć.
Cudem udało powstrzymać jej się ten nagły wybuch i to na całe szczęście. Nie
miała zamiaru zbłaźnić się przed człowiekiem.
Kątem oka zauważyła, że brunet jej się przygląda swymi
zielonymi oczami. Wyglądała seksownie. Nic dziwnego, że na nią patrzył.
-Co tutaj robisz?- zagadał nagle.
Elena wypuściła dym.
-Siedzę i myślę, co robić w taki dzień, zanim pojadę z
moim... partnerem do jego byłej.- mruknęła nie ujawniając statusu małżeństwa.-
A ty?- spytała, choć wcale nie miała ochoty.
-Zostałem ojcem, moja dziewczyna znalazła sobie
jakiegoś bogatego typa i właśnie zastanawiam się, co takiego zrobiłem, że moja
matka mnie nienawidzi.- odparł chłodno zapalając kolejną szlugę.
Nie odpowiedziała. Fakt, chłopaczyna znajdował się w
nieciekawej sytuacji, ale co ją to obchodziło?
Ponownie się zaciągnęła.
-Olivier jestem.- przedstawił się.
-Elena.- również się przedstawiła.
Siedzieli tak w milczeniu. Dziewczyna wypaliła
papierosa, a po chwili i chłopak. Wtedy zaklął pod nosem.
-Skończyły mi się.- burknął zirytowany.
-Chodź, kupię ci.- momentalnie wstała patrząc na niego
wyczekująco.
Olivier poszedł w jej ślady. Lada moment znaleźli się
w sklepie.
~Damon~
Salvatore siedział w dawnej posiadłości Gilbertów,
gdzie obecnie mieszka Alaric z dziewczyną Alice i jej małą córeczką, Natalie.
Kobietek aktualnie nie było w domu, więc mieli całą posiadłość dla siebie.
Oczywiście, siedzieli na kanapie z whiskey, jak za starych, dobrych czasów.
Troszkę już wypili, jednak dobry humor ich nie opuszczał. Damon opowiedział
przyjacielowi o ciąży Eleny, na co bardzo się ucieszył. Potem Saltzman zaczął
mu się żalić. Twierdził, że kocha Alice i maleńką, lecz nie jest w stanie temu
wszystkiemu podołać. Rodzicielstwo go przerosło, a ciągła rutyna zaczęła dawać
mu się we znaki. Gdy brunet tak tego słuchał, wyobrażał sobie siebie jako ojca,
którego również przerosną obowiązki. Wystraszył się nie na żarty. Takie życie w
ciągłej depresji nie było dla niego. Czy to aby nie za duży cios?
-O, stary… Idiota ze mnie. Nie powinienem ci tego
mówić. W końcu sam zostaniesz tatuśkiem.- jęknął popijając whiskey.
-Tak… Będziemy chodzić oboje na spacery i zmieniać
pieluszki.- prychnął wywracając oczami.- A właśnie, widziałeś się dzisiaj może
z Eleną?- spytał znienacka.
Pokiwał przecząco głową.
-Zachowuje się jakoś… Dziwnie. Jak nie ona.- mruknął
popijając alkohol.
Alaric zamyślił się na chwilę. Po chwili wzruszył
ramionami.
-Gadałeś z nią?- wyrwało mu się.
-Gdybym z nią gadał, nie pytałbym ciebie o powód jej
zachowania.- wywrócił oczami, po czym wziął łyka whiskey.
-Może u ciężarnych wampirów też występują hormony?-
zasugerował Alaric sam się z tego śmiejąc.
-Uwierz, że ucieszyłbym się, gdyby tylko chodziło o
to…-westchnął ciężko spoglądając na zegarek.- Cholera, trochę się zasiedziałem,
a jeszcze mamy jechać do Florence.- poderwał się z kanapy na równe nogi.
-Florence? Do twojej byłej?- Rick zaśmiał się.-
Zabierasz tam Elenę? I jedziesz po pijaku?- nadal się śmiał.
-Rick, stary, przecież dobrze wiesz, że ja zawsze
jeżdżę po pijaku.- puścił do niego oczko, po czym opuścił dom.
Wsiadł w samochód i chwilę później znalazł się już
przed rezydencją. Wkroczył do niej raźnym krokiem wołając żonę, lecz nikt mu
nie odpowiadał. Zajrzał do kuchni, salonu, lecz żadnych śladów. Postanowił
skierować się na górę. Zajrzał do ich sypialni, lecz tam też jej nie było.
Zmrużył oczy. Gdy chciał zejść z powrotem na parter, zatrzymał go Stefan.
Zerknął na niego z ciekawością, lecz Damon odepchnął go, pragnąc znaleźć Elenę.
-Z tego co wiem, jeszcze nie wróciła.- wypalił Stefek,
przez co brunet na moment zatrzymał się.
Pokiwał twierdząco głową, na znak, że zrozumiał.
Zbiegł po schodach dzwoniąc do dziewczyny, która nie odbierała komórki.
Przeklął pod nosem. Gdzie ona się podziała?
~Elena~
Dziewczyna siedziała z Olivierem w klubie. Sączyła
drinka obserwując uważnie barmana. Miała
ochotę go zabić. Wyglądał jak jakiś alfąs i uwodził kobiety, które w większości
wyglądały, według Eleny, jak dziwki.
Olivier zapijał smutki w Burbonie. Cóż, nie mogła
zaprzeczyć, był całkiem przystojny. Swoją drogą, dzięki niemu zaczęła palić
papierosy, co bardzo jej się podobało. Fakt, jest ciężarna, ale nie wiadomo,
czym będzie to dziecko. Człowiekiem? Wampirem? Pół człowiekiem, pół wampirem? Poza tym, Elena teraz nie miała uczuć.
Myślała, że skoro Anioł Śmierci i Starsi nie odebrali życia jej dziecku, to
papierosy mu nie zaszkodzą.
-Olivier, przestań już pić, chodź, zatańczymy i
pójdziemy na papierosa, hm?- pociągnęła go za rękaw.
Chłopak westchnął ciężko, po czym podniósł się z
miejsca. Elena wyciągnęła go na parkiet. Tańczyli do jakiegoś dyskotekowego
hitu. Tancerzem również był świetnym. Jego dłonie błądziły po jej plecach,
potem obrócił ją tyłem do siebie i kołysali się wtuleni do siebie. Bardzo
przyjemne i upojne chwile.
Po tańcu kobieta zajęła swoje miejsce. Usłyszała
wibrowanie komórki. Wyciągnęła ją i mimowolnie jęknęła- Damon. Zastanawiała
się, czy odebrać, czy może zignorować połączenie, lecz postanowiła zamienić z
nim kilka słów. Odebrała popijając drinka.
E- Czego?- warknęła ozięble.
D- Elena, gdzie ty jesteś? Wiesz, że musimy zaraz
jechać.- w jego głosie usłyszała wyrzut.
E-Musimy? Ja nic nie muszę, kochany.- prychnęła
zamawiając tequilę.
D- Elena, co to za hałas? Gdzie ty jesteś?- zirytował
się.
E- Jestem, gdzie mi się podoba. Nie martw się, wrócę
przed dobranocką.- warknęła rozłączając się.
Po wyłączeniu uczuć to ciągłe kontrolowanie Damona
zaczynało ją irytować. Nie musiała się nikomu tłumaczyć. Życie stało przed nią
otworem i żaden mężuś nie mógł jej tego zepsuć. Ale skoro już miała jechać do
tej całej Harrisówny, to dobrze by było wyjść stąd wcześniej. Wolała nie
przebywać tam za długo. W końcu w poniedziałek zaczynała pracę. Powrót do
Agencji bardzo ją nakręcił. Otworzyło się przed nią tak wiele możliwości…
Wypiła zamówioną tequilę, po czym wyszła z Olivierem
na papierosa. Oczywiste było, że się nim pożywi. Naprawdę zgłodniała. Przez
moment poczuła coś jakby kopnięcie w brzuchu. Dziecko. Czas działać.
~Damon~
Siedział na kanapie pijąc whisky. Denerwował się o
Elenę. Zachowywała się dziś nienormalnie. W sumie nie miał nic przeciwko jej
spontaniczności, lecz coś mu tu nie pasowało. Odnosiła się do niego chamsko i
chłodno. Czyżby tak źle na nią wpływał? Zaśmiał się pod nosem. Nie, to nie
możliwe. Chyba nie jest aż takim draniem. Był ciekaw, co robiła przez ten cały
dzień. I chyba lada moment miał się dowiedzieć.
Drzwi od rezydencji otworzyły się. Elena pewnym
krokiem weszła do środka. Ujrzała siedzącego męża sączącego trunek. Usiadła
naprzeciw mężczyzny uśmiechając się do niego łobuzersko.
-I jak ci minął dzień?- zagadał z złośliwym
uśmieszkiem.
Dziewczyna parsknęła śmiechem.
-Całkiem miło.- odparła nadal się uśmiechając.- A
teraz możemy już jechać, do tej twojej Flori.- dodała patrząc na niego wyczekująco.
-Okej.- odparł podnosząc się z kanapy.
Elena zagrodziła mu drogę. Musnęła jego wargi swoimi,
po czym spojrzała mu w oczy.
-Wiem, że zżera cię ciekawość, kochanie.- wymruczała
seksownie.
-Papierosy.- mruknął, lecz gdy napotkał zdziwione
spojrzenie małżonki rozwinął wypowiedź.- Księżniczko, czuję dym. Czyżbyś
paliła?
Nie otrzymał odpowiedzi, tylko mały chichot. Lada
moment znaleźli się w samochodzie. Całą drogę spędzili w milczeniu, gdyż Elena
zasnęła.
***
Dotarli do San Francisco. Znajdowali się przed piękną
willą pani Harris. Elena wysiadła z auta. Zaspana przeciągła ręce ziewając
długo. Jej uwagę przykuł uroczy dom, do którego zaraz mieli wejść. Nieźle się małpa dorobiła- przeleciało
jej przez głowę.
-Ciekawe, kiedy my w takim zamieszkamy.- rzuciła Damonowi
znaczące spojrzenie.
-Jedno twoje słowo, a już możemy zmieniać domek.-
odparł kusząco brunet.
Lenka podeszła do niego. Zawiesiła mu się na szyi, po
czym wpiła się w jego usta. Nikt nie był w stanie mu dorównać, przyznała to
sama przed sobą. Pogładziła policzek mężczyzny, uśmiechając się lekko.
-Słowo.- wyszeptała, na co ten zaśmiał się lekko.
-Zgoda. Uwolnimy się od Stefanka.- wymruczał jej do
ucha.
Zachichotała odrywając się od faceta. Damon nacisnął
przycisk, dzięki któremu w willi rozległ się dźwięk dzwonka, lecz nikt się nie
pojawiał. Elenie zaczynało się niecierpliwić. Stąpała z nogi na nogę. Facet
zerknął na nią z cwanym uśmieszkiem.
-Przyznaj się. Paliłaś.- w odpowiedzi usłyszał tylko
prychnięcie.
Cóż, otworzył drzwi przekraczając próg rezydencji.
Byli tu już kiedyś, lecz Harrisówna przeprowadziła tu wielki remont. Zresztą,
ona co rusz wprowadza zmiany. Nawoływał ją, lecz nikt nie odpowiadał. Elena
rozsiadła się na białej, skórzanej kanapie w salonie. Wlała sobie wina w
kieliszek, które stało na stoliku.
Mężczyzna poszedł natomiast do sypialni kobiety.
Zapukał szybko trzy razy i gdy popchnął drzwi, doznał szoku.
Harrisówna leżała w szlafroczku, z Clarkiem Kentem u
boku. Damon na początku nie wiedział, jak zareagować. Kobieta zauważyła go i nie
zdołała nic wykrzesać, oprócz „o”. Salvatore trzasnął drzwiami zbiegając na
dół. Wszedł do salonu, gdzie zastał rozgoszczoną Elenę, z szlugą w dłoni i
winem w drugiej.
-Elena, dziecko!- wrzasnął, lecz ona nie zareagowała.-
To może mu zaszkodzić.- dodał zirytowany.
-Ma mocną główkę, po tatusiu, kochanie.- zacmokała
ignorując męża.
Wyrwał jej papierosa i zagasił go. Spotkał się z
gniewnym spojrzeniem Salvatore’ówny.
-Damon!- usłyszeli głos Florence.
Wykorzystując chwilę nieuwagi Damona, Elena wyciągnęła
i zapaliła kolejną fajkę.
Rudowłosa zbiegła szybko po schodach, a za nią Kent
zapinający koszulę. Kiedy Salvatoreówna ujrzała ten widok parsknęła śmiechem.
-A to cyrk.- zachichotała zaciągając się.
-Damon, ja… My…- dukała nie wiedząc, co powiedzieć.-
Spotykamy się.- wykrzesała, czym wcale nie zdziwiła swojego byłego.
-Uwierz, nie zaskoczyło mnie to.- warknął spoglądając
na Clarka.
-Nie możesz jej tego zabronić.- wtrącił się
super-bohater.
Damon prychnął.
-Na nikogo lepszego cię nie stać? Mój brat jest wolny,
chcesz do niego numer?- zmroził ją spojrzeniem.
-Przestań.- nakazała lekko podenerwowana.- Elena, ty
palisz?- zwróciła się do kobiety, która wypuszczała kółeczka z dymu.
-Elena, dziecko!- krzyknął Damon wyrywając jej
papierosa.
-Co?- zdziwiła się Florence.
-Elena jest w ciąży, Rudzielcu.- wysyczał ze złością.
Salvatore’ówna jak gdyby nigdy nic zapiła następną
szlugę. Przyglądała się całej tej scence z niemałym rozbawieniem.
-I pali?- fuknęła Florence.
-Co?- nie dotarło do niego, lecz po chwili odwrócił
się do żony.- Elena, do cholery!- wrzasnął, lecz nie zrobiło to na niej
większego wrażenia.
-Oh, przestań. To w połowie wampir. Nic mu nie
będzie.- machnęła lekceważąco dłonią.
Wdech.
Wydech.
Damon ledwo powstrzymał się od wybuchu.
-Powinnaś bardziej o siebie dbać.- mruknął.
-Tak, masz rację. Pójdę się przespać. W razie czego
obudź mnie w niedzielę, w poniedziałek idę do Agencji.- rzuciła kierując się w
stronę schodów.
-Że co? Przesłyszałem się?- nie mógł uwierzyć w to, co
słyszy.
-Ah, zapomniałam ci powiedzieć. Wracam do pracy.
Super, nie?- skierowała się w kierunku schodów.
-Elena- wtrąciła Flori- wyłączyłaś uczucia?- spytała
zaniepokojona.
Na moment nastała grobowa cisza. Wszyscy skierowali
wzrok na dziewczynę, która splotła ręce na piersiach. W głowie Damona pojawiła
się żaróweczka. Właśnie to mu nie pasowało. Ta obojętność i nonszalancja z jej
strony. To wręcz oczywiste, że wyłączyła uczucia. Brunet podszedł do żony
kładąc jej dłonie na ramionach. Uciekała wzrokiem. Złapał ją za podbródek tak,
że w końcu ich oczy spotkały się.
-Elena, wyłączyłaś uczucia?- starał się być spokojny.
-Tak.- odparła obojętnie.- I co z tego? Teraz
przynajmniej czuję, że żyję. Nie jestem tak cholernie słaba i nie odczuwam tych
głupich wyrzutów sumienia. Tak jest dobrze, rozumiesz?- powiedziała, po czym
skierowała się na piętro.
Damon odprowadził kobietę wzrokiem, po czym opuścił
powieki. Po chwili uniósł je, kierując wzrok na sufit.
-Boże, ty mnie tak karzesz? Muszę to wszystko znosić?
Zakochaną Flori i jej alfąsa Kenta, a na dodatek Elenę w ciąży, która wyłączyła
uczucia?- westchnął ciężko przenosząc wzrok na Florence.
-Jeśli ten laluś opuści dom, to możemy pogadać.- rzekł
rozsiadając się w salonie i popijając whiskey.
Czuł, że kłopoty dopiero przed nim.
__________________________________________________________________
No siema :D Przepraszam was, że notka znowu nie w
terminie, ale jakoś nie miałam jak się do tego zabrać.
Jak widzicie, Elena podobnie jak w serialu wyłączyła
uczucia. Cóż, komplikacje muszą być. Mogę wam powiedzieć, że będzie śmiesznie i
tragicznie zarazem. :D Mam małą wizję Nowej Eleny, ale cicho :D
Hm... Poważnie zastanawiam się nad nowym blogiem. Ale
mam kilka pomysłów, i nie wiem, który z nich nadaje się do zrealizowania.
Nie obiecuję, kiedy pojawi się nowa notka. Możecie tu
zajrzeć za dwa, trzy tygodnie, chociaż ci, co chcieli być powiadamiani na pewno
będą.
Właściwie, ilu was, moich wiernych czytelników tutaj
jest? :D Chciałabym mniej więcej wiedzieć, więc jakbyście mogli, zostawicie
komentarze ;)
Buziakiii *.*